Lepsze wyjście
Jestem sterownikiem rozmytym na skutek zawilgocenia moich neuronów. Snuję się po ciemnych korytarzach, nie mam co robić, nie chcę mi się nic robić, robić nie ma sensu. A kto powiedział, że to ma mieć sens? Odloty i powroty - takie skakanie z miejsca na miejsce, a gdy dobrze pomyślisz, to się okaże, że nigdzie się nie ruszałeś.
Zajrzałem do łazienki - za lustrem ciemno. Kotara zasunięta, spektakl się jeszcze nie zaczął. Nie jestem zmartwiony. Oczywiście, że popatrzyłbym sobie, ale jak nie chce to nie. Po za tym możemy się rozczarować, a tak napięcie rośnie.
Z trudem piszę zaplanowaną powieść pornograficzno-meteorologiczną. Nie wyszedłem poza wstęp, gdzie Noe na swojej barce, wbitej dziobem w górę Ararat, nudzi się śmiertelnie podczas padającego nieustannie deszczu. I gdy już z Nammah, swoją żoną, przećwiczyli sześćdziesiąt dziewięć pozycji Kamasutry, zastanawia się, jak nakłonić do współżycia samicę gwiazdonosa. Niestety na nią ma również ochotę palczak madagaskarski Aye-aye, który koniecznie pragnie włożyć czułkę w nos pornogwiazdy. I w tym miejscu powieść wydała się mi zbyt szablonowa, ponieważ proponuje on Noemu współzmienność, ale Noe nie odnajduje się w tej pozycji, ponieważ musiałby stojąc na głowie, wykonywać jednocześnie taniec brzucha i cytować Wergiliusza.
Po prostu brak pomysłów. Impotencja twórcza. Dlatego włączam ponownie głośnik i słucham bajdurzeń zakatarzonego głosu:
- Planetoida wraca do naszego układu słonecznego, a Wy wraz z nią. Ostatnio była tu za czasów sumeryjskich. Jest hipoteza, że wcześniej zderzyła się z Tiamat i z tego poczęła się Ziemia i Księżyc. Dlatego jej roli nie należy nie doceniać. - Uroczyście pociąga nosem.
- Istnieje takie prawdopodobieństwo, że zechce, że tak powiem, powtórzyć ten manewr i rozmienić Ziemię na drobne. Na razie się tym nie przejmujcie. Mamy kilka pomysłów w zanadrzu, żeby temu zaradzić. Nie powiem jakich, by nie wzbudzić niepotrzebnej sensacji. Teraz i tak sytuacja jest trudna. Protesty, strajki, obcięte fundusze. Ja sam jestem jedynie skromnym, zakatarzonym wolontariuszem, więc nie miejcie do mnie pretensji, jeśli nie mówię składnie. Macie siebie, jesteście dobrze wyposażeni, nic Wam nie brakuje. A u mnie żona w szóstym miesiącu ciąży, kredyt za mieszkanie do spłacenia na trzydzieści lat. Sam mam trzydzieści sześć, także nie mam szans na wycieczki do mojego ulubionego Haydameki, gdzie likier pije się z fontanny, a tancerki są ubrane tylko w różowe boa...
- Przepraszam, poniosło mnie. Brakuje mi inwencji, a każą mi Was namówić do czegoś, czego bym sam nie zrobił. Na szczęście kończy się zasięg transmisji i mój dyżur, więc Was serdecznie pozdrawiam. Został jeszcze ostatni łyk...