J.

Nie wiem co ten tytuł znaczy. Nie mam zielonego pojęcia. Może tu chodzi o Jowisza, którego przecież zostawiłem w sinej dali? Jestem coś mu winny? Wziąłem łapówkę i się nie wywiązałem? Oświadczyłem się i porzuciłem? Fakt, ale nie pasowaliśmy do siebie osobowościowo, poza tym nie gustuję w brodatych babach, tym bardziej siwowłosych. A jednak, jakbym się nie bronił i tak wyobraźnia podsuwa mi J. bez zbędnych imponderabiliów, znaczy się sauté, znaczy się no... Staram się kontrolować wyobraźnię, nadaje J. odstręczające cechy: atawistyczny lęk przed jazdą ciągnikiem siodłowym, brudne majtki, gromadzenie w hurtowych ilościach kisielu błyskawicznego, awersja do pełzających żółwi... Niestety nic to nie daje. Dalej widzę ją jako cichą i spokojną, skorą do uciech, ekstremalną drwalkę. Na pewno zgodzi się zamieszkać ze mną w Cook w Australii, jeśli tak zapragnę, albo na jakiejś rozbitej łajbie. Ma opalone nogi i chodzi w sukienkach, ma piękne oczy mówiące wszystko... Wymarzyłem sobie Katherine Hepburn!

J. się nie narzucała, była powściągliwa, niegderliwa, miała swoje poczucie wolności. Potrafiła też być kokieteryjna. Czuła i wiedziała, jaka jest różnica między seksem a miłością - wiedziała, że to drugie skutecznie zabija głośne sikanie przy otwartych drzwiach łazienki, a to pierwsze gadanie o dzieciach.

Jedyne co mnie w niej drażniło to, że idealnie i kompletnie do mnie nie pasowała, więc przezornie starałem się na nią nie reagować, nawet wtedy, gdy mi wyraźnie dawała do zrozumienia, że chętnie spędziłaby ze mną resztę życia. Obawiałem się jednak, że B. wróci i sielanka się skończy. Raz jak miałem katar i strasznie smarkałem, od razu stwierdziła empatycznie, że świetnie mnie rozumie, bo sama ma katar od jakichś piętnastu minut, że jej pociąganie nosem nie przeszkadza i może mnie natrzeć olejkiem kamforowym, i ja ją również. Co powiedziała, niezwłocznie zrobiliśmy (ja ją nacierałem dłużej). I tak leżeliśmy natarci, wspólnie utrzymując ciepło, aż cały zapach olejku się ulotnił i J. także.

Następna strona