Granie na zwłokach

Granie na zwłokach polega na metodycznym uderzaniu w nie pałkami, aż zostanie nadany im wymiar pozwalający na zwinięcie. Na razie nie wiadomo na czym polega granie na zwłokę.

Im Ziemia stawała się większa tym planetoida mniejsza, coś jakby groszek i pomarańcza, w tej skali statek był czarną, ledwo widoczną muszką plujką. Nadlatywałem od południa a B. od północy, tak więc niebawem zniknęła mi za biegunem. Żeby móc śledzić dalszy rozwój wypadków, włączyłem telewizję. Z tej odległości miałem do dyspozycji więcej kanałów niż w dzielnicowej kablówce, a wszystkie doskonałej jakości i za darmo. Zacząłem przerzucać kanały jeden po drugim i jakie było moje zdumienie – na żadnym, dosłownie na żadnym, nie było nawet wzmianki o Nas! Żadnych relacji z lotu planetoidy, paniki na ulicach, efektownych zbiorowych samobójstw! Natomiast wszędzie tematem dominującym był Bóg, a przedmiotem sporu, polemiki, walk ulicznych, kłótni sąsiedzkich, meczy piłkarskich i wojen, było: „Kogo Bóg lubi? Który Bóg jest bardziej bo­ski? Kogo Bóg ukarze i jak? Który jest prawdziwy, a który fałszywy? I kto zna odpowiedzi na te pytania?”. Wszystkie programy miały charakter religijny. W sportowych zamiast do dwóch bramek, grało się do dwóch ołtarzy. W erotycznych - audycje tylko o Nie­pokalanym Poczęciu. Hitem filmowym był kryminał „Zemsta Abla”, a przebojem muzycznym „Trąby Jery­chońskie” w wykonaniu zabalsamowanego, wielebnego Jamesa Browna.

Nikogo na świecie nie obchodziło, że zaraz może być po herbatniczkach! Absolutny brak przygotowań do obrony, żadnej nawet symulowanej ewakuacji, gromadzenia zapasów, mobilizacji straży obywatelskiej, kopania ziemianek. Ludzie zajęci byli walką o punkty, dające dobre miejsce w kolejce oczekujących przed Uchem Igielnym. Konkurencja była bardzo ostra i bezpardonowa, większa niż przed otwarciem marketu z erotycznymi fetyszami w Islamabadzie. Zrozumiałem, że jeśli zawiodła wszechwiedza, dorobek kulturalny, polityka, technika oraz Nobliści, jedyne co pozostało i co ma sens to poszukiwanie jakiejkolwiek wiary w raj, a najlepiej kilka wiar naraz. Ludzie jak to ludzie (przecież wszyscy naraz nie przejdą przez bramkę do nieba) muszą ustalić, jaka ma być kolejność. Uprzywilejowani są kombatanci, wysocy pracownicy sektora wyznań i ich trabanci... oraz hodowcy gołębi. Dlaczego? Na razie nie wiadomo. Okazuje się, że jest kilka bramek, dlatego punkty dobrze jest zbierać u Jahwe i Allacha, nie zaszkodzi też posiadać również kilka punkcików u Manitu lub u Sziwy. Budda nie cieszy się popularnością, ponieważ nirwana jest zbyt skomplikowana i wymaga absolutnego porzucenia siebie, a przecież nie o to chodzi, żeby potem błądzić po raju nie wiedząc kim się jest.

Szans na wejście nie mają tradycyjnie liberałowie, ateiści, naturyści oraz murzyni, więc stali z boku z pokornie spuszczonym głowami i spodniami. Pisarze, masoni, artyści-konceptualiści, mądrale, niedowiarki, gwiazdy tok-show, psychiatrzy i... hodowcy gołębi(?), nawet się nie pchali i zajęli się uroczym baraszkowaniem we własnym gronie.

Wcześniej pasjonowałem się jeszcze, z rosnącym zaangażowaniem, teleturniejem „Męczennik Roku”. Startujący w nim uczestnicy mieli dokonać charyzmatycznego czynu najbardziej wpływającego na losy świata. Wszyscy a priori byli santo subito. Ku mojemu zdumieniu wygrał uczestnik, który dał się pożreć własnemu kotu. Wygrał dlatego, że w kieszeniach spodni (przetrawionych) miał porażające dowody na istnienie spisku mającego na celu wyludnić Ziemię, poprzez dodawanie do kawy weekendowych dodatków publicystycznych. Gdyby je ujawnił przed pożarciem, to zostałby pierwszym sekretarzem ONZ, dlatego wolał dać się strawić kotu i dzięki temu wygrać teleturniej. Wyznał to sam kot poddany badaniom egzegety.

Następnie zafascynował mnie instruktaż wizażysty o strojeniu zbolałej miny, połączony z warsztatami dla ochotników, którzy mieli widzów doprowadzić do płaczu. Najbardziej przekonywający był komik zawodzący treny Symonidesa „cudzoziemcze, powiedz Lacedemończykom, że wierni ich prawom, tu polegliśmy”. Doprawdy był świetny – zawyłem spazmatycznie tarzając się po dywanie!

Nagle zastygłem nieruchomo z rozdziawionymi ustami, bo program został przerwany i po chwili pojawiła się plansza z napisem „Prosimy nie regulować odbiorników. Usterki na łączach. Módlmy się!”. Przełączyłem na inne stacje – to samo! Zerknąłem przez okno na Ziemię. Była cała zasnuta chmurami dymów i zrozumiałem. B. dokonała biodegradacji! Tak wówczas pomyślałem.

Następna strona