I płynęło w eter

Jowisz odwrócił nas na drugą stronę, lecz był już za daleko, żeby zapytać: po co? Zresztą jak zaszedł za oknem w bibliotece i powrócił w oknie w kuchni, był za mały, by go traktować poważnie.

Płynęliśmy, zupełnie nie wiedzieć gdzie i jak. Żeby zrobić krok do przodu, jednocześnie statek wykonywał taneczne pa w prawo. Oprócz tego wszystko inne wróciło do dawnej rutyny - winda uro­czo zgrzytała, za ścianą znowu słychać szuranie i ciamkanie. Ciekawostką jest jeszcze sposób, w jaki Centrala próbuje się ze mną skontaktować. Otóż co włączę interkom to zamiast spodziewanego głosu spi­kera, słyszę:

- Tii...tataa...tii...tii... - I tak cały czas. Domyśliłem się, że chodzi o alfabet Morse'a, że w ten nietypowy sposób chcą mi coś przekazać, ale ja nie jestem radiotelegrafistą, żeby to na­tychmiast zrozumieć. Po pierwsze musiałem odszukać podręcznik do nauki dla amatorów krótkofalowców, odszukać w magazynie rupieci archaiczny magnetofon szpulowy (całe szczęście był wśród innych, podob­nych jemu urządzeń, które rozbieram i składam z powrotem w chwilach kompulsywnego załamania nerwowego). Znalazłem też do niego taśmę magnetyczną firmy Basf oraz mikrofon kierunkowy made in Japan, nieistnieją­cej już firmy Sony. I tak wyposażony wróciłem na­grać te wszystkie kropki i kreski. Dwa dni zajęło mi odszyfrowanie pierwszego zdania. Jeśli czegoś nie pomyliłem, brzmiało ono tak: „Letnie kursy na zimę”. Było to zdanie dziwaczne, ale drugie wprawiało w osłupienie: „Opal ciała Dunki”!

I jeszcze jedna anomalia – otóż w równomier­nych odstępach czasu włączał się ekran telewizora i po dostrojeniu emitował jakiś czarno-biały film katastroficzny. Tak podejrzewałem, ponieważ ciągle ktoś przed kimś lub czymś uciekał. Niestety, nie potrafiłem dociec, o co w nim chodzi i jak rozwija się fabuła dlatego, że obraz znikał regularnie na trzydzieści osiem minut, a także dlatego, że nie było fonii a napisy były w jakimś skandynawskim ję­zyku. Wyglądało mi to na serial południowoamerykań­ski, bo kamerzysta często skupiał się na postaciach granych przez czarnookie Latynoski, które rozgo­rączkowane coś krzyczały, wskazując za siebie.

Następna strona