Spotkanie trzecie

Gdzie się w cichych barwach zmierzchu nieba mienią

Nad zielenią

Tych samotnych bujnych pastwisk skąd w zachody

Senne trzody

Powracają ku oborom swym, dzwoniące -

Na tej łące,

Tak wieść niesie, przed dawnymi sterczał laty

Gród bogaty

W nim, w stolicy tego kraju, miał swe cugi,

Dworne sługi,

Możny książę; stąd dyktował dni spokojne,

Lub też wojnę.

Dziś od muraw tych, widzicie, ni drzewina

nie odcina

Swej zieleni; z gór się jakiś strumyk rączy

Wąsko sączy

Tu, gdzie groźny strzelał zamek wieżycami

Ni strzałami

Ognistemi, nad stubramną murów ścianą,

Zbudowaną

Z marmurowych płyt, a grubą tak, że snadnie -

Gdy wypadnie -

I dwunastu mogło na niej obok siebie stać

W potrzebie.

Któż to kiedy widział taką plenność trawy

Jak ten, skrawy

W żarach lata, dywan miękki, co swem świeżem

Zakrył pierzem

Wszelkie ślady tego miasta, skąd przez wieki

W świat daleki

Szły odgłosy bólów, uciech, tu, gdzie chwała

Rozpalała

Serca ludzkie, lub waliło je o ziemię

Hańby brzemię,

Tu, gdzie ongi szły na sprzedaż za wór złota

Grzech i cnota.

Dzisiaj tylko złom wieżyczki gdzieś na polu

Śród kąkolu

Stoi pustką rozchodnikiem obrośnięty

Liche szczęty

Pełne zielska swą postawą, tak żebraczą,

Miejsce znaczą

Gdzie się pięły w dniach zamierzchłych hen do góry

Dumne mury

Tej areny życiem wrzącej znaczą kręgi,

Gdzie zaprzęgi

Tłumnie szumnie szły na wyścig po oklaski

Z władzców łaski.

Dzisiaj wiem, że tu gdzie w cichych barw oponie

Zachód tonie

Śląc ostatnie pożegnanie naszym trzodom

Tu gdzie z wodą

Górskiej rzeczki w jeden szary cień się zlewa

Ta bez drzewa

Błoń, gdzie rycerz swego króla miał spojrzenie

W takiej cenie

Że, by w zbrojnych tych gonitwach być na szczycie

Dałby życie

Tu mnie czeka ma dziewczyna bez tchu prawie

Aż się zjawię.

Gród li miało jak daleko jak szeroko

Jego oko

Pełne gmachów wszystkie wzgórza wszystkie spady

Kolumnady

Tumy mosty akwedukty Ranek budzi

Ciżbę ludzi

Ja gdy przyjdę, milczą usta jej dziewczęce -

Wprzódy ręce

na ramieniu mi położy oczy wprzódy

Te dwa cudy

Pieścić każe potem słowa szepce lube

Na ma zgubę.

Bojowników stąd-ci słano na wsze strony

Milijony;

Na cześć bogów tu wznoszono pod niebiosy

Słupów stosy;

Złoto w biegu wstrzymywało, pełnym grozy,

Setne wozy -

Krwi gorąca! Krwi ty mroźna! Płonna praca!

Ziemia wraca

Z wieków szaleństw! Z wieków trudu nędz i grzechu

Mknie w pośpiechu!

Niechaj zginie wszech zachodów jej zawiłość!

Wszystkiem - miłość...

(Tłum. Jan Kasprowicz, 1907)