Paracelsus:
Co ja mam powiedzieć?
Festusie, ja od dziecka byłem ogarnięty
Przez ogień, gorejący i ogarniający
Mnie od wewnątrz, raz słabszy, to znowu mocniejszy,
Ale zawsze obecny, mocno odczuwalny.
To tak, jakby mistrz jakiś kierował mną z zewnątrz,
To podsycając we mnie płomień, to znów tłumiąc.
To, co mówię, jedynie w części rzecz ujmuje.
Wolę po prostu myśleć, że to jakiś anioł
Wpływa na moje myśli, uczucia i czyny,
Niż, że są to wytwory tylko mojej duszy,
Mojej lepszej natury, co tak się przejawia.
Nie wiedziałem w ogóle, co szepczę wieczorem,
Lub wypowiadam w nocy, całkiem nieświadomie.
Gdyby śmiertelny człowiek, zrodzony przedwcześnie,
Znajdował się w głębokim transie, oczekując
Na odpowiedni moment dla drugich narodzin,
Przez lata czy stulecia, i mógł zapamiętać
Wszystkie słowa przez czas ten przez siebie słyszane
Z ust osób czuwających przy jego posłaniu,
To ja też byłbym w stanie przekazać wam prawdę
O najlżejszym oddechu na moich powiekach
I delikatnych palcach czeszących mi włosy.
Młodość jest, jak to mówią i górna i durna,
Ale ja nigdy w życiu nie byłem tak bardzo
Oszołomiony – kiedy duch ten przeszedł obok,
Zwróciłem się ku niemu, jak wąż wodny, który
Instynktownie się zwraca w kierunku rusałek,
Gdy, w locie go mijając, sen mu zakłócają.
(tłum. Wiktor J. Darasz, 2016)