Biskup zamawia nagrobek w kościele świętej Praksedy
(fragment)
Marność, powiedział kaznodzieja, marność!
Stańcie przy łóżku. Czy Anzelm już wrócił?
Kuzyni, dzieci moje. Boże, nie wiem!
A ona - ludzie to postanowili,
Że was urodzi wszystkich. Stary Gandolf
Tego zazdrościł mi, bo piękna była.
A co się stało, to się stało. Ona
Nie żyje, bowiem zmarła dawno temu.
I właśnie wtedy zostałem biskupem.
Jak ona zmarła, tak i ja umieram.
Widzicie sami, że ten świat jest mrzonką.
Co to jest życie? To, że tutaj leżę
W tej izbie, krok po kroku umierając?
Długie godziny w mroku nocy pytam:
Czy jeszcze żyję, czy może umarłem?
Tylko spokoju, spokój znaczy wszystko.
Świętej Praksedy kościół był od zawsze
Miejscem spokoju. A teraz do rzeczy
W sprawie mojego pochówku. Walczyłem
O to zębami, pazurami zawsze
by mnie pochować w mojej niszy. Ale
Ubiegł mnie Gandalf, mimo moich starań.
(tłum. Wiktor J. Darasz)