Wraz z nadejściem lata zawsze najbardziej wypatrywaną przeze mnie kwestią są wycieczki na nadmorskie plaże naturystyczne. Sama idea jednodniowych wyjazdów nad morze jest o tyle dobra, że nie trzeba się trzymać ściśle jakichkolwiek ustalonych terminów - po prostu "lampa" nad morzem, a innych zobowiązań czy zainteresowań w danym dniu brak, po prostu jedzie się. W sumie przy takiej kapryśnej pogodzie, jak w naszym pięknym kraju, moim zdaniem innej opcji nie ma, bo plażowy pobyt przy braku (lub choćby niewystarczającej ilości) słońca dla mnie traci jakikolwiek sens... I tu nie ma zmiłuj - tylko liczy się bezchmurne, lazurowe niebo i odpowiednia temperatura, inaczej nie ma opcji, bym jechał.
Lato 2023 zaczęło się od przeplatanki pogody i niepogody, więc już od co najmniej paru tygodni skrupulatnie śledziłem prognozy. I pierwszy nadmorski wyjazd urodził się tak trochę znienacka, w tygodniu, w którym w mojej rodzinnej Wielkopolsce pogodowo było dość średnio i ogólnie w czasie, kiedy z powodu pogody nawet działkowego smażenia było stosunkowo mało. Opisywany dzień też miał taki być... Ale jak zobaczyłem mapy pogodowe, oczy się zaświeciły... W pasie nadmorskim dużo lepiej. Zawsze pierwszy typ to Grzybowo, ale tam jakoś trochę chmur wieszczyli, wprawdzie mniej niż w Wielkopolsce, ale jednak. Ale zauważyłem, że lepiej wyglądało Pobrzeże Słowińskie, a tam naturystyczną miejscówką są Rowy... Długo nie musiałem myśleć, tym bardziej, że na tej plaży nie miałem wcześniej okazji być, a możliwość wypróbowania czegoś nowego zawsze każdemu wyjazdowi dodaje atrakcyjności.
Dojazd w sumie płynny i bezproblemowy, choć parę remontów po drodze było (nasza narodowa tradycja - drogi potencjalnie prowadzące nad morze zawsze remontują latem...), w tym jeden, który wymagał objazdu po jakichś zadupiastych i wyboistych dróżkach. Ale to i tak lepsze niż już od dłuższego czasu omijana przeze mnie w sezonie letnim szerokim łukiem DK-11 i tamtejszy niekończący się sznurek wlokących się aut. Natomiast w czasie dojazdu zwróciło moją uwagę, że tej coraz większej ilości słońca jakoś nieszczególnie było widać i jeszcze całkiem blisko celu jeszcze było dość pochmurno. Ale jakieś paręnaście kilometrów przed morzem ukazało się błękitne, lazurowe niebo... Nie ma, jak to odrobić lekcje... Już nie pierwszy raz tak to wyglądało ;)
Pod względem lokalizacyjnym plaża w Rowach ma jedną zasadniczą okoliczność, która to jest zarówno zaletą, jak i wadą. A mianowicie leży na terenie Słowińskiego Parku Narodowego. Niewątpliwie dodaje to elementu bliskości natury, ale patrząc bardziej przyziemnie, nie daje to możliwości zaparkowania samochodu gdzieś w racjonalnym miejscu. Jedyną opcją są w tej sytuacji same Rowy, co oznacza tyle, że za parkowanie trzeba płacić. Opcji zaparkowania tam za darmo niestety nie udało mi się znaleźć :( No trudno, czasem i tak trzeba...
To cóż, parkuję auto, zabieram majdan i na plażę... Najpierw "terytorium wroga", czyli główna plaża tekstylna. Przechodzę przez to anty-inspirujące miejsce i kieruję się na wschód, gdzie ma niby być strefa "naszych". Tekstylni po jakimś czasie się kończą i... WTF?! Gdzie "nasi"?? Dalej po prostu był fragment wybrzeża w ogóle niezajęty przez plażowiczów (w powrotnej drodze widziałem na tym odcinku pojedynczych tekstylnych). Cóż, postanowiłem więc podążać dalej, aż zobaczę pierwszego golasa. No i bardzo długo trzeba było drałować, ale wreszcie dochodzę! Jest tabliczka z podpisami bywalców, a dalej majaczą jakieś nagie postacie. I już na wstępie zauważyłem, że ta plaża ta ma coś, czego nie ma żadna inna, na której dotychczas byłem - wydmowy zespół naturalnych grajdołków. Wszystko to nieco osłonięte trawkami i piaszczystymi fałdkami. W sumie to już wydmy, ale jeszcze na poziomie plaży. Daje to osłonę od ewentualnych ciekawskich. W efekcie, wszyscy się rozkładają tam - ja również sobie tam znalazłem idealną wręcz miejscówkę.
Pierwsze wrażenie - BŁOGI SPOKÓJ!! Ludzi mało, tekstylnych spacerowiczów żadnych. To są zalety takich bardziej oddalonych plaż. Potem idę do wody. No cóż, efektu "wow" nie było... Woda mocno "taka se" - zielona z obfitością pływających glonów i wodorostów. Niby to sama natura, ale jakoś mojego entuzjazmu taki stan morza nie wzbudza. Ale cóż, zdecydowałem się z kąpieli skorzystać, i to wielokrotnie. Po to m.in. nad morze jadę... Już trochę się przyzwyczaiłem do faktu, że do czystości wody w morzu w czasie moich plażowych wycieczek szczęścia nie mam... Niestety i na tę plażę dotarły śmieci, ale żeby trochę temu zaradzić, te, co były pozostawione w obrębie mojego legowiska, dołączyłem do swoich i zabrałem do kosza. A potem na wydmach widziałem mnóstwo wyrzuconych chusteczek higienicznych :( Ok, dbanie o higienę intymną przy załatwianiu się - zacna rzecz, też tak robię, ale dlaczego niektórym osobni(cz)kom tak ciężko to zabrać z powrotem?! Te chusteczki, z których ja korzystam, ton nie ważą, zakładam, że ichniejsze podobnie...
Jeżeli chodzi o bywalców, to przez znaczną część dnia już wydawało się, że będzie to mój pierwszy w historii w 100% beztekstylny nadmorski (bo śródlądowe się już takie trafiały) plażowy pobyt. W dalszej części dnia okazało się, że jednak nie... Po południu niestety przytaśtały się jakieś dwie panie po 50-ce, z których jedna była nago, a druga w stroju dwuczęściowym. Jeszcze, kiedy pod koniec pobytu tradycyjnie trochę spacerowałem (przy kącie padania słońca po 16:00 pozycja pionowa daje więcej niż pozioma ;)), mój "antytekstylny radar" wyhaczył jedną panią topless. Także początkowe nadzieje prysły - 2 wspomniane rysy na szkle sie znalazły :( Z innych kwestii to trzeba przyznać, że przez cały dzień ludzi było mało. To jest w szczytowym momencie dnia jakieś maksymalnie 10% frekwencji znanej np. z Grzybowa czy Dębek. Moją uwagę zwróciła też wysoka średnia wieku tamtejszych plażowiczów - większość to osoby zaawansowane wiekowo, a młodych jak na lekarstwo. Pewnie młodym nie chce się zapuszczać w takie knieje, w sąsiedztwie których ta plaża jest położona... Natomiast osobliwością było to, że w opisywanym dniu większość plażujących stanowiły osoby z mniejszymi lub większymi, ale wyraźnymi śladami po wcześniejszym tekstylnym opalaniu, tzw. "paskami po bieliźnie". Aż taki procent nowicjuszy by się trafił? Cóż, najwyraźniej...
Ogólnie powiem tak - plaża w sumie bardzo fajna. Jest sporo miejsca dla wszystkich, a nawet są miejscówki osłonięte od ewentualnych tekstylnych spacerowiczów, których i tak w sumie tam jak na lekarstwo. Można było się fajnie przypiec i nadać skórze nieco morskiego kolorytu. Jak najbardziej warto, by każdy miłośnik naturystycznego wypoczynku choć raz tam zawitał. Po internetach można poczytać, że to miejsce ma swoich wiernych fanów. W sumie gdyby patrzeć tylko na samą specyfikę plaży, też mógłbym się takim stać. Ale kluczowe utrudnienia logistyczne, czyli brak bezpłatnego parkingu oraz oddalenie od miejsc do zaparkowania auta, sprawiają, że częstym bywalcem tego miejsca się nie stanę, a przyjechać mogę ewentualnie tylko w realiach takich jak w opisywanym dniu - gdy tylko tam będzie zwiastowane pełne słońce, podczas, gdy w innych nadmorskich miejscówkach naturystycznych niekoniecznie.