Wszędzie dobrze (albo i czasem mniej dobrze...), ale w starym dobrym Grzybowie najlepiej... Takim hasłem można by opatrzyć tę właśnie relację. Chciałem jeszcze wykorzystać fakt, że to kolejny dość ładny tydzień tych wakacji i ten obecnie już ciemny kolor skóry jeszcze podkręcić, to i kojeny raz pojechałem. Padło na dzień, który z całego przełomu dwóch wakacyjnych miesięcy pogodowo zapowiadał się najlepiej, czyli tytułowy pierwszy dzień sierpnia.
Ale z tą pogodą, to no cóż, ten tydzień chyba już tak ma, że trochę upstrzony jednak być musi. Pojedyncze chmurki bowiem były, choć na szczęście były niewielkie i zbyt długo promieni słonecznych nie blokowały. Postanowiłem zatem tę kwestię rozwiązać tak, że aby nie było leżenia bez sensu przy braku słońca, to te krótkie pochmurne przerywniki na ogół wykorzystywałem na kąpiele w morzu. A fale były całkiem całkiem wysokie, choć do tych poniedziałkowych to było im daleko, ale i tak był konkret. Stan wody jak przy poprzednich tegorocznych relacjach z Grzybowa, zatem powtarzać się w tym aspekcie nie będę. Dodam, że po południu się zrobiło całkowicie bezchmurnie, także w sumie całkiem pozytywny pogodowo dzień.
Jeśli chodzi o kwestię tekstyliów, to znów miałem szczęście i udało mi się (jakoś intuicyjnie chyba) usadowić w sektorze, gdzie przybyli później sami nadzy plażowicze. Jednak ogólnie na plaży ludzi odzianych trochę było (na szczęście we względzie "bezpiecznej" odległości od mnie), choć wszyscy raczej towarzyszyli nagim osobom. Tekstylnych spacerowiczów standardowe ostatnio dla tej plaży ilości, czyli też niemało, choć tym razem chyba niemal wszyscy takowi w ogóle nie patrzyli w stronę golasów. Jednak ze wszystkich tych tekstylnych powodów do zera ograniczyłem jakiekolwiek spacery po plaży - były tylko pójścia za potrzebą, kiedy to zabierałem ręcznik do owinięcia się na czas przejścia w obrębie osoby ubranej w jakiś element garderoby. Ogólnie, w tym roku większy niż wcześniej odsetek tekstylizacji tej plaży wyklucza jakiekolwiek komfortowe nagie spacerowanie. Przynajmniej w moim przypadku, bo wielu innym bywalcom, z tego co można zaobserwować, w ogóle ta kwestia w nagich spacerach nie przeszkadza. Ale cóż, ich wybór, ich sprawa.
Jednak przyznać trzeba jedno - ta całkowicie naga miażdżąca większość plażowego towarzystwa to w zasadzie kwintesencja naturyzmu w czystej formie. To zresztą typowe dla tej plaży, odkąd pamiętam, i stanowi to od lat jeden z jej największych atutów. Frekwencja generalnie dość spora i przy dodaniu do tego faktu, że właśnie tę prawdziwą formę naturyzmu ci ludzie reprezentują, chyba bardziej zniechęca tych o mniej czystych myślach do zachowań takich, jakich byłem świadkiem w miniony poniedziałek w Rowach... W obrębie boiska do siatkówki widać było integrację towarzystwa tam bytującego, choć siatkówka najpierw w całości naga, potem znów w rozgrywkach uczestniczyła (chyba wciąż ta sama) tekstylna pani. Co zwróciło moją uwagę, to fakt, że sporo osób, zwłaszcza w rejonie, w którym ja byłem rozlokowany, było bez parawanów. Chyba trochę udało mi się zapoczątkować swoisty bezparawanowy sektor ;) Choć powiem szczerze, że te parawany, co akurat w mojej okolicy były, skutecznie mnie osłaniały od jednej wylegującej się ubranej pani. Także w tym względzie wszystko git.
Także ogólnie ujmując, kolejna całkiem przyjemna wizyta - skorzystanie ze słońca i kąpieli w morzu było w pełni. Kolor skóry cały czas utrzymuje się zacny. W sumie fajnie by było, gdyby w sierpniu jeszcze jakieś takie okazje się trafiły. Choć tego lata to już teraz jest i tak istny urodzaj naturystycznych plażowych wypadów...