Już tak jakoś często się składało, że saunowy rok wielokrotnie rozpoczynałem od saunowania za Odrą i Nysą. No i podobną decyzję podjąłem na styczniowy długi weekend. Ale... Miała być Satama... Tylko z paru kluczowych względów niestety ta opcja nie wyszła, w związku z tym postanowiłem, że zastępczo pojadę gdzie indziej, i tym samym uzupełnię chyba ostatnią już lukę w zakresie moich bytności w obiektach niemieckich położonych blisko naszej granicy, czyli do zlokalizowanych względem Satamy na przeciwległym krańcu Scharmützelsee Saarow Therme, znajdujących się w uzdrowiskowej miejscowości Bad Saarow. Cóż, była to pierwsza bytność i raczej również ostatnia... Ale może po kolei.
Jak to zazwyczaj przy pierwszych wizytach w danym obiekcie, zacznę od kwestii dojazdowych. Otóż obiekt położony jest w samym środku strefy uzdrowiskowej wspomnianej miejscowości, która jest wyłączona z ruchu kołowego. W związku z tym do samego obiektu samochodem dojechać nie można, ale za to przy głównej drodze przechodzącej przez Bad Saarow jest parking dedykowany klientom obiektu, a z parkingu do obiektu trzeba kilkaset metrów dojść pieszo. Ów parking jest bezpłatny wyłącznie dla klientów term. Oznacza to tyle, że kartę parkingową należy okazać w obiekcie i w ten sposób uzyskuje sią darmowe parkowanie. Ale... okazało się, że przy wyjeździe z parkingu i tak trzeba rozliczyć bilet w automatycznej kasie parkingowej. Wtedy oczywiście nie płaci się nic za parking, ale zrobić to trzeba... Ja tego nie wiedziałem i dowiedziałem się dopiero przy bramce wyjazdowej, gdy nie chciało mnie wypuścić. Trzeba było włączyć wsteczny, stanąć ponownie i "rozliczyć się". Dopiero wtedy mogłem wyjechać. Warto o tym fakcie pamiętać, by uniknąć takich sytuacji.
Jak już dotarłem do samego obiektu, to poprosiłem o wejściówkę całodzienną tylko na sauny (jest tam taka opcja), na razie bez płatności - ta jest przy wyjściu z obiektu. Do strefy saun wchodzi się po schodach (albo wjeżdża windą) na 1. piętro. Tam trzeba dość do końca korytarza i są szatnie saunowe, które są rozdzielnopłciowe - chyba pierwszy raz na takie rozwiązanie trafiłem w Niemczech. Z szatni do strefy przechodzi się przez (również rozdzielnopłciowe) prysznice i potem już wejście na strefę. Sama strefa na początku robi wrażenie (nazwijmy to) bardzo "takie se". Rzuca się w oczy straszna ciasnota... "I to w tym czymś mam spędzić cały dzień?" - myślę sobie. Ale szybko okazało się to, że to, co zobaczyłem na wstępie, to tylko część całej strefy saun. Jest jeszcze druga część, która znajduje się w budynku obok. Przechodzi się do niej przez bar, następnie przez zalatującą nieco socjalistyczną enerdowską specyfiką klatkę schodową (sama bryła budynku powstała chyba jeszcze w tamtych czasach), a na końcu przez należącą do strefy saun część zewnętrznego areału obiektu, przechodzącą tuż obok zewnętrznych tekstylnych basenów termalnych, ale oddzielnych od nich bramką. W tym drugim budynku na dole jest bar i część saunowa, na 1. piętrze wypoczywalnia, a na dachu jest taras widokowy z tężnią solankową.
Teraz może o pomieszczeniach saunowych w obiekcie. I tak, w tej ciasnej części w sąsiedztwie szatni znajdziemy najcieplejszą w tej części HikiSaunę, w której to odbywa sie więkoszość seansów. Sauna niezbyt duża, dość ciasna, z dużymi oknami z widokiem na park i uzdrowiskową zabudowę miejscowości. Obok jest BioSauna, która ma dodatkowo element koloroterapii. Sauna ta jest wprawdzie raczej łagodna, ale całkiem przyjemna, dobra na wypoczynkowe saunowanie pomiędzy seansami, czyli, według mojego osobistego nazewnictwa, "międzysaunowanie". Jeszcze w tej części jest pomieszczenie nazwane KinoSauna - bardzo łagodne ok. 50 st., dobre moim zdaniem tylko do wypoczynku po seansach, w akompanianiamencie filmów przyrodniczych. Poza tym, w tej części znajdziemy jeszcze prysznice, nieckę do schładzania, niecki do kąpieli stóp oraz grotę śnieżną. Nadmienię, że dalej w korytarzu są jeszcze pomieszczania saunowe (czy bardziej chyba łaźniowe), ale te służą tylko do prywatnych zabiegów saunowych ("Rhasul", czy coś w tym stylu), ogólnodostępne nie są. Dalej jest bar, obok którego znajduje się jedno z przejść na strefę basenową. Z usług baru nie korzystałem, także na temat ich oferty nie jestem w stanie nic powiedzieć.
Jeśli chodzi o drugą część strefy w sąsiednim budynku, to nazywa się ona zbiorczo "PanoramaSauna", z uwagi na to, że ze wszystkich saun suchych jest stamtąd widok na park i jezioro. Saunowanie z takim widokiem ma swój pewien urok, nie da się ukryć. Może idąc od południa na północ, najpierw jest KeloSauna (widać ją na zdjęciu tytułowym), w której odbywa się też część seansów. Sauna teoretycznie (przynajmniej według opisu) z ta samą temperaturą, co wspomniana wcześniej HikiSauna, ale z uwagi na jej większe gabaryty i położenie pieca w zasadzie z boku, odczucia temperaturowe są tam już wyraźnie gorsze. Dalej jest łagodna sauna solna (SalzSauna), z temperaturą raczej niską - raczej jest to pomieszczenie tylko na wypoczynek albo opcja dla osób nielubiących wysokich temperatur. Podobno o określonych godzinach są tam jakieś aromaty, ale mnie nie dane było na to trafić. Unikatem obiektu jest BrotbackSauna (sauna chlebowa), w której to znajduje się piec chlebowy i o określonych godzinach jest tam wypiekany chleb. W saunie cały czas unosi się aromat pieczonego chleba, najbardziej odczuwalny właśnie w czasie jego pieczenia. Temperaturowo sauna ta jest dość łagodna - jest dobra też raczej na "międzysaunowanie" i przy tym przyjemnym aromacie na całkiem fajną jego wersję :) Jest jeszcze w tej części łaźnia parowa - dość standardowa. Na pewno jest pozytywem było to, że nie brakowało w niej pary. Jak tylko ilość pary zaczynała się zmniejszać, piec generował kolejną porcję. Poza tym, również w tej części znajdziemy prysznice, nieckę do chłodzenia oraz niecki do kąpieli stóp. Generalnie infrastruktura obiektu, zarówno saunowa, jak i okołosaunowa, jest całkiem do rzeczy i to zdecydowany pozytyw tego miejsca.
Niestety, jest to właściwe jedyny wyraźny pozytyw, jaki jestem w stanie wskazać w tym miejscu. Teraz więc o negatywach. Pierwszym i najważniejszym mankamentem jest bardzo niska jakość seansów. Niby mają one jakieś tam dość zachęcające nazwy teoretycznie sugerujące jakąś różnorodność. Ale nic z tego. Różne są jedynie może tylko aromaty. Każda z osób tam machających (saunamistrzami niestety trudno ich nazwać...) wydaje się mieć pewien swój stały schemat i powtarza na każdym swoim seansie to samo. Jedyne różnice to różnice w schematach poszczególnych osób. Zdecydowanie najsłabiej było u pewnej korpulentnej blondwłosej pani, która w pierwszej części dnia wykonywała ceremonie w Kelo. Nie dość, że wyraźnie brakowało jej wyraźnie kondycji i już w pierwszej fazie seansu dyszała tak, jakby za chwilę tchu miało jej zabraknąć, to jeszcze na koniec seansu ręcznik przed każdym machnięciem lądował na jej (spoconych na tym etapie) plecach... Bleee! Dogrzanie oczywiście na jej seansach żadne. Owo dogrzanie jakieś tam było na seansach w HikiSaunie, i osoby wykonujące tam seanse radziły sobie już trochę lepiej, ale nie było w tych seansach nic, czym można byłoby się szczególnie zachwycać. Ogólna refleksja jest taka, że pomimo, iż to Niemcy wymyślili coś takiego, jak seans w saunie, to jednak od tamtego czasu praktycznie w tej kwestii stanęli w miejscu i w zdecydowanej większości obiektów nie robi się nic, aby rozwijać umiejętności saunamistrzowskie i by jakość seansów była na odpowiednim poziomie. I niestety jest to, co jest, czego opisywany przybytek jest niemal klasycznym przykładem... Jeszcze dodam, że do polewania wykorzystywane były wyłącznie koncentraty rozcieńczone w wodzie. Tak jak u nas wiele lat temu...
A jeszcze w kontekście seansów, to niemałą uciążliwością jest tam wchodzenie na seanse - typowo "po niemiecku", czyli już od kilkunastu minut przed ceremonią, bez wypróżniania sauny w celu wywietrzenia przed naparzaniem. Ja starałem się maksymalnie odwlekać moment wejścia do sauny, ale czekać do ostatniej chwili niestety nie mogłem, bo w wielu przypadkach już bym nie wszedł, albo by mi zostały tylko mało atrakcyjne miejsca. Dodam jeszcze, że część z tych bardzo wcześnie wchodzących osób nierzadko wychodziła jeszcze przed rozpoczęciem ceremonii... Osobliwym zjawiskiem był fakt, że na seanse w większej KeloSaunie trudniej było się dostać (czyli wcześniej trzeba było wchodzić) niż na te w mniejszej HikiSaunie, w której to nawet osoby przychodzące na ostatnią chwilę też zazwyczaj wchodziły. Moim zdaniem lepszą temperaturowo sauną była zdecydowanie ta druga, ale jak widać większość bywalców opisywanego obiektu wydaje się mimo wszystko woleć ceremonie w tej pierwszej... Z jakiego powodu - nie wiem.
O ile w przypadku seansów, to poniekąd "wiedziały gały, co brały" i jadąc do nierenomowanego niemieckiego obiektu, trudno się w sumie spodziewać czegoś innego niż powyżej opisane, to jednak teraz czas na największe gromy, i to akurat w tym kraju w mało spodziewanym aspekcie. Otóż kwestia tekstyliów i poprawności saunowania to w Saarow Therme ROZPACZ!! Zdarzało mi się już utyskiwać na tekstylne przypadki w niemieckich obiektach, ale takiej beznadziei to w tym kraju nie widziałem jeszcze nigdzie. Otóż pomimo, że wszelkie piktogramy i informacje o zasadach prawią, że cała strefa jest obowiązkowo beztekstylna, to jednak smutna rzeczywistość jest taka, że osoby w strojach non-stop pałętają się po strefie i jest to niestety tolerowane. Wynika to zapewne z bardzo nieszczęśliwego położenia półek na stroje - w różnych miejscach wewnątrz strefy, zamiast przy wejściach z basenów, w związku z czym trzeba praktycznie przejść przez całą strefę, żeby zostawić strój. W sumie to chyba znaczna część tych osób stroje zdejmuje, a przynajmniej bardzo wiele widywałem takich sytuacji, ale z pewnością nie robili tak wszyscy i były też przypadki wchodzenia w strojach do saun, albo chociażby "zwiedzania" sobie strefy w strojach. Obsługa bardzo rzadko pilnuje w tej kwestii czegokolwiek i tylko reaguje na zgłoszenia - ja 2 razy sam zgłaszałem tekstylnych w saunach... Reakcja była, ale oczekiwałbym, by jednak sami trochę podjęli wysiłki, by takich kwestii przypilnować. Tekstylnych "zwiedzających" tolerują niestety w pełni. Poza tym, z uwagi na to, że nie kontrolowali niemal w ogóle saun, to również nie wyhaczali, też niestety nierzadkich, przypadków trzymania stóp na deskach. Ale cóż, zajmowanie się barami, które to były zazwyczaj jedynymi miejscami obecności obsługi, jest zapewne bardziej opłacalne... Niemniej, dla mnie wszystkie osoby w strojach, również te, które później te stroje ściągają (ale jednak jakiś tam czas w nich są), to bardzo negatywne i wywołujące mój spory dyskomfort zjawisko. Ogólnie to zwracał uwagę fakt, że dla wielu osób jednak nagość była jakimś tam problemem, i to nie tylko dla osób pochodzących z innych kręgów kulturowych, ale również dla części niemieckich bywalców, zwłaszcza młodych... Właśnie z tego zjawiska bardzo często wynikały opisywane problemy z tekstyliami i poprawnością saunowania w obiekcie.
Jeśli chodzi o bywalców, to sporym i to raczej pozytywnym zaskoczeniem była struktura wieku bywalców. Niby to uzdrowisko i to jeszcze w bardzo zgeriatryzowanej wschodniej ścianie Niemiec, co mogłoby wskazywać na przewagę emerytów, to jednak nie! Był cały przekrój wiekowy, oczywiście oprócz dzieci, bo akurat w soboty wstęp jest od 16 lat. Było w tym całkiem sporo ludzi młodych, trochę ludzi (tak jak ja) w średnim wieku i toche starszych, ale żadna z tych grup nie była nadreprezentowana. Proporcje płci, jak zawsze w Niemczech, wyrównane. Wartym zauważenia jest też fakt, że pomimo, że wśród bywalców zdecydowanie dominowali etniczni Niemcy, było nieco klienteli zagranicznego pochodzenia, a czasem nawet dość "egzotycznej", głównie bliskowschodniej lub azjatyckiej. Niby taka domieszka kulturowej mozaiki przeważnie dodaje trochę kolorytu, ale w tym przypadku niestety część tego rodzaju osób miała problemy ze zrozumieniem idei poprawnego saunowania... Słychać było też język polski oraz język rosyjski. Ale akurat osoby posługujące się tymi językami to byli świadomi saunowicze, wiedzący, jak należy korzystać i niemający z nagością problemu.
W ramach podsumowania przyznam, że tego miejsca trochę mi szkoda. To mógłby być całkiem sympatyczny obiekt, w którym można by było zaznać całkiem jakościowego saunowego wypoczynku. Ale to niestety tylko tryb przypuszczający... Słabe seanse, a zwłaszcza koszmarne wręcz utekstylnienie obiektu sprawiają, że moim zdaniem kompletnie nie opłaca się do tego miejsca jeździć. Albo może warto jechać raz, by samemu wyrobić sobie opinię. I tyle w tej kwestii. Właśnie taka sytuacja zaistniała u mnie. Obiekt zostaje wpisany na czarną listę i więcej tam nie mam zamiaru jeździć. Takie nagromadzenie strojów kąpielowych jest po prostu ponad moje nerwy.