Po pobycie na Łużycach kolejna kwaterę na kilkanaście dni miałem na Pojezierzu Lubuskim, a konkretnej jego zachodniej części, tak więc jedyną opcją plażową była odległa aż o 50 km od mojej kwatery plaża nad Helenesee. Już na początku pobytu usłyszałem w informacjach lokalnych jednej z niemieckich stacji radiowych, że do 26 sierpnia zamykają plażę FKK (oraz jeszcze plażę dla psów) z powodu organizacji jakiejś tam imprezy muzycznej (podawali nazwę, ale nie zapamiętałem). Zasmuciło mnie to bardzo i już się zastanawiałem, że jak przyjdzie do dni przeznaczonych na plażowanie, to gdzie pojadę? Niemniej powiedzieli też, że owa impreza odbędzie się na zachodnim brzegu Helenesee, więc wywnioskowałem, że Ost-Strand powinna funkcjonować. I tak faktycznie było, niemniej, jak się później okazało, to zamknięcie West-Strand było bardzo brzemienne w skutkach...
Najpierw skupiłem się na realizacji turystycznej części wyjazdu, a dopiero pod koniec etapu i całego wyjazdu zedcydowałem się na relaks plażowy, padło więc na wspomniany w tytule sierpniowy weekend, początkowo chciałem sobotę i niedzielę, czyli w ogóle po zakończeniu wszelkiego zwiedzania, ale pogoda chciała inaczej, i zamiast soboty pojechałem w piątek, a pochmurną sobotę spędziłem jeszcze na zwiedzaniu rowerem PN Ujście Warty. Niedziela oczywiście na plaży zgodnie z wcześniejszym planem. I tak wyszło, że te dwa dni muszę potraktować osobno, bo to jakby dwa odrębne bieguny.
Zajechałem na plażę w piątkowe przedpołudnie. Niestety to kolejny w tym kraju przypadek, że plaża naturystyczna bez żadnej osłony przegródki łączy się z plażą tekstylną, odcinek przejściowy miedzy obiema plażami był CO. No trudno, to podążam rejon możliwie najbardziej oddalony od tekstylnych, rozkładam się i rozbieram. Wchodzę do wody - całkiem czysta, zachęcająca do kąpieli. Sporo piaszczystej przestrzeni, boisko do siatkówki. Siatkówka jednak, podobnie jak nad Halbedorfer See, tekstylna... Jednak problem się zaczął, gdy musiałem iść do toalety, bo te trudno znaleźć. A konkretniej rzecz biorąc, trudno wywnioskować, że budyneczek wyglądający na jakiś skład gospodarczy, to toalety... Dwa razy musiałem się pytać, zanim znalazłem... Jak już się opalałem, to niestety odczułem to, o czym pisałem we wstępie. Otóż z West-Strand cały czas dobiegało jednostajne łupanie i walenie, słyszalnie w całej okolicy, co było zapewne owym przygotowaniem do imprezy, o której słyszałem w radiu. O ciszy i spokoju zatem zwyczajnie można było zapomnieć. Z czasem jakoś się trzeba było z konieczności do tego przyzwyczaić, ale jednak plażowanie w takim akompaniamencie zdecydowanie traci na jakości. Ale jak już uszy przyzwyczaiły się do tego walenia, to wypoczynek plażowy był całkiem spoko, w typowej relaksowej atmosferze niemieckich plaż FKK - opalanie plus od czasu do czasu schłodzenie w wodzie i tak do końca dnia.
Kolejna wizyta była w ubiegłą niedzielę. Przyjechałem, rozłożyłem się z dala plaży tekstylnej, rozebrałem i zabrałem się za opalanie. Łupanina z West-Stand identyczna, jak w piątek, no ale cóż można było na to poradzić... Pozostało przywyknąć. Niemniej, później zaczęły się "schody" Zaczęło się zbierać coraz więcej ludzi, w tym również tesktylnych. Najpierw zobaczyłem jakichś chłopców w mokrych bermudach po kolana często łażących wzdłuż brzegu. Potem tuż obok mnie do naturystycznego towarzystwa rozłożonego po sąsiedzku dołączyła jakaś ok. 18-letnia dziewczyna ubrana w bikini. Siedział i ani myślała bikini zdjąć... Jak to zauważyłem, decyzja natychmiastowa. Owinąłem się ręcznikiem i przeniosłem w inne miejsce, bliżej płotu, byle dalej od niej. Niestety. Po jakimś czasie okazało, że po drugiej stronie płotu plażuje jakaś polska para odziana w stroje i jak weszli do wody to mieli moje legowisko na widoku. Zauważyłem jeszcze jedną facetkę w stroju w moim obrębie, ale spała. przenosić drugi raz mi się nie chciało. Ale jak w tym obrębie do swojej naturystycznej rodzinki dołączył jakiś nastolatek w bermudkach, miarka się przebrała. Szukam jeszcze innego miejsca. Pozostało pójść bliżej plaży T. Znalazłem miejsce z dala od tych wszystkich wspomnianych osób w strojach, wśród osób bez strojów, ale niestety było trochę pań topless.... Zniesmaczony brakiem nawet skrawka plaży, gdzie byłyby same golasy, już miałem ochotę całkowicie ewakuować się z tej plaży. Ale szkoda mi było tej pięknej słonecznej pogody, i postanowiłem jednak to wszystko przeboleć i dokończyć opalanie. Na tym jeszcze nie koniec. Wszedłem do wody i zobaczyłem wychodzące z wody dwie Polki - jedna topless, druga w bikini Już załamałem ręce, ale te legowisko miały nieco dalej ode mnie, więc zacisnąłem zęby i jednak zostałem. Słoneczko to jednak mocny argument... Co ciekawe, parędziesiąt minut później widziałem te same panie w wodze już zupełnie nagie - czyli jednak było jakieś jedno drobne światełko w tym tekstylnym tunelu i przynajmniej przez późne popołudniu mogłem względnie spokojnie się poopalać. Niemniej fakt jest taki, że w niedzielne popołudnie nie sposób było znaleźć obszar plaży, gdzie byłyby sami nadzy ludzie. W każdej części jakieś osoby w strojach albo topless. Opalanie jakoś przebrnąłem, ale kosztowało mnie to dużo nerwów i dużo samozaparcia. Myślę, że tak dużo (jak podliczę, to łącznie aż 7 osób!!) tekstylnych + sporo pań topless na części FKK i to rozłożonych tak, że nie da się od nich uciec, jest właśnie pokłosiem tej (moim zdaniem patologicznej) sytuacji, że plaża tekstylna i plaża naturystyczna łączą się ze sobą. Jak widać można trafić tak fajnie, jak piątek, ale można trafić na taką rozpacz, jak w niedzielę, kiedy to wszystkiego się odechciewa.
Powiem tak, nad Helenesee pewnie jeszcze wrócę, ale jedynie wchodzi w rachubę West-Strand. Ost-Strand po ostatniej niedzieli jest dla mnie definitywnie skreślona - po prosu tekstylna nędza i rozpacz. West-Strand jest zdaje się nieco bardziej na uboczu, dalej od plaży tekstylnej i jest być może większa szansa, że tekstylni nie będą mi tam psuć wypoczynku. W tym przypadku niestety tę opcję mi odebrano, no i odbiło mi się to przysłowiowym bokiem.