Kiedy miesiąc wcześniej po raz pierwszy wybrałem się do położonego na Wyżynie Wieluńskiej saunarium o nazwie Rzeka Miodu, to nie ma co ukrywać, że pomimo jeszcze pewnych tam niedociągnięć, obiekt zrobił na mnie spore wrażenie. Nie sądziłem, że tak prędko zawitam tam po raz kolejny, ale cóż, skoro obiekt się spodobał, a termin przypasował, to niewiele stało na przeszkodzie, by kolejny raz zawitać na drugą w historii tego miejsca noc saunową. Tym bardziej, że razem z seansami, które odbywały się już w ciągu dnia (i już bez cienia wątpliwości była jednoznaczna informacja w tej kwestii) dawało to nadzieje na naprawdę konkretną dawkę saunowania. Także wyjazdowa opcja na ten weekend jawiła się optymalna. Czy realnie się okazało tak optymalnie? Cóż, tym razem jednak nie do końca...
Początkowo plan był taki, by zawitać już przed 14:00, o której to miał się odbywać pierwszy seans. Niemniej, poprzedniego wieczora była w moim grafiku inna impreza saunowa, z której powrót był jednak dość późny, a wyspać też się wszak trzeba. Także finalnie dotarłem dopiero po 15:00, dwa pierwsze seanse dane mi było w ten sposób opuścić. Zaznaczę w tym miejscu, że bilet na noc saunową umożliwia korzystanie już z wcześniej z odbywających się ceremonii, jak i reszty infrastruktury obiektu. Przedbiegi też były wykonywane przez gościnnych saunamistrzów, którymi tym razem były osoby z różnych miejsc na południu Polski. Miał być też jeden ze stolicy, ale nie dojechał... W zasadzie ciężko to nawet jakoś specjalnie odróżniać - seanse standardowe wraz z seansami nocki stanowiły jakby jeden ciąg, tym bardziej, że wiele osób obecnych w czasie imprezy licznie nawiedzała seanse wcześniejsze. Była to niewątpliwie seria, która zapewniła różnorodność ceremonii. Były i seanse rozrywkowe z dodatkowymi atrakcjami, były ceremonie relaksacyjne, było też i konkretne dogrzanie. Nie było może jedynie seansów z historią, bo to nie domena ani tego obiektu, ani saunamistrzów wykonujących w tym dniu naparzania. W każdym razie i tak była mnogość saunowych inspiracji, w której to praktycznie każdy mógłby znaleźć coś dla siebie. Jakoś nie bardzo akurat czuję potrzebę wyróżniania którejkolwiek ceremonii - wolę po prostu bardziej ocenić cały zestaw jako solidną dawkę saunowych doznań.
Innym elementem bardzo na plus jest catering. Na ten element jakoś nie znalazło się miejsce w mojej poprzedniej relacji, więc niniejszym nadrabiam, bo jest on wart wzmianki. Jest to w formie szwedzkiego stołu i jest na bogato. Są zarówno dania ciepłe, jak i zimna płyta. Obfitość jedzenia jest na tyle pokaźna, że zdecydowanie wystarcza, by wszyscy się najedli i nikt nie narzekał na jakiekolwiek niedobory. Jest to chyba stałe podejście, bo na poprzedniej nocy saunowej wyglądało to mniej więcej podobnie. Może teoretycznie nie były to dania jakoś szczególnie lekkie, ale jednak okazały się na tyle nieuciążliwe dla żołądka, że wchodząc na seans najedzony po posiłku, szczególnych kłopotów nie odczuwałem.
W kwestii infrastruktury, to miesiąc to wprawdzie mało, by wiele znaczących zmian się pojawiło. Ale coś jednak jest - powiększony został dolny parking, co z racji faktu, że do obiektu dojechać można w praktyce wyłącznie własnym środkiem transportu, jest na pewno adekwatne do potrzeb. Poza tym, przybyło tabliczek, zwłaszcza związanych z ustaleniami regulaminowymi w obiekcie. Cóż, przydałoby się jeszcze trochę bardziej konsekwentne podejście do przestrzegania co niektórych zawartych tam punktów...
No i może o bywalcach, który to aspekt, pomimo, że w większości w porządku, to jednak w tym przypadku dostarczył już parę zgrzytów w czasie pobytu... Większość bowiem wydaje się mieć pełne pojęcie o poprawnym saunowaniu, ale zauważalne problemy już się pojawiły. Przede wszystkim, tekstylia...!! Największą zakałą wieczoru były jakieś dwie żałosne nastoletnie pannice (coraz bardziej zaczynam mieć w realiach saunowych alergię na takowe...), podobno przyprowadzone przez miejscowego saunamistrza, które wlazły sobie w staniczkach do sauny na jeden z seansów. Była wprawdzie jakaś reakcja prowadzącego seans, ale moim zdaniem zdecydowanie za mało stanowcza. Cóż, po mojej interwencji u zarządców obiektu, problem został rozwiązany na tyle, że więcej już owych pannic nie widziałem. W każdym razie totalną żenadą jest, że takie tekstylne intruzki przyprowadza ktoś, kto niby uważa się za saunamistrza... Sauny to nie są miejsca dla takich i niech się od takich kontekstów tego typu nieznające/nieakceptujące ludzkiej nagości "królewny" trzymają możliwie jak najdalej... Poza tym, zdarzył się też jeden przypadek odziania w dolną część sławetnego wdzianka "Yeye (coś tam)". Niemniej, najwyraźniej już bardziej reformowalny, bo w dalszej części wieczoru owa pani zdecydowała się saunować już bez niego. Pewnie zrobiło się to mokre i mało komfortowe i okazało się, że nago było wygodniej... Cóż, tak to chyba zawsze z tymi "kreacjami" wygląda, tylko u większości ich nosicielek raczej wstyd góruje nad zdrowym rozsądkiem i wolą one, w imię jakiejś dziwacznej wyższej idei, męczyć się z nimi przez cały pobyt... Tu jakoś wyjątkowo (chyba przy okazji epizodów z tym wdziankami, po raz pierwszy w historii...) pani poszła po rozum do głowy, z owego odzienia po prostu rezygnując...
I jeszcze w kwestii bywalców coś, co sygnalizowałem już w poprzedniej relacji - alkohol... Niby w regulaminie, który zawisł w różnych miejscach strefy, jasno jest napisane, że zabrania się korzystania w stanie nietrzeźwości. No cóż, podejście jest do tego jednak dość luźne. Niektórzy już na początku imprezy mieli konkretnie wypite, co dało się poznać po wielu zachowaniach. Przypomina to niestety podobny kierunek, jak w położonym nieopodal Sommer Residence. Oby to jednak zostało jakoś ograniczone, bo naprawdę, będzie to zmarnowanie całego uroku tego miejsca. Na trzeźwo to wszystko naprawdę wygląda dużo przyjemniej... Potem, po skargach części innych bywalców i interwencji obsługi, sytuacja się nieco poprawiła.
Ujmując ogólnie, to nie da się ukryć, że oprócz urokliwego otoczenia i stale rozwijającej się infrastruktury, obiekt zaczyna coraz bardziej zaznaczać swoją obecność za sprawą konkretnej i zróżnicowanej oferty seansowej. Tak właśnie było i tym razem. Trzeba też nadmienić, że miejsce to wciąż jeszcze jest "na dorobku" i widać dość sporą ilość marketingu, by obiekt rozpromować. No i fakt, coraz bardziej trafia do potencjalnego klienta, co widać po tym, że sporo osób (jak dowiedziałem się z rozmów z bywalcami) w czasie tej imprezy było tam po raz pierwszy. Niemniej, coraz większy zasięg tej marketingowej promocji zaczyna już docierać niekoniecznie do tych kręgów, do których trafiać powinien, co już zaczyna powodować pewne bolączki, przynajmniej jedną z których już tu dość wyraźnie dało się niestety odczuć... Cóż, to już rola zarządu obiektu, żeby to wszystko wypośrodkować. Na pewno jest potencjał, do którego dochodzi jeszcze swoisty efekt świeżości, ale żeby docelowo faktycznie z tego zaczynu powstało saunarium z prawdziwego zdarzenia, na jakie to zdaje się w tym przypadku są ambicje, o poziom jakości usług trzeba będzie konsekwentnie dbać. Żywię nadzieję, że właśnie tak będzie - to co jest dobre, zostanie podtrzymane, a z błędów zostaną wyciągnięte wnioski, i z przyjemnością będę mógł tam przyjeżdżać na jakościowe saunowanie :)
I na koniec może relacja zdjęciowa, tym razem dzienna. Trzeba było ją robić dość dyskretnie (bo już są na terenie saunowej części obiektu wyraźne zakazy dotyczące urządzeń rejestrujących), ale się udało, bez narzucania się z aparatem komukolwiek :) Trochę zatem regulamin "naciągnięty", ale w słusznym celu - dzięki temu będzie już widać pełnię uroku tego miejsca :)