Z Salonik do Budapesztu

Rowerowa wyprawa z Salonik do Budapesztu

      Tegoroczna wyprawa rowerowa miała miejsce na przełomie kwietnia i maja, jak się później okazało na miesiąc przed porodem córy. Hala - żona - stanęła na wysokości zadania i w pełni zaakceptowała mój wyjazd, który zaplanowaliśmy wraz z kolegą Michałem. Tak więc w spokojnej atmosferze domowych pieleszy mogłem przygotowywać się do wyprawy. Plan był następujący: samochodem do Budapesztu, stamtąd samolotem do Salonik w Grecji, a potem już dwukołowcami droga powrotna do samochodu. Nasza droga wiodła przez Grecję, Macedonię, Albanię, Kosowo, Czarnogórę, Bośnie i Hercegowinę, Chorwację, Serbię i Węgry. Planując wyprawę strona bikemaps pokazała szaloną liczbę blisko 25.000m przewyższeń do pokonania. Na szczęście rzeczywistość okazała się bardziej łaskawa i przejeżdżając przez góry bałkańskie zrobiliśmy około 13.000m przewyższenia, chociaż łatwe to nie było. W planie mieliśmy przejechać przez czarnogórski Durmitor znany mi z wcześniejszych wypraw speleologicznych. Jakież to było przyjemne uczucie móc siedzieć w tej samej knajpie w Zabljaku, pić to samo piwo i jeść te same "ciewapcici" co dwa lata wcześniej z ekipią jaskiniową. Te same góry oglądane z perspktywy jednośladu robią piorunujące wrażenie. Niestety w związku z zalegającym na Sedle śniegiem (miejscowi mówili że blisko 2m) nie mogliśmy przejechac przez Durmoitor i byliśmy zmuszeni objechać go dookoła, co w sumie wyszło na dobre, bo ilość i jakość widoków zapierała nam dech w piersiach.

      Pogoda w trakcie wyjazdu okazała się dla nas łaskawa i po dwóch pierwszych nieco deszczowych dniach cieszyliśmy się potem słońcem, którego pod koniec wyprawy było nawet w nadmiarze. Mile zaskoczyła nas jakośc dróg na trasie całej wyprawy. Spodziewaliśmy się - szczególnie w Albanii - dróg szutrowych, a ku naszemu zdziwieniu jechaliśmy pięknie wyasfaltowaną drogą, która wiodła przez wszystkie możliwe wzniesienia i góry. Wjeżdżając z Kosowa do Czarnogóry przejeżdżaliśmy przez przełęcz na wysokości około 1850m n.p.m, która okazała się zasypana śniegiem już od wysokości 1500m. Brnęliśmy więc w śniegu przez blisko 4 godziny. Na szczęście na przełęczy czekał nas schron z zapasami drewna i piecem typu "koza". Tam przyszło mi spędzac moje 32 urodziny.

      Po wyjeździe z Czarnogóry wjechaliśmy do Bośni i Hercegowiny, o której wiedzieliśmy tylko tyle, że leży na naszej trasie. Okazało się jednak że kraj piękny i górzysty oferujący dodatkowe atrakcje w postaci licznych jeszcze nierozbrojonych pól minowych, przez które przyszło nam jechać. Ostanie kilometry to już Chorwacja z nielicznymi pagórkami, Serbia i całkowicie płaskie jak stół Węgry. W sumie wyprawa zajęła nam 15 dni, przejechaliśmy ponad 1500km, z czego grubo ponad 1100 po górach. Dwa i pół tygodnia po powrocie urodziła nam się córa, więc wrażenia z wyjazdu po Bałkanach musiały ustąpić nowym przeżyciom i zajęciom.

Yogi

PS: Poniżej przedstawiam film z tego wyjazdu, zapraszam serdecznie do oglądania!