Obóz kursowy - marzec 2016
Podczas tegorocznego tatrzańskiego wyjazdu klubowego,
swój obóz zimowy mieli również kursanci.
Poniżej przedstawiamy relacje każdego z nich,
opisujące pojedyncze dni kursu:
"Jaskinia Kasprowa Niżnia 3.03.2016 - Partie Gąbczaste, Gniazdo Złotej Kaczki od dwóch stron.
Pierwszego dnia kursu wyruszyliśmy do Jaskini Kasprowej Niżniej. Dojście zielonym szlakiem z Kuźnic do Kasprowej Polany nie sprawiło nam większego problemu. Krótki przystanek topograficzny pomógł nam zapamiętać lokalne nazwy. Po zejściu ze szlaku napotkaliśmy sporo powalonych drzew, które układały się w tor przeszkód. Chwilę później byliśmy już przy wejściu do jaskini. Z relacji znalezionych w internecie i zasłyszanych od znajomych wynikało, że poziom wody może być dość wysoki. Pierwotny plan zakładał przedostanie się do syfonu Danka, jednak już wysoki stan wody na wejściu i brak pontonu oswajał nas z myślą o zwiedzaniu alternatywnych partii jaskini. Gdy dotarliśmy pod Wielki Komin, Dorota ochoczo zabrała się za jego poręczowanie. Ponieważ zabraliśmy tylko jedną dłuższą linę (~38m), ostatnia osoba od razu deporęczowała komin, by umożliwić szybki powrót "na złodzieja".
Kolejną przeszkodą okazało się zalane dno korytarza, które jednak nie odstraszyło nas od dalszej eksploracji. Po kilku próbach badania głębokości dna przetrawersowaliśmy napotkane jeziorko i, pomimo wody w kaloszach, radośnie dotarliśmy do Gniazda Złotej Kaczki. Nasze przeczucia potwierdziły się. Gniazdo zalane. Wszyscy kursanci obowiązkowo "przywitali się" z syfonem i rozpoczęliśmy powrót nad Wielki Komin. Szybki rzut oka na plan jaskini i wybór drogi przez Partie Gąbczaste. Już pierwsze jeziorko dostarczyło nam nowych atrakcji. Pomysł Jacka z założeniem pętli asekuracyjnej okazał się bardzo pomocny przy trawersowaniu. Następnie dojście do rozgałęzienia i wybór prawego ciągu. Ciasno i mokro. Uczymy się nowych technik pokonywania zalanych części korytarza. Znów woda w kaloszach i rękawach, jednak uśmiech nas nie opuszcza. Lewarujemy kilka kałuży po drodze i przedostajemy się do Wielkiego Korytarza. Chwila odpoczynku i czas na podziwianie jaskini, a następnie zjazd do Gniazda Złotej Kaczki od drugiej strony. Szybki powrót przez Partie Gąbczaste i opcjonalna kąpiel podczas trawersowania jeziorka. Sprawny deporęcz jaskini i obranie kursu na wyjście.
Zmęczenie daje o sobie znać. Kolega Marek z Sopotu niefortunnie odpada ze skalnego prożku i uszkadza sobie staw kostkowy. Z niewielką pomocą wychodzi jednak cało z opresji i już po chwili wszyscy razem pijemy gorącą herbatę przy wyjściu z jaskini."
tekst: Janek Kulanek
"Jaskinia Czarna 4.03.2016 - nad Komin Węgierski.
W piątek rano, w nastrojach: „wczoraj zaprawa, dziś nie zabawa”, wyruszyliśmy z bazy do Doliny Kościeliskiej, z której, po dotarciu na Niżną Polanę Pisaną, odbiliśmy w lewo, w kierunku lasu. Podejście było strome, a i drogę można było zatracić idąc, naturalnie, jak nakazał Instruktor, „po śladach”. Jeszcze tylko ostatnia, „przyprawiająca o ból głowy, stromizna” i docieramy pod otwór główny. Tu, na miejscu, spotykamy grupę kursową z Krakowa. Wchodzą pierwsi, my czekamy. Oblodzona zlotówka sprawiła nieco problemów zarówno przy poręczowaniu, jak i przy zjeździe. Koniec końców cały nasz zespół szczęśliwie dociera na dół.
Partie III Komina zostawiamy za sobą - nie one były tego dnia naszym celem. Wędrujemy śmiało pod Prożek Rabka. Tu pojawia się pierwszy problem – no niby taki prosty (patrząc z dołu), a jednak, ściąga mnie niemiłosiernie w lewo i w dół. Po kilku próbach daję za wygraną. Pałeczkę przejmuje Ela i dzięki swojemu sprytowi znajduje gdzieś wysoko klamę. Wywspinawszy prożek, zakłada stanowisko – możemy ruszać dalej. Stromo opadającym w dół korytarzem docieramy do Sali Francuskiej, skąd już tylko chwila do Trawersu Herkulesa. Tu ponownie spotykamy grupę krakowską – oni już wracają, a przed nami jeszcze najcięższe zadanie.
Po dobrym poręczowaniu trawersu przechodzą wszyscy, ja deporęczuję. Mała, a tak pomocna wskazówka Instruktora pozwala na w miarę sprawne rozprawienie się z linami. Dzięki Jacku! Idziemy dalej. Docieramy pod Komin Węgierski. Tak, tak, najtrudniejsze zadanie tej akcji. Komin uparty, nie przepuścił nas za pierwszym razem, choć Ela i Janek robili co mogli, żeby z nim wygrać. Dopiero trzecie podejście i determinacja Janka doprowadziły do zaporęczowania pierwszej części komina. Gdy docieram na miejsce, pokonawszy pierwszą połowę, Janek już trawersuje komin. W ślad za nim podąża Dorota, zakładając przepinki. Ostatnia przechodzi Ela ściągając za sobą liny. Jeszcze tylko druga połowa i wychodzimy na górę. Komin Węgierski robi wrażenie. W zasadzie wrażenie robi fakt, że stoisz nad kilkudziesięciometrową przepaścią, a będąc jeszcze wpiętym w linę pod nogami masz kawałek skały. Myśli? Uff, fajnie, że już na górze, ale czy kaloszki nie zawiodą? Nie, na pewno nie, wszak kaloszki charakteryzują się nieocenioną przyczepnością.
Po krótkim odpoczynku na górze podejmujemy decyzję o odwrocie i porzuceniu planów przetrawersowania Smolucha i dotarcia nad Jeziorko Szmaragdowe. Niestety nasze zmagania zajęły nam więcej czasu niż byśmy sobie tego życzyli. Z Komina Węgierskiego wycofujemy się „na złodzieja”, który, choć założony poprawnie nie chciał puścić. Heroiczna walka Eli po kilku minutach umożliwiła ściągnięcie liny. Przy Trawersie Herkulesa zakładam złodzieja i wszyscy sprawnie docierają na dół. Razem z Jankiem zbieramy linę i gonimy resztę zespołu. Potem jeszcze tylko kolejny „złodziej” na Prożku Rabka i trafiamy pod zlotówkę. Gdy wychodzimy na zewnątrz, wita nas ciemny las, niska temperatura i perspektywa zejścia, a właściwie opuszczenia się na linie „przyprawiającą o ból głowy stromizną”. Potem jeszcze tylko ośnieżone i oblodzone zejście lasem i docieramy na dno Doliny Kościeliskiej.
Piękna, spokojna, ciemna dolina, oświetlona tylko naszymi czołówkami. Nie ma już stromych zejść. Patrzymy w niebo. Nad głowami mamy cały gwiazdozbiór, aż chciałoby się go dotknąć. Fajna nagroda."
tekst: Asia Dindorf
"Szkolenie zimowe - 5.03.2016
5 marca w ramach "Obozu tatrzańskiego" odbyliśmy szkolenie "bałwankowe". Niestety śniegu było jak na lekarstwo, więc nie mogliśmy przećwiczyć wszystkich elementów, jednak Jacek robił co mógł, żeby zademonstrować nam umiejętności hamowania czekanem, chodzenia w rakach, zjazdu z grzyba śnieżnego, z czekana i z torby z Ikeii. Wypróbowaliśmy odnajdywanie zasypanego w lawinie przy pomocy detektora lawinowego i sondy lawinowej, co okazało się wcale nie tak prostą czynnością. Zajęcia, mimo nie najlepszej pogody, były przyjemne i ciekawe."
tekst: Elżbieta Noszczyk
"Jaskinia Miętusia 06.03.2016 – korytarz nietoperzowy, sala pod Wantule.
Mogę śmiało stwierdzić, że pogoda nie jest sprzymierzeńcem naszego kursu. Chociaż dzień obudził nas słońcem i wszystko zapowiadało się dobrze to jednak wychodząc z bazy w kierunku Doliny Kościeliskiej okazało się, że silny wiatr i deszcz będą naszymi kompanami tego dnia. Odbijając z Cudakowej Polany można było zobaczyć jak bardzo zmienił się krajobraz po ostatnich halnych w Tatrach. Na tyle, że odbicie do Doliny Miętusiej nie przypominało w ogóle tego, które pamiętam sprzed pięciu lat. Pod otwór docieramy przemoczeni. Pogoda niestety nie poprawiła się więc bez przerwy na posiłek wskakujemy do otworu jaskini. Jedynym plusem tych warunków było to, że Rura wlotowa nie była oblodzona.
Za Salą z Matką Boską pokonujemy (z pomocą instruktora) wspinaczkę i udajemy się w siec korytarzy. Największa atrakcją tego wyjścia było oczywiście rejs klubową barką, czyli po prostu przepłynięcie zalanego korytarza pontonem. Nie było by w tym nic szczególnego gdyby nie fakt, że ponton był wątpliwej jakości i każdy kurs dostarczał dużą dawkę adrenaliny. Jeszcze tylko przejście kilkuset metrów zalanymi korytarzami do Sali pod Wantule i możemy zawracać. W drodze powrotnej jeszcze jeden krótki zjazd i rura do góry Rurą! ;) Wyjście na powierzchnie powitało nas zdecydowaną poprawą pogody, do tego stopnia, że w drodze powrotnej udało się nam zaliczyć szybki kurs topografii na Wyżniej Miętusiej Równi"
tekst: Dorota Klar
Więcej zdjęć z całego wyjazdu znajdziecie TUTAJ.