Pribaltika 2011 Już drugi raz w te wakacje dane mi było przeżyć wyprawę
rowerową. Na pierwszej wraz z narzeczoną objechaliśmy Toskanię, natomiast druga
miała mieć charakter bardziej samczy. Wraz z kumplem po szybkich konsultacjach
telefonicznych zdecydowaliśmy się na termin i cel podróży. W związku z tym że
miała to być pierwsza większa rowerowa wyprawa Krzycha wybraliśmy tereny raczej
płaskie, żeby nie zamęczać się podjazdami. Samolotem z Warszawy przez Rygę do
Helsinek – taki był pierwszy etap podróży. Potem już na rowerach. Ustaliliśmy
sobie dwie poprzeczki: cel minimum czyli Kowno i ewentualny powrót autobusem do
Polski i cel ambitny: Suwałki i powrót pociągiem na Śląsk. Ramy czasowe naszej
wyprawy określały daty weekendów. W sumie mieliśmy na całość 8 dni. W
porównaniu z wyprawą toskańską gdzie po drodze zaliczaliśmy całe mnóstwo
włoskich i etruskich zabytków, tu skupiliśmy się raczej na przejechanym
dystansie i tempie jazdy. A więc dzień podobny do dnia: rano ogarnięcie
obozowiska, śniadanie i wyjazd, po drodze szybkie postoje regeneracyjne a
wieczorem kąpiel w napotkanym jeziorze i wieczorne Polaków rozmowy. Drogi
jakimi przyszło nam jechać miały przeróżny charakter: od przyjemnych i
wygodnych asfaltów po dukty leśne i polne szutry. Niezależnie jednak od jakości
drogi jeden element był niezmienny: wiatr, a właściwie „wmordewind”. Nie jestem
zbyt doświadczonym meteorologiem, ale mam wrażenie że na przejechanych przez nas rejonach dominuje
wiatr z południa. Wiatr, który nie tylko nie pomaga, ale odbiera prawdziwą
radość z jazdy.
W trakcie wyprawy nie zabrakło też kontuzji i trudnych
decyzji. W połowie wyjazdu Krzychowi nawaliło kolano i niestety musiał wracać
do domu pociągiem. Ja zdecydowałem się na samotny rajd po dalszej części
Inflantów. Nie mając nic innego do roboty, ani nikogo do pogadania siedziałem w
siodełku i pedałowałem, a kilometry uciekały. I tak udało mi się w 7 dni
zrealizować cel podróży jakimi były Suwałki. Ostatni dzień to ponad 220km w
siodle z czego grubo ponad 80km po szutrach i niestety w deszczu. Więcej i
bardziej szczegółowych informacji znajduje się w nakręconym przez nas filmie.
Myślę, że wrażenia audiowizualne w lepszy sposób przybliżą klimat wyprawy. PS: Filmik zawiera niecenzuralne słowa, dlatego odradzamy oglądania dzieciom i ludziom o wrażliwym słuchu.
autor relacji i filmu: Paweł Szczepaniak
|
|