„Tchnienie Boga” – Vincent Shigeto Oshida OP (1922-2003)

Dla polskiego czytelnika postać ojca Vincenta Oshidy OP jest raczej mało znana, chociaż można było o nim przeczytać w różnych publikacjach[1].  Dlatego też w tym krótkim wprowadzeniu postaram przedstawić nie żyjącego już dominikanina, pochodzącego  z dalekiej Japonii. Shigeto Oshida  urodził się w 1922 roku. Mówił o sobie: "że jest buddystą, który spotkał Chrystusa".   Na jego podejście  do  życia  wpłynęło uratowanie go od utonięcia w morzu w czasie kąpieli.  To doświadczenie było rodzajem oświecenia, które postawiło przed nim pytanie dotyczące sensu życia.  Uwieńczeniem jego poszukiwań było wstąpienie do zakonu dominikanów w 1951 roku.  Studia zakonne odbył w Kanadzie. W latach 60-tych XX wieku założył  małą wspólnotę  („soan”) w miejscowości Takamori (jej nazwa oznacza Wysoki Las), oddalonej 150 km od Tokio,  w japońskich  Alpach. Ta katolicka wspólnota – japońska nazwa „soan”, oznacza klasztor w  stylu indyjskiego aśramu,  gdzie członkowie małej  społeczności (przez wiele lat mieszkał tam o. Oshida i trzy siostry dominikanki) mieszkali  w bliskości biednych sąsiadów, praktykując prosty  styl życia, na który  składały się: praca fizyczna, przedłużona medytacja, otwartość domu na różnych gości, i centrum, które stanowiła  Msza św. jako najważniejsze wydarzenie dnia. Jeden z moich współbraci, który bywał u o. Oshidy opowiadał, że rzeczywiście Eucharystia sprawowana przez tego dominikanina Japończyka była niesamowitym przeżyciem, wielka prostota i głębia spotkania która jakby emanowała z całej liturgii, gdzie było dużo czasu na milczenie pełne kontemplacji.  Ojca  Oshidę słusznie można uznać za pioniera dialogu międzyreligijnego, ale on sam wolał używać  wyrażenia  "spotkanie w głębi" a nie "dialog", ponieważ nie chciał  aby przykładano  zbyt dużą  uwagę  do słów i zdań.

Wspólnota w Takamori,  była  otwartą dla wszystkich, i  byli  oni mile widziani, zarówno chrześcijanie  różnych wyznań, jak i członkowie innych religii, oraz ci , którzy szukali  duchowości  lub po prostu szukali  pomocy w problemach osobistych. Sam szacunek i poważanie dla "tajemnicy Bożej obecności, która mieszka w każdym ludzkim sercu" była widoczna  wobec  wszystkich pojawiających się  w tym miejscu.

Właściwie rzecz biorąc, we wspólnocie nie było obowiązującej jednej "reguły" czy w ogóle jakiś reguł! Życie w było oparte na czterech zasadach:


• Otwartość na wszystko, co tworzy klimat, w którym każdy stara się być prawdziwie sobą, bez masek, prostota bycia sobą.
• Odrzucenie własności osobistej i wspólnej, na ile to możliwe i ograniczenie się do posiadania tego, co jest absolutnie niezbędne dla codziennego życia. Poziom życia ma być podobny do życia  większości okolicznych  mieszkańców: niski stół, poduszki do siedzenia na ziemi i półkę. Do spania w pustelni, wystarczy rozwinąć cienki materac, prześcieradła i poszewki na ziemi.
• "Kto nie wstanie o godz.  5.30, na dźwięk dzwonu, nie jest częścią Soan (wspólnoty)."  To jest wezwanie dla każdego, tak aby w swoich wyborach  kierować się poczuciem odpowiedzialności wobec wspólnoty,  i być dyspozycyjnym wobec niej , szczególnie być chętnym do pracy, być wrażliwym  na potrzebę chwili.

• Wspólnota nie ma długoterminowych planów, wszyscy żyją teraźniejszością, pozostawiając Bogu, troskę o następny dzień. "Codzienność, jest tym, z czym zmierza się każdego dnia nasze życie."


Sam dominikanin tak opisywał „soan” jako "samo życie, jak oddech, który pogłębia każdy dzień, starając się zbliżyć swe Boskie źródło.  Życie, które płynie jak rzeka zawsze do przodu bez jakiejkolwiek części która może się  zatrzymać,  nie zatrzymując nic dla siebie. "Aby zrozumieć subtelności takich zwrotów, trzeba zrozumieć podstawowe cechy tradycyjnej kultury japońskiej. Z jednej strony zawarta jest tutaj wielka miłość do natury oraz pragnienie życia w komunii z nią,  wynika z najstarszej religii: shintoizmu. Z drugiej strony, istnieje "duch Zen ", który ma swoje źródło w religii przodków, w buddyzmie. O. Oshida tak określa  Zen: "To stan - a raczej droga do pewnego stanu, w którym wszystko, co istnieje jest postrzegane z punktu widzenia, który jest  poza nami, w Bożym świetle. Zen dąży do pogłębienia wewnętrznej ciszy, jest to droga do umierania w sobie, umierania w Słowie Bożym, tak aby pozwolić być unoszonym przez tchnienie Boga". Duch zen ukazuje nietrwały charakter wszystkich rzeczy i wskazuje jednocześnie na konieczność poszukiwania rozwiązania zagadki pochodzenia naszego istnienia poza koncepcjami. Na przykład z takich elementów złożone jest chrześcijaństwo.  Ojciec Oshida urodził się jako buddysta i  praktykował zen, aż do dnia, kiedy spotkał  prawdziwego chrześcijanina, i doświadczył obecności Chrystusa w tym człowieku.


Dla niego to był duchowy wstrząs, to przeżycie na tyle było silne, że został chrześcijaninem i wstąpił do dominikanów. Często powtarzał: "Nigdy nie próbowałem zintegrować Zen z moim chrześcijaństwem. Zen jest integralną częścią mojej duszy i mojego ciała od momentu moich narodzin. Jeśli nastąpiła integracja we mnie, to uczynił ją  sam Chrystus, bez mojego udziału ".


Wracając z nowicjatu dominikanów w Kanadzie, o. Oshida doznał nawrotu gruźlicy, która doprowadziła go do otarcia się kilka razy o śmierć: ". Choroba jest moim guru, moim mistrzem duchowym, uczyniła mnie podatnym materiałem w rękach Boga. To był taki moment, który przede wszystkim ukazał mi  potrzebę znalezienia swojej  tożsamości  jako człowieka urodzonego w kraju, który posiada swoją historię, cywilizacje  i tradycję".

Ten katolik  Japończyk często był proszony aby podzielił się  swoją duchową drogą; dla niego  szlachetne milczenie zen dawało mu  wiarę  w człowieka,  który umarł na krzyżu, głosząc uniwersalne przebaczenie. "Przebaczenie jest milczeniem w głębi ciszy",  wyjaśniał  dominikanin:  "Aby zachować milczenie należy  wejść w  łono Boga. Chrystus jest w centrum Zen ". Śmierć Oshidy  jest najlepszą ilustracją chrześcijańskich możliwości w  mistycyzmie  Zen. W klasztorze Takamori, w ostatnich dniach swojego życia, spędzał dużo czasu kontemplując wielobarwne odcienie jesieni na okolicznych wzgórzach.  Patrząc na spadające  na ziemię liście, pełne pewnej finezji,  wypowiadał słowa, które pozostały  na jego ustach aż do ostatniego jego tchnienia: "Bóg jest cudowny! Amen, Amen! " Jego twarz po śmierci, która nastąpiła 6 listopada 2003 roku, promienieniała  pięknem  i pokojem.

Mariusz Woźniak OP

[1] Warto zwrócić na kilka publikacji, do których dotarłem, a które są dostępne w języku polskim: Włodzimierz Fenrych, Ojciec Oshida odchodzi do Domu, W drodze 366 (02/2004), s. 67-74; Krzysztof BROSZKOWSKI OP, Boże Narodzenie w Japonii, LIST 12, 1994. Warto wejść na blog Włodzimierza Fenrycha, gdzie jest recenzja książki o. Oshidy, "Takamori Soan - teachings of Shigeto Oshida, a Zen Master", Buenos Aires, Argentina: Talleres Graficos Color Efe, 2009; Włodek Fenrych - pytania obieżyświata. http://wlodekfenrych.bloog.pl/id,4458895,title,Czy-mozna-byc-jednoczesnie-ksiedzem-i-mistrzem-zen,index.html?ticaid=6e787

Artykuł ukazał się w: Chrześcijańska Medytacja Nr 19/ Czerwiec 2012