Ku ciszy (7) Richard Rohr OFM 

Richard Rohr OFM / Urodził się w 1943 roku w Kansas. Do zakonu franciszkańskiego wstąpił w 1961 roku, a w 1970 przyjął święcenia kapłańskie. Obecnie mieszka w pustelni w pobliżu klasztoru franciszkańskiego w Albuquerque, prowincja Nowy Meksyk. W 1987 roku założył Centrum Działania i Kontemplacji, którego jest dyrektorem. 

Większość katolików i protestantów nadal myśli o wcieleniu jako jednorazowym i jednoosobowym wydarzeniu, związanym z osobą Jezusa z Nazaretu, zamiast o kosmicznym wydarzeniu, które od początku napełniło całą historię boską Obecnością. Oznacza to zatem, że: • Bóg nie jest starcem na tronie. Bóg sam w sobie jest relacją, dynamizmem nieskończonej miłości między boską Różnorodnością, jak pokazuje to doktryna o Trójcy Świętej. (Zauważ, że Księga Rodzaju 1,26–27 używa dwa razy liczby mnogiej, aby opisać Stwórcę, „stwórzmy na nasz obraz”). • Ta nieskończona miłość Boga obejmowała wszystko, co Bóg stworzył od samego początku (Ef 1,3–14). Jest to więź naturalna i całkowita. Tora nazywa to „miłością przymierza” jako bezwarunkową umową, którą Bóg zarówno inicjuje, jak i wypełnia (nawet wtedy, gdy my jej nie odwzajemnimy). • Boskie DNA Stwórcy jest obecne we wszystkich stworzeniach. To, co nazywamy „duszą” każdego stworzenia, można uznać za to, jak Bóg rozpoznaje siebie w tym stworzeniu! Wie, kim 2 Św. Atanazy, De Incarnatione Verbi 45. Wydawnictwo WAM Wszelkie prawa zastrzeżone© 38 Uniwersalny Chrystus. Prawda, która zmienia wszystko jest, i z czasem tym się staje, podobnie jak każde ziarno i jajko. Tak więc lepszym określeniem na zbawienie będzie „odnowienie”, a nie „wyrównanie rachunków”, które nam wpojono. Chyba tylko takie określenie zasługuje na miano „Bożej sprawiedliwości”. • Jak długo trzymamy się obrazu Boga, który wymierza adekwatną do przestępstwa karę, zamiast Boga, który odnawia wszystko, tak długo nie mamy w istocie żadnej dobrej nowiny; taka nowina to nie jest ani dobra, ani nowa, ale ta sama do znudzenia powtarzana historia, w której sprowadzamy Boga do naszego poziomu. Istotą wiary jest akceptacja tego, że  jesteśmy całkowicie zaakceptowani! Nie możemy prawdziwie poznać siebie, nie poznając również Tego, który nas stworzył, i  nie możemy całkowicie zaakceptować siebie bez przyjęcia radykalnej akceptacji, którą darzy nas Bóg, włączając w to każdy element naszego istnienia. Łatwiej nam będzie zrozumieć tę niezwykłą Bożą akceptację, jeśli rozpoznamy ją w doskonałej jedności ludzkiego Jezusa z boskim Chrystusem. Zatem rozpocznij od Jezusa, potem dołącz siebie, aż  wreszcie obejmiesz wszystko inne. Jak mówi Jan: „Z  Jego pełności (pleroma) wszyscy otrzymaliśmy łaskę po  łasce” (1,16) lub „łaskę, która odwdzięcza się łaską”  – to  może być jeszcze trafniejszym tłumaczeniem. Aby dotrzeć do łaski, musisz jakoś od łaski rozpocząć, a potem łaska towarzyszy ci już przez całą drogę. Inni ujmują to tak: „To, dokąd dotrzesz, zależy od tego, jak tam idziesz”. 

/ Richard Rohr OFM, Uniwersalny Chrystus, s.38-39 / WAM 2023

***

Światło i oświecenie 

Czy zauważyliście kiedyś, że wyrażenie „światło świata” jest używane do opisania Chrystusa (J 8,12), ale Jezus stosuje to samo zdanie do nas? (Mt 5,14: „Wy jesteście światłem świata”). Niewielu kaznodziejów kiedykolwiek mi to wskazywało. Najwyraźniej światło jest czymś, co widzisz bezpośrednio, ale także czymś, dzięki czemu widzisz wszystkie rzeczy. Innymi słowy, wierzymy w Chrystusa, abyśmy mogli mieć wiarę w Chrystusa. Taki jest cel. Chrystus i Jezus wydają się cieszyć, służąc bardziej jako przewodnicy niż jako ostateczne, potwierdzone dowodami odpowiedzi. (Gdyby było inaczej, wcielenie nastąpiłoby po wynalezieniu aparatu fotograficznego i kamery wideo!). Musimy najpierw patrzeć na Jezusa, aby móc później widzieć świat Jego oczami. Świat nie ufa już chrześcijanom, którzy „kochają Jezusa”, ale jak się wydaje nie kochają niczego innego. 4 Por. R. Rohr, Just This, London 2018, s. 7. 

W Jezusie Chrystusie mamy dostęp do szerokiego, głębokiego i wszystko ogarniającego spojrzenia Boga. To być może jest cały sens Ewangelii. Musisz najpierw zaufać posłańcowi, zanim będziesz mógł zaufać przesłaniu i, jak się wydaje, to właśnie jest strategia Jezusa Chrystusa. Zbyt często zastępowaliśmy przesłanie osobą posłańca. W rezultacie spędziliśmy dużo czasu, czcząc posłańca i próbując innych ludzi nakłonić do tego samego. Zbyt często taka obsesja stawała się pobożnym substytutem dla rzeczywistego podążania za tym, czego On nauczał, a przecież kilkakrotnie prosił nas, abyśmy za Nim poszli, naśladowali Go, ale ani razu nie prosił, abyśmy Go czcili. Jeśli uważnie śledzimy tekst, to zauważymy, że Jan przedstawia nam bardzo ewolucyjne ujęcie przesłania Chrystusa. Zauważ, że używa czasownika niedokonanego, mówiąc: 

„Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi (erxomenon)” (1,9). Innymi słowy, nie mówimy tu o jednorazowym Wielkim Wybuchu w naturze czy jednorazowym wcieleniu w Jezusie, ale o ciągłym, postępującym ruchu, który trwa w nieustannie rozwijającym się stworzeniu. Wcielenie to nie jakieś wydarzenie, które miało miejsce dwa tysiące lat temu, ale ono toczy się przez cały czas i będzie kontynuowane. Widać to w znanym zwrocie „powtórne przyjście Chrystusa”, który niestety został odczytany jako groźba („Poczekaj, aż twój tata wróci do domu!”), podczas gdy poprawniej byłoby mówić o „wiecznym przyjściu Chrystusa”, w którym nie ma groźby, a nawet więcej, jest to trwająca obietnica wiecznego zmartwychwstania. Chrystus jest światłem, które pozwala ludziom widzieć rzeczy w ich pełni. Dokładnym i zamierzonym skutkiem bycia w takim świetle jest widzenie Chrystusa wszędzie. 

W istocie jest to moja jedyna definicja prawdziwego chrześcijanina. Dojrzały chrześcijanin widzi Chrystusa we wszystkim i w każdym. Jest to definicja, która nigdy cię nie zawiedzie, zawsze będzie żądała od ciebie więcej i nie da ci żadnych powodów do zwalczania, wykluczenia lub odrzucenia kogokolwiek. Czy to nie ironia? Celem życia chrześcijańskiego nie jest odróżnianie się od bezbożnych, ale trwanie w radykalnej solidarności ze wszystkimi i wszystkim innym. Jest to pełny, ostateczny i zamierzony efekt wcielenia – jego ostateczność symbolizuje krzyż, który jest wielkim aktem solidarności Boga w miejsce sądu. Bez wątpienia Jezus doskonale oddaje ten tok rozumowania, a tym samym przekazał go reszcie historii. W ten sposób mamy naśladować Chrystusa, dobrego Żyda, który sam widział i ukazywał innym Bożą obecność w poganach, takich jak Syrofenicjanka i rzymski centurion, którzy za Nim szli; w żydowskich poborcach podatkowych, którzy współpracowali z Imperium; w fanatykach, którzy się temu sprzeciwiali; we wszelkiego rodzaju grzesznikach; w eunuchach, pogańskich astrologach i wszystkich tych „poza prawem”. W rzeczywistości te „zagubione owce” odkryły, że dla Niego wcale nie były zagubione, a nawet stały się Jego najlepszymi uczniami. Człowiek został ukształtowany tak, aby bardziej kochać ludzi niż zasady, a w życiu Jezusa doskonale to widać. Szkoda, że wielu zdaje się kochać zasady – tak jakby to w ogóle było możliwe. Podobnie jak Mojżesz, każdy z nas musi poznać Boga „twarzą w twarz” (Wj 33,11; Lb 12,8). Jezus odnosi się do tego, mówiąc: „Bóg nie jest [Bogiem] umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją” (Łk 20,38). 

W mojej opinii życie, które Jezus miał w sobie, było dla innych ludzi wielką pomocą w rozpoznaniu życia w nich samych, a przez to łatwiej zbudować relację z Bogiem, zgodnie z zasadą „podobne rozpoznaje podobne”. Niektórzy nazywają to rezonansem morficznym. C.S. Lewis wspaniale zatytułował jedną ze swoich książek Póki mamy twarze, widać w nim ten sam ewolucyjny charakter. 

 / Richard Rohr OFM, Uniwersalny Chrystus, s. 42-44

***

Przypomnijmy sobie, co Bóg powiedział do Mojżesza: „JESTEM, KTÓRY JESTEM” (Wj 3,14). Bóg najwyraźniej nie jest związany z żadnym imieniem, ani też nie chce, abyśmy łączyli boskość z jakimkolwiek jednym imieniem. Oto dlaczego w judaizmie to Boże stwierdzenie skierowane do Mojżesza stało się tradycją o niewysłowionym Bogu, którego nie można nazwać. Niektórzy powiedzieliby, że imię Boga dosłownie nie może być „wypowiedziane”(6). To było bardzo mądre i bardziej potrzebne, niż się tego spodziewaliśmy! Sama ta tradycja powinna nam uświadomić, że musimy praktykować głęboką pokorę względem Boga, który nie podaje nam imienia, ale tylko czystą obecność – nie ma żadnej wskazówki, która pozwoliłaby nam myśleć, że „wiemy”, kim jest Bóg, lub traktować Go jako swoją własność. 

(6) Zob. R. Rohr, Nagie teraz. Widzieć tak, jak widza mistycy, tłum. W. Drążek, Kielce 2014, rozdz. 2. W rzeczywistości święte imię YHWH jest bardziej „oddychane” niż mówione, a wszyscy oddychamy w ten sam sposób 

 / Richard Rohr OFM, Uniwersalny Chrystus, s. 46

***

Kiedy Chrystus nazywa siebie „światłością świata” (J 8,12), to mówi, abyśmy patrzyli nie tylko na Niego, ale byśmy Jego zawsze miłosiernymi oczami patrzyli na życie. Widzieć Go oznacza móc patrzeć tak jak On, z tym samym nieskończonym współczuciem. Kiedy twoje wyizolowane „ja” zamienia się w połączone „my”, wtedy poruszasz się od Jezusa do Chrystusa. Nie musimy już dźwigać ciężaru bycia doskonałym „ja”, ponieważ jesteśmy zbawieni „w Chrystusie” i jako Chrystus. Lub, jak mówimy zbyt szybko, ale poprawnie na końcu naszych oficjalnych modlitw: „Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen” .

 / Richard Rohr OFM, Uniwersalny Chrystus, s. 49

***

Znak Jonasza 

Pierwszorzędną metaforą tajemnicy przemienienia Jezusa jest znak Jonasza (Mt12, 39; 16,4; Łk11, 29).
Jezus mówi do rosnącego tłumu: “Jest to pokolenie niegodziwe i cudzołożne, które chce znaku” (Łk11, 29), a potem mówi, że jedynym znakiem, jaki da, będzie znak Jonasza. Jako Żyd, Jezus znał barwną historię proroka Jonasza, który uciekł przed Bogiem i został użyty przez Boga niemal wbrew Jego woli. Jonasz został połknięty przez wieloryba i zabrany tam, gdzie wolał nie iść. Była to metafora Jezusa dotycząca śmierci i odrodzenia.

Zamiast szukać imponujących zjawisk lub cudów, Jezus powiedział, że musimy wejść na jakiś czas do wnętrza wieloryba. Wtedy i tylko wtedy zostaniemy wypluci na nowy brzeg i zrozumiemy nasze powołanie, miejsce i przeznaczenie. Paweł pisał o “odtworzeniu wzoru” śmierci Jezusa, a tym samym o zrozumieniu zmartwychwstania (Fl 3,10-11). Jeśli nie jesteśmy na dole, nie wiemy, co jest na górze! Jeśli nie zejdziemy, nie zapragniemy by stworzyć przestrzeń do Wniebowstąpienia.

Jest to jedyny wzorzec obiecany nam przez Jezusa i widzimy go również w innych tradycjach. Rdzenne religie mówią o zimie i lecie; mistyczni autorzy mówią o ciemności i świetle; wschodnie religie mówią o yin i yang lub tao. Chrześcijanie nazywają to tajemnicą paschalną; wszystkie wskazują na tę samą potrzebę zejścia i wzniesienia, zwykle w tej kolejności.
Tajemnica paschalna jest wzorem przemiany i rzeczywiście jest tajemnicą, która oznacza, że nie jest logiczna ani racjonalna. Jesteśmy przemienieni przez śmierć i zmartwychwstanie, prawdopodobnie wiele razy w naszym życiu. Z jakiegoś kosmicznego powodu wydaje się, że nie ma lepszego tygla wzrostu i przemiany.

Rzadko wchodzimy z ochotą do brzucha bestii. O ile nie stoimy w obliczu wielkiej katastrofy, takiej jak śmierć przyjaciela, dziecka lub współmałżonka lub utrata małżeństwa lub kariery, zwykle tam nie idziemy. Kulturowo, musimy nauczyć się języka schodzenia/utraty, ponieważ szkolono nas na kapitalistów i ciułaczy.
Dojrzała religia pokazuje nam, jak z ufnością i ochotą wchodzić w trudne okresy życia. Te trudne momenty są dobrymi nauczycielami.
Preferujemy jasne i proste odpowiedzi, ale pytania mają największy potencjał, aby otworzyć nas na transformację. Staramy się zmieniać wydarzenia, żeby nie zmieniać siebie.
Musimy nauczyć się żyć z bólem życia, bez odpowiedzi, bez wniosków a czasem i przez dni bez sensu. Jest to ryzykowna, ukryta droga modlitwy kontemplacyjnej. Łaska prowadzi nas do stanu pustki – do chwilowego poczucia znikomości – w którym zadajemy sobie pytanie: “Po co to wszystko?”. Przestrzeń tego pytania pozwala miłości nas wypełnić i ożywić.

***