…wierność jest większa od ludzkiej mądrości 

/ O korespondencji o. Mienia i o.Roszko

…wierność jest większa od ludzkiej mądrości[1] - rzecz o korespondencji dwóch kapłanów.

/W oparciu o korespondencję o. Aleksandra Mienia i o. Wsiewołoda Roszko/

 

Prawie dziesięć lat temu, jedna z zaprzyjaźnionych mi osób mieszkających w Kijowe podarowała mi płytę CD z tekstami prawosławnego kapłana Aleksandra Mienia[2]. Wśród bogatego materiału zawierającego artykuły o. Aleksandra oraz licznych wspomnień dotyczących jego osoby znalazłem fragmenty osobistej korespondencji pomiędzy nim a o. Wsiewołodem Roszko[3]. Osoba o. Mienia była mi znana, ale zaintrygowała mnie osoba drugiego kapłana. Szukając informacji o nim i wczytując się w listy, które krążyły pomiędzy Jerozolimą a Moskwą (w latach 70-ch XX wieku) pomyślałem sobie, że warto bliżej poznać nie tylko problematykę tych listów, ale samą osobę o. Wsiewołoda.  On sam tak o sobie pisał w liście do o. Mienia, z 13 lutego 1975:

 

Dzisiaj opowiem trochę o sobie. Panie Boże, błogosław! To nie jest prosta sprawa. Przecież to historia Bożej łaski. Mój dziadek – Mołdawianin. Moje nazwisko kiedyś było pisane, jako Roszaku, a nie Roszko. Mój tato był oficerem czarnomorskiej marynarki wojennej, ale zostawił służbę zaraz po zawarciu małżeństwa. Moja mama – pochodzi z petersburskich kupców; moja babcia była z rodziny Siniaginoj. Urodziłem się w 1917 roku w Moskwie. Po roku lub po upływie dwóch opuściliśmy ojczyznę. Moi rodzice się rozwiedli. Kiedy miałem 5-6 lat, mama zamieszkała we Francji, w Paryżu; tato także zamieszkał we Francji, ale na południu.Tato wychowywał moja siostrę, a ja z bratem zostaliśmy u mamy. Z ojcem spotkałem się na dłużej, kiedy miałem 15 lat; do tego czasu tylko raz się spotkaliśmy.

Mama postanowiła zrobić z nas Francuzów, bardzo się starała, aby nas wychować. Mówiła, że bardzo jest zadowolona z faktu, że straciliśmy majątek, gdyż bogactwo gubi. W czasie rozwodu mama straciła wiarę, albo może być i tak, że ksiądz, do którego oni razem przyszli (to była ostatnia nadzieja mamy) nic nie zrobił w kierunku ich pojednania, a tylko oczekiwał od nich dużej sumy pieniędzy. Na temat religii mama nam mówiła, że sami zadecydujemy jak dorośniemy[4].

 

Warto podkreślić, że urodzony dnia 12 maja 1917 roku o. Wsiewołod miał starszego brata  Georgija, który został księdzem unickim i sprawował swoja posługę duszpasterską w Paryżu, był także przewodniczącym Katolickiego Komitetu Europejskiej Emigracji. Rzeczywiście ich droga z Moskwy do Paryża była dość długa i prowadziła przez Japonię, oraz Kalifornię. W 20-ch latach  powrócili do Europy. Rodzina mieszkała w Paryżu, potem w Niemczech, a w 1923 roku na stale zamieszkali w Paryżu. W stolicy Francji Wsiewołod ukończył średnią szkołę (1936) i rozpoczął studia na uniwersytecie. Jego młode życie było ciągłym szukaniem swojej tożsamości narodowej, religijnej, duchowej, oraz miejsca w Kościele. Droga do wiary prowadziła poprzez spotkania ze skautami rosyjskimi na letnich obozach. To tam w wieku 13 lat odkrył żywą wiarę, i zaczął uczestniczyć w nabożeństwach liturgii prawosławnej. Kilka razy był do spowiedzi u prawosławnych księży, oraz w ukryciu uczył się języka rosyjskiego. W wieku 15 lat przeszedł na katolicyzm i pod wpływem kierownika duchownego (dominikanina) wstąpił do Zakonu Dominikanów. W Zakonie wytrwał 6 lat, ale nie został dopuszczony do ślubów wieczystych[5]. Sam wspomina także fakt, że jego poziom intelektualny nie gwarantował (według przełożonych zakonu) otrzymania wykształcenia akademickiego, które było niezbędne w posłudze francuskich dominikanów.  Jest tutaj zawarty paradoks, czy raczej „uśmiech losu”, gdyż później o. Wsiewołod  okazał się specjalistą od prawosławnej hagiografii – badał życie św. Serafima Sarowskiego[6] oraz Germana Aliaskinsija [7]. Po opuszczeniu Braci Kaznodziejów, dalej myślał o powrocie do Zakonu. Jeszcze w 1975 roku tak pisał do o. Mienia:

 

Jest to głupie i grzeszne, żałuję tego, ale kiedy „stuknęło mi” 35 lat, przestałem dążyć do tego, aby znowu przyjęli mnie dominikanie. Dokonując syntezy swojego duchowego życia, zdecydowałem szukać sensu nie na poziomie rozumu, ale na poziomie serca. Rozum nie prowadził mnie daleko, zbyt jestem pod wpływem nieukierunkowanych uczuć. Objawienie miłości, którego doświadczyłem w młodzieńczym wieku, było ukryte we mnie jak skarb[8].

 

Ten niepokój serca skierował go do Małych Braci Karola de Foucauld. Ale i tutaj „nie zagrzał długo miejsca”. O. Wsiewołod tak wspomina ten etap swojego życia:

 

Poszedłem do Małych Braci o. de Faucoulda. Przyjęli mnie z  miłością. Ale i tutaj moja trudna psychiczna równowaga, obcość do tradycyjnej łacińskiej obrzędowości były czymś, czego nie mogłem przekroczyć. Unici – zdesperowani (mają swoich ascetów). Przełożony zaproponował mi, abym został, można powiedzieć „zakonnikiem w świecie”. Lepszego tłumaczenia nie mogę znaleźć, od świata duchowo nie uciekamy[9].

 

Myśl o kapłaństwie nie dawała jemu spokoju. Nie widząc siebie w roli księdza pracującego na parafii został księdzem unickim. Po zakończeniu II-j wojny światowej wyjechał do Rzymu. W 1946 roku przyjął święcenia kapłańskie w obrządku wschodnim. Opiekował się rosyjskimi uciekinierami we Włoszech. Następnie wyjechał do Argentyny, osiedlił się w Buenos Aires, gdzie pracował duszpastersko do 1950 roku, a następnie w Santiago de Chile. Częściowo pod wpływem rozmów z bratem na temat sytuacji prawosławnych na Alasce, o. Wsiewołod otrzymał pozwolenie z Rzymu, i wyjechał na daleką wyspę Dilingham (USA), położoną bardzo blisko od radzieckiej granicy. Wybrany przez niego ascetyczny sposób życia musiał łączyć z duszpasterskimi obowiązkami, gdyż miejscowa ludność prawosławna długo była opieki pasterza. O. Wsiewołod zbudował małą kaplicę oraz w pobliżu domek. Głównym jego powołaniem na tej ziemi w pobliżu radzieckich rubieży była modlitwa za Rosję. Ale dość szybko amerykańskie siły zbrojne dały do zrozumienia, że jego obecność w strefie nadgranicznej jest niewskazana, i o. Wsiewołod musiał przenieść się na kontynent. Na Alasce spędził on w sumie około 10 lat, póki nielekka dla jego zdrowia sytuacja życiowa zmusiła go opuścić te strony[10].

Tam ze wglądu na wilgotny klimat ciężko chorował, i za wstawiennictwem brata Georgija wyjechał do Jerozolimy, gdzie od 1964 roku pełnił obowiązki zastępcy dyrektora  „Domu Abrahama” dla biednych pielgrzymów i francuskich seminarzystów. Umarł 13 grudnia 1984 roku.

 

Dalsze jego kapłańskie życie jest tylko potwierdzeniem decyzji przełożonych Małych Braci. Jako ksiądz, niezależnie od tego gdzie mieszkał, swoją posługę widział jako drogę małego brata, otwartego na Boga i na świat. Do końca życia spotykał się z braćmi z fraterni, odprawiał dla nich czasami mszę w Jerozolimie, chociaż nieustannie nosił w sobie rozdarcie serca spowodowane  niemożnością w pełni „oddychać” zachodnim chrześcijaństwem i dlatego też „bycie mnichem w świecie” było jedyną możliwością służenia Jezusowi dla wszystkich, których spotykał.

Pewnym kluczem do zrozumienia postawy i serca o. Wsiewołoda jest mowa pogrzebowa, którą wygłosił dnia 17 grudnia 1984, jego przyjaciel, prawosławny kapłan o. Ilia Szmain[11]:

 

Przecież o.Wsiewołod był jedynym człowiekiem w Jerozolimie, to znaczy w całym świecie, którego można było zobaczyć jednego dnia zarówno w katolickim klasztorze, jak i w greckim patriarchacie, i w niewiejakowskiej kuchni, u niewierzącego żyda-artysty, - i zawsze był mile widziany. On także posiadał przy całym swoim ubóstwie, niepraktyczności, słabości, - pewną moc, dzięki których właściwościom mógł wszystkich jednoczyć, być potrzebnym dla wszystkich. Jeśli ktoś z was chciałby poznać katolickiego kapłana, żyda, mówiącego po hebrajsku i odprawiającego liturgię w arabskiej galilejskiej wiosce, - tylko o.Wsiewołod mógł was tam zaprowadzić. Tylko imię o.Wsiewołoda, z jednakową łatwością otwierało zawsze zamkniętą dla obcych  bramę Rosyjskiego ogrodu przy Moskiewskim patriarchacie, lub  drzwi synodalnego Jeleońskiego klasztoru, lub drzwi ekumenicznego centrum  Tantur. Tylko wspomnienie o o.Wsiewołodzie wywoływało zawsze ten sam przyjazny uśmiech zarówno na surowej twarzy podobnej do ikony staroobrzędowca z Alaski, jak i na nieprzeniknionej twarzy jezuity, który przybył z Rzymu z ważną sprawą. Nie, dlatego imię o.Wsiewołoda było magicznym kluczem, dzięki któremu można było otworzyć wszystkie drzwi, albo, że był kimś w rodzaju kameleona, nawet w pozytywnym sensie, umiejącym się z każdym porozumieć, do każdego podejść po swojemu. Przeciwnie, on był prostodusznie prostym, nawet w gwałtownym (ostrym) ukazywaniu swoich poglądów, do żadnej  z sytuacji nie potrafił i nie mógł się przystosować i nigdy się nie zmieniał, był zawsze samym sobą. Właśnie to, że był samym sobą, i w tym była zawarta jego wielkość, lub  tak konkretniej jego czar. To była fascynacja szczerości, i prawdziwie dziecięcej czystości,  każdego zamysłu, każdego uczynku, każdego poruszenia duszy o.Wsiewołoda[12].

 

O. Ilia trafnie porównał o. Wsiewołoda do Don Kichota, i niewątpliwie tutaj ukazane jest pragnienie tego unickiego kapłana, aby być „wszystkim dla wszystkich” przekraczając granice ludzkich ograniczeń przy zachowaniu swojej identyczności z Kościołem Katolickim:

 

Dla nas, Rosjan, szczególny jego urok polegał na tym, że był to rosyjski Don-Kichot, taki, jakiego obraz dla rosyjskiego człowieka nierozerwalnie związany jest z obrazem księcia Myszkina. Pomimo tego, że w swoim tragicznym kościelnym losie o.Wsiewołod był oddzielony od nas, gdyż był kapłanem rzymsko-katolickiego kościoła, i pomimo tego, że jego służba ludziom, jak już mówiłem, brała pod uwagę wszystkie narodowości, wszystkie konfesje, - serce o.Wsiewołoda należało do rosyjskiego Prawosławia i temu co jest rosyjskie, co należy do naszej tradycji. Jak on kochał rosyjskie życie, szczególnie życie jurodiwych! Jak dokładnie i z jaką miłością studiował to wszystko, co odnosiło się do życia czcigodnego Serafima Sarowskiego i ile on zrobił dla badań związanych z życiem tego rosyjskiego świętego! Tutaj nie miejsce, oraz nie jestem przygotowany do tego, aby mówić o naukowych zasługach o.Wsiewołoda, o jego wkładzie w historię ruskiej świętości. Chcę mówić tylko o jego miłości do Rosji i do wszystkich ruskich tradycji w Prawosławiu – w kościelnej służbie, w obyczajach, w hagiografii[13].

Wczytując się w korespondencję wydawać by się mogło dwóch oddalonych od siebie ludzi (duchowo, geograficznie, kulturowo) ma się wrażenie, że te dwa światy się uzupełniają, a nawet zachodzi pewna transpolacja. Polega ona na tym, że w przypadku o. Roszko widać wyraźnie rozdarcie, jakiś wewnętrzną trudność związana z przyjęciem „zachodniej duchowości”, o której tak pisał do o. Mienia:

Dominikanie, kiedy studiują, zachowują (tak kiedyś było) całość zakonnego życia. Między innymi, myślałem, że znajdę klucz do stałego katolickiego obrzędu. Takiego klucza nie znalazłem, jego tutaj nie ma, o tym przekonałem się nie dawno, kiedy katolicy zaczęli wszystko zmieniać na nowo.U dominikanów byłem szczęśliwy, ale też i okrutnie cierpiałem z powodu niezrozumienia u innych, a także z braku zaufania ze strony młodych jak i niektórych przełożonych[14].

 

Uwagi, które formułuje o. Wsiewołod powstały na fali zmian, jakie zachodziły w Kościele katolickim, na długo jeszcze przed Soborem Watykańskim II, i dlatego też wrażliwy i krytyczny Wsiewołod nie mógł się odnaleźć w nowej eklezjalnej rzeczywistości. Ukazując różnice pomiędzy wschodnią a łacińską pobożnością zwraca uwagę na zbytnie ograniczenie wrażliwości natchnieniom Ducha Świętego w Kościele Zachodnim, na rzecz „wierności” Tradycji, przepisom, czy odejście od wspólnotowego przeżywania liturgii na rzecz wypełnienia np. zadośćuczynienia prawu celebracji codziennej mszy, tzw. „prywatnej”:

A znani prawosławni mędrcy, którzy byli ludźmi świeckimi, choć i mogą nas inspirować, sami są bardzo jednostronni, i jednocześnie nie ortodoksyjni. To, że katolicy zbytnio boją się ducha proroctwa – inna rzecz. Ciekawe, że Ignacy Loyola dał swoim synom „10 reguł, aby myśleć z Kościołem”.  Ale pod słowem „Kościół” on rozumiał „hierarchię”, i w ogóle te reguły zbyt są konkretne. Nie wiem, które z nich są jeszcze i dzisiaj źródłem natchnienia dla jezuitów. Tutaj bierze swój początek specyficzna modlitewna droga, niestety, odstawiająca na bok wspólnotową modlitwę[15].

 

Ważną rzeczą jest sytuacja wynikająca z faktu, że nie odnajdując się w duchowości zachodniego chrześcijaństwa ukazuje ją jako „cudzą” a jako swoją  widzi drogę duchowości wschodniej:

Jakże często katolickie książki mające być korzystnymi dla duszy, stają się dla nas nie pomocne, ale wręcz przeciwnie stają się przeszkodą, i dlatego są uwodzicielskimi. W „Fioretti” św. Franciszka, które tak bardzo cenię, można przeczytać w rozdziale 44, że stopień duchowego rozwoju jest    zależny od stopnia cierpienia, którego asceta doświadcza, rozmyślając o wiszącym na krzyżu Chrystusie. Wtedy właśnie można zauważyć, że droga którą odkrył dla siebie św. Franciszek, dla nas jest zamknięta. Tutaj tkwi największe niebezpieczeństwo dla Rosjan, znajdujących się wśród katolików: obrzędy, myśli, które stanowią pokarm dla katolików, same w sobie nie są złe, ale dla nas one są cudze, nie nasze. Nieprzygotowana na takie rzeczy dusza może wpaść w rozpacz, w depresję, a później dojść do obojętności[16].

 

Jest tutaj zawarte echo wypowiedzi o. Kulika[17], którego o. Roszko także cytuje w tym liście:

 

I nam Rosjanom, nie udało się wykręcić od takiego podejścia. Jak mówił kiedyś świętej pamięci o.Kulik, my nie jesteśmy ani łacińskimi, ani prawosławnymi kapłanami, a jedynie czymś specyficznym[18].

 

Odpowiedź o. Aleksandra Mienia jest szersza, bardziej przemyślana, i wypływająca z troski o jedność Kościoła, dlatego warto ją przytoczyć:

Zdaję sobie sprawę ze wszystkich trudności, które powstają przy spotkaniu dwóch typów wiary, ale dodaje mi pewności świadomość tego, że autentyczna kościelność leży głębiej niż etno-psychologia i różne kultury, oraz, że Ewangelia jest siłą, mocą, dzięki której my istniejemy; oraz to, że ona zawiera w sobie to wszystko, abyśmy żyli w ciągłym odnawianiu się, odrodzeniu, i w nadziei. Wszak nie jasno, że wszystkie trudności i niepowodzenia w światowej kościelnym życiu na przestrzeni wieków miały swoje źródło w nieprawidłowej odpowiedzi na Boże powołanie? Zresztą, żadne nasze słabości nie są w stanie zniszczyć niezniszczalne. Niektórzy z zachodnich teologów, opanowani godną ubolewania paniką, gotowi są iść na jakiekolwiek ustępstwa ze „światem” (Robinson, Adolf i inni). Ale  im się udaje ukazać, że jakoby Kościół – to sprawa tylko ludzka. Jeli już mieliśmy do czynienia z takimi strasznymi czasami, których doświadczył Kościół w minionym okresie, i nie został zniszczony – to, czego mamy się bać? Dziwię się słysząc o średnich wiekach, jako o „wiekach wiary” i tym podobne. To był tylko przecież embrion chrześcijaństwa, ale i obecnie on jeszcze – niemowlak, ze wszystkimi błędami i słabościami małego dziecka. Zadanie zbyt duże, aby jakieś tam godne pożałowania dwadzieścia wieków okazały się dla niego wystarczającymi[19].

 

Na zakończenie tego eseju warto jeszcze podkreślić, że korespondencja pomiędzy tymi dwoma kapłanami zrodziła przyjaźń, której owocem był dwukrotny pobyt o. Wsiewołoda w Związku Radzieckim, w końcu lat 70-ch oraz na początku 80-ch XX wieku. O. Mień pomagał jemu w kontaktach z prawosławnymi księżmi. Nie można także zapomnieć, o nieocenionej pomocy, jaką okazał w biblijnych poszukiwaniach o. Wsiewołod o. Aleksandrowi, wysyłając do Moskwy, czy to z Jerozolimy czy za pośrednictwem swoich przyjaciół z Francji pozycje książkowe współczesnych egzegetów, teologów, oraz udzielając różnych wskazówek do jego pracy, czy szukając potrzebnej literatury[20].

 

O. Mień pozostaje do dziś kimś jednym z pierwszych, kto rozpoczął w takiej formie dialog z przedstawicielem Kościoła Katolickiego, oraz korzystał z osiągnięć myśli, badań, kultury zachodniej, a w Liście z 21 lutego 1975, tak pisał o tym fakcie:

I proszę nie wyciągać wniosku, że pomstuję na wszystko, co jest zachodnie. Bardzo dużo widzę rzeczy dobrych i cennych, i w teologii, i w życiu duchowym katolików. Na prawdę, kocham Chestertona, Guardiniego, Teilharda i wielu innych. Czasami piszę do kanonika Cafarella (Paryż). Jego praca, poświęcona odrodzeniu ducha modlitwy, wydaje się być ogromną. Jestem bardzo zadowolony z licznych biblijnych komentarzy. Tak, rzeczywiście to, co mówiłem, było powiedziane bez jakiegokolwiek uprzedzenia. Po prostu, mam wrażenie, że wierność jest większa od ludzkiej mądrości[21].

 

Mariusz Woźniak OP – ur.1964, święcenia kapłańskie w 1993; od 1993 pracuje duszpastersko w Baranowiczach, na Białorusi, a od 1998 w Kijowe, na Ukrainie. Obecnie dyrektor dominikańskiego wydawnictwa KAIROS.


[1] Z listu o. Aleksandra Mienia do o. Wsiewołoda Roszko (z dnia 21 lutego 1975)

[2] Zawartość CD znajduje się na stronie poświęconej o. Aleksandrowi Mieniowi: http://www.alexandrmen.ru; na temat o. Mienia m.in. w:  Bp Tadeusz Pikus, Aleksander Mień, kapłan Kościoła prawosławnego – zamordowany (1997), Aksjologiczny wymiar religii w twórczości Aleksandra Mienia (1998).

[3] Wymieniona wyżej korespondencja została wydana w wersji książkowej w 2004 przez Fundację Aleksandra Mienia w Moskwie: Из современных проблем Церкви , Фрагменты частной переписки прот. Александра Меня с о. Всеволодом Рошко, Москва-Загорск 1974, Москва • 2004; Książka zawiera listy z lat 1974 – 1975. (dalej cytowana jako Koresp_MR)

[4] Koresp_MR, s. 62

[5] Koresp_MR, s. 66

[6] Publikacja ta ukazała się pierwotnie w języku francuskim, a w Moskwie już były dwa wydania, w 1994 i 2001:

Рошко Всеволод, прот. Преподобный Серафим: Саров и Дивеево. - М.: Sam & Sam, 1994.

[7] Św. German Aliaskinsij – prawosławnyj misjonarz w Ameryce. Jego wspomnienie obchodzi się 27 czerwca / 9 sieprpnia

[8] Koresp_MR, s. 66-67

[9] Koresp_MR, s.67

[10]  А. Юдин . Об отце Всеволоде Рошко, w: Koresp_MR, s.178.

[11] Ilia Szmain (1930 – 2005) – prawosławny kapłan, urodzony w Odessie, ukończył studia w Moskwie, w czasach studenckich związany z  ruchem duchowo religijnym. Za tę działalność represjonowany, po zwolnieniu w 1954  zakończył studia i pracował jako specjalista w dziedzinie logiki i programowania. W 1963 roku przyjął chrzest, a od 1975 na emigracji z rodziną w Izraelu,  w 1980 roku w Paryżu  został wyświecony na prezbitera. Do 1983 roku mieszkał w Jerozolimie, gdzie zaprzyjaźnił się z o. Roszko. Po powrocie do Francji, sprawował opiekę duszpasterską do roku 1997, i uzyskawszy zgodę patryjarchy Aleksieja II wrócił do Rosji. 

[12] Некролог о. Ильи Шмаина, (Вестник РХД. № 143,1984 г., стр. 234-237); Warto zwrócić uwagę na wspomninie o o. Roszko: Прот. Михаил Аксенов-Меерсон, В гостях у о. Ильи Шмаина в Иерусалиме, Оп.: "Новый Журнал" 2009, № 254

[13] tamże.

[14] Koresp_MR, s. 66.

[15] Koresp_MR, s. 12

[16] Korsp_MR, s. 17.

[17] Kulik Aleksander (1916 – 1966) – katolicki kapłan, obrządku bizantyjskiego. W czasie Soboru Watykańskiego II był oficjalnym tłumaczem obeserwatorów ze strony Rosyjskiej Prawosławnej Cerkwi Moskiewskiego Patriarchatu, oraz był tłumaczem na audiencjach papieża Pawła VI. Pod koniec życia był proboszczem rosyjskiej katolickiej parafii Św. Trójcy w Paryżu.

[18] Koresp_MR, s.14.

[19] Koresp_MR, s. 21-22.

[20] А. Юдин . Об отце Всеволоде Рошко, w: Koresp_MR, s.180, oraz wzmianka w listach o. Mienia do o. Roszko z 21.02.75, i w liście o. Roszko do o. Mienia z 9.03.75; w: Koresp_MR, s. 73  i  s.76.

[21] Koresp_MR, s. 75.

Artykuł ukazał się w: Życie Duchowe Nr 68 / 2011 / Między wschodnią a zachodnią duchowością