Kiedy nietrwałe rzeczy stają się trwałymi.

Rzeczy nietrwałe:

światła, kolory,

smaki potraw, dzieci, mieszkania -

to dla żywych.

A my -umarli

ubieramy się

w zgniliznę

i błoto.

Trwalsze ubiory.

Anna Kamieńska, Rzeczy nietrwałe. 

Kiedy nietrwałe rzeczy stają się trwałymi. 

      W naszym życiu często się zdarzają sytuacje, gdy nie możemy lub nie potrafimy porozumieć się nawet z tymi, z którymi żyjemy bardzo blisko. Wydaje się nam, że nic nie można zrobić i pozostaje tylko milczeć, cierpieć z tego powodu, że jesteśmy dla siebie wrogami, mimo, że wcześniej łączyły nas więzi przyjaźni lub koleżeństwa. Jak przekroczyć tę granicę, barierę, która oddziela nas od siebie? Czy jest możliwość porozumienia, a nawet pojednania? Tak patrząc po ludzku, taka sytuacja przez dłuższy okres czasu niszczy nasze nerwy, rani nasze emocje.

      Spróbujmy spojrzeć na siebie, na nasze relacje międzyludzkie jak ludzie szukający sensownego rozwiązania. Niech to będzie przynajmniej z naszej strony próba nawiązania kontaktu, otwarcia siebie na drugiego człowieka. Tekstem, który pozwoli nam spojrzeć na ten problem szerzej, z punktu widzenia Ewangelii, będzie przypowieść  o dobrym Samarytaninie, zawarta w Ewangelii według św.  Łukasza, por. Łk 10,30 - 37. Myślę, że każdy z nas zna tę przypowieść Jezusa. To na co chcę zwrócić uwagę, jest zawarte w wierszach: 36-37: Jak ci się  wydaje: który z tych trzech okazał się bliźnim  tego, co wpadł między zbójców? Odpowiedział: ten, który okazał mu miłosierdzie. A Jezus na to: idź, i ty czyń podobnie.  Pytanie jakie postawił temu człowiekowi Jezus jest także pytaniem, jakie stawia nam i dzisiaj nasz Pan. To nie o to chodzi, aby w każdym napotkanym człowieku odkrywać bliźniego, ale tak paradoksalnie powinniśmy to pytanie odwrócić, to znaczy, czy ja dla drugiego człowieka jestem bliźnim. A tutaj perspektywa jest zmieniona, gdyż często ja jako chrześcijanin zapominam o tym, że moje postępowanie, świadectwo wiary staje się dla drugiego człowieka miernikiem mojego człowieczeństwa, chrześcijaństwa. Podsumowując, pytanie jakie sobie powinienem postawić, brzmi: Czy ja dla drugiego człowieka jestem bliźnim? W jaki sposób mogę stawać się bliźnim dla drugich?

      Aby pomiędzy nami mogła się zawiązać nić porozumienia ważną rzeczą jest to aby starać się zastanowić nad podanymi poniżej składnikami pozwalającymi czy nawet wpływającymi na wzajemne porozumienie.

      Pierwszym, najważniejszym jest wyobrażenie o sobie. Składnik ten bardzo wpływa na umiejętność wzajemnego porozumienia się. Może on ułatwiać lub utrudniać porozumienie. Wyobrażenie o sobie jest wyrabiane przez tych, którzy nas kochają lub nas nie kochają. Wyobraźmy sobie taką sytuację, że rodzice małemu dziecku wpajają, że jest najlepsze ze wszystkich, że zawsze  ma być lepsze od innych. Ma się to wyrażać w ocenach, jakie ma w dzienniku. Zawsze muszą one być lepsze niż u kolegów i koleżanek. I tak w ten sposób w młodym człowieku może się utrwalić postawa prowadząca do tego, że za wszelką cenę będzie chciał dominować w swoim środowisku. W sumie to nie jest złe, ale gdy zapomina się o drugim człowieku i działa się w myśl zasady, że cel uświęca środki, prędzej lub później może dojść  do wynaturzenia. Człowiek staje się zdobywcą nagród, pochwał, nabiera przekonania, że to co stanowi  o jego wartości zawarte jest w słowie kluczu, któremu na imię sukces. Istnieje druga sytuacja, gdy człowiek nakłada na siebie maskę. Rzecz polega na tym, że ja sam siebie oszukuję. W trudnych sytuacjach nie zachowuję się naturalnie, ciągle gram kogoś. Przybieram pozę, która staje się dla mnie wygodna. Dla ludzi, na których mi zależy robię dobre wrażenie. Mogę ich nie darzyć sympatią, ale znajduję w sobie dość siły aby poprzez drobne gesty życzliwości zasłużyć u nich na zaufanie. Pod maską ukryte jest moje prawdziwe ja. Zachowuję się jak aktor. Już sam nie wiem kim jestem na prawdę. Moje życie może upływać w zakłamaniu. Boję się prawdy o samym sobie. Drugi człowiek jest dla mnie zagrożeniem, gdyż boję się go dlatego, że on odsłania mi moje prawdziwe oblicze.

      Drugi czynnik kształtujący relacje międzyludzkie, to słuchanie. To nie tylko  słyszenie, ale zrozumienie, które jest skomplikowanym procesem intelektualnym. Oczywiście nie chodzi o to aby spotykając się z drugim człowiekiem od razu wkładać  go w ramki. Ważne jest to aby z mojej strony była uwaga zwrócona na mówiącego. Przecież może być tak, że mimo fizycznej obecności myślami, jestem daleko, drugi człowiek mnie nie interesuje. Mogę patrzeć w okno, co chwilę dyskretnie spoglądać na zegarek. Mój rozmówca szybko się zorientuje, że  nie mam dla niego czasu. Kolejną, ważną sprawą jest odczekanie, zanim się odpowie mówiącemu. Pośpiech nie jest wskazany. Warto powtórzyć własnymi słowami sens   wypowiedzi. Ważne jest to aby rzeczywiście uchwycić wątek wypowiedzi przez usłyszenie  prawdziwego  znaczenia słów. Często jest tak, że na przykład rozmawiamy ze sobą zrozumiałym językiem, ale tak na prawdę się nie rozumiemy.

      Słuchanie nie tylko polega na kontakcie słownym, ale także ważny jest kontakt poza werbalny, to znaczy wiele informacji jest przekazywanych nie słowami ale na przykład gestami, mimiką twarzy. O tym, także nie można zapominać. Ludzie, którzy się kochają, przyjaźnią wiele spraw rozwiązują właśnie w ten sposób. Ale nie zapominajmy, że takie podejście może być także źródłem konfliktów.

      I dlatego kolejny element wpływający na wzajemne porozumienie związany jest z jasnością wypowiedzi.

      Większość ludzi ma kłopoty ze sprecyzowaniem swoich uczuć i myśli. Jeśli z góry zakładamy, że rozumiemy się  bez słów, to prędzej lub później może to byś jedna z największych przeszkód w porozumieniu się. To nie znaczy, że za każdym razem, w trakcie rozmowy będziemy pytali rozmówcę, czy nas rozumie. Ale także, nie możemy z góry zakładać, że nie ma  problemu, że wszystko jest jasne. Jeśli mąż wie, że spóźni się do domu z pracy  i nie poinformował żony o tym fakcie, nie może być zdziwiony, że obiad nie jest podgrzany na czas. Nie ma sensu robić wymówki żonie, bo i tak nie zmieni to faktu, że obiad należy podgrzać. Jasność wypowiedzi związana jest z tym aby starać się konkretnie, precyzyjnie nazywać to co chcę powiedzieć drugiemu człowiekowi. Takiej umiejętności uczymy się całe życie, i warto mieć to na uwadze, aby nie tracić czasu na wyjaśnianie komuś, tego co ja miałem na myśli.

       W takich sytuacjach może dochodzić do tego, że wpadamy w gniew, złość. I dlatego nieumiejętność kontrolowania własnego gniewu, (zarówno tłumienie gniewu jak i jego wybuch) ruinuje wzajemne porozumienie. Wyrażenie swoich uczuć  jest jednak niezbędnym warunkiem w budowaniu kontaktów międzyludzkich ale powinno być czynione umiejętnie. Ma to być budowanie konstruktywne a nie destruktywne. Ale jak to robić, przecież samo życie niesie w sobie tyle nieprzewidzianych sytuacji, że trudno nam z góry przewidzieć jak się zachowamy. Nie ma takich samych sytuacji w życiu. Każdy z nas jest inny. Ale to nas nie może zwalniać od tego, aby pracować nad sobą. Oto kilka rad,  które mogą pozwolić nam popatrzeć na siebie z pewnym dystansem. Po pierwsze cała sfera emocjonalna stanowi o mojej osobowości, ale nie ona określa jakim jestem człowiekiem. Oczywiście mamy różne typy charakterologiczne, i warto znać siebie od tej strony. Ale jest to taki materiał wyjściowy, taki potencjał jakim Pan Bóg mnie obdarował. To jak go wykorzystam zależy ode mnie i od tego jak ja będę współpracował z Bożą łaską. Nie możemy zapominać, że łaska buduje na naturze, i to co się dokonuje we mnie  nie ma na celu mnie zniszczyć, ale przemienić. Dlatego też należy mieć świadomość swoich uczuć. Warto wiedzieć jakie uczucia we mnie dominują w sytuacjach konfliktowych, czy daję się nim kierować. Uczucia są we mnie ale ja nie jestem jednym tylko gniewem, złością. To byłoby straszne jeśliby uczucia wyznaczały horyzont moich przyjaźni. To tak jakbyśmy się tłumaczyli przed sobą, że inaczej nie można, i gdy napięcie emocjonalne opadnie widzimy, że popełniliśmy błąd. Ale nie chcemy się do tego przyznać. Czasami trzeba się przyznać przed sobą, że nie mam racji, czy tak po ludzku biorąc przegrałem. Podatność na zranienia stanowi także o tym, że mój egoizm zostaje ograniczony. Jest to dla mnie szansa, na rozwój, na przekraczanie siebie, także swoich ograniczeń. Czasami jest to trudne przyznać się przed samym  sobą, jaki jestem. Uczuć nie można ignorować ani się ich zapierać. Należy je przyjąć. Po prostu taki jestem. To nie znaczy czy to jest dobre czy złe. W zasadzie jest to obojętne, ale od tego jak ja wykorzystam ten potencjał zależy czy ja ranię drugiego człowieka czy siebie samego. Moje emocje są podatne na działanie rozumu. Nie może być tak, że to one biorą górę nad intelektem. Wtedy człowiek jest w jakiś sposób niewolnikiem swoich zachcianek czy żądz. W ten sposób nie ja jestem panem siebie samego ale moje uczucia biorą górę nade mną i to one stanowią o moich wyborach. Problemy mogą się pojawić wtedy, jeśli są to wybory decydujące o dalszym moim życiu, jak na przykład małżeństwo, czy droga życia zakonnego. Tutaj szczególnie ważne jest to aby nie kierować się krótkotrwałymi emocjami, ale potrzebny jest czas na rozeznanie swojej drogi życiowej. Moje uczucia, które są we mnie muszą być nazwane, wypowiedziane. Jeśli trudno mi to zrobić może mi w tym pomóc przyjaciel, spowiednik, kierownik duchowy, zaufany człowiek. W takiej sytuacji ich rola sprowadza się do tego aby mi pomóc, a nie do tego aby mieć kontrolę nade mną. Takie niebezpieczeństwo zawsze istnieje, ale otwarcie się jest także elementem pozwalającym budować wzajemne porozumienie. Aby budować i osiągnąć pełne porozumienie należy mówić pełną prawdę o sobie. Wielu ludzi uważa, że nie będą kompletnie zaakceptowani przez innych, bo są tego niegodni. Rezultatem tego jest  ostrożność w wypowiadaniu się, wykluczająca porozumienie. Na pewno istnieje realne niebezpieczeństwo, że ktoś może w niewłaściwy sposób wykorzystać moją otwartość.  Ale to nie znaczy, że otwartość ma prowadzić do odkrycia swojego serca przed człowiekiem, którego właściwie nie znam. To też byłoby nierozsądne powierzać swoje tajemnice czy prawdę o sobie komuś kogo zupełnie nie znamy. Taka sfera intymności potrzebna jest przy pełnym  zaufaniu, wtedy gdy ten drugi godny jest tego, aby powierzyć mu swój sekret. Jest i druga strona medalu, ja sam mogę być wybranym przez kogoś drugiego jako ktoś do kogo można przyjść i otworzyć przed nim swoje serce. Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie ma swoją kontynuację w moim życiu. To nie tylko ten drugi jest, czy może być moim bliźnim, ale ja sam jestem bliźnim dla tych których spotykam na swojej drodze. Wzajemne porozumienie jest nie tylko celem komunikacji międzyludzkiej ale jest także początkiem drogi poznania siebie i przekraczania swojej małostkowości, chorych ambicji, pychy, zazdrości. Jest to zaproszenie  do tego aby na serio realizować w swoim życiu słowa Jezusa skierowane do człowieka, któremu Pan opowiedział przypowieść o Samarytaninie: Idź i ty czyń podobnie. Niech tych kilka  myśli będzie dla nas okazją do przemyślenia w jaki sposób nawiązywać kontakty międzyludzkie, jak żyć z tymi którzy są dla nas bliscy a jednocześnie dalecy poprzez konflikty które stawiają pomiędzy nami mur wrogości. Wezwanie Jezusa: Idź i ty czyń podobnie jest konkretnym wezwaniem do mojego nawrócenia.