zapisane pod tęczą ... [5]
W poszukiwaniu nadziei…
(Kiedy zaczynasz się śmiać,
to cały świat uśmiechnie się z tobą)
Billy Holiday
When you're smiling
When you're smiling
The whole world smiles with you
When you're laughing
When you're laughing
The sun comes shining thru
But when you're crying
You bring on the rain
So stop your sighing be happy again
Keep on smiling
'Cause when you're smiling
The whole world smiles with you
Kiedy się uśmiechasz
Kiedy się uśmiechasz
To caly świat uśmiecha się z tobą
Kiedy się smiejesz
Kiedy się śmiejesz
To przychodzące Slońce oświeca na wskroś
Lecz kiedy płaczesz
Przynosisz deszcz
Lecz kiedy zatrzymujesz swoje wzdychanie
będziesz znowu szczęśliwy
Bądź nieustannie uśmiechnięty
Kiedy zaczynasz się śmiać
To cały świat uśmiechnie się z tobą.
Czasami można się zatrzymać tylko na poziomie tekstu piosenki. Jeśli podkład muzyczny współgra ze słowami, jest to rytmiczne i jest pełne życia to nam się podoba. Chyba, że ktoś gustuje w klimatach pełnych smutku i dekadencji i w tym odkrywa dla siebie sens słuchania takiego rodzaju muzyki, to jego sprawa, chociaż z punktu widzenia zdrowia psychicznego i duchowego należałoby bacznie się sobie przyjrzeć. Celem tych rozważań nie jest próba interpretacji utworu muzycznego ani jego ocena. Tak to już jest, że jednym podoba się akurat jeden rodzaj muzyki, na przykład disco, drugiemu blues, rock a komuś innemu jazz lub jakiś konkretny zespól muzyczny lub wykonawca. Nie chodzi tutaj o kwalifikowanie ludzi według takiego klucza. Można kogoś nawet skrzywdzić, w sumie o gustach się nie dyskutuje. Zresztą sama muzyka to nie tylko klimat, jaki ona tworzy, chociaż jest to pierwsza rzecz, z jaką się słuchacz lub widz spotyka. Każdy z nas ma niewątpliwie też takie wspomnienia, że słuchając pierwszy raz czegoś, co z początku wydawało nam się czymś trudnym, a nawet nudnym po jakimś czasie okazuje się, że ta muzyka staje dla nas bardzo bliską i do niej staramy się wracać. Może być też odwrotnie, coś co było latwe i przyjemne w odbiorze, po pewnym czasie wydaje nam się infantylne, a nawet nieciekawe. Możemy sobie wtedy postawić pytanie, jak ja tego mogłem kiedyś słuchać? Ale to już inna historia, człowiek się rozwija i w swoim życiu zmienia gusty muzyczne oraz też dorasta do pewnych rzeczy. Wymaga to czasu i dojrzałości, pewnego wyrobienia w tej ogromnej przestrzeni, jaką jest szeroko rozumiana kultura. Spotykamy ludzi, którzy nucą szlagiery muzyczne, a nawet jest moda na karaoke – śpiew tekstów piosenek, gdzie mamy tylko podkład muzyczny.
Dlaczego na samym początku punktem wyjścia jest zdanie, że słuchacz nie może się zatrzymać na poziomie tekstu. Chociaż może trzeba by to inaczej sformułować, po prostu poziom słów nie jest wystarczający w zrozumieniu przesłania artysty. Niewątpliwie jest tak, że nawet najprostszy utwór muzyczny niesie w sobie pewien ładunek emocjalny; może to być uczucie zadowolenia, smutku a nawet może to być agresja. Nawet, jeśli patrzymy na naszego ulubionego wykonawcę czy grupę muzyczną a nawet słuchając kompozycji z repertuaru muzyki klasycznej może pojawić się pytanie, co kryje się za tą muzyką, jaki jest człowiek, który ją skomponował. Daleki jestem od tego, jak to w szkole średniej omawialiśmy jakiś utwór poetycki i nauczycielka z „uporem maniaka” próbowała dowiedzieć się od nas (uczniów), co autor miał na myśli tworząc taki utwór. Oczywiście było to ciekawe odkryć motywacje autora, ale wydawało się, że mimo wszystko nie dysponowaliśmy taką wiedzą, aby określić z pełną dokładnością to, czego od nas oczekiwała nauczycielka czy podręcznik z literatury w którym także były postawione tego typu pytania. Według mnie pozostawał jakiś margines, który wymykał się spod analizy tekstu. Przynajmniej tak to pojmowałem intuicyjnie. Wydawało się, że to nie tylko słowa, to nie tylko wspaniale opanowany warsztat literacki, czy jak w przypadku muzyki, warsztat muzyczny ale chodzi tutaj o przesłanie całego utworu pod którym podpisał się autor. Nawet, jeśli to się wymyka naszemu rozumieniu, pozostaje przeżycie jakiegoś konkretnego piękna. Istnieje też „druga strona medalu”, a mianowicie czasami wiedza o artyście może nas zupełnie zablokować na jego twórczość, czy zniechęcić do słuchania jego utworów, i wtedy zaczniemy bojkotować jego osobę. Zacytowany na początku utwór amerykańskiej czarnej wokalistki jazzowej Billy Holiday (7.04.1915 – 17.07.1959) jest przykładem tego jak poziom werbalny odkrywa inny głębszy poziom. Ja bym go nazwał poziomem nadziei. Dla znawców jazzu postać tej kobiety jest znana, a historia jej życia to ciąg nieustannego zmagania się z życiem pełnym bólu, strachu, nieudanych małżeństw, wewnętrznej walki z narkotykami i alkoholem. Billy nie jest pozytywnym bohaterem, ani nim nie chciała być, po prostu chciała doświadczyć w swoim życiu ludzkiego ciepła, zrozumienia. Tak po ludzku nie udało się. Nie wytrzymała tej próby. Już jako mala dziewczynka doświadczyła w życiu wszystkiego co świat ludzi dorosłych zniekształcił na poziomie wartości i uczynił normą coś co jest dalekie od szczęścia. Jako dziesięcioletnia dziewczynka została zgwałcona i oddana do domu publicznego, a w wieku 15 lat los się do niej uśmiechnął: wygrała konkurs w Nowym Yorku na piosenkarkę jazzową. Od tego momentu rozpoczęła się jej kariera muzyczna. Wsłuchując się w jej teksty ma się cały czas wrażenie, że są one pełne smutku, jakiejś tęsknoty. Całość jeszcze potęguje muzyka, dźwięki trabki, saksofonu, pianina, które jeszcze bardziej potęgują eskalację nagromadzonego w człowieku bólu, którego na dluzszą metę nie można wytrzymać. Jest to napięcie, które musi być przezwyciężone, inaczej może nastąpić pęknięcie. Billy nie była w stanie sobie poradzić… Umiera w wieku 44 lat. Jej wątroba i serce nie wytrzymały wieloletniego zgubnego działania narkotyków.
Dla słuchaczy pozostanie muzyka, jej teksty i i melodyczny pełen smutku glos człowieka, który wierzy w to, że rzeczywiście „jeśli się uśmiechniesz, to cały świat uśmiechnie się z tobą” I rzeczywiście tak może się zdarzyć, że świat z nami się uśmiechnie, i odkryjemy nowy wymiar świata w którym dane nam jest żyć, wymiar pełni, którą przygotował nam Bóg.
Mariusz Woźniak OP (19.05.07)