Bajka 

O pingwinkach, które postanowiły opuścić ogród zoologiczny.

(Z dziennika nocnego stróża)

 

W dużym mieście, oprócz tego, że mieszkali tutaj dorośli ludzie zajęci pracą, mieszkały także dzieci, młodzież – w sumie nic nadzwyczajnego. Poniższa historia mogła się wydarzyć praktycznie w każdym mieście na ziemi, w Europie, Ameryce Południowej, Afryce czy w Azji. Jedyna rzecz, jaka jest tutaj ważna, to to, że w tym mieście oprócz dwóch ogrodów botanicznych położonych w pięknych miejscach, by ogród zoologiczny. W ogrodach botanicznych  można było rozkoszować się pięknem wspaniałych roślin – szczególnie w czasie wiosny tłumy ludzi przychodziły tutaj, aby nie tylko popatrzeć na kwitnące kwiaty, ale także je powąchać. Największym zainteresowaniem cieszyły się magnolie.  Przyciągały one swoim pięknem dorosłych, młodych, zakochanych i male dzieci. Trzeba było się spieszyć, gdyż kwiaty kwitły tylko niecałe dwa tygodnie. Potem krzew zrzucał kwiecie, i ani nie było różowych, białych listków ani nie było pięknego, oczarowującego zapachu. Trzeba było znowu czekać do następnego roku, aby jeszcze raz doświadczyć zapachu wiosny.

 

W naszej opowieści tym razem nie będziemy się zajmować pięknymi i malo znanymi roślinami z ogrodu botanicznego, ale będzie to krótka opowieść o sześciu pingwinkach z miejskiego ogrodu zoologicznego. Pingwinki były jeszcze male, kiedy do dyrektora ogrodu zadzwonił kapitan statku badawczego, który na Morzu Północnym realizował projekty badawcze. Na wielkiej krze załoga tego statku odkryła sześć małych biało czarnych zwierzątek. Długo by tutaj opowiadać jak te maleństwa się znalazły w naszym ogrodzie zoologicznym. Ważne jest to, że od ponad roku są już domownikami naszego „miasteczka”. Mają specjalnie dla siebie przygotowany plac, ze stawem ze specjalnie oziębianą wodą. Poza tym czekają na nie różne atrakcje, o których nie ma miejscu tutaj pisać; tłumy dzieci i dorosłych przychodzą tutaj, aby oglądać tę niezwykłą rodzinę, a właściwie rodzeństwo: trzech braci i trzy siostry.

 

Ta moja opowieść to fragment dziennika, który od kilku miesięcy prowadzę nocami. A wszystko zaczęło się kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia. Tradycja przekazuje taką opowieść, że na wigilię – dnia 24 grudnia – zwierzęta przemawiają ludzkim głosem. Oczywiście pamiętam tę historię, ale wierzyłem w nią jak byłem małym chłopcem. Teraz wydawało mi się to tak odległe i jednocześnie śmieszne, że wydawało mię niepotrzebną sprawą zaprzątać sobie głowę, zwierzętami, które przecież w cale nie mówią.

 

Ale proszę sobie wyobrazić, że u siebie w swojej dyżurce  na stole znalazłem list. By niepodpisany, więc można było go wyrzucić, ale coś mnie „korciło” aby zaglądnąć do środka. A w kopercie była karta różowego papieru, na której było napisane pięknymi drukowanymi literami: JEDEN Z PINGWINKOW PLANUJE UCIECZKE, 24 GRUDNIA MOŻESZ ICH POSŁUCHAC. Było tylko to jedno zdanie, żadnego podpisu ani żadnej informacji wyjaśniającej całą sprawę. Hmm … co się za tym kryje? Kto mi zrobił taki głupi kawal ?

 

Akurat było 23 grudnia, a pingwinki mają jutro przemawiać ludzkim głosem. Przypomniała mi się data 24 grudnia i stare przekonanie o rozmawiających ludzkim głosem zwierzętach. Tak się składało, że jutro będę miał nocny dyżur. Po wieczerzy wigilijnej i po pasterce przyszedłem do swojej pracy. Do moich obowiązków należało sprawdzenie, czy wszystkie zwierzęta są w swoich klatkach, a także czy przypadkiem jakiś turysta nie został na noc, albo przypadkiem nie znalazł się pośród dzikich zwierząt. Gdy skończyłem obchód przypomniałem sobie o pingwinkach. Była głęboka noc, śnieg już nie padał –  widać było księżyc – a wokół żadnej żywej duszy, nie licząc zwierząt i mojego przyjaciela psa Dominika. Cicho podszedłem do terenu, na którym mieszkały pingwinki. Im bliżej byłem miejsca gdzie mieszkały było słychać jakieś glosy. Przestraszyłem się, że ktoś z ludzi znalazł się wśród tych biało- czarnych zwierzaków. Gdy podszedłem bliżej okazało się, że pingwiny były same. To co usłyszałem nie daje mi spokoju po dzisiejszy dzień, a już minęło od tego wydarzenia kilka lat. To, co udało mi się usłyszeć, zapisałem w swoim dzienniku. Jeden z pingwinków powiedział:

„Dzisiaj nie będziemy uciekać, zobaczcie ten nocny stróż to poczciwy człowiek, ma chorą żonę i dwoje małych dzieci … (tutaj było niewyraźne co mówił)  …  Zostajemy, mówię wam, za trzy lata będziemy świętować Boże Narodzenie na Morzu Barentsa – wrócimy do naszego kraju…”

 

Dalej zupełnie nic nie można było ich zrozumieć… Zapisałem te słowa   w swoim zeszycie, a potem zapomniałem o tym wydarzeniu. Myślałem sobie, ostatnio było dużo pracy, a rzeczywiście żona chorowała …  I tak minęło kilka lat, i dziwna rzecz, po trzech latach wywieziono wszystkie pingwiny. Teraz to miejsce stoi puste. Czasami tam biega nasz pies Dominik. A pingwiny?

Nasz dyrektor kiedyś powiedział, że pingwiny znowu są na wolności – jest to  kolejny etap programu badawczego.

 

I tak minęły kolejne lata, o pingwinach nikt już nie pamiętna, że mieszkały u nas… Pozostał tylko zapis w moim zeszycie i wspomnienie o pingwinie, który mnie zauważył. A może to był tylko sen… No cóż w wigilię Bożego Narodzenia zdarzają się różne rzeczy…

 

Wasz stróż Aleksander

<>> Bajka ukazała się w: Parafialnoj Gazecie - Kyiv, Ukraina