Ku ciszy (5) św. Justyn, św. Augustyn, św. Jan Chryzostom...

/ Z pierwszej Apologii chrześcijan św. Justyna, męczennika  (rozdz. 61) / Chrzest odrodzenia /


Przedstawimy teraz, w jaki sposób zostaliśmy poświęceni Bogu my, których Chrystus odrodził do życia.

Ci wszyscy, którzy przekonali się i uwierzyli, że prawdziwa jest nasza nauka i to, co głosimy, przyrzekają, że według niej będą żyli. Wtedy pouczamy ich, by się modlili i poszcząc błagali Boga o przebaczenie im grzechów, i my też razem z nimi modlimy się i pościmy.

Następnie prowadzimy ich tam, gdzie jest woda, i tam, w ten sam sposób, w jaki zostaliśmy odrodzeni, oni również dostępują odrodzenia. Albowiem zostają obmyci w wodzie w imię Boga Ojca i Pana wszechrzeczy, i Jezusa Chrystusa naszego Zbawiciela, i Ducha Świętego.

Chrystus bowiem powiedział: "Jeżeli nie narodzicie się powtórnie, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego". A przecież jest rzeczą jasną, że ci, którzy się już narodzili, nie mogą powrócić do łona swojej matki.

Ale i prorok Izajasz powiedział, w jaki sposób pozbędą się swoich grzechów ci, którzy zgrzeszyli, lecz czynili pokutę. Bo tak mówi: "Obmyjcie się, bądźcie czyści, wyrzućcie zło z dusz waszych, uczcie się czynić dobrze. Oddajcie słuszność sierocie, stawajcie w obronie wdowy. Chodźcie i spór ze Mną wiedźcie, mówi Pan. Nawet jeśliby wasze grzechy były jak szkarłat, sprawię, że staną się białe jak wełna; i jeśli byłyby jak purpura, sprawię, że staną się białe jak śnieg. Ale jeślibyście mnie nie słuchali, miecz was wytępi. Albowiem usta Pana to wyrzekły".

A oto wytłumaczenie, które otrzymaliśmy od Apostołów: Przyszliśmy na świat nieświadomi i zrodzeni przez naszych rodziców zgodnie z nieodwracalnymi prawami natury. Zostaliśmy wychowani w złych i przewrotnych obyczajach. Abyśmy jednak nie pozostawali synami konieczności wynikającej z niewiedzy, ale synami oświeconego wyboru, i abyśmy otrzymali w wodzie odpuszczenie grzechów, które popełniliśmy, nad tym, który chce dostąpić odrodzenia i odpuszczenia grzechów, wymawiamy imię Ojca wszechrzeczy i Pana Boga, i tego jedynie imienia wzywamy nad tym, którego prowadzimy do chrzcielnego obmycia.

Nikt bowiem nie może wypowiedzieć imienia niewysłowionego Boga, a kto by twierdził, że ono istnieje, ten byłby chyba nieszczęsnym szaleńcem.

Obmycie zaś, o którym tu mowa, jest nazwane oświeceniem, bo umysły tych, którzy uczą się tych prawd, zostają oświecone. A ten, który doznaje oświecenia, jest obmyty również w imię Jezusa Chrystusa, ukrzyżowanego pod Poncjuszem Piłatem, oraz w imię Ducha Świętego, który przez proroków przepowiedział wszystko, co się tyczy Jezusa.

***

(...) Już sama nazwa tego święta wskazuj/  na jego znaczenie, jeśli rozpatrzymy prawdę w niej zawartą. Słowo "Pascha" oznacza przejście anioła zagłady, który pozabijał pierworodnych Egiptu, a ominął domy Hebrajczyków. Owo Przejście anioła zagłady stało się prawdą w odniesieniu do nas, bo pozostawił nas nietkniętych i wskrzeszonych przez Chrystusa do życia wiecznego.

Pascha i ocalenie pierworodnych były uważane za początek nowego roku. Cóż to znaczy, gdy staramy się zrozumieć prawdę? Oznacza to, że również dla nas ofiara prawdziwej Paschy stanowi początek życia wiecznego.

Rok bowiem jest symbolem trwania, bo tworzy jak gdyby zamknięty krąg, wciąż się powtarzający i nie mający końca. Lecz Chrystus, Ojciec przyszłego wieku, został za nas złożony w ofierze i przekreślił nasze dawne życie, a w wodach odrodzenia, przez podobieństwo Jego śmierci i zmartwychwstania, dał nam początek nowego życia.

A więc niech każdy wie, że ofiara paschalna została złożona za niego i że początek życia liczy się dla niego od chwili, w której Chrystus za niego się ofiarował. Wtedy zaś zostaje ona za niego złożona, kiedy świadomy tej łaski, rozumie, że dzięki tej ofierze został zrodzony do życia.

Wiedząc zaś o tym, niech każdy spieszy przyjąć ten początek życia nowego i niech już nie powraca do życia dawnego, któremu został położony kres. Bo "jeżeli umarliśmy dla grzechu, jakże możemy żyć w nim nadal?"


/ Homilia paschalna starożytnego autora  (PG 59, 723-724)  / Pascha duchowa / 

***

(...) Jeżeli kochasz, idź! Kocham, mówisz, ale dokąd mam iść? Jeśli Pan, twój Bóg, powiedziałby do ciebie: "Ja jestem prawdą i życiem", to tęskniąc za prawdą i pożądając życia szukałbyś z pewnością drogi, którą byś mógł tam dojść, i mówiłbyś sobie: "Wielką rzeczą jest prawda, wielką rzeczą jest życie, gdyby tylko był sposób, aby mogła do nich dotrzeć moja dusza".

Szukasz drogi? Posłuchaj Chrystusa, który ci najpierw mówi: "Ja jestem drogą". Zanim oznajmił ci dokąd, przedtem zapowiedział, którędy masz iść. "Ja jestem, rzekł, drogą". Drogą dokąd? "I prawdą, i życiem". Najpierw powiedział, którędy masz iść, a potem oznajmił dokąd. "Ja jestem drogą, Ja jestem prawdą, Ja jestem życiem". Pozostając u Ojca jest Chrystus prawdą i życiem; oblekając się w ciało, stał się drogą.

Nie powiedziano ci: "Pracuj i szukaj drogi, abyś doszedł do prawdy i życia". Nie to ci powiedziano. Wstań, leniwcze, droga sama do ciebie przyszła i śpiącego obudziła cię ze snu, oby cię rzeczywiście obudziła! Wstań i chodź!

Może usiłujesz naprawdę chodzić, ale nie możesz, bo cię bolą nogi? Skąd ten ból w nogach? Czy gnane chciwością biegły może po wyboistej drodze? Lecz Słowo Boże uzdrawiało przecież i kulawych! Oto, powiadasz, nogi mam zdrowe, ale samej drogi nie widzę. On oświecił także ślepych!


/ Z komentarza św. Augustyna, biskupa, do Ewangelii św. Jana (Traktat 34, 8-9)  /Chrystus jest drogą do światła, prawdy i życia/


***

"Jeżeli tekst jest modlitwą, to módlcie się, jeżeli jest lamentacją, lamentujcie, jeżeli jest uwielbieniem, to bądźcie radośni, jeżeli jest to tekst ufności, to ufajcie, jeżeli wyraża bojaźń, bójcie się. Ponieważ to, co odczuwacie w tekście, jest zwierciadłem was samych".


/ Św. Augustyn, Objaśnienia Psalmów 29,1, PSP 37, 229


***

Modlitwa i rozmowa z Bogiem stanowi najwyższe dobro. Jest bowiem źródłem zjednoczenia i jedności z Panem, i podobnie jak oczy cielesne patrząc na światło zostają oświecone, tak samo i duch zatopiony w Bogu doznaje oświecenia Jego nieomylnym światłem. Chodzi tu oczywiście o modlitwę, która nie jest tylko przyzwyczajeniem, ale wypływa z głębi duszy, modlitwę, która nie ogranicza się do określonych godzin, lecz trwa nieustannie, zarówno w dzień, jak i w nocy.

Myśl bowiem nasza winna być zwrócona ku Bogu nie tylko w czasie modlitewnego skupienia, ale również wtedy, gdy oddajemy się zajęciom zewnętrznym, jak troska ubogich, pielęgnowanie chorych itp., lub gdy wykonujemy jakieś inne pożyteczne dzieła dobroczynne. Wówczas także nasze myśli i pragnienia powinny tkwić w Bogu, aby to, co czynimy, było zaprawione solą Bożej miłości, dzięki której stałoby się przyjemnym pokarmem dla Pana wszechrzeczy. Jeżeli takiej modlitwie poświęcimy większość naszego czasu, to przez całe życie będziemy korzystać z zysku, który z niej wypływa.

Modlitwa jest światłem duszy, prawdziwym poznaniem Boga i pośredniczką między Nim a ludźmi. Uniesiony przez modlitwę duch ludzki osiąga wyżyny nieba i obejmuje Boga niewypowiedzianym uściskiem, pożądając Boskiego mleka, jak dziecko przywołujące płaczem swoją matkę. Przedstawia własne pragnienia, a otrzymuje dary niewypowiedzianie doskonalsze od wszelkiej widzialnej rzeczywistości.

Modlitwa, czcigodna przed Bogiem pośredniczka, raduje ducha ludzkiego i uspokaja jego poruszenia. Nie myśl jednak, że modlitwa, o której mówię, polega na słowach. Jest ona bowiem przede wszystkim pragnieniem zwróconym ku Bogu, niewysłowionym przywiązaniem się do Niego i nie pochodzi od człowieka, ale stanowi dar Bożej łaski. Dlatego to Apostoł mówi: Gdy "nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami".

Jeżeli Pan udzieli komuś daru takiej modlitwy, ten posiada nieprzebrane bogactwo i pokarm niebieski nasycający duszę. Kto skosztuje tego pokarmu, ten zapłonie wiecznym pragnieniem Boga jak najgorętszym ogniem, który będzie trawił jego ducha.

Uprawiając ze szczerością modlitwę przyozdabiaj swój dom skromnością i pokorą, aby jaśniał światłem sprawiedliwości. Upiększaj go dobrymi czynami jak wyborną blachą błyszczącą, a w miejsce murów i ozdobnych kamieni uświetnij go wiarą oraz wielkodusznością. Ponad tym wszystkim niech się wznosi modlitwa jako uwieńczenie domowego budynku, który wznosisz dla Pana. W tym wspaniałym, królewskim pomieszczeniu przyjmiesz Tego, którego obraz już posiadasz w świątyni swojej duszy dzięki Jego łasce.


/ Homilia św. Jana Chryzostoma, biskupa (Homilia 6, O modlitwie) Modlitwa światłem duszy 


***

Powiada Dawid: "Uznaję nieprawość moją". Jeśli ja uznaję, Ty zapomnij. Nie sądźmy, iż jesteśmy doskonałymi i bez grzechu. Aby życie zasługiwało na pochwałę, prośmy o przebaczenie win. Ludzie zaś, którym brak nadziei, im mniej zwracają uwagę na własne grzechy, tym skwapliwiej wyszukują je u innych. A szukają nie po to, aby zło naprawić, ale by je potępiać. Ponieważ dla siebie nie znajdują usprawiedliwienia, gotowi są oskarżać drugich. Bynajmniej nie taki przykład modlitwy i zadośćuczynienia zaleca nam psalmista w słowach: "Uznaję bowiem nieprawość moją, a grzech mój jest zawsze przede mną". Nie dociekał grzechów cudzych. Badał swoje sumienie, nie schlebiał, ale dogłębnie zastanawiał się nad sobą. Nie pobłażał sobie, dlatego miał podstawę, by prosić o wybaczenie.

Pragniesz pojednać się z Bogiem? Postępuj tak, aby Bóg pojednał się z tobą. Zobacz, co czytamy w tym samym psalmie: "Gdybyś zapragnął ofiar, złożyłbym je na pewno, całopalenia nie podobają się Tobie". A więc nie złożysz ofiary? Niczego nie zaofiarujesz? Nic nie przedstawisz, aby przejednać Boga? Jak to powiedziałeś?: "Gdybyś zapragnął ofiar, złożyłbym je na pewno, całopalenia nie podobają się Tobie". Słuchaj oto w dalszym ciągu i mów: "Ofiarą dla Boga jest duch skruszony; pokornym i skruszonym sercem Bóg nie pogardzi". Odrzuciwszy składane przedtem ofiary, znalazłeś to, co złożysz teraz. Niegdyś składałeś na ofiarę zwierzęta z trzód. "Gdybyś zapragnął ofiar, złożyłbym je na pewno". A więc tych już nie pragniesz, a jednak pragniesz ofiary.

"Całopalenia - powiada - nie podobają się Tobie". Jeśli nie podobają się, to czy już nie będzie ofiar składanych Tobie? Bynajmniej. "Ofiarą dla Boga duch skruszony; pokornym i skruszonym sercem Bóg nie pogardzi". Nie brak ci tego, co mógłbyś złożyć w ofierze. Nie potrzebujesz rozglądać się wśród swoich trzód ani przygotowywać okrętów i docierać do najodleglejszych krain dla sprowadzenia stamtąd wonności. Staraj się w sercu swoim znaleźć to, co jest miłe Bogu. Trzeba je skruszyć. Czemu obawiasz się, iż skruszone przestanie istnieć? Czytasz przecież: "Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste". Aby mogło powstać serce czyste, należy skruszyć nieczyste.

Kiedy grzeszymy, nie podobajmy się sobie samym, ponieważ Bogu nie podobają się grzechy. A skoro nie jesteśmy bez grzechu, przynajmniej w tym bądźmy podobni do Boga, iż nie będzie nam się podobało to, co się i Jemu nie podoba. W pewien sposób zjednoczysz się więc z wolą Bożą, ponieważ nie będzie podobało ci się w tobie to, do czego i Bóg, który cię stworzył, odczuwa odrazę.


/ Kazanie św. Augustyna, biskupa, Kazanie 19, 2-3 (Ofiarą dla Boga jest duch skruszony)


***

Jeśli nieustannie pragniemy życia wiecznego, które pochodzi od Boga, wówczas nie przestajemy się modlić. Niemniej jednak w oznaczonych godzinach odrywamy umysł od wielu trosk i zajęć, pośród których jakby stygnie święte pragnienie, i oddajemy się modlitwie. Słowami modlitwy przypominamy sobie to, co pragniemy osiągnąć, aby pragnienie, które zaczęło już stygnąć, nie oziębło w ogóle, a z braku ciągłego podsycania nie zagasło zupełnie. Dlatego też wypowiedzi apostoła: ,,Prośby wasze przedstawiajcie Bogu" nie należy rozumieć w tym sensie, jakoby trzeba było powiadamiać o nich Boga, który przecież zna je, zanim zaistniały - ale że powinniśmy okazać je Bogu przez cierpliwość, a nie przez gadatliwość. Skoro więc tak się rzeczy mają, nie jest bynajmniej rzeczą rnewłaściwą ani nieużyteczną modlić się dłużej, jeśli nie jesteśmy zajęci, to jest, kiedy nie przeszkadza wykonywanie innych dobrych i koniecznych zadań, jakkolwiek także wtedy - jak powiedziałem - należy się modlić pragnieniem.

 Modlić się długo nie oznacza wcale - jak sądzę niektórzy - modlić się wieloma słowami. Czym innym jest długa mowa, czym innym długotrwałe pragnienie. Zresztą również o Panu napisano, że nocował na modlitwie oraz że długo się modlił. Tak czyniąc, cóż innego, jeśli nie przykład do naśladowania dał nam Ten, który modli się w czasie, w wieczności zaś wraz z Ojcem wysłuchuje? Mówią, że bracia w Egipcie odmawiają często modlitwy, ale bardzo krótkie i niejako w pospiechu, tak aby należyte skupienie, niezbędne na modlitwie, na skutek upływu czasu nie osłabło i nie zanikło zupełnie. W ten sposób pouczają, że nie należy wymuszać skupienia, kiedy się nie potrafi dłużej utrzymać, ani też przerywać rychło modlitwy, kiedy uwaga umysłu trwa nadal.

Niech przeto z dala od modlitwy będzie wielomówstwo, ale niech nie zabraknie usilnego błagania, jeżeli trwa żarliwe skupienie. Mówić bowiem dużo na modlitwie jest tym samym, co rzecz konieczną wyrażać w nadmiarze słów. Modlić się długo oznacza kołatać do Boga nieustanną i pobożna żarliwością serca. Zazwyczaj modlitwa wyraża się bardziej w westchnieniach niż w słowach, we łzach raczej niż w przemawianiu. Bóg ma nasze łzy przed swoim obliczem", a nasze westchnienia nie są tajne Temu, który wszystko stworzył.

/ Z Listu św. Augustyna, biskupa, do Proby (List 130, 9, 18 - 10, 20)

***

Czemuż to w obawie, iż nie modlimy się, jak należy, gubimy się w rozlicznych poszukiwaniach, pragnąc dowiedzieć się, jaka powinna być nasza modlitwa? Powiedzmy raczej wraz z psalmistą: "O jedno proszę Pana, tego poszukuję: bym w domu Pańskim przebywał po wszystkie dni mego życia, abym zażywał słodyczy Pana, oglądał Jego świątynię". Tam bowiem czas nie liczy się na dni, które nadchodzą i przechodzą: początek jednego dnia nie jest końcem poprzedniego, bo wszystkie razem wzięte są jak jeden dzień; albowiem samo życie, złożone z dni, nie ma tam końca.

Ten, który jest Życiem, pouczył nas, że nie przez wielomówstwo w modlitwie osiąga się owo błogosławione życie; nie przez zalew słów będziemy skuteczniej wysłuchani. Albowiem sam Pan stwierdza, że Ten, którego wzywamy, wie, czego nam potrzeba, wpierw zanim Go poprosimy.

Ale jeżeli Bóg wie, czego nam potrzeba, zanim nawet Go o to poprosimy, to czemu żąda naszej modlitwy? To pytanie mogłoby nas niepokoić, gdybyśmy nie pamiętali o tym, że Pan i Bóg nasz nie potrzebuje, abyśmy mu wyjawili naszą wolę, gdyż wie On o tym, czego pożądamy; lecz Bóg chce, aby dzięki modlitwie wzrastały nasze pragnienia, abyśmy w ten sposób mogli lepiej przyjąć to, co nam przeznacza. Albowiem chce On nam dać coś bardzo wielkiego, my jednak jesteśmy bardzo ograniczeni i niedorośli. Dlatego też zostało nam powiedziane: "Otwórzcie się i wy; nie sprzęgajcie się z niewierzącymi do jednego jarzma".

Zaiste, bez miary jest ten dar Boży. "Nie dojrzało go oko", bo nie ma on barwy, "nie pochwycił go słuch", bo jest bezgłośny, "ani nie ogarnęło go serce człowieka", bo serce ludzkie ma się wznieść ku niemu. Ale tym więcej będziemy gotowi na jego przyjęcie, im głębsza będzie nasza wiara, mocniejsza nadzieja i bardziej płomienne nasze pragnienie.

Wiara, nadzieja i miłość, przepojone wiecznie trwałym pragnieniem, niech będą naszą nieustanną modlitwą. Jednakże trzeba również i słowami modlić się do Boga w pewnych godzinach i w pewnych okolicznościach. Taka modlitwa będzie dla nas przypomnieniem i sprawdzianem naszych postępów i celu naszych dążeń, aby je pogłębić i bardziej jeszcze rozniecić. Bo nasze modlitwy będą tym skuteczniejsze, im bardziej będą płynąć z gorącej miłości. Zostało nam powiedziane: "Nieustannie się módlcie". A to znaczy, że mamy nieustannie pożądać jedynego błogosławionego życia, czyli życia wiecznego, od Tego, który sam jeden tylko może go nam udzielić.


Z Listu świętego Augustyna, biskupa, do Proby (Ep. 130, 8, 15. 17 - 9, 18) /Niechaj modlitwa wzmaga naszą tęsknotę /


***

Słowa naszego Pana Jezusa Chrystusa przypominają nam, iż jeden jest cel, do którego zmierzamy wśród rozmaitych spraw tego świata. Zmierzamy jako wędrowcy, a nie mieszkańcy, jako ci, którzy są w drodze, a nie u kresu, ci, którzy pragną, ale jeszcze nie posiadają. Podążajmy jednak pilnie i wytrwale, abyśmy doszli kiedyś do celu.
Maria i Marta były siostrami. Łączyło je nie tylko pokrewieństwo, ale także pobożność. Obydwie były oddane Bogu, obydwie ochoczo usługiwały Panu w ciele. Marta przyjęła Go tak, jak zwykło się przyjmować podróżnych. W rzeczywistości jednak, służebnica przyjęła Pana, chora Lekarza, stworzenie Stworzyciela. Ta, która miała otrzymać pokarm duchowy, przyjęła, aby zaofiarować pokarm dla ciała. Pan bowiem zechciał przyjąć postać sługi i w tej postaci - nie z konieczności bynajmniej, ale ze swej łaskawości - przyjmował posiłek ofiarowany Mu przez sługi. Albowiem przyjmowanie posiłku także było łaską. Jako człowiek odczuwał głód i pragnienie.
Pan przeto został przyjęty jako podróżny, który "przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim jednak, którzy Go przyjęli, dał moc, aby się stali dziećmi Bożymi". Dopuścił niewolników do wspólnoty z sobą i uczynił ich braćmi; wykupił więźniów i uczynił współdziedzicami.
Ale niech nikt z was nie powiada: "Jakże błogosławieni są ci, którzy mieli szczęście przyjąć Chrystusa do swego domu!" Nie smuć się i nie narzekaj, że żyjesz w czasie, kiedy już nie można zobaczyć Pana w ciele. Nie pozbawił cię przecież tego zaszczytu: "Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych - powiada - Mnieście uczynili".
Zresztą, Marto, błogosławiona swym chwalebnym posługiwaniem, pozwól, że ci powiem: prosisz o spoczynek, jako nagrodę za twój trud. Teraz zajęta jesteś wieloma posługami - pragniesz pokrzepić śmiertelne, chociaż święte ciała. Lecz skoro przybędziesz już do ojczyzny, czy spotkasz tam wędrowca, by go przyjąć? Spotkasz głodnego, by nakarmić? Spragnionego, aby napoić? Chorego, aby odwiedzić? Skłóconego, aby pojednać? Umarłego, aby pogrzebać?
W ojczyźnie tego wszystkiego już nie będzie. A co będzie? To, co wybrała Maria: tam będziemy nasyceni, a nie będziemy się posilać. To, co Maria wybrała tutaj, tam będzie doskonałe i pełne. Tutaj z zastawionego stołu zbierała okruszyny Bożego słowa. Chcesz wiedzieć, jak będzie w niebie? Oto sam Pan mówi o swoich sługach: "Zaprawdę powiadam wam: przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał".

/ Kazanie św. Augustyna, biskupa / (Kazanie 103, 1-2. 6) (Szczęśliwi, którzy zasłużyli przyjąć Pana do swego domu)

***

Weźmij za przykład ziemię; jak ona przynoś plon, i nie bądź gorszy od rzeczy nieożywionych. Ziemia przynosi owoce nie dla własnej korzyści, ale dlatego, aby ci służyć. Ty natomiast dla siebie samego gromadzisz plon swojej dobroczynności. Nagroda bowiem i zapłata za dobre czyny przysługuje temu, kto ich dokonał. Jeśli udzieliłeś pomocy zgłodniałemu, twoim stanie się to, co udzieliłeś, owszem, powróci do ciebie z naddatkiem. Podobnie jak ziarno wrzucone w ziemię przynosi korzyść siejącemu, tak też i chleb ofiarowany głodnemu przyniesie ci wiele pożytku. Niechże więc zakończenie twej uprawy na ziemi stanie się początkiem wschodzącego zasiewu w niebie. Mówi bowiem Pismo: "Posiejcie sobie sprawiedliwość".
Nadejdzie czas, kiedy zostawisz pieniądze, choćbyś nie chciał. Do Pana zaś poniesiesz sławę twoich dobrych czynów. A wtedy cały lud stojąc wokół ciebie przed Sędzią całego świata nazwie cię żywicielem, łaskawym dobroczyńcą, nazwie wszystkimi imionami sławiącymi twą hojność i szlachetność. Czyż nie wiesz, że są tacy, którzy wydają całe majątki na urządzanie widowisk, na komediantów, walki zapaśników, walki z dzikimi zwierzętami, których nawet sam widok budzi odrazę? Czynią to dla krótkotrwałej sławy, dla wrzawy tłumu i oklasków.
Ty natomiast czyż będziesz skąpy w wydatkach, które mają ci przynieść tak wielką chwałę? Sam Bóg cię wywyższy, aniołowie pochwalą, wszyscy ludzie, którzy byli od początku świata, nazwą szczęśliwym. W nagrodę za właściwe zarządzanie dobrami przemijającymi otrzymasz chwałę wieczną, wieniec sprawiedliwości, królestwo niebieskie. Ty jednak nie dbasz o takie dobra; pogardzasz tymi, które ci obiecano, z powodu przywiązania do posiadanych obecnie bogactw. Dalej więc, rozdaj swe bogactwa, bądź hojny i wielkoduszny w udzielaniu pomocy potrzebującym. Niech i o tobie mówią: "Podzielił, rozdał ubogim, sprawiedliwość jego będzie trwała zawsze".
Jakże bardzo powinieneś być wdzięczny hojnemu Dobroczyńcy, jakże radosny i szczęśliwy z powodu okazanej ci łaskawości. Wszak nie ty pukasz do drzwi obcych ludzi, ale oni stoją w twoich drzwiach. A tymczasem jesteś nachmurzony i niedostępny. Unikasz spotkania, abyś przypadkiem nie musiał uronić cokolwiek z twego mienia. Umiesz tylko to jedno: "Nie mam, nie dam, sam jestem biedny". O tak, biedny jesteś i nie masz naprawdę niczego: nie masz miłości, nie masz dobroci, nie masz wiary w Boga ani nadziei wiekuistej.

/ Homilia św. Bazylego Wielkiego, biskupa / (Homilia O miłości, 3, 6) (Zasiewajcie ziarno sprawiedliwości)

***

"Kościół katolicki" - takie oto jest imię świętej Matki nas wszystkich. Jest ona zarazem Oblubienicą Pana naszego Jezusa Chrystusa, Jednorodzonego Syna Bożego; napisano bowiem: "Podobnie jak Chrystus umiłował Kościół i wydał samego siebie za niego..." itd. Jest też obrazem i odbiciem "niebieskiego Jeruzalem, które jest wolne, i jest matką nas wszystkich". Przedtem niepłodne, teraz jest matką licznego potomstwa.
Odrzuciwszy pierwszą oblubienicę, w drugiej, to jest w Kościele katolickim - jak mówi święty Paweł - "Bóg ustanowił najpierw apostołów, po wtóre proroków, po trzecie nauczycieli, a następnie tych, co mają dar czynienia cudów, dar uzdrawiania, wspomagania, kierowania, przemawiania różnymi językami", a także wszelkiego rodzaju cnoty: mądrość, rozum, umiarkowanie, sprawiedliwość, miłosierdzie, dobroć oraz niezłomną w prześladowaniach cierpliwość.
Ten właśnie Kościół "przez oręż sprawiedliwości zaczepny i obronny, wśród czci i pohańbienia" uwieńczył świętych męczenników, w czasach prześladowań i udręk, koroną cierpliwości sporządzoną z licznych i różnorodnych kwiatów. Teraz zaś w czasie pokoju, dzięki łaskawości Boga odbiera należną chwałę od królów i władców, od ludzi wszystkich stanów i wszystkich ludów. Królowie narodów zamieszkujących różne krainy mają ograniczoną władzę. Samemu tylko świętemu, katolickiemu Kościołowi przysługuje władza, która rozciąga się aż po krańce świata. Bóg bowiem - jak czytamy: "Ustanowił pokój jego granicami".
My przeto ukształtowani w świętym i katolickim Kościele, ukształtowani zarówno przykazaniami, jak i sławnymi przykładami, otrzymamy królestwo niebios i odziedziczymy życie wieczne. Dlatego, aby je otrzymać od Pana, znosimy wszelkie przeciwności. Cel bowiem, do którego zmierzamy, nie jest bynajmniej małej wagi; dążymy przecież do osiągnięcia życia wiecznego. Dlatego wyznanie wiary poucza nas, iż oprócz "ciała zmartwychwstania", o czym mówiliśmy przedtem, mamy wierzyć w "żywot wieczny"; do niego właśnie chrześcijanie dążą ze wszystkich sił.
Prawdziwym i rzeczywistym życiem jest Ojciec. On zsyła wszystkim, jakby ze źródła, dary niebios przez Syna w Duchu Świętym. W swojej dobroci naprawdę obiecał nam szczęście życia wiecznego.

/ Katecheza św. Cyryla Jerozolimskiego, biskupa / (Katecheza 18, 26-29)  /Kościół Oblubienicą Chrystusa/

***

Jeśli pragniesz oddać cześć Ciału Chrystusa, nie zapominaj o Nim, gdy jest w potrzebie. Nie czcij Go w kościele jedwabiem, jeśli na zewnątrz nie zauważasz, gdy jest zziębnięty i nagi. Ten bowiem, kto powiedział: "To jest Ciało moje", i sprawił to, co powiedział, mówił także: "Byłem głodny, a nie daliście Mi jeść" oraz "czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście nie uczynili". Tutaj, w kościele, z pewnością nie potrzebuje okrycia, ale czystych dusz, tam, na zewnątrz, bardzo potrzebuje pomocy.
Uczmy się przeto tak postępować i tak czcić Chrystusa, jak sam tego pragnie. Najmilszym dlań hołdem jest ten, którego sam pragnie, a nie ten, który my za taki uznamy. Tak właśnie sądził Piotr, iż okazuje Jezusowi cześć nie pozwalając na obmycie nóg. W rzeczywistości nie było to przejawem czci, ale czymś zupełnie innym. Podobnie i ty okaż Mu cześć we wskazany przezeń sposób, to znaczy, rozdając swe bogactwa potrzebującym. Albowiem Bogu nie są potrzebne naczynia ze złota, ale dusze, które byłyby ze złota.
Mówię nie po to, abym zabraniał składania podobnych ofiar, ale że pragnę, aby zarazem, a nawet przede wszystkim pamiętać o udzielaniu jałmużny. Chrystus przyjmuje wprawdzie tamte ofiary, ale o wiele bardziej ceni te drugie. W pierwszym wypadku korzyść odnosi jedynie ofiarujący; w drugim - także obdarowany. W pierwszym dar jest okazją do próżności, w drugim świadectwem dobroci.
Cóż za pożytek, jeśli stół Chrystusa ozdabiają złote kielichy, podczas gdy On sam jest głodny. Daj najpierw jeść głodnemu, a dopiero z tego, co zostanie, ozdabiaj Jego stół. Ofiarowujesz złoty kielich, kubka zaś wody nie podasz? Na cóż zaścielać stół Chrystusa drogocennymi nakryciami, jeśli Mu się odmawia koniecznego odzienia. Jaki stąd pożytek? Bo powiedz mi, jeśli napotkasz zgłodniałego, nie zajmiesz się nim, a tylko stół będziesz mu kosztownie ozdabiał, czy będzie ci za to wdzięczny, czy może raczej zagniewany z tego powodu. A jeślibyś zobaczył go w podartym odzieniu i drżącego z zimna pozostawił bez okrycia, natomiast wznosił złote kolumny utrzymując, iż czynisz to na jego chwałę, to czy nie będzie sądził, iż jest niegodnie wyśmiewany i obrażany.
Pomyśl, że to właśnie Chrystus wędruje i tuła się pozbawiony dachu nad głową; ty zaś nie przyjąwszy Go w gościnę, przyozdabiasz dlań posadzkę, ściany i kapitele kolumn. Srebrnymi łańcuchami przytwierdzasz lampy, Jego zaś związanego w więzieniu nawet zobaczyć nie chcesz. Mówię to nie dlatego, by zabraniać stosowania wszystkich tych ozdób, lecz aby pamiętać o tym i o tamtym, więcej, zachęcam, aby najpierw starać się o to, później o tamto. Nikogo bowiem nie oskarżono z tego powodu, że zaniedbał przyozdabiania, ci zaś, którzy zaniedbali miłosierdzia, ściągają na siebie karę ognia nieugaszonego, karę wspólną z demonami. Toteż gdy przyozdabiasz kościół, nie zapominaj o potrzebującym. Świątynia bowiem, którą on sam stanowi, jest wielekroć cenniejsza od tamtej.

/ Homilia św. Jana Chryzostoma, biskupa, do Ewangelii św. Mateusza, (Homilia 50, 3-4) [Przyozdabiaj świątynię, ale nie zapominaj o potrzebującym]

***

Nie po raz pierwszy dowiadujecie się, iż cała nasza nadzieja złożona jest w Chrystusie i że On sam jest naszą prawdziwą i zbawienną chwałą. Wszak jesteście w owczarni Tego, który strzeże i pasie Izraela. Ponieważ jednak istnieją tacy pasterze, którzy pragną nazywać się pasterzami, ale obowiązków pasterzy wypełniać nie chcą, przypomnijmy słowa powiedziane im przez proroka. Słuchajcie więc z uwagą, my zaś będziemy słuchać z bojaźnią.
"Pan skierował do mnie te słowa: Synu człowieczy, prorokuj o pasterzach Izraela i powiedz im". Właśnie przed chwilą usłyszeliśmy ten wyjątek, i dlatego postanowiliśmy o nim do was mówić. Bóg udzieli pomocy, abyśmy powiedzieli prawdę, jeśli nie zechcemy szukać jej u siebie. Gdybyśmy bowiem głosili własną naukę, bylibyśmy pasterzami, którzy pasą siebie samych, a nie owce. Jeśli natomiast głosimy Jego naukę, On jest waszym Pasterzem, kimkolwiek byłby pośrednik. "Tak mówi Pan Bóg: Biada pasterzom Izraela, którzy sami siebie pasą! Czyż pasterze nie powinni paść owiec?" Oznacza to, iż prawdziwi pasterze nie powinni paść siebie, ale owce. I to jest pierwszy powód, dla którego pasterze spotykają się z naganą; pasą siebie, a nie owce. Którzy to są, co siebie samych pasą? To ci, o których Apostoł powiada: "Wszyscy szukają własnego pożytku, a nie Chrystusa Jezusa".
My zaś, których Pan w swej dobroci, a nie dzięki naszym zasługom postawił na miejscu zobowiązującym do złożenia trudnego rachunku, powinniśmy jasno rozróżniać dwie sprawy: jedno, że jesteśmy chrześcijanami, drugie, że jesteśmy pasterzami. To, że jesteśmy chrześcijanami, dotyczy nas samych; że zaś jesteśmy pasterzami, odnosi się do was. Jako chrześcijanie mamy zabiegać o własne zbawienie, jako pasterze powinniśmy troszczyć się wyłącznie o wasze dobro.
Wielu jest chrześcijan, którzy nie są pasterzami. Zmierzają do Boga łatwiejszą - jak się zdaje - drogą i tym prędzej, im mniejszy dźwigają ciężar. My zaś, jako chrześcijanie, mamy zdać Bogu rachunek z własnego życia; ale ponadto jesteśmy pasterzami i dlatego będziemy składać rachunek również z naszego pasterzowania. 

/ Początek kazania św. Augustyna, biskupa, O pasterzach / (Kazanie 46, 1-2) (Jesteśmy chrześcijanami, a zarazem pasterzami)

***

/ Z komentarza św. Augustyna, biskupa, do Ewangelii św. Jana / (Traktat 26, 4-6) (Oto Ja wybawię mój lud)

"Nikt nie może przyjść do Mnie, jeśli go nie pociągnie Ojciec". Nie myśl, że pociągany jesteś przemocą; także miłość pociąga duszę. I nie powinniśmy się obawiać, że opierając się na tym zdaniu Ewangelii, ci, którzy dociekają słów, ale bardzo dalecy są od rozumienia spraw Bożych, sprzeciwią się nam i powiedzą: "Jak mogę wierzyć z własnej woli, skoro jestem pociągany?" Odpowiadam: "Pociąga cię nie tylko wola, pociąga cię także przyjemność".

Co to znaczy być pociągniętym przez przyjemność? "Raduj się w Panu, a On spełni pragnienia twego serca". Istnieje jakaś przyjemność serca, której pożywieniem jest chleb niebieski. Jeśli poeta mógł powiedzieć: "Każdego pociąga jego własna przyjemność", nie konieczność, ale przyjemność, nie obowiązek, ale rozkosz, o ileż bardziej możemy powiedzieć, że do Chrystusa pociągany jest ten, kto znajduje przyjemność w prawdzie, świętości, sprawiedliwości, życiu wiecznym, jako że wszystkim tym jest właśnie Chrystus.

Jeśli zmysły ciała mają swe przyjemności, to czyż dusza nie może mieć swoich? Jeśli dusza nie ma ich w ogóle, to dlaczego Psalmista mówi: "Synowie ludzcy chronią się w cieniu Twych skrzydeł, sycą się obfitością Twego domu; poisz ich potokiem Twych rozkoszy, bo w Tobie jest źródło życia i w Twojej światłości oglądamy światło".

Przyprowadź mi takiego, co kocha, a zrozumie, o czym mówię. Przyprowadź takiego, co pragnie, takiego, co czuje głód, co pielgrzymuje, co spragniony jest na tej pustyni i wzdycha do źródła wiekuistej ojczyzny; takiego mi przyprowadź, a zrozumie moje słowa. Gdy bowiem przemawiam do człowieka o zimnym sercu, nie pojmie, o czym mówię.

Pokazujesz zieloną gałązkę owcy, i pociągasz ją; ukazujesz orzechy dziecku, i jest pociągnięte; biegnie tam, dokąd jest pociągane; pociągane miłością, pociągane nie przemocą, ale więzami serca. Jeśli zatem przyjemności i radości ziemskie pociągają tych, którzy je miłują, jako że prawdziwe są słowa: "Każdego pociąga jego własna przyjemność", to czyż Chrystus, którego Ojciec objawił, nie potrafiłby pociągnąć? A czegóż dusza pożąda bardziej niż prawdy? Dlaczego odczuwa głód? Na cóż potrzebuje zdrowego podniebienia zdolnego do rozpoznawania prawdy, jeśli nie po to, aby spożywać i pić mądrość, sprawiedliwość, prawdę i wieczność?

"Błogosławieni - mówi Pan - którzy łakną i pragną sprawiedliwości" tu na ziemi - "albowiem będą nasyceni" tam w niebie! Takiemu dam to, co miłuje; udzielę tego, czego pragnie. Zobaczy to, w co wierzył nie oglądając; będzie spożywał to, czego łaknął; nasyci się tym, czego pragnął. Kiedy? Gdzie? Przy zmartwychwstaniu umarłych, albowiem "Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym".

**

/ Z Listu św. Augustyna, biskupa, do Proby (List 130, 11, 21 - 12, 22)  - O Modlitwie Pańskiej


Słowa modlitwy są nam potrzebne, aby przypomnieć sobie i uzmysłowić, o co powinniśmy prosić. Nie sądźmy zatem, że pouczymy nimi Pana lub nakłonimy do spełnienia naszej woli.

Gdy więc mówimy: "Święć się Imię Twoje", ożywiamy w sobie pragnienie, aby Imię Boga, które zawsze jest święte, było również przez ludzi uznawane za święte, to jest, aby nie było przez nich znieważane. To zresztą przynosi pożytek nie Bogu, lecz ludziom.

Kiedy zaś mówimy: "Przyjdź królestwo Twoje", które - chcemy czy nie chcemy - przyjdzie na pewno, obudzamy w sobie pragnienie, aby przyszło ono do nas i abyśmy zasłużyli na królowanie w nim.

Kiedy mówimy: "Bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi", prosimy Boga o posłuszeństwo, abyśmy spełniali Jego wolę tak, jak ją spełniają aniołowie w niebie.

Kiedy mówimy: "Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj", przez słowo "dzisiaj" rozumiemy "czas obecny" i prosimy dlań bądź o to wszystko, co jest nam potrzebne, wymieniając rzecz najważniejszą, czyli chleb, bądź też o Eucharystię, sakrament wierzących, który jest konieczny w tym życiu do osiągnięcia szczęścia nie tylko doczesnego, ale i wiecznego.

Kiedy mówimy: "Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom", przypominamy sobie samym, o co powinniśmy prosić i co powinniśmy czynić, aby zasłużyć na wysłuchanie.

Gdy mówimy: "I nie wódź nas na pokuszenie", zachęcamy się do modlitwy, abyśmy pozbawieni Bożej pomocy, nie ulegli pokusie, dając się zwieść błędom lub załamać na skutek przeciwności.

Kiedy mówimy: "Ale nas zbaw ode złego", przypominamy sobie, że nie posiadamy jeszcze tego dobra, w którym nie dotknie nas żadne nieszczęście. Ta ostatnia prośba jest tak wszechogarniająca, że każdy chrześcijanin, w jakimkolwiek się znajdzie cierpieniu, może jej słowami wypowiedzieć swój smutek, jej słowami może płakać, zaczynać modlitwę, trwać na niej i ją kończyć.

Tymi przeto słowami potrzeba było przypomnieć nam rzeczywistość, jaką wyrażają. Wszystkie bowiem słowa, które wypowiadamy czy to zawczasu kształtując uczucie modlitewne, aby stało się bardziej żywe, czy też później, wzywając do skupienia, aby się stało pełniejsze, niczego innego nie wyrażają, jak tylko to, co się zawiera w Modlitwie Pańskiej, jeżeli się modlimy należycie i uważnie. Ktokolwiek zaś modli się słowami, które nie mają związku z ową ewangeliczną modlitwą, tego modlitwa, choć dopuszczalna, z pewnością jest cielesna. A nie wiem, czy rzeczywiście jest dopuszczalna, skoro modlitwa tych, którzy zostali odrodzeni z Ducha Świętego, powinna być wyłącznie duchowa.


***

/ Z komentarza św. Augustyna, biskupa, do Ewangelii św. Jana,

 (Traktat 35, 8-9)  /Przybędziesz do źródła, zobaczysz światłość/


    W porównaniu z ludźmi niewierzącymi, my chrześcijanie jesteśmy światłem. Dlatego mówi Apostoł: "Niegdyś bowiem byliście ciemnością, teraz zaś jesteście światłością w Panu, postępujcie jak dzieci światłości". Na innym zaś miejscu powiedział: "Noc się posunęła, a przybliżył się dzień; odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła, żyjmy przyzwoicie, jak w jasny dzień".

    W porównaniu jednak ze światłem, do jakiego dążymy, nawet ten dzień, w którym trwamy, jest jeszcze nocą. Posłuchaj oto apostoła Piotra. Mówi on, że do Chrystusa Pana taki głos doszedł od wspaniałego Majestatu: "«To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie». I słyszeliśmy, jak ten głos doszedł z nieba, kiedy z Nim razem byliśmy na górze świętej". Ponieważ jednak my nie byliśmy tam i nie słyszeliśmy tego głosu z nieba, dlatego mówi do nas tenże święty Piotr: "Mamy jednak mocniejszą, prorocką mowę, a dobrze zrobicie, jeżeli będziecie przy niej trwali jak przy lampie, która świeci w ciemnym miejscu, aż dzień zaświta, a gwiazda poranna wzejdzie w waszych sercach".

    Gdy zatem przyjdzie Pan nasz Jezus Chrystus i "rozjaśni - jak mówi apostoł Paweł - to, co ukryte w ciemnościach, oraz ujawni zamiary serc, aby każdy otrzymał pochwałę od Boga", wtedy w obliczu tak jasnego dnia przestaną być potrzebne pochodnie; nie będziemy czytać proroctw ani otwierać pism Apostołów, nie będziemy szukać świadectwa Jana, nie będziemy potrzebować nawet Ewangelii. Wszystkie zatem Pisma świecące jak lampy w nocy tego świata, abyśmy nie trwali w ciemnościach, zostaną wtedy usunięte.

    Kiedy więc wszystko to zostanie usunięte - jako że nie będziemy potrzebować takiego światła ani my sami, ani owi święci mężowie, którzy je nam przekazywali, bo i oni będą oglądać wraz z nami prawdziwe i jasne światło - a zatem kiedy zabraknie nam tych pomocy, cóż zobaczymy? Cóż się stanie wtedy pożywieniem dla naszego umysłu? Cóż radością dla naszego wzroku? Skąd przyjdzie radość, "której ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć"? Co zobaczymy?

    Proszę was, miłujcie ze mną, biegnijcie za mną w wierze; pragnijmy niebieskiej ojczyzny; dążmy do niebieskiej ojczyzny; pamiętajmy, że tutaj jesteśmy pielgrzymami. Cóż więc wtedy zobaczymy? Niech wam odpowie Ewangelia: "Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo". Oto staniesz u źródła, z którego otrzymałeś dotąd parę kropel. Oto ujrzysz odsłonięte światło, którego jeden promień przez zakola i załamania dotarł do pogrążonego w mrokach twego serca. By móc je zobaczyć i nie zginąć, zostaniesz oczyszczony. "Umiłowani - pisze święty Jan - obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie objawiło, kim będziemy; wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest".

    Czuję, że wasze serca wraz ze mną unoszą się ku niebiańskim wyżynom. Niemniej jednak "śmiertelne ciało przygniata duszę, a ziemski przybytek obciąża lotny umysł". Za chwilę odłożę Księgę, a wy rozejdziecie się, każdy do swego domu. Było nam dobrze pozostawać pod wpływem wspólnego naszego Światła; było nam dobrze cieszyć się Nim i radować; teraz więc oddalając się jedni od drugich, obyśmy nie oddalali się od Niego.


***


/ Z komentarza św. Augustyna, biskupa, do Ewangelii św. Jana

 (Traktat 17, 7-9) /Podwójne przykazanie miłości/


Przyszedł sam Pan, nauczyciel miłości i miłości pełen, wypełnić na ziemi swoje słowo i pouczył nas, że w podwójnym przykazaniu miłości jest zawarta cała nauka Prawa i Proroków.

Bracia! Rozważmy wspólnie, na czym ono polega. Powinno wam być tak znane, by nigdy nie było wymazane z waszych serc i by tkwiło w waszej świadomości nie tylko wtedy, gdy wam o nim przypominamy. A więc pamiętajcie stale o tym, że macie miłować Boga i bliźniego: "Boga całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem, a bliźniego jak siebie samego".

O tym trzeba pamiętać, to rozważać, tego się trzymać, to czynić i wypełniać. Miłość Boga jest pierwsza w dziedzinie przykazania, a miłość bliźniego pierwsza w porządku wykonania. Ten, który ci wskazał owo podwójne przykazanie miłości, nie polecił ci najpierw miłować bliźniego, a następnie Boga, lecz najpierw Boga, a potem bliźniego.

Ty jednak nie oglądasz jeszcze Boga, ale miłując bliźniego, stajesz się godnym ujrzenia Boga. Gdy miłujesz bliźniego, twoje spojrzenie staje się czyste, aby mogło ujrzeć Boga. Wyraża to jasno święty Jan w słowach: "Kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi".

Oto zostało ci powiedziane: Miłuj Boga. A jeśli mi powiesz: Pokaż mi Tego, którego mam miłować, cóż ci odpowiem, jeśli nie to, co powiedział Jan: "Boga nikt nigdy nie widział". Abyś zaś nie sądził, że wobec tego nie możesz w ogóle oglądać Boga, posłuchaj słów Apostoła: "Bóg jest miłością; kto trwa w miłości, trwa w Bogu". A więc miłuj bliźniego i rozpoznaj w sobie źródło tej miłości, a w nim dojrzysz Boga w takiej mierze, w jakiej to jest możliwe.

Zacznij więc miłować bliźniego: "Podziel się swoim chlebem z głodnym, wprowadź w dom biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziej i nie odwracaj się od współziomków". A co ci przyniesie takie postępowanie? "Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza". Oto twoim światłem jest Bóg. Jest On jak zorza, bo wzejdzie dla ciebie po ciemnej nocy czasu tej ziemi; to światło nie wschodzi ani nie zachodzi, ponieważ trwa zawsze.

Miłując bliźniego i troszcząc się o niego, przemierzasz drogę. Jaką drogę? Drogę wiodącą do Boga, którego mamy miłować całym sercem, całą duszą i całym umysłem. Nie doszliśmy jeszcze do Boga, ale mamy z sobą naszego bliźniego. Umiej więc znosić tego, który ci towarzyszy w drodze, abyś doszedł do Tego, z którym pragniesz pozostać.


***

/  Kazanie św. Augustyna, biskupa 

(Kazanie 194, 3-4)   /Nasyci nas widzenie Słowa/


Któż z ludzi zdoła pojąć wszystkie skarby mądrości i wiedzy ukryte w Jezusie Chrystusie pod ubogą powłoką Jego ludzkiego ciała? Bo dla nas On, "będąc bogatym, stał się ubogim, aby nas ubóstwem swoim ubogacić". Przybrał nasze śmiertelne ciało, aby zniweczyć śmierć; ukazał się w poniżeniu, lecz nie utracił swoich bogactw, tylko odroczył ich posiadanie.

"Jakże wielka jest dobroć Twoja, Panie, którą zachowałeś dla bogobojnych. Okazujesz ją tym, którzy uciekają się do Ciebie".

Albowiem po części tylko poznajemy, dopóki nie przyjdzie to, co jest doskonałe. Syn Boży, równy Ojcu, przyjął postać sługi i stał się podobny do ludzi, aby nam dać moc poznania tej doskonałości i uczynić nas na podobieństwo Boże. Jednorodzony Syn Boży stał się Synem Człowieczym, by synów ludzkich uczynić synami Boga. On, w ludzkim ciele sługa, w tym ciele służy tym, którzy są Jego sługami; czyni ich wolnymi, aby mogli oglądać Boga w postaci Bożej.

"Jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy On się pojawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest". Cóż to bowiem są za skarby mądrości i wiedzy, cóż to za bogactwa Boże, jeśli nie te właśnie, które się staną naszym szczęściem? A jaka to wielka dobroć, jeśli nie ta, która nas nasyci? "Pokaż więc nam Ojca, a to nam wystarczy".

"Ujrzę Twe oblicze, nasycę się Twoim widokiem". Tak mówi do Boga autor psalmu ożywiony podobnymi uczuciami lub też przemawiający w naszym imieniu. Otóż Chrystus i Ojciec są jedno, i kto widzi Chrystusa, ten widzi i Ojca. Tak więc "Pan Zastępów, On jest Królem chwały". Nawracając nas ku sobie, okaże nam swoje oblicze, wtedy będziemy zbawieni i nasyceni, a to nam wystarczy.

Teraz zaś my, pielgrzymi doczesności, czcijmy nabożnie dzień narodzin Tego, który przyszedł na świat w postaci sługi, my, którzy jeszcze z dala od Niego wędrujemy drogami wiary, łaknąc i pragnąc sprawiedliwości i z całej duszy wyczekujemy objawienia się urzekającego piękna Boskiego oblicza, aż stanie się to, co obiecał, i ukaże się to, co nam wystarcza, i ugasimy nasze pragnienie u wód jedynego źródła życia.

Jeszcze nie możemy oglądać Tego, który przed jutrzenką jest zrodzony z Ojca, ale czcijmy Tego, który w godzinach nocy narodził się z Dziewicy. Jeszcze nie pojmujemy tego, że "jak długo świeci słońce, trwa Jego imię", ale pojmijmy to, że "On słońcu namiot wystawił".

Jeszcze nie oglądamy Jednorodzonego Syna, który jest w łonie Ojca, lecz uczcijmy Oblubieńca wychodzącego ze swej komnaty. Jeszcze nie jesteśmy gotowi zasiąść do uczty naszego Ojca, lecz spoglądajmy na żłóbek naszego Pana, Jezusa Chrystusa.


***

Z kazań św. Grzegorza z Nazjanzu, biskupa

(Kazanie 39, In sancta Lumina, 14-16. 20) 

/Chrzest Chrystusa/


Chrystus jest w światłości, bądźmy wraz z Nim oświeceni; Chrystus zanurzony jest w wodzie, z Nim razem zstąpmy do niej, abyśmy wraz z Nim wzwyż wstąpili. 

Jan chrzci, Chrystus zbliża się do niego; być może, aby i tego uświęcić, który Go chrzci, z pewnością zaś dlatego, by pogrzebać w wodzie cały ród starego Adama; przedtem jednak, i to ze względu na nas, aby uświęcić Jordan. Bo Chrystus, duch i ciało, i wodzie dał moc tajemną przez Ducha. 

Chrzciciel nie wyraża zgody, Jezus nastaje. "To ja potrzebuję chrztu od Ciebie", mówi wtedy pochodnia do Słońca, głos do Słowa, przyjaciel do Oblubieńca, największy spośród narodzonych z niewiast do Pierworodnego wszelkiego stworzenia; ten, który poruszył się w łonie matki, do Tego, który w łonie hołd odbierał; poprzednik i mający poprzedzać do Tego, który się ukazał i ma przyjść. "To ja potrzebuję chrztu od Ciebie": dodaj - i za Ciebie. Jasne bowiem dla niego było, że męczeństwem będzie ochrzczony; albo jak Piotr nie tylko nogi będzie miał umyte. 

Ale Jezus wychodzi z wody i unosi ze sobą w górę cały świat; widzi rozwierające się i otwarte niebiosa, które Adam zamknął dla siebie i dla swych potomków, tak jak i raj został mu zamknięty mieczem płomienistym. 

A Duch daje świadectwo Bóstwu, gdyż zstępuje na równego sobie. I daje się słyszeć głos z nieba, gdyż stamtąd był Ten, który otrzymał świadectwo. I jako gołębica zstępuje Duch, aby widzialnie uczcić ludzkie ciało Jezusa, ponieważ i ono jest przebóstwione i w nim Bóg staje się widzialny. Podobnie i w zamierzchłych czasach gołębica zapowiedziała koniec potopu. 

My zaś uczcijmy dzisiaj chrzest Chrystusa, obchodząc należycie to święto. 

Przede wszystkim pozostańcie czyści i oczyszczajcie się. Bóg przecież niczym bardziej się nie raduje niż nawróceniem i zbawieniem człowieka, któremu została dana cała ta nauka i wszystkie tajemnice. I macie być jak źródła światła w świecie i siłą życiodajną dla ludzi. Macie być jak płonące światła przy owym wielkim świetle z nieba i napełnieni Jego promienistą jasnością, pełniej i wyraźniej jaśniejący blaskiem Trójcy Przenajświętszej. Bo przyjęliście teraz, choć jeszcze nie w pełni, jeden promień jedynego Boga, w Chrystusie Jezusie, Panu naszym, któremu chwała i panowanie przez wszystkie wieki. Amen.


***

Męka Pana i Zbawiciela naszego Jezusa Chrystusa jest zadatkiem chwały i szkołą cierpliwości.

Jakiejże bowiem łaski od Boga nie będą sobie obiecywać serca wierzących, skoro nie wystarczyło, aby Jednorodzony Syn Boży, współwieczny z Ojcem, narodził się dla nich jako człowiek z człowieka, lecz trzeba było, żeby jeszcze poniósł śmierć z rąk ludzi, których stworzył.

Wielkie jest to, co nam Pan obiecał w przyszłości. Lecz o wiele większe to, co już dla nas uczynił. Gdzież byli albo czym byli ludzie, gdy Chrystus umarł za bezbożnych? Któż może wątpić, iż potrafi On dać życie świętym, skoro dał im także swoją śmierć? Dlaczego słabość ludzka zwleka z uwierzeniem, że kiedyś w przyszłości ludzie będą żyć razem z Bogiem?

To, co było o wiele bardziej nieprawdopodobne, już się dokonało, a mianowicie że Bóg umarł dla człowieka. Kimże bowiem jest Chrystus, jeśli nie Tym, co "na początku było Słowem, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo"? To właśnie Słowo Boże "stało się ciałem i zamieszkało wśród nas". Jeśliby bowiem nie przyjęło od nas śmiertelnego ciała, samo w sobie nie miałoby niczego, co by mogło za nas umrzeć. W ten sposób Nieśmiertelny mógł ponieść śmierć i tak zechciał dać życie śmiertelnym: Uczynił później uczestnikami siebie tych, których sam najprzód stał się uczestnikiem. Nie od siebie bowiem mamy to, że możemy żyć, ani On od siebie to, że mógł umrzeć.

Dziwnej zaiste dokonał z nami zamiany tego wzajemnego uczestnictwa: Naszym było to, przez co umarł, a Jego to, dzięki czemu żyć będziemy.

Dlatego nie tylko nie powinniśmy się rumienić z powodu śmierci Pana, Boga naszego, ale mamy prawo chlubić się nią w najwyższym stopniu i pokładać w niej wszelką nadzieję. Albowiem On przyjmując od nas śmierć, którą w nas zastał, przyrzekł nam najwierniej dać życie, którego sami z siebie mieć nie możemy.

Tak nas bowiem umiłował, że to, na co zasłużyliśmy naszymi grzechami, sam wycierpiał, chociaż był wolny od grzechu. Jakżeby więc odmówił nam tego, co wynika ze sprawiedliwości, On, który usprawiedliwia? W jakiż sposób mógłby nam nie dać przyobiecanej nagrody świętych Ten, który bez żadnej nieprawości ze swej strony wycierpiał karę przeznaczoną dla grzeszników?

Wyznawajmy więc bez bojaźni, bracia, owszem głośmy Chrystusa za nas ukrzyżowanego. Głośmy Go nie trwożąc się, ale radując, nie wstydząc się, lecz chlubiąc się z Niego.

Ten właśnie tytuł chwały dostrzegł św. Paweł Apostoł i wszystkim go zalecał. Znając wiele boskich i wspaniałych rzeczy, które głosił o Chrystusie, nie powiedział, iż chlubi się z tych zdumiewających cudów, jakie w Nim widzi, że On będąc Bogiem równym Ojcu stworzył świat, a będąc człowiekiem, jak my, rozkazywał temu światu. Oświadczył natomiast: "Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa".

 

/ Kazanie św. Augustyna, biskupa (3 mowa gwalferbitańska)

/ Także i my mamy się chlubić w krzyżu Pańskim/


***