mariusz woźniak

Urodziłem się w Bolesławcu, na Dolnym Sląsku w 1964 r. W 1987 roku wstąpiłem do Zakonu Dominikanów (OP), a w 1993 przyjąłem święcenia kapłańskie. Do 1998 roku pracowałem duszpastersko w Baranowiczach, na Białorusi, a od przyjazdu na Ukrainę przez pięć lat mieszkałem w Kijowie; przez dwa lata byłem magistrem postulatu w Fastowie (08.2003 – 06.2005). W latach 2005  - 2009 (16.11.05 - 24.06.09) byłem wikariuszem Wikariatu Generalnego Rosji i Ukrainy,  św. Michała Archanioła.  W latach 2012 - 2016 pracowałem duszpastersko w Jałcie, na Krymie. Później do lipca 2017, w Chmielnickim, a od września 2017, w Charkowie. Od końca listopada 2020, Sandomierz, a  25 kwietnia 2021, ponownie Ukraina - Charków. Od 20.02.2022 - Polska, Wrocław.

 Debiutowałem w 1994 r. w piśmie MINIATURA HAIKU, a pierwszy tomik poetycki Spotykamy się na chwilę ukazał się w 2000, a następny Wszystko jeszcze przed nami…w 2001. Moje wiersze znalazły się w pierwszej Antologii polskiego haiku, (wydawnictwo NOZOMI, Warszawa 2001). W 2004 roku ukazał się zbiór opowiadań Zapisane pod tęczą. W moich wędrówkach towarzyszy mi foto "oko", czyli aparat fotograficzny. Świat widziany przez obiektyw nabiera jakby innego wymiaru, staje się bardziej wyrazisty  -- :) 

<>>

Kontakt: mwkop@yahoo.com

BEZ SZELESTU ZBĘDNYCH SŁÓW

Z o. Mariuszem Woźniakiem, dominikaninem i poetą, rozmawiamy dzień po otwarciu 8. Międzynarodowego Festiwalu Poezji SILESIUS we Wrocławiu.  

Monika Sypniewicz: Mogę coś przeczytać?

Wiara
mniejsza niż ziarnko gorczycy
sprawia że żyję

Brzmi znajomo?
Mariusz Woźniak, OP: No, znajomo [uśmiech]…
M. S.: Kiedy to napisałeś?
M. W.: Nie pamiętam.
M. S.: Z którego to tomiku?
M. W.: Też nie pamiętam. To jest zapis pewnych przeżyć, wspomnień, jakiegoś etapu mojej drogi.
Renata Bachman: A dawno zacząłeś pisać?
M. W.: W przedszkolu… [uśmiech] No, żartuję. Takie pisanie w stylu haiku, to się zaczęło kiedy byłem w seminarium we Wrocławiu, na pierwszym roku. Zaprzyjaźniłem się z takim chłopakiem, który był ze mną w seminarium i on po pierwszym roku zrezygnował. I wtedy napisałem właśnie pierwszy taki wiersz. A potem to jakoś ucichło we mnie na jakiś czas, a odżyło ponownie kiedy już byłem klerykiem dominikańskim.
M. S.: Debiut w druku w roku 1994, czyli w rok po święceniach.
M. W.: Tak, właśnie. Lata 1992 – 93 to takie wejście w kulturę wschodnią, japońską, w to haiku. To jest też związane z tym, że 1991 roku poszedłem z braćmi po raz pierwszy na pielgrzymkę młodzieży różnych dróg, którą prowadził ks. Andrzej Szpak, SDB. Nazywali ją „pielgrzymką hipisów”. Na tej pielgrzymce poznałem poetkę Ewę Tomaszewską, która tłumaczyła z angielskiego poezję haiku. Mój zwrot w stronę krótkich form literackich jest związany właśnie z Ewą Tomaszewską, która mi podsuwała te wiersze. Wtedy dowiedziałem się, że w USA jest taki ruch ludzi piszących te krótkie formy, w których starają się przekazywać swoje intensywne przeżycia. Ta forma pozwala na obiektywizowanie subiektywnego doświadczenia, które okazuje się wspólne także dla innych ludzi.
M. S.: W języku japońskim słowo „haiku” oznacza „żartobliwy wers”. W Japonii, pierwotnie tworzenie haiku było formą zabawy towarzyskiej wyższych sfer. Czym jest haiku dla Ciebie?
M. W.: Moje wiersze to nie są klasyczne haiku. Dla mnie to raczej próba zatrzymania ważnego dla mnie doświadczenia, niekoniecznie z myślą o podzieleniu się nim, bo pierwotnie pisałem je do sztambucha. Dopiero dzięki Ewie Tomaszewskiej kilka z nich ukazało się drukiem w przygotowanej przez nią „Antologii polskiego haiku” w 2001 roku. W tym czasie w Polsce było wiele osób, które pisały w tym stylu.
R. B.: Ta forma pozwala na kondensację ważnych treści w bardzo krótkiej, uporządkowanej formie.
M. W.: Tak. Jest nawet takie określenie R. H. Blytha, amerykańskiego poety i filozofa, opisujące haiku jako kwant energii zapisany w poetyckiej formie.
M. S.: Ktoś powiedział, że poezja pisana przez księdza to „[…] jak kazanie szeptem sławiące cud istnienia.” Ale czy kazanie mogłoby być takie krótkie?
M. W.: Mogłoby być. Tomasz à Kempis pisze w swojej książce „O naśladowaniu Chrystusa”, że „[…] prawda przemawia do nas w głębi bez szelestu słów.” I moim zdaniem o to chodzi – jak najmniej słów, jak najkrócej. Ten cytat odnalazłem dla siebie jeszcze jako diakon. Później, w pewnym momencie, podczas moich poszukiwań, moich prób mówienia o Panu Bogu, bardzo bliską stała się dla mnie teologia apofatyczna. Ten respekt wobec tajemnicy Boga, który przemawia w milczeniu. I to sprawdziło się też w moim doświadczeniu, w mojej pracy na tym dalszym wschodzie, to znaczy w Charkowie, na Jałcie, czy nawet na Syberii, wśród katolików, którzy są tam w zdecydowanej mniejszości, ale zawstydzają nas swoją pobożnością i wiarą. Trzeba tam dużej delikatności, żeby nie zagadać Pana Boga.
M. S.: Evelyn Underhill, w swojej książce „Mistycyzm praktyczny” pisze, że poezja to „[…] próba przełożenia bezpośredniego doświadczenia kontemplacyjnego na słowa oraz rymy, przez co staje się ono dostępne dla zwykłego człowieka.” Czy poeta jest bardzie otwarty na doświadczanie Boga?
M. W.: Na pewno. Nawet jeśli poeta uważa się za osobę niewierzącą, to w jakiś sposób jest dotknięty przez wymiar transcendentny. Nawet jeśli nie jest w stanie wyrazić Obecności w takiej formie w jakiej my ją rozumiemy, czyli Boga osobowego. Może poezja jest drogą Boga do człowieka, w której On mu się stopniowo odkrywa? Bez szelestu zbędnych słów.

31 maja 2023, 16:07 / Wrocław 


Weekend medytacyjny - 20-22.10.23 - Ołdrzychowice Kłodzkie