Pływak

Żołnierz z batalionu "Zośka", uwięziony na przyczółku czerniakowskim, przepływa Wisłę


Tekst poniżej to cytat z "Dni walczącej stolicy. Kronika Powstania Warszawskiego.", Władysław Bartoszewski, Warszawa 1989, s. 274-275, przedrukowany w "Powstanie'44", Norman Davies, Kraków 2012, s. 519-520.


Sytuacja beznadziejna. Ciężko ranni zalegają sutereny. Właściwie nikt się nimi nie zajmuje. Nie ma bandaży, nie ma lekarstw, nie ma nawet gdzie ich położyć. (...) Głód, brak wody.

Niemcy od wczesnego rana przypuszczają szturm za szturmem, chcąc zlikwidować ten mikroskopijny już przyczółek. (...)

Radiotelegrafista, jeszcze przed południem, zanim wyczerpały się akumulatory, odebrał wiadomość ze sztabu 1 Armii. Wieczorem, pod osłoną silnego ognia artyleryjskiego przypłyną łodzie i wywiozą nas z tego piekła. Tylko że te godziny wloką się tak potwornie wolno. (...) Wreszcie robi się ciemno. (...)

Czołgając, przedostajemy się przez Solec na samo nadbrzeże Wisły. Zostają tylko posterunki ubezpieczające. Gromadzimy się przy na pół zatopionym statku "Bajka". Tu mają przybić łodzie. Dotychczas przybyły zaledwie trzy, a jedna z nich to właściwie kajak. (...)

Nie ma nadziei na przybycie większej ilości. Na "Bajce" niesamowity tłok. Kapitan "Jerzy" stara się zaprowadzić jakiś porządek. (...)

Niemcy zorientowali się, że opuściliśmy Wilanowską 1, a hałas dobiegający z "Bajki" wskazuje im kierunek ognia. (...)

Znowu ktoś podchodzi do "Jerzego". To "Witold" z majorem Łatyszonkiem. Łatyszonek chce wysłać łącznika na drugą stronę Wisły, żeby przedstawił w sztabie 1 Armii naszą tragiczną sytuację i prosił o przysłanie, za wszelką cenę, łodzi do przeprawy. Łącznik musiałby przepłynąć wpław. Szanse na powodzenie są minimalne. Toteż powinno płynąć przynajmniej trzech ludzi, może chociaż jeden dopłynie. (...)

"Jerzy" wyrażą zgodę. Ale kto popłynie? Decyduje się "Witold". Proponuje również "Kurpiowi" i mnie. (...)

Odbezpieczamy peemy, bierzemy granaty i przygięci do ziemi bezszelestnie posuwamy się samym brzegiem w górę rzeki. Nie wiemy, gdzie są niemieckie posterunki. Idziemy bardzo ostrożnie. Po drodze mijamy cały wał trupów. To śmiałkowie, którzy próbowali przepłynąć wpław Wisłę.

Tu skaczemy, a raczej włazimy do wody (...) pierwszy "Witold Czarny", drugi ja, ostatni "Kurp". Porwał mnie gwałtowny nurt Wisły. (...) Szarpnąłem gwałtownie zranioną ręką, wyrwałem z tęblaka i zacząłem miarowo, silnie rozgarniać wodę. Pokonałem najsilniejszy prąd. (...) Podnoszę głowę - szukam towarzyszy. Nie widzę. Wołam:

- Stefan! Witold!

Odzywa się "Kurp". Podpływamy do siebie. "Kurp" ma przestrzeloną nogę. Wołamy "Witolda". Niestety, nie ma go. Chyba utonął.

Świst pocisków przebijających wodę. Wpływamy w strefę zapory ogniowej. Nurkuję. (...) Powoli, metr za metrem, oddalamy się od płonącej Warszawy. Zbliżamy się ku środkowi Wisły, tu powinna być łacha. (...)

Wreszcie czuję piasek. Wprawdzie woda sięga nam do piersi, ale kurczymy się, żeby tylko głowy wystawały. Jest piekielnie jasno od reflektorów i rakiet, a serie pocisków przecinają we wszystkich kierunkach toń rzeki. Bierzemy się z "Kurpiem" za ręce. Łatwiej nam iść pod prąd. (...) Woda coraz głębsza. Urywa się łacha. Zaczynamy płynąć wprost do brzegu. (...)

Raptem coś się zakołysało. (...) Niemcy położyli zaporowy ogień granatników na praski brzeg. (...) Tracę nadzieję. (...)

Już opieram się nogami o dno. Podpierając się wzajemnie, brniemy naprzód. Nareszcie twardy, suchy brzeg. Uratowani.


Stanisław Krupa

(pseudonim "Nita", kompania "Maciek", batalion "Zośka")