4. Babia Góra i okolice

26.07.2008r. "Babia Góra i okolice - REPORTAŻ z trasy pieszej”

autor: Kamil Barwacz

opublikowano: 05.08.2008 r.

Kilka minut przed godz. 7. Stoimy przy autokarze pod Domem Turysty w Krakowie. Na miejscu są już przewodnicy – pan Stanisław Welc i pan Stefan Grzechnik. Część uczestników zajęła już miejsca w autokarze. Schodzą się ostatni wycieczkowicze. Trwają rozmowy o pogodzie, czy będzie padać, czy iść na pieszą wycieczkę czy objazdową? Pan Welc zwołuje wszystkich do środka autobusu. Sprawdza obecność – nie ma kilku osób. Poczekamy jeszcze chwilę. W międzyczasie informuje on o mapie Babiogórskiego Parku Narodowego dodanej do dzisiejszej „Gazety Krakowskiej”.

Godz. 7.10, ruszamy. Pan Stanisław Welc wita wszystkich uczestników, przedstawia siebie i Pana Grzechnika, omawia program wycieczki. Przypomina o możliwości wybrania trasy.

Jedziemy już od 1,5 godziny, bokiem mijamy Suchą Beskidzką, gdzieś pośród wzgórz majaczy renesansowy zamek suski, zwany „Małym Wawelem”. Wszyscy obserwują przez szyby autobusu niebo. Jest zachmurzone, nie zachęca do spaceru, w każdej chwili może spaść deszcz.

W końcu dojeżdżamy do Zawoi. Kilka minut przed przeł. Krowiarki, na chwilę zza chmur wychodzi słońce. Wprawia to wszystkich w dobry nastrój. Może nie będzie padać?

Dojechaliśmy, przełęcz Krowiarki przed nami. Kierowca chce zaparkować, ale aby wjechać na parking musi się nieźle „nagimnastykować”, bo pan parkingowy zaparkował swoje auto – „Malucha” - na środku parkingu. Udało się! Wysiadamy z autokaru. Kilka minut dla wszystkich na rozprostowanie kości. Do pobliskiego „toy toya” robi się kolejka, panowie kierują się w stronę lasku.

Po kilkunastu minutach Pan Stefan Grzechnik – przewodnik na trasie pieszej zbiera chętnych. Pozostali wsiadają do autokaru. My – 10 osób + przewodnik zmierzamy ku wejściu do Babiogórskiego Parku Narodowego. Zatrzymujemy się przy pomniku upamiętniającym jedną z katastrof lotniczych, pan Stefan krótko opowiada jej historię.

Kupujemy bilety. Zatrzymujemy się jeszcze na chwilę. Przewodnik omawia przebieg naszej wyprawy i towarzyszące nam warunki pogodowe. Na razie nie pada, temperatura umiarkowana. Ruszamy, towarzyszy nam szlak czerwony – fragment Głównego Szlaku Beskidzkiego. Na początku ścieżka prowadzi lasem. Po kilkunastu minutach robi się ciepło – to znak, że się rozgrzaliśmy. Krótka przerwa na zdjęcie zbędnych ubrań... Wszyscy gotowi – idziemy dalej.

...

Minęła już godzina, dochodzimy do Sokolicy. Niestety, okalająca nas mgła zasłania widoki na Zawoję oraz ogranicza widoczność do 20-30 metrów. Przewodnik zarządza kwadrans przerwy na posiłek. Trwa krótka sesja zdjęciowa.

Idziemy dalej, na szczyt Królowej Beskidów – Diablak. Po drodze wchodzimy w pasmo kosodrzewiny. Mgła jest wszędzie, nawet na nas, wieje wiatr. Orientację w terenie ułatwiają drewniane słupy ustawione co 100-150 metrów wzdłuż szlaku. Jeden z panów, nie zważając na grupę „wypruł” do przodu i , straciliśmy go z pola widzenia. Mamy nadzieję, że poczeka na nas na szczycie.

Po pewnym czasie kończy się kosodrzewina – znaczy się, wchodzimy w pasmo alpejskie. Tutaj są, już tylko skały i trawa. Ale nam to nie przeszkadza i dzielnie wspinamy się w górę. Po drodze rozmawiamy, dowcipkujemy, jest wesoło.

Wreszcie naszym oczom ukazuje się szczyt Babiej Góry – patrzymy jest godz. 12. Siadamy pod specjalnie przygotowanymi dla turystów wiatrochronami z kamieni. Nieco mokrzy od przemieszczającej się pod wpływem wiatru mgły zmieniamy ubrania, regenerujemy siły, robimy zdjęcia. Jedni pod drogowskazem z napisem „Babia Góra. Diablak. 1725 m n.p.m)”, inni na tle obelisku upamiętniającego wizytę cesarza Józefa Franciszka na Babiej Górze, a jeszcze inni na tle morza mgły lub wiatrochronu.

Po około dwudziestu minutach zbieramy swoje rzeczy i rozpoczynamy schodzenie. Najpierw powoli i ostrożnie, żeby cało zejść ze szczytu po śliskich kamieniach. Zmierzamy w kierunku przełęczy Brona. W pewnym momencie zaczyna padać deszcz, a nawet grad. Przewodnik Pan Stefan zatrzymuje się na chwilę, aby ubrać kurtkę. Większość naszej grupy tego nie zauważa i idzie dalej do przodu.

Przed przełęczą wchodzimy w las, deszcz przestaje padać. W końcu naszym oczom ukazuje się polana – przełęcz Brona. Ostro skręcamy w prawo i schodzimy do schroniska na Markowych Szczawinach. Idziemy lasem, jest trochę błota. Po pewnym czasie zza drzew wyłania się obraz budowy, a specjalne znaki informują o tymczasowej drodze do schroniska.

Jesteśmy na Markowych Szczawinach, mamy czas do godziny 14. W bufecie schroniska, które tymczasowo mieści się w GOPR-ówce można kupić ciepłe napoje, jedzenie, pocztówki czy podbić książeczkę GOT. Tuż obok znajduje się plac budowy, gdzie budowane jest nowe schronisko – na miejscu zburzonego schroniska, z roku 1906.

Jedna z osób nawołuje do obejrzenia Muzeum Turystyki Górskiej, w małym drewnianym domku obok schroniska. Gromadzi ono pamiątki i dokumentuje rozwój turystyki górskiej w rejonie Beskidu Żywieckiego i Babiej Góry.

Wybija godz. 14 – ruszamy w ostatnią drogę – zielonym szlakiem do Zawoi Markowej. Droga jest błotnista, miejscami stroma. Na polanie Średni Bór znajdujemy drewniany szałas – postanawiamy odpocząć. Stąd jest już całkiem blisko do Zawoi.

Po około 2 kilometrach docieramy do Punktu Informacji Turystycznej w Zawoi Markowej. Krótka przerwa, żeby wszyscy doszli. Chwilę później ruszamy. Idziemy ok. 200 metrów drogą asfaltową do budynku Dyrekcji BgPN, gdzie mieści się wystawa stała. Nagle zaczyna padać deszcz, wszyscy w pośpiechu ubierają , kurtki przeciwdeszczowe.

Pod budynkiem Dyrekcji jesteśmy o 15.30, nie ma jeszcze grupy autokarowej. Siadamy na werandzie, suszymy się i rozmawiamy. Kwadrans później, decydujemy się zobaczyć wystawę, nie czekając na grupę pana Welca. W chwili gdy ostatnia osoba kupuje bilet, zjawia się pan Welc wraz z grupą. Jesteśmy już wszyscy.

Wystawa Stała przy budynku Dyrekcji BgPN pozwala zwiedzającym zapoznać się z przyrodą, walorami turystycznymi oraz dziedzictwem kulturowym regionu Babiej Góry.

W oczekiwaniu na tych, którzy jeszcze zwiedzają, kupujemy pamiątki – pocztówki, foldery, płyty CD, odznaki.

Około godz. 17 przyjeżdża nasz autokar, wsiadamy i ruszamy w drogę powrotną do Krakowa. W autobusie część osób rozmawia, inni odpoczywają, śpią. Przed Krakowem pan Staszek Welc podsumowuje wycieczkę, dziękuje za udział i zaprasza na kolejne. Pierwsze osoby wysiadają już na Górze Borkowskiej.