Robert Browning,
Papież z poematu Pierścień i księga
(fragmenty)
Jak Ahaswerus, błyskotliwy książę,
Zacznę, jak zwykłem od siedmiu lat czynić
Codziennie, czytać tę długą Historię,
Spisaną ręką kogoś, kto już dawno
W proch się rozsypał przed mym narodzeniem,
O wszystkich moich poprzednikach, miasta
Rzymu biskupach i papieżach. Chociaż
Ten pierwszy autor wnet porzucił pióro,
Inni podnieśli je i dokończyli
Ogromne dzieło, które tamten zaczął,
Bowiem pisaniu książek nie ma końca.
Dzieje papiestwa znam zatem w całości
Od apostoła Piotra na początku
Do Aleksandra, mego poprzednika,
Rzecz każdą mogę sprawdzić i rozważyć
I wysnuć wnioski dla obecnej sprawy.
Mam się poważyć na sąd, jako papież?
Odpowiedzialność wiąże się z cierpieniem.
Stojąc w obliczu wydania wyroku,
Szukam, jak inni sądzili papieże,
Żeby odnaleźć możliwy precedens,
By się wzorować na nim, lub odrzucić
To rozstrzygniecie, albo, żeby znaleźć
Kartę na której suma czyichś czynów
Przynosi Bogu korzyść, albo stratę.
Przyszedłem na świat jako Jego sługa,
Dlatego szukam dobrego przykładu,
Reguły, która winna rządzić życiem,
Wiem bowiem o tym, że następna karta
W tej księdze znajdzie się po mojej śmierci
I ją zapiszą po moim pogrzebie.
Dokładnie osiem stuleci przed rokiem,
W którym zostałem wybrany papieżem
Formozus urząd papieża otrzymał,
Jak opisuje Sigebert uczony
I wszyscy razem inni kronikarze.
Zanim podtrzymam, lub uchylę wyrok
W sprawie hrabiego Guida Franceschini
I jego czterech towarzyszy w zbrodni,
Przeczytam, jak się odbył ten upiorny
Proces, gdzie żywy sądził umarłego,
A obaj przy tym byli papieżami,
Tak jak to dawny kronikarz opisał:
Raz papież Stefan, siódmy w kolejności,
Podczas zebrania świętego synodu,
Gdy wielka wściekłość odjęła mu rozum
Głośno zakrzyknął: przybądź, Formozusie,
Nędzniku, który zostałeś papieżem!
Wtedy otwarto podwoje kościoła
I przyniesiono ciało Formozusa,
Nieżyjącego, zabalsamowane
I pochowane z szacunkiem w podziemiach
Watykańskiego Bożego przybytku
Osiem miesięcy wcześniej, wydobyte
Na światło dzienne na rozkaz Stefana.
W pontyfikalne szaty je odziano
I posadzono na Piotrowym tronie,
A Stefan z furią rzucił się ku niemu
I zaczął krzyczeć wobec zgromadzonych:
Biskupie Porto, czemu opuściłeś
Swoje biskupstwo i przybyłeś tutaj,
By objąć urząd w rzymskiej metropolii?
Mniejsze biskupstwo zmieniłeś na większe,
Chociaż to było wbrew prawom Kościoła!
A wtedy diakon, któremu ów Stefan
Polecił pełnić rolę adwokata,
Co głos zabierze w imię umarłego,
Przemówił, kiedy zdołał strach przełamać,
Choć miał zbielałe wargi, sztywny język -
Trudno się dziwić, bo był bardzo młody
I z trudem patrzył w oblicze zmarłego,
A nigdy wcześniej się nic podobnego
W dziejach świętego Kościoła nie stało.
Lecz Duch mu pomógł i rozwiązał język:
Niech to rozważy Wasza Świątobliwość,
Że przecież sam też pomniejsze biskupstwo
Arago zmienił na to większe w Rzymie.
- Święty synodzie, oto co powiedział
Grzesznik na grzechów swych wszystkich obronę -
Wybuchnął Stefan w przystępie wściekłości.
Rozsądźcie sprawę, dostojni mężowie,
Pomiędzy żywym mną a tym umarłym,
Kto z nas papieżem, kto uzurpatorem!
Sądźcie nas, sądźcie! - wołał do biskupów
Rzeczony Stefan, pieniąc się ze złości,
A wtedy wszyscy zebrani duchowni,
Co przyjaciółmi i zwolennikami
Byli Stefana, zakrzyknęli chórem:
Tyś prawowitym następcą Chrystusa,
A nie on, bowiem postąpił niegodnie,
Czyn jego przeczy kościelnemu prawu!
Doprowadzony do pasji zakrzyknął
Stefan: - więc winny, a mnie pozostaje
Wyznaczyć karę i wykonać wyrok!
Oto zostaje złożony z urzędu;
Przeklinam wszystko to, co on uczynił.
I degraduję tamtego biskupa,
Który mu święceń kapłańskich udzielił,
A wszystkich księży, których on powołał
Do kapłańskiego stanu, odwołuję,
Niniejszym czyniąc znów świeckimi ludźmi.
Co uczynili, ogłaszam za błędne,
To są herezje. To się nie ostoi.
Nie roztrząsajmy tego więcej. Oto
Ogłaszam za nieważne i niebyłe
Jego dekrety wszystkie. Są bez mocy.
Na dowód tego i na ostrzeżenie
Dla świata z niego zdejmijcie te szaty
I go ubierzcie w zwyczajną siermięgę,
Bo ona będzie mu dobrze pasować;
Następnie weźcie ciało i zawleczcie
Na główny rynek, gdzie niech kat odetnie
Mu prawą dłoń z palcami tymi trzema,
Którymi błogosławił, po czym niech mu utnie
Głowę, na którą dano mu koronę,
Aż wreszcie niech i rękę i głowę i tułów
Wrzucą do Tybru, żeby chrześcijańskie ryby
Nimi się mogły pod wieczór pożywić,
Ponieważ ryba posiada znaczenie,
Symbolizując samego Chrystusa,
Albo, ponieważ papież jest rybakiem
I pieczętuje wszystkie swoje pisma
Znakiem, co zwie się pierścieniem rybaka.
Tak, jak powiedział, zostało spełnione.
On sam wyruszył, żeby to zobaczyć,
Prosto za ciałem, inni poszli za nim,
Idąc wąskimi miasta ulicami,
Aż w wody Tybru wyrzucili ciało,
A ludzie, którzy byli zgromadzeni
Na obu brzegach głośni lub milczący,
Albo płaczący, albo się śmiejący,
Czy to cieszyli się, czy przeklinali,
Bo w różny sposób na ten czyn patrzyli.
Prawdziwy skandal. Wtedy się odezwał
Jakiś Żyd, który to wszystko oglądał:
Przecież waszego proroka Jezusa
Podobnie król nasz Herod potraktował!
A w rok po śmierci tego Formozusa
I sędzia jego Stefan stracił żywot;
Gdy rozjuszona tłuszcza go porwała,
Trafił do lochu i zginął od sznura.
Jego następca, imieniem Romanus,
Który sprawował swój urząd przez miesiąc,
Ogłosił wszystkim ludziom, że Formozus
Był wiernym sługą Boga, sprawiedliwym
Człowiekiem, świętym i w słowach i w czynach.
Dalej Teodor, który rządził ledwo
Przez dni dwadzieścia, zwołał znowu synod,
Który na powrót uznał Formozusa,
Potępionego, za prawowitego
Papieża, wyklął natomiast Stefana.
A wtedy właśnie tamtejsi rybacy,
Którzy na połów w Tybrze wyruszyli
(Co jak Jonasza połknął Formozusa,
Lecz jak wieloryb ten posiłek zwrócił)
Podnieśli swoją siecią jego ciało
Okaleczone, ale zachowane
Albo tajemną sztuką balsamisty,
Albo za sprawą niezwykłej świętości.
Złóżcie je w grobach w podziemiach świątyni -
Kazał Teodor - pośród poprzedników.
I uczynili, co poleci polecił papież.
A, jak dodaje Luitprand, świadkowie
Co wtedy nieśli z wyspy jego ciało,
Twierdzili zgodnie, że święci na fresku
Się odwrócili i skłonili głowy,
Żeby powitać nowego wybrańca.
Ponieważ i Romanus i Teodor,
Ci dwaj papieże, krótko sprawowali
Swój urząd mogli jedynie rozpocząć
To, co zakończyć zdołał ich następca,
Papież Jan, który był dziewiąty (tutaj
Opieram się na wiarygodnych źródłach).
To on w Rawennie na wielkim synodzie
Z udziałem wielu szacownych biskupów
(Siedemdziesięciu czterech ich zjechało)
I w obecności francuskiego króla
Odona, który przybył na obrady
Z episkopatem swojego królestwa,
Wyklął Stefana i obłożył klątwą
Również sam tamten proces, wykazując,
Że oskarżenia były bezpodstawne,
Bo, jak Auksilius przekonuje w dziele
De ordinationibus, precedensy
Już się zdarzały w historii Kościoła
Na długo przed czasami Formozusa,
Że przenosili się różni biskupi
Z diecezji do diecezji i to większej,
Marinus na ten przykład. Przeczytajcie
O tym w traktacie, o którym wspomniałem.
Ale po Janie przyszedł papież Sergiusz,
Który przywrócił do łaski Stefana
I po raz drugi przeklął Formozusa.
Podobno nawet, jak to mówią ludzie,
Znowu wyrzucił z grobu jego ciało.
W tym miejscu sprawa dochodzi do sedna,
Bardzo smutnego, bo się nie zmieniło
Nic w stanowisku świętego Kościoła,
Które do naszych dni obowiązuje
Wszystkich w tej głośnej i gorszącej sprawie.
Ostatnio jednak w Kościele przeważa
Opinia, która głosi, że Formozus
Był bogobojnym i świętym człowiekiem.
Który z nich był w swym sądzie nieomylny?
Który z nich wydał wyrok w imię Boga?
Co w końcu na tym skorzystał Formozus,
Że ten go skazał, tamten go przywrócił
A jeszcze inny na powrót potępił?
Nie tych się bójcie, którzy niszczą ciało -
Powiedział Chrystus, lecz tego się bójcie,
Który posiada odpowiednią władzę,
By ciało razem z duszą zniszczyć w piekle.
Papież Jan sądził w roku osiemsetnym
Dziewięćdziesiątym ósmym tamtą sprawę,
To znaczy równo osiemset lat temu.
A oto jako namiestnik zasiadam
Na jego tronie i to mnie przychodzi
Rozsądzić inną sprawę samodzielnie,
Tak, jak to robił kiedyś mój poprzednik.
Nadeszła kolej na mnie, żeby działać,
Więc, w imię Boże, czynię swą powinność.
Jeszcze raz jeden na tym Bożym świecie,
Póki trwa zmierzch i daje się pracować,
Jego pastorał biorę i zasiadam
W sędziwym wieku (ponieważ dobiegam
Osiemdziesięciu sześciu lat na ziemi,
Które spędziłem w trudzie i cierpieniu)
Na tronie, żeby sądzić w Jego imię
I się wymaga ode mnie, bym myślał,
Mówił i działał odtąd zamiast Niego.
Papież przemówić ma w imię Chrystusa.
Jeszcze raz jeden z sądu apelacja
Zostaje do mnie skierowana w sprawie
Skazańca; oto siedzę i go widzę -
Ten wrak człowieka, trzęsący się z trwogi,
Przez towarzyszy swoich popychany,
Którzy uznają się za sprawiedliwych,
Prosto nad przepaść, gdzie się rozpoczyna,
Jak sądzę, droga do tamtego świata.
Idzie i idzie na skraju otchłani
W okropnych mrokach i jedyną rzeczą
Której się może bezpiecznie uchwycić
Są moje nogi, więc łapie mnie za nie
I z konwulsyjną twarzą głośno krzyczy:
Pozwól mi pożyć choćby jedną chwilę!
Za to oprawcy wtórują mu: Chwilę?
W żadnym wypadku! Bowiem przekroczyłeś
Wypracowaną przez Adama w raju
Stosowną miarę tego, ile może
Człowiek na ziemi grzeszyć i nie umrzeć.
A my tymczasem, wszyscy ludzie grzeszni,
Co łaski Bożej stale potrzebują
I zatroskani są o własne życie
(A wiedzą też, że jedna chwila łaski
Więcej lub jedna mniej przesądza sprawę),
Zobowiązani do przeprowadzenia
Tego, co jemu było zasądzone,
Protestujemy przeciw nadmiarowi
Wszelkiego grzechu w tym jednym grzeszniku
I domagamy się, by nie otrzymał
Nawet tej jednej chwili zwłoki, ale
Doprowadzony na śmierć był niezwłocznie.
Ukarz go teraz! A w sprawie zbawienia
Lub potępienia, niech się Bóg wypowie.
Niech się nie cieszy i nie puszy zbrodniarz,
Że mimo winy uchodzi bez kary.
Mnie samotnemu w swym sądzie sędziemu
Przychodzi tutaj wreszcie zdecydować,
Czy podać rękę, czy też cofnąć stopę
I mu pozwolić osunąć się w otchłań.
Jeszcze ociągam się z decyzją, jeszcze
Próbuję odwlec tę straszliwą chwilę
I fantazjuję na inne tematy,
By sobie ulżyć w odpowiedzialności.
Gdyby ta cała apelacja była
Możliwa jednocześnie dla skazańca
I dla papieża, byłoby mi łatwiej.
Dźwięk dzwonka, później jedno szybkie słowo
Do czekających, co się niecierpliwią,
Że im kazałem czekać w korytarzu
Na rozstrzygnięcie i zyskałbym życie.
Jednak, gdy schlebiam sobie fantazjami,
Wiem, że to tylko tchórzliwa pokusa.
Proces zakończył się, wydano wyrok.
[...]
Ogłaszam wyrok, panowie, bo inny
Od waszych głosów głos daje mi siłę
I każe spieszyć się. Ouis pro Domino?
Kto jest po stronie Pana - pytał hrabia.
Sam przy nim jestem i dlatego piszę
Słowa:
"Na mocy tego dokumentu
Rzeczony hrabia Guido z kamratami
Powinni umrzeć rano. Nawet lepiej
Byłoby, gdyby to zaszło wieczorem.
Potrzeba jednak czasu na właściwe
Przygotowanie tego przedsięwzięcia.
Z całą pilnością wznieście rusztowanie,
Ale nie w miejscu zwyczajnym, przy moście
Zamku świętego Anioła, ponieważ
Tam umierają pospolici zbóje.
Ponieważ sprawca należał do szlachty,
A równym jemu przysługuje rynek,
Niech tam zostanie ścięty w samym środku,
A jego czterej towarzysze w zbrodni
Niech na sznur pójdą po dwóch z obu boków.
Niech ludzie wszystko widzą, niech się boją
I niech się uczą z tego widowiska.
Lecz na to trzeba czasu, więc - do rana.
Zanieście modły stosowne za pięciu".
Dla winowajcy głównego nadziei
Nie widzę żadnej, chyba, że za sprawą
Nagłej odmiany losu. To już dawno,
Jak w Neapolu stałem w mroku nocy
Gęstym tak bardzo, że jedynie z trudem
Odróżnić mogłem, gdzie zalega ziemia,
Gdzie niebo, morze, a w końcu świat cały,
Lecz wtedy nocy czerń blask nagły rozdarł,
Pioruny biły raz po raz, a ziemia
Jęczała, znosząc twarde uderzenia
Całą długością górskiego łańcucha.
Może więc Guido przejrzy i zostanie
Wtedy zbawiony, ja jednak odwracam
Od niego moje oblicze, nie pójdę
Za nim w ten smutny kraj tonący w mroku,
Gdzie Bóg niweczy, by od nowa stworzyć,
Duszę na darmo wprzódy uczynioną,
Której nie wolno istnieć. Już wystarczy,
Bo mogę umrzeć tej nocy, więc jakże
Mam przyzwolenie dać, by żył ten człowiek?
Zanieś to pismo gubernatorowi.
(tłum. Wiktor J. Darasz, 2000-2015)