Antygon:
Jesteś więc przekonany, że nasz statek dotarł
Do pustynnego brzegu Czech?
Marynarz:
Zgadza się , Panie.
Niestety się obawiam, że my w złą godzinę
Wylądowaliśmy tu; gromadzą się chmury
I zbiera się na burzę. Sumienie mi mówi,
Że niebo się oburza na to, co robimy
I grozi nam.
Antygon:
Wyroki Boskie są nieznane.
Ty wracaj na swój statek, czekaj na rozkazy,
Niedługo cię zawezwę.
Marynarz:
Pośpiesz się, mój panie,
Tylko się nie zapuszczaj nadmiernie w głąb lądu.
Nadciąga nawałnica. Poza tym kraina
Ta słynie z niebezpiecznych bardzo drapieżników.
Antygon:
Idź już na statek, wkrótce dołączę do ciebie.
Marynarz:
Cieszę się w głębi serca, że mnie to ominie.
(wychodzi)
Szekspir, Zimowa baśń
Dzieje papiestwa znam zatem w całości
Od apostoła Piotra na początku
Do Aleksandra mego poprzednika,
Rzecz każdą mogę sprawdzić i rozważyć
I wysnuć wnioski dla obecnej sprawy.
Mam się poważyć na sąd, jako papież?
Odpowiedzialność wiąże się z cierpieniem.
Stojąc w obliczu wydania wyroku,
Szukam, jak inni sądzili papieże,
Żeby odnaleźć możliwy precedens,
By się wzorować na nim, lub odrzucić
To rozstrzygniecie, albo, żeby znaleźć
Kartę na której suma czyichś czynów
Przynosi Bogu korzyść, albo stratę.
Przyszedłem na świat jako Jego sługa,
Dlatego szukam dobrego przykładu,
Reguły, która winna rządzić życiem,
Wiem bowiem o tym, że następna karta
W tej księdze znajdzie się po mojej śmierci
I ją zapiszą po moim pogrzebie.
Dokładnie osiem stuleci przed rokiem,
W którym zostałem wybrany papieżem
Formozus urząd papieża otrzymał,
Jak opisuje Sigebert uczony
I wszyscy razem inni kronikarze. 5
Zanim podtrzymam, lub uchylę wyrok
W sprawie hrabiego Guida Franceschini
I jego czterech towarzyszy w zbrodni,
Przeczytam, jak się odbył ten upiorny
Proces, gdzie żywy sądził umarłego, 10
A obaj przy tym byli papieżami,
Tak jak to dawny kronikarz opisał:
Raz papież Stefan, siódmy w kolejności,
Podczas zebrania świętego synodu,
Gdy wielka wściekłość odjęła mu rozum 15
Głośno zakrzyknął: przybądź, Formozusie,
Nędzniku, który zostałeś papieżem!
Wtedy otwarto podwoje kościoła
I przyniesiono ciało Formozusa,
Nieżyjacego, zabalsamowane 20
I pochowane z szacunkiem w podziemiach
Watykańskiego Bożego przybytku
Osiem miesięcy wcześniej, wydobyte
Na światło dzienne na rozkaz Stefana.
W pontyfikalne szaty je odziano 25
I posadzono na Piotrowym tronie,
A Stefan z furią rzucił się ku niemu
I zaczął krzyczeć wobec zgromadzonych:
Biskupie Porto, czemu opuściłeś
Swoje biskupstwo i przybyłeś tutaj, 30
By objąć urząd w rzymskiej metropolii?
Mniejsze biskupstwo zmieniłeś na większe,
Chociaż to było wbrew prawom Kościoła!
A wtedy diakon, któremu ów Stefan
Polecił pełnić rolę adwokata, 35
Co głos zabierze w imię umarłego,
Przemówił, kiedy zdołał strach przełamać,
Choć miał zbielałe wargi, sztywny język -
Trudno się dziwić, bo był bardzo młody
I z trudem patrzył w oblicze zmarłego, 40
A nigdy wcześniej się nic podobnego
W dziejach świętego Kościoła nie stało.
Lecz Duch mu pomógł i rozwiązał język:
Niech to rozważy Wasza Świątobliwość,
Że przecież sam też pomniejsze biskupstwo 45
Arago zmienił na to większe w Rzymie.
- Święty synodzie, oto co powiedział
Grzesznik na grzechów swych wszystkich obronę -
Wybuchnął Stefan w przystępie wściekłości.
Rozsądźcie sprawę, dostojni mężowie, 50
Pomiędzy żywym mną a tym umarłym,
Kto z nas papieżem, kto uzurpatorem!
Sądźcie nas, sądźcie! - wołał do biskupów
Rzeczony Stefan, pieniąc się ze złości,
A wtedy wszyscy zebrani duchowni, 55
Co przyjaciółmi i zwolennikami
Byli Stefana, zakrzyknęli chórem:
Tyś prawowitym następcą Chrystusa,
A nie on, bowiem postąpił niegodnie,
Czyn jego przeczy kościelnemu prawu! 60
Doprowadzony do pasji zakrzyknął
Stefan: - więc winny, a mnie pozostaje
Wyznaczyć karę i wykonać wyrok!
Oto zostaje złożony z urzędu;
Przeklinam wszystko to, co on uczynił. 65
I degraduję tamtego biskupa,
Który mu świeceń kapłańskich udzielił,
A wszystkich księży, których on powołał
Do kapłańskiego stanu, odwołuję,
Niniejszym czyniąc znów świeckimi ludźmi. 70
Co uczynili, ogłaszam za błędne,
To są herezje. To się nie ostoi.
Nie roztrząsajmy tego więcej. Oto
Ogłaszam za nieważne i niebyłe
Jego dekrety wszystkie. Są bez mocy. 75
Na dowód tego i na ostrzeżenie
Dla świata z niego zdejmijcie te szaty
I go ubierzcie w zwyczajną siermięgę,
Bo ona będzie mu dobrze pasować;
Następnie weźcie ciało i zawleczcie 80
Na główny rynek, gdzie niech kat odetnie
Mu prawą dłoń z palcami tymi trzema,
Którymi błogosławił, po czym niech mu utnie
Głowę, na którą dano mu koronę,
Aż wreszcie niech i rękę i głowę i tułów 85
Wrzucą do Tybru, żeby chrześcijańskie ryby
Nimi się mogły pod wieczór pożywić,
Ponieważ ryba posiada znaczenie
Symbolizując samego Chrystusa,
Albo, ponieważ papież jest rybakiem 90
I pieczętuje wszystkie swoje pisma
Znakiem, co zwie się pierścieniem rybaka.
Tak, jak powiedział, zostało spełnione.
On sam wyruszył, żeby to zobaczyć,
Prosto za ciałem, inni poszli za nim, 95
Idąc wąskimi miasta ulicami,
Aż w wody Tybru wyrzucili ciało,
A ludzie, którzy byli zgromadzeni
Na obu brzegach głośni lub milczący,
Albo płaczący, albo się śmiejący, 100
Czy to cieszyli się, czy przeklinali,
Bo w różny sposób na ten czyn patrzyli.
Prawdziwy skandal. Wtedy się odezwał
Jakiś Żyd, który to wszystko oglądał:
Przecież waszego proroka Jezusa 105
Podobnie król nasz Herod potraktował!
A w rok po śmierci tego Formozusa
I sędzia jego Stefan stracił żywot;
Gdy rozjuszona tłuszcza go porwała
Trafił do lochu i zginął od sznura. 110
Jego następca, imieniem Romanus,
Który sprawował swój urząd przez miesiąc,
Ogłosił wszystkim ludziom, że Formozus
Był wiernym sługą Boga, sprawiedliwym
Człowiekiem, świętym i w słowach i w czynach. 115
Dalej Teodor, który rządził ledwo
Przez dni dwadzieścia, zwołał znowu synod,
Który na powrót uznał Formozusa,
Potępionego, za prawowitego
Papieża, wyklął natomiast Stefana. 120
A wtedy właśnie tamtejsi rybacy
Którzy na połów w Tybrze wyruszyli
(Co jak Jonasza połknął Formozusa,
Lecz jak wieloryb ten posiłek zwrócił)
Podnieśli swoją siecią jego ciało 125
Okaleczone, ale zachowane
Albo tajemną sztuką balsamisty,
Albo za sprawą niezwykłej świętości.
Złóżcie je w grobach w podziemiach świątyni -
Kazał Teodor - pośród poprzedników. 130
I uczynili, co poleci polecił papież.
A, jak dodaje Luitprand, świadkowie
Co wtedy nieśli z wyspy jego ciało,
Twierdzili zgodnie, że święci na fresku
Się odwrócili i skłonili głowy, 135
Żeby powitać nowego wybrańca.
Ponieważ i Romanus i Teodor,
Ci dwaj papieże, krótko sprawowali
Swój urząd mogli jedynie rozpocząć
To, co zakończyć zdołał ich następca, 140
Papież Jan, który był dziewiąty (tutaj
Opieram się na wiarygodnych źródłach).
To on w Rawennie na wielkim synodzie
Z udziałem wielu szacownych biskupów
(Siedemdziesięciu czterech ich zjechało) 145
I w obecności francuskiego króla
Odona, który przybył na obrady
Z episkopatem swojego królestwa,
Wyklął Stefana i obłożył klątwą
Również sam tamten proces, wykazując, 150
Że oskarżenia były bezpodstawne,
Bo, jak Auksilius przekonuje w dziele
De ordnationibus, precedensy
Już się zdarzały w historii Kościoła
Na długo przed czasami Formozusa, 155
Że przenosili się różni biskupi
Z diecezji do diecezji i to większej,
Marinus na ten przykład. Przeczytajcie
O tym w traktacie, o którym wspomniałem.
Ale po Janie przyszedł papież Sergiusz,
Który przywrócił do łaski Stefana 160
I po raz drugi przeklął Formozusa.
Podobno nawet, jak to mówią ludzie,
Znowu wyrzucił z grobu jego ciało.
W tym miejscu sprawa dochodzi do sedna,
Bardzo smutnego, bo się nie zmieniło 165
Nic w stanowisku świętego Kościoła,
Które do naszych dni obowiązuje
Wszystkich w tej głośnej i gorszącej sprawie.
Ostatnio jednak w Kościele przeważa
Opinia, która głosi, że Formozus 170
Był bogobojnym i świętym człowiekiem.
Który z nich był w swym sądzie nieomylny?
Który z nich wydał wyrok w imię Boga?
Co w końcu na tym skorzystał Formozus,
Że ten go skazał, tamten go przywrócił 175
A jeszcze inny na powrót potępił?
Nie tych się bójcie, którzy niszczą ciało -
Powiedział Chrystus, lecz tego się bójcie,
Który posiada odpowiednią władzę,
By ciało razem z duszą zniszczyć w piekle. 180
Papież Jan sądził w roku osiemsetnym
Dziewięćdziesiątym ósmym tamtą sprawę,
To znaczy równo osiemset lat temu.
A oto jako namiestnik zasiadam
Na jego tronie i to mnie przychodzi 185
Rozsądzić inną sprawę samodzielnie
Tak, jak to robił kiedyś mój poprzednik.
Nadeszła kolej na mnie, żeby działać
Więc w imię Boże czynie swą powinność.
Jeszcze raz jeden na tym Bożym świecie, 190
Póki trwa zmierzch i daje się pracować,
Jego pastorał biorę i zasiadam
W sędziwym wieku (ponieważ dobiegam
Osiemdziesięciu sześciu lat na ziemi,
Które spędziłem w trudzie i cierpieniu) 195
Na tronie, żeby sądzić w Jego imię
I się wymaga ode mnie, bym myślał,
Mówił i działał odtąd zamiast Niego.
Papież przemówić ma w imię Chrystusa.
Jeszcze raz jeden z sądu apelacja 200
Zostaje do mnie skierowana w sprawie
Skazańca; oto siedzę i go widzę -
Ten wrak człowieka, trzęsący się z trwogi,
Przez towarzyszy swoich popychany,
Którzy uznają się za sprawiedliwych, 205
Prosto nad przepaść, gdzie się rozpoczyna,
Jak sądzę, droga do tamtego świata.
Idzie i idzie na skraju otchłani
W okropnych mrokach i jedyną rzeczą
Której się może bezpiecznie uchwycić 210
Są moje nogi, więc łapie mnie za nie
I z konwulsyjną twarzą głośno krzyczy:
Pozwól mi pożyć choćby jedną chwilę!
Za to oprawcy wtórują mu: Chwilę?
W żadnym wypadku! Bowiem przekroczyłeś 215
Wypracowaną przez Adama w raju
Stosowną miarę tego, ile może
Człowiek na ziemi grzeszyć i nie umrzeć.
A my tymczasem, wszyscy ludzie grzeszni,
Co łaski Bożej stale potrzebują 220
I zatroskani są o własne życie
(A wiedzą też, że jedna chwila łaski
Więcej lub jedna mniej przesądza sprawę),
Zobowiązani do przeprowadzenia
Tego, co jemu było zasądzone, 225
Protestujemy przeciw nadmiarowi
Wszelkiego grzechu w tym jednym grzeszniku
I domagamy się, by nie otrzymał
Nawet tej jednej chwili zwłoki, ale
Doprowadzony na śmierć był niezwłocznie. 230
[...]
Papież, z poematu Pierścień i księga
(Tłum. Wiktor J. Darasz)(Tłum. Wiktor J. Darasz)
Amiklas, królów Sparty
John Ford
Rzecz się dzieje w Sparcie
Złamane serce
Czy możesz namalować myśli, albo zliczyć
Wszystkie fantazje, które niesie sen zwodniczy;
Czy możesz porachować minuty twych marzeń
Gdy cień je po słonecznym przesuwa zegarze;
Czy możesz też uchwycić przelotne westchnienia
Albo posiąść dziewicę bez czci naruszenia?
Nie, bo to niemożliwe, jednak prędzej da się
Osiągnąć to, co mówię i nic nie pominąć
I nie pozwolić żadnej nodze się powinąć,
Niż ukazać prawdziwie piękno w pełnej krasie.
Piękność nad pięknościami, która w swojej chwale
Wznosi się ponad losem i nie cierpi wcale,
A wszystkie rody, wszystkie dusze
I wszystkie serca ludzkie, tuszę
I tym moim odczuciem podzielę się z wami,
Tego wielkiego piękna staną się sługami.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Robert Herrick, Do swojej książki (V)
Tyś jest rośliną, która nigdy nie uschnie, ani nie ugnije,
Ale jak wawrzyn będzie kwitnąć, który zielony wiecznie żyje.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Matsuo Basho, Haiku
Powtórz, pająku,
Bo trudno cię zrozumieć
w jesiennym wietrze.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Niedługo umrą,
A jednak ciągle o tym
Milczą cykady.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Idę zmęczony
Wciąż szukając gospody -
Kwitną glicynie.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Chmury rozdzielą
Nas, bo przyszedł czas na to -
Dzika gęś leci...
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Zimowy wicher
Gwiżdże przeszywająco
W nieszczelnych drzwiczkach.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Księżyc był w nowiu,
Bardzo długo czekałem,
Doczekałem się...
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Przyszedł pierwszy śnieg;
Wystarczyło go, żeby
Zgiąć źdźbła mieczyków.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Uschła gałązka,
A na niej siedzi wrona;
Zbliża się jesień.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Tej gąsienicy
Ciągle nie dano jeszcze
Zostać motylem.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Mnich rano sączy
W ciszy herbatę, kwitną
Kwiaty chryzantem.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Chmury się snują,
Dając chwilę wytchnienia
Patrzącym w księżyc.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
W dzień narodzenia
Buddy na świat przychodzi
Mały jelonek.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
W dzień śmierci Buddy
Stare spierzchnięte dłonie
Dzierżą różaniec.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Czy przyjdziesz do mnie?
Bo też jestem samotny
W jesienny wieczór.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Nadeszła wiosna
I nienazwane wzgórze
W gęstej mgle tonie.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Edgar Lee Masters
Henry Murray
(Doomesday Book)
Pan Henry Murray, ojciec Elenory Murrey
Zamierza opowiedzieć nic nie ukrywając
Panu Merivalowi, który w naszym mieście
Piastuje jakże ważny urząd koronera
Wszystko o sobie samym i o jego żonie
Jak również wszystko, co się tyczy jego córki,
O tym jak dorastała, jaka była w domu,
Jeżeli pan koroner zechce go wysłuchać
Prywatnie, oprócz tego wszystkiego, co w sprawie
Wiąże się bezpośrednio z prowadzonym śledztwem.
Przyszedł do biura koronera i przemówił:
Urodziłem się równo sześćdziesiąt lat temu.
[...]
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Omar Chajjam
Rubajaty I
Zbudź się! Bo oto już poranek, grający w kręgle nocy, rzucił
Silnie kamieniem, który wszystkie gwiazdy rozgonił i rozrzucił;
Spójrz, oto wielki Łowczy Wschodu rozpoczął swoje polowanie
I na sułtana wielką wieżę, jak arkan, słońca sieć narzucił.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Saskia
Rewelacyjna Saskia Czajczuk,
Wnuczka Naczasa zza Uralu
Piękna i bardzo sympatyczna,
Nie była prawie wcale mściwa;
Przez całe życie raz jedynie
Profesorowi odpłaciła
Za złą ocenę na kolokwium
Ze staroruskiej gramatyki
(A rzeczywiście nie umiała)
Tym, że go umieściła w łagrze,
Na co się zgodził sławny dziadek.
Rubajaty II
Raz rozmyślałem, gdy poranka dłoń przecierała taflę nieba
I usłyszałem głos w tawernie, który zachęcać nas się nie bał:
Ludzie, obudźcie się, czuwajcie i napełniajcie swoje czary,
Zanim ożywczy napój życia zupełnie wyschnie, pić go trzeba.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Rubajaty III
A kiedy kogut piać nam zaczął, to usłyszałem krzyki ludzi
Którzy czekali przed tawerną: Otwórzcie drzwi! Niech się obudzi
Gospodarz! Przecież wszyscy wiecie, że tu na krótko przychodzimy,
Że kiedykolwiek tu wrócimy nikt z nas zebranych się nie łudzi.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Rubajaty IV
Już nowy rok się rozpoczyna, dawnym pragnieniom sił dodaje
I skłonną do rozmyślań duszę na samotności łup wydaje;
Gdzie mała srebrna dłoń Mojżesza wskazuje odpowiednie słowa
Na zapisanym świętym zwoju, a Jezus z ziemi znów powstaje.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Edward Arlington Robinson, The house on the hill
Villanella
They are all gone away,
The House is shut and still,
There is nothing more to say.
Through broken walls and gray
The winds blow bleak and shrill:
They are all gone away.
Nor is there one to-day
To speak them good or ill:
There is nothing more to say.
Why is it then we stray
Around that sunken sill?
They are all gone away,
And our poor fancy-play
For them is wasted skill:
There is nothing more to say.
There is ruin and decay
In the House on the Hill:
They are all gone away,
There is nothing more to say.
James Aldrich
Na łożu śmierci
Przestała cierpieć w ciągu dnia,
Lecz żyła jeszcze, gdy zanikał;
I oddychała całą noc,
Podobna w ciszy do pomnika.
A kiedy słońce oświeciło
Rano rząd chmur na nieba skraju,
Przeszła przez Chwały wielką bramę
I się udała wprost do raju.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Dżalaluddin Rumi
Kochankowie
Będą pić razem wino dniem i nocą;
Będą pić, póki nie zdołają zerwać
I zrzucić z siebie zawojów rozumu
I nie pozbędą się obcisłej warstwy
Opanowania i wstydu ze skóry;
Gdy kogoś kochasz ciało, umysł, serce,
A nawet dusza zdają się nie istnieć;
Zanurz się w miłość, spróbuj tego stanu,
A nigdy w życiu nie będziesz samotny.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
James Whitcomb Riley aaabbb
Blooms of may
But yesterday!...
O blooms of May,
And summer roses—Where-away?
O stars above,
And lips of love
And all the honeyed sweets thereof!
O lad and lass
And orchard-pass
And briered lane, and daisied grass!
O gleam and gloom,
And woodland bloom,
And breezy breaths of all perfume!—
No more for me
Or mine shall be
Thy raptures—save in memory,—
No more—no more—
Till through the Door
Of Glory gleam the days of yore.
AN OLD FRIEND
Hey, Old Midsummer! are you here again,
With all your harvest-store of olden joys,—
Vast overhanging meadow-lands of rain,
And drowsy dawns, and noons when golden grain
Nods in the sun, and lazy truant boys
Drift ever listlessly adown the day,
Too full of joy to rest, and dreams to play.
The same old Summer, with the same old smile
Beaming upon us in the same old way
We knew in childhood! Though a weary while
Since that far time, yet memories reconcile
The heart with odorous breaths of clover hay;
And again I hear the doves, and the sun streams through
The old barn door just as it used to do.
And so it seems like welcoming a friend—
An old, OLD friend, upon his coming home
From some far country—coming home to spend
Long, loitering days with me: And I extend
My hand in rapturous glee:—And so you've come!—
Ho, I'm so glad! Come in and take a chair:
Well, this is just like OLD times, I declare!
Title: Another Ride From Ghent To Aix
Author: James Whitcomb Riley [More Titles by Riley]
We sprang for the side-holts--my gripsack and I--
It dangled--I dangled--we both dangled by.
"Good speed!" cried mine host, as we landed at last--
"Speed?" chuckled the watch we went lumbering past;
Behind shut the switch, and out through the rear door
I glared while we waited a half hour more.
I had missed the express that went thundering down
Ten minutes before to my next lecture town,
And my only hope left was to catch this "wild freight,"
Which the landlord remarked was "most luckily late--
But the twenty miles distance was easily done,
If they run half as fast as they usually run!"
Not a word to each other--we struck a snail's pace--
Conductor and brakeman ne'er changing a place--
Save at the next watering-tank, where they all
Got out--strolled about--cut their names on the wall,
Or listlessly loitered on down to the pile
Of sawed wood just beyond us, to doze for a while.
'Twas high noon at starting, but while we drew near
"Arcady" I said, "We'll not make it, I fear!
I must strike Aix by eight, and it's three o'clock now;
Let me stoke up that engine, and I'll show you how!"
At which the conductor, with patience sublime,
Smiled up from his novel with, "Plenty of time!"
At "Trask," as we jolted stock-still as a stone,
I heard a cow bawl in a five o'clock tone;
And the steam from the saw-mill looked misty and thin,
And the snarl of the saw had been stifled within:
And a frowzy-haired boy, with a hat full of chips,
Came out and stared up with a smile on his lips.
At "Booneville," I groaned, "Can't I telegraph on?"
No! Why? "'Cause the telegraph-man had just gone
To visit his folks in Almo"--and one heard
The sharp snap of my teeth through the throat of a word,
That I dragged for a mile and a half up the track,
And strangled it there, and came skulkingly back.
Again we were off. It was twilight, and more,
As we rolled o'er a bridge where beneath us the roar
Of a river came up with so wooing an air
I mechanic'ly strapped myself fast in my chair
As a brakeman slid open the door for more light,
Saying: "Captain, brace up, for your town is in sight!"
"How they'll greet me!"--and all in a moment--"chewang!"
And the train stopped again, with a bump and a bang.
What was it? "The section-hands, just in advance."
And I spit on my hands, and I rolled up my pants,
And I clumb like an imp that the fiends had let loose
Up out of the depths of that deadly caboose.
I ran the train's length--I lept safe to the ground--
And the legend still lives that for five miles around
They heard my voice hailing the hand-car that yanked
Me aboard at my bidding, and gallantly cranked,
As I grovelled and clung, with my eyes in eclipse,
And a rim of red foam round my rapturous lips.
Then I cast loose my ulster--each ear-tab let fall--
Kicked off both my shoes--let go arctics and all--
Stood up with the boys--leaned--patted each head
As it bobbed up and down with the speed that we sped;
Clapped my hands--laughed and sang--any noise, bad or good,
Till at length into Aix we rotated and stood.
And all I remember is friends flocking round
As I unsheathed my head from a hole in the ground;
And no voice but was praising that hand-car divine,
As I rubbed down its spokes with that lecture of mine.
Which (the citizens voted by common consent)
Was no more than its due. 'Twas the lecture they meant.
[The end]
James Whitcomb Riley's poem: Another Ride From Ghent To Aix
Matsuo Basho
Chmury się snują
dając tym odpoczynek
Patrzącym w księżyc.
A flea and a fly in a flue
Were imprisoned, so what could they do?
Said the fly, "let us flee!"
"Let us fly!" said the flea.
So they flew through a flaw in the flue.
—Ogden Nash
Pewna młoda barmanka, imieniem Galina,
Na biuście wypisała sobie cennik wina;
Pomysł okazał się wspaniały,
Zatem dla wszystkich ociemniałych
Na tyłku kopię brajlem dodała dziewczyna.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Piosenka Ofelii
Jak mam rozpoznać ukochanego?
Jak go odróżnić od innych w tłumie?
Po kapeluszu, długim kosturze
I po sandałach poznać go umiem
On już nie żyje, zmarł moja pani
On już nie żyje, nie ma go z nami
Nad jego głową rośnie murawa,
Skały pod jego leżą stopami.
Biały, bez skazy, jest jego całun
Pokryty ze stron wszystkich kwiatami;
Niosą go w ciszy prosto do grobu,
A miłość płacze rzewnymi łzami.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Hafiz z Szyrazu,
Dni wiosny
Nadeszły ciepłe dni wiosenne! Eglantyna,
Głogi i tulipany już kiełkują z ziemi.
A ty dlaczego ciągle w tej ziemi spoczywasz?
Niczym wiosenne chmury moje biedne oczy
Będą wylewać gorzkie łzy na twoim grobie,
Twoim więzieniu, póki też nie wzejdziesz z ziemi.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Dżalaluddin Rumi
Ta krótka chwila szczęścia, gdy siedzimy razem,
We dwoje na werandzie, osobno z pozoru,
A jednak stanowiący w sumie jedną duszę.
Czujemy, jak przepływa wokół woda życia,
I ty i ja w ogrodzie, gdzie śpiewają ptaki.
Gwiazdy nas będą śledzić, my im pokażemy,
Czym się niedługo stanie ten wątły półksiężyc.
My zaś, wyzuci z siebie, zasiądziemy razem,
Zupełnie obojętni na jałowe mowy,
A niebiańskie papugi będą chrupać cukier,
Zaś my będziemy śmiać się, i ty i ja razem,
W jednym kształcie żyjący tu w tym jednym świecie,
A w innym kształcie w kraju wiecznej szczęśliwości.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Edward:
Więc, angielscy panowie, ogłaszamy pokój,
Chwilę wytchnienia w naszej wojennej rozprawie;
Schowajcie swoje miecze, dajcie spocząć członkom,
Przejrzyjcie swoją zdobycz, a gdy odpoczniemy
Przez jeden dzień, a może dwa w tym pięknym porcie,
Z pomocą Bożą statki wezmą nas do domu,
Gdzie, ufam, przybędziemy w szczęśliwą godzinę,
Trzej królowie, książęta dwaj, no i królowa.
(Edward III)
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
thoreau
Oberon
Ten, co go ujrzysz, kiedy się przebudzisz,
Będzie dla ciebie najważniejszym z ludzi,
On miłość twoją ku sobie obudzi;
Choćby to kot był, niedźwiedź czy pantera,
Gepard czy dzik, co przez gąszcz się przedziera
Który w szczecinę szorstką się ubiera,
W twoim mniemaniu będzie ukochanym
Zbudź się, bo już się zbliża ktoś nieznany.,
(Sen nocy letniej)
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Hamlet
Akt I, Scena I:
Bernardo:
Stój! Kto idzie?
Francisco:
Odpowiadać! Zatrzymaj się i podaj hasło!
Bernardo:
Niech żyje król!
Francisco:
Bernardo?
Bernardo:
Zgadza się.
Francisco:
Przychodzisz
W samą porę na swoją służbę wartowniczą
Bernardo:
Idź do łóżka Francisco, wybiła dwunasta.
Francisco:
Dzięki, że mnie zmieniłeś. Straszny ziąb i wieje.
Padam na nos.
Bernardo:
Zdarzyło się coś niezwykłego?
Francisco:
Się nie pokazał nawet pies z kulawą nogą.
Bernardo:
Dobrej nocy. Jeżelibyś widział przypadkiem
Horacja z Marcellusem, zechciej im przypomnieć
Żeby się pośpieszyli, bo mnie mają zmienić.
(Wchodzą Horacjo i Marcellus)
Francisco:
Zdaje się, że tu idą. Hej tam! Stać, kto idzie?
Horacjo:
Przyjaciele tej ziemi.
Marcellus:
I duńscy szlachcice.
Francisco:
Spokojnej nocy panom.
Marcellus;
Żegnajcie, żołnierzu.
Kto was zmienił?
Francisco:
Bernardo zajął moje miejsce.
Spokojnej nocy.
(Exit)
Marcellus:
Hej tam, Bernardo!
Bernardo:
Jestem! Jest z tobą Horacjo?
Horacjo:
Jest we własnej osobie.
Bernardo:
Witaj, Horacjo, witaj, dobry Marcellusie!
Marcellus:
Cz to zjawisko znowu miało tutaj miejsce?
Bernardo:
Nic dotąd nie widziałem.
Marcellus:
Horacjo mi mówił,
Że to tylko złudzenie i że nie zamierza
W nie wierzyć. Co się tyczy strasznego widoku,
Który się naszym oczom ukazał dwukrotnie,
To zaprosiłem go by tutaj razem z nami
Spędził wszystkie minuty mijającej nocy.
Jeśli to coś się zjawi, to on będzie świadkiem
I być może spróbuje do niego przemówić.
Horacjo:
Cicho, ni słowa o tym, to się nie pojawi!
Bernardo:
Usiądź tu razem z nami i daj się przekonać,
Choć najwyraźmiej twoje uszy pozostają
Głuche na nasze slowa i opowiadanie
O tym, cośmy widzieli przez dwie noce z rzędu.
Horacjo:
Dobrze, więc usiądźmy
I wysłuchajmy tego, co mówi Bernardo.
Bernardo:
Ostatniej nocy, kiedy tamta jasna gwiazda
Na zachód przesunęła się po firmamencie
Względem bieguna, aby oświecić część nieba,
Gdzie się właśnie znajduje, razem z Marcellusem
Siedzieliśmy, a zegar wybił pierwszą...
(Wchodzi Duch)
Marcellus:
Cisza!
Popatrzcie! Znów tu idzie!
Bernardo:
Wygląda zupełnie
Jak nasz zmarły król. Jesteś uczonym, Horacjo,
Odezwij się do niego!
Marcellus:
Czy on nie wygląda
Całkiem jak król, Horacjo? Weź to pod uwagę!
Horacjo:
Całkiem jak on, przeraża mnie i fascynuje
Ten widok.
Bernardo:
Najwyraźniej szuka trzeba mu rozmowy.
Marcellus:
Mów do niego, Horacjo.
Horacjo:
Kimkolwiek jesteś, panie, czemu tu przychodzisz
O nocnej porze w świetnym wojennym rynsztunku
Który przywdziewał czasem nasz duński majestat
Niedawno zmarły. Przemów i się przedstaw.
Zaklinam cię na niebo.
Marcellus:
Sprawia wrażenie, jakby się poczuł dotknięty.
Bernardo:
Patrzcie odchodzi!
Horacjo:
Zostań! Odezwij się do nas!
Zaklinam cię, przybyszu!
(Duch wychodzi)
Marcellus:
Odszedł i nie odpowie. No i co, Horacjo?
Trzęsiesz się i podbladłeś na twarzy. Przypadkiem
To nie było coś więcej niż tylko złudzenie?
Co o tym sądzisz?
Horacjo:
Bóg wie, że bym nie uwierzył,
Gdybym tego na własne oczy nie zobaczył.
Marcellus:
Czy nie jak król wyglądał?
Horacjo:
Wyglądał jak on całkiem. Przypominał króla
Jak ty siebie samego tutaj przypominasz.
Taką miał właśnie zbroję nasz król miłościwy,
Kiedy dumnych Norwegów zupełnie rozgromił
I ten miał wyraz twarzy, gdy rozbił szeregi
Polaków, którzy na nas napadli saniami.
Dziwne.
Marcellus:
W ten właśnie sposób dwa razy się zjawiał
W martwej godzinie nocnej i przechodził obok
W pełnym rynsztunku, kiedy staliśmy na straży.
Horacjo:
Co o tym sądzić, nie wiem, jednakże przypuszczam,
Że to dziwne zjawisko, czymkolwiek by było,
Wieści nam nagły przełom w dziejach tego państwa.
Marcellus:
Dobrze, usiądźmy razem i niech ktoś mi powie,
Czemu ponury strażnik nawiedza w noc ciemną
Ulice miast, pilnując, co się na nich dzieje;
Po co się nowe działa codziennie odlewa
I się sprowadza środki służące do boju;
A czemu w stoczniach praca trwa nieustająca,
A cieśle przy kadłubach pracują w niedzielę;
Co ma nastąpić w kraju, że ten cały pośpiech
Nawet spokojne noce zamienia w dnie pracy.
Kto mi to wszystko powie?
[...]
Który z nich był w swym sądzie nieomylny?
Edward III
Uczestniczyłem w rozmaitych wojnach,
Nie raz stykałem się z niebezpieczeństwem,
Cierpiałem upał i chłód na odmianę.
Oby zwiększyły się dwudziestokrotnie
Te przeciwności losu, by po latach,
Gdy będą czytać o mojej młodości,
Jakże burzliwej, byli pod wrażeniem
I żeby drżeli, czytając, jak Francja,
Nie tylko ona, ale i Hiszpania,
A nawet Turcja, lub każdy kraj inny,
Który gniew naszej Anglii prowokuje,
Zadrżeć powinien, kiedy się z nią zetknie.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Rouge et noir
Duszo, czy rzucisz kostką znów?
Przez taki hazard wielu ludzi
Straciło wszystko to, co miało,
Nieliczni za to wygrywali.
Bezduszna kostka od aniołów
Nie śpieszy się ocalić ciebie;
Diabliki tłoczą się w kasynie,
Grają w ruletkę o mą duszę.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Nobliwa natura
To nie wzrastanie długo, podobnie do drzewa,
Sprawia, że człowiek jakąś większą wartość miewa,
A rośnięcie przez trzysta lat na sposób dębu
Nic drzewu nie pomoże w godzinie wyrębu.
Lilia, co rośnie sobie w gaju,
Najurodziwsza bywa w maju,
A chociaż po dniu jednym więdnie i usycha,
Każdy mówi, że piękna była, a nie licha.
W niewielkich miarach wielkie piękno dostrzegajmy,
Życie, choć krótkie, dobrze przeżyć się starajmy.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Jej nogi
Lubię całować Julii nogi doskonałe,
Bo są jak jajko całkiem bezwłose i białe.
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)
Zabierz te usta, słodkie usta,
Które mi były obiecane,
Zabierz te oczy, bo oszusta
Rolę odgrywać chcą nad ranem,
Lecz pocałunki niech mi przynoszą,
Niech mi przynoszą
Stemple miłości, o które usta
Daremnie proszą.
(Miarka za miarkę)
(Tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)