Wstęp
Zaczęliśmy od darmowej przygody 'Fregata w ogniu' z kosmetycznymi zmianami by dopasować to do kampanii. Mało sandboxowo, ale chciałem w kontrolowanych warunkach pokazać specyfikę świata, podstawy mechaniki i antagonistów z różnych frakcji. (Chaos, Śmierć i Zniszczenie) a ta przygoda się do tego nadawała.
Splot
Durak Melisson (Enderinmistrz, Duardin)
Glorian (Korsarz, Aelf)
Havard uth-Kinen (Mag bitewny, Człowiek)
Maeskir Żniwiarz (Łowca Kurnotha, Sylvaneth)
Sol Toll (Kapłan bitewny Sigmara, Człowiek)
Dokładniejszy opis TUTAJ.
Przygoda zaczyna się w Hammerhal Aqusha, gdzie drużyna ma dołączyć do kharadrońskiej floty, która wiezie zaopatrzenie oraz rzemieślników do odległego miasta Studnia Niebios. Jednak po drodze do doków, zaczepił ich jakiś ulicznik - jakoby z wiadomością za którą obiecano mu ponoć fiolkę Aqua Ghyranis. Sol, pokazał fiolkę na co dzieciak wyjął z sakwy drewnianą maskę. Gdy ją założył, drużyna bez własnej woli padła na kolana i doznała wizji, w której Mistrz Masek, kazał im po dotarciu do Studni Niebios odszukać Ragshasa, który będzie "jego głosem". Wizja się skończyła, a ulicznik leżał na ziemi, z jego nosa, oczu i oczu leciała krew. Spleceni postanowili zwiewać w te pędy, ale tworzące się już zbiegowisko uniemożliwiło ucieczkę. Sol wlał zatem w gardło rannego fiolkę Aqua Ghyranis, ten zerwał się i zwiał. Havard przezornie zabrał maskę i drużyna (ścigana niepochlebnymi komentarzami) także się oddaliła.
Przy podniebnych dokach, szybko odnaleźli Obliczu Grungniego czyli swój statek, oraz poznali się z kapitan Brokką Brokisdotr. Rozlokowali się na pokładzie i pozostało czekać na rozpoczęcie podróży. W końcu armada ruszyła!
Następne kilka tygodni minęło spokojnie - poznali się z załogą oraz innymi pasażerami zmierzającymi do Studni Niebios. A była to ciekawa grupa.
Aptekarka
Hodowca, podróżował ze stadkiem kóz!
Kucharz
Początkująca mechanik
Bard
Kowal
Niestety ta sielanka została przerwana przez burzę chaosu - potężny wir, wraz z którym przemieszczała się cała armia demonów Tzeentha! Statki jeden po drugim zostały wciągnięte w wir i atakowane przez hordę. Już pierwsza salwa Tzangorów zmasakrowała drużynę, ale Duszosplcenie uleczyli się i zaczęli się odgryzać wrogowi masakrując zarówno Tzangory jak i Wyjce Tzeentha. Niestety doszło do kolizji w powietrzu z innym statkiem fregata rozbiła się w środku Gorejącego Boru - wiecznie płonącego olbrzymiego lasu.
Gdy tylko doszli do siebie wzięli się do roboty - a było jej sporo. Część drużyny zajęła się niedobitkami demonów, walczącymi z załogą, czym prędzej wycinając sługi Tzeentha . Enderinżynier, dzięki Oku boga, uwolnił uwięzionych w płonącym wraku pasażerów, zaś Havard pomagał Emmie Fass, zbierać rozsypane torby aptekarskie. Poszło im to nader sprawnie, ale co z tego, skoro otaczał ich płonący las? Na szczęście ziemia się osunęła odsłaniając wejście do tuneli - czym prędzej czmychnęli do środka.
Ogółem katastrofę poza bohaterami przetrwała Pani kapitan oraz siedmiu jej załogantów, sześciu poznanych pasażerów, oraz wszystkie dziesięć kóz! Nielicha banda. Wszyscy zgodnie uradzili, że jedyną szansą, jest dotarcie tunelami na skraj boru, gdzie prawdopodobnie rozbił się pancernik Grund. Ruszyli zatem w głąb tuneli.
Pierwsze niebezpieczeństwo pojawiło się dosyć szybko - stado zmutowanych zwierząt w panice szarżowało tunelami wprost na grupę. Durak szybko stworzył prowizoryczną barykadę, (Kość wyroczni powiedziała, że jest dosyć drewna by ją stworzyc zatem rzucił Umysł:rzemiosło 4:3) a reszta zaczęła zasypywać zwierzęta 'obszarówkami' - udało się powstrzymać stado.
Po następnych kilkunastu godzinach wędrówki, drużyna dotarła do podziemnej wioski. Szybkie przeszukanie, pozwoliło poznać prawdopodobną historię. Wioskę zamieszkiwali wyznawcy Chaosu, ale zostali wybici do ostatniego przez zielonoskórych - większość uciekających głośno domagała się odpoczynku, a i drużynie nie zaszkodziło by wyleczenie ran odniesionych podczas podniebnej walki, rozbito zatem obóz.
Niestety miejsce okazało się nawiedzone - po kilku godzinach zaatakowały ich duch pomordowanych kultystów, a dokładnie Potępieńcy i Widmowi kłusownicy. Stwory były niematerialne i zwykła broń nie była, aż tak skuteczna ale wspomagani cudami Sola oraz Magicznymi pociskami Havarda, wycieli wszystkich przeciwników. Po starciu, jakoś nikt się nie kwapił zostawać dalej w tym miejscu, zatem ruszyli w dalszą drogę.
A ta zaczęła się pechowo - ekspedycja wlazła z otwartym płomieniem pochodni w kieszeń łatwopalnego gazu. Eksplozja zabiła aptekarkę Emme, oraz połowę kóz ze stada Liama. Cóż było robić, pochowano Emmę sprawiono kozy i pozostało ruszyć dalej.
A dalej była jaskinia, na dnie której kotłowała się jakaś bardzo podejrzanie wyglądająca i niezwykle cuchnąca breja. By przedostać się na drugą stronę, konieczne było poruszanie się po plątaninie niezwykle grubych korzeni po których dało się powoli poruszać. Jednak, gdy byli w połowie drogi, w wylotach jaskiń pojawiły się dziesiątki pentaków i zaczęły zasypywać drużynę chmarą strzał. Pomimo olbrzymiej liczebności wroga, splot poradził sobie doskonale. Mag i Łowca odgryzali się na dystans magią i łukiem co sprawiło, że ulewa strzał, zmalała do mżawki. Glorian i Durak tłukli te pentaki, które wspinały się po korzeniach by walczyć w zwarciu, jeśli ktoś zostawał ranny natychmiastowo leczył go Sol, dzięki cudom swojego boga. Przebili się do wylotu jaskini i dłuuuga. Co prawda zielonoskórzy rzucili się za nimi w pościg, ale nie przetrwali Kuli Ognia...
Po kolejnych godzinach marszu tunelami, następne niebezpieczeństwo - chodnik na długości kilkunastu metrów, zarwał się pod wędrowcami i spadli w dół do jaskini wypełnionej dziesiątkami rodzajów grzybów. Mimo miękkiego podłoża trochę się potłukli (no, nie wszyscy - Havard zdążył rzucić Lot : ) Ale ogólnie nikt jakoś poważniej nie ucierpiał. Jednak w chwilę potem pojawił się pentak i to nie byle jaki - szaman Potężny Zroszony Grzybek, wściekły za zniszczenie jego upraw zasypał drużynę stekiem wściekłych przekleństw, poszczuł drużynę aż piętnastoma paszczakowymi skakunami i na dokładkę dowalił dwoma Magicznymi wybuchami...
Rozgorzała walka - poruszanie się po niestabilnym grzybowy podłożu było dosyć trudne, a szaman był dodatkowo na skale i nie zamierzał zejść do drużyny, tylko nawalał w nich czarami. Za to paszczaki skakały bez problemu i masakrowały drużynę. W końcu Glorianowi udało się wejść z pentakiem w zwarcie i ciachnąć go kordelasami. Ten, nie czekał co będzie dalej i czmychnął pozostawiając drużynę walczącą z paszczakami. Było niezwykle ciężko - dość powiedzieć, że zanim wytłukli ostatniego potwora zużyli sporo Aqua Ghyranis a i tak Sol oraz Maeskir byli przez pewien czas śmiertelnie ranni.
Dzięki temu, że mag nadal był pod działaniem czaru Lot, udało się bez problemu wrócić do tuneli. (przyczepił linę dla reszty drużyny). Byli naprawdę srodze poobijani, zatem rozbili obóz niedaleko wyrwy, rozumując, że zabezpiecza ona tunel z jednej strony. Szczęśliwie nic na nich nie napadło i trochę odzyskali siły przed ruszeniem w dalszą drogę. Zanim jednak ruszyli mag posłał parę Kul ognia w grzybową farmę.
Zanim dotarli do wyjścia, raz jeszcze zgubili drogę i raz musieli ostro zawracać, by ominąć tunele, gdzie przebiły się płonące korzenie, ale w końcu dotarli do krańca tunelu na skraju Gorejącego Boru. Większość drużyny rozbiła obóz, zaś Havard po nieudanym zwiadzie poczekał do nocy i wzniósł się w górę by wypatrywać Grunda, a dokładniej świateł jakie zapewne będą towarzyszyć naprawie. Udało mu się ustalić gdzie jest prawdopodobnie pancernik.
Po odpoczynku pomimo ciemności ruszyli otwarcie całą grupą we wskazanym kierunku - nie była to za dobra decyzja, co prawda, trafili na miejsce, ale jeden z wartowników przy Grundzie spanikował i strzelił z kuszy raniąc ciężko kowala Rombura Spalonego. Tak czy inaczej dotarli do miejsca, które dawało jakieś szanse a ratunek. Jak się okazało Grund uległ zderzeniu z innym statkiem, ale nadawał się do naprawy. Załogi połączyły się i wzięły się do roboty. Pomagał także Durak, który bardzo sprawnie naprawił potężne działo pancernika.
Gdy zaczęło świtać, czarodziej wypatrzył na skraju lasu pentaka siedzącego na paszczaku. Zwiadowca zaraz zniknął, ale jednoznacznie wskazywało to, że czas się kończy. Postanowili zatem przygotować jakieś niespodzianki na trasie potencjalnego ataku. Przygotowali tam trochę spowalniaczy a oprócz tego we wraku drugiego statki znaleźli jeszcze garłacz.
Przeciwnicy pojawili się niestety zanim statek został naprawiony. Kilka rojów pentaków, paszczaki z jeźdźcami i bez - było z czym walczyć. Duszospleceni sprawnie eliminowali kolejnych przeciwników aczkolwiek jeden paszczakowy skakun wskoczył pod pokład i zanim Durak rozprawił się z nim swoim młotem zabił barda Patrzałka... A potem pojawił się ON: Potężny zroszony grzybek powrócił dosiadając potężnego troggotha. Nagle zrobiło się ciężko - troggoth jednym uderzeniem sękatej maczugi kładł każdego przeciwnika, szaman sypał czarami, trzeba było dobijać paszczaki zanim pozabijają załogantów a Aqua Ghyranis było coraz mniej. Zaczęli zatem walczyć bardziej taktycznie - Durak starał się powalić troggotha ciosem w nogi a wtedy do akcji wchodził Glorian, wyspecjalizowany w walce z dużymi potworami. Masekir celował w głowę szamana by go oszołomić (wspierany Taktycznyn talentem duardina), Zaczęło to przynosić efekty aczkolwiek Troggoth to oporne bydle a za każdym razem gdy on atakował, ktoś zostawał ranny.
Gdy Grund w końcu zaczął się wznosić, ana pokładzie trwała jeszcze walka - Wielki potężny grzybek postanowił po raz kolejny zrejterować i niestety udało mu się to - troggoth kupił mu dosyć czasu. Na pocieszenie Havard wydłubał z ciała bestii kawałek żarnitu.
Po kilku dniach pancernik, spotkał kilka innych statków z flotylli - łącznie przetrwało tylko pięć jednostek i wszystkie ze śladami zniszczeń. Ale dalsza podróż na szczęście przebiegła spokojnie i po kilkunastu dniach dotarli do celu swojego przeznaczenia Studni Niebios.
Drużyna wylewnie żegnana przez załogantów oraz współtowarzyszy zeszła ze statku i po chwili zaczepił ich jeden z pasażerów z innego statku niejaki Oswald Reder - lata temu opuścił Studnię Niebios, by studiować w bardziej cywilizowanych regionach Aqushy. Teraz dzięki swym badaniom, ma nadzieję wspomóc rodzinne miasto. Otóż trafił na dokumenty z czasu Ery mitów, gdzie na południe od regionu o nazwie Filary znajduje się 'Benteng gapura' czyli 'Twierdza wrót'. Oskar jest pewien, że FIlary to dawna nazwa Słupów, zaś starożytna nazwa twierdzy została zniekształcona do 'Bentang kapra' czyli 'Okrutnej twierdzy'. Szuka kogoś kto podejmie się tego sprawdzenia czy naprawdę są tam ukryte wrota wymiarów.
Ale najpierw zgodnie z wytycznymi Mistrza masek, trzeba było odszukać Ragshasa - było to o tyle łatwe, że wysłał po nich do portu lektyki. Nie skorzystali z nich, ale mieli przewodnika do okazałej kupieckiej rezydencji. Ragshas okazał się bardzo odpychającym typem - traktował drużynę pogardliwie, ale znosili to ze stoickim spokojem, ponieważ dzierżył w ręce znajomo wyglądającą maskę.
No wreszcie są moje pachołki...
Ragshas oznajmił, że życzy sobie mieć swojego człowieka w radzie miejskiej. Za kilka tygodni jeden z rajców zrezygnuje ze stanowiska, i wybrany zostanie nowy - ma to być Anselm Stroiber, sekretarz Rgshasa, 'równie głupi co lojalny' . Splot ma zadbać by tak się stało. Drużyna została odprawiona, na spotkanie z samym Anselmem. Przekazał on kilka wątków, które mogły by się przełożyć na przysługi wpływy itp.
W Jodłowym Siole miało miejsce parę zagadkowym morderstw. Jedna z ofiar jest dalekim krewnym radnej Huldy Niemeyer, która uznała by rozwiązanie sprawy za przysługę.
Patron ma informację na temat pobytu Alardina de Vienne, który kiedyś zdradził sabat Khaina. Herta Wittke była by bardzo wdzięczna za przyprowadzenie jej zdrajcy żywego.
Ragshas funduje szkołę przy świątyni Sigmara. Do budowy konieczne są duże ilości drewna. Jeden z konkurentów Ragshasa, Humbert Keppler, stara się pozyskiwać drewno z Upadłego gaju, jeśli mu się uda, jego pozycja w mieście wzrośnie, a jednocześnie Ragshas potrzebuje tego drewna.
Anselm poinformował także, że gracze mają do dyspozycji sporą aczkolwiek zaniedbana posiadłość, z podstawową służbą jeśli wykażą się użytecznością na pewno Ragshas zainwestuje w nich więcej, ale póki co mają tylko to. Niech się zadomowią, i podejmą jakieś działania, bo czas leci.
Drużyna udała się do posiadłości, gdzie przywitał ich zarządca Ernest Stein. Jak poinformował, rezydencja nadaje się do zamieszkania, ale wymaga remontu i więcej służby, bo póki co jest tylko, 'ktoś podający się za zwiadowcę'. Jak się okazało był to duardin Otar Eskarsson.
Ze strony MG:
Każdy z graczy mógł przed sesją wybrać jedna osobę oraz jej zawód, która podróżowała na Obliczu Grungniego. To potencjalnie jeden kontakt więcej w docelowym mieście.
Żeby nie było za łatwo śmierć każdego z nich podnosiła o 1 Fatum.
Po katastrofie zacząłem mierzyć czas - gracze o tym wtedy nie wiedzieli, ale Grund odleciał by bez nich po trzech dobach.
Zatrzymanie stada, to był zegar o 10 polach, każdy zapełniał go jak umiał. Z założenia, czego nie uda się wykonać, zbuduję pulę obrażeń, która przetoczy się po wszystkich (także cywilach). Jednak kostki bardzo graczom sprzyjały i bez trudu zapełnili cały zegar.
W wiosce zaatakowało drużynę po pięciu Potępieńców i Widmowych kłusowników, czyli jak w przygodzie. Odrobinę podkręciłem przeciwników, tak by Grobowy chłód Potępieńców rósł w siłę przy dodatkowych potworach, ale i tak niewiele to dało.
Co 8 godzin w grze, wykonywaliśmy grupowy test 4:8 na przydatne umiejętności - nieudany to zdarzenie losowe, takie jak właśnie kieszeń łatwopalnego gazu.
Potężny Zroszony Grzybek, zbyt sobie ceni swoje życie, by walczyć do końca - jak tylko zrobiło się gorąco, zwiał zostawiwszy pasczaki samym sobie.
Zwiadowcom szukającym Grunda, udało się spalić test Umysł (Czujność) 4:1 przy naprawdę sporej puli kostek - ale wpadli na pomysł by nocą wznieść się wysoko i wypatrywać świateł.
Naprawa działa to test wydłużony Umysł (Rzemiosło) 4:8 - jeden rzut co godzinę. Enderinmistrz poradził sobie z tym w zaledwie trzy.
W finałowej walce zaczęły się pojawiać synergie między postaciami - np. Durak używał talentu Taktyk i nakazywał Sylvanethowi strzelać w głowę szamana (co ten robił zużywając dodatkowo zapał) przy takiej puli kości realne było oszołomienie przeciwnika, co drastycznie obniżało jego możliwości.
Tu de facto skończyliśmy, ale mieliśmy trochę czasu, to jeszcze zapoznałem drużynę z miastem.