Wywiad Horror březen 2007

Wywiad z Andrzejem Pilipiukiem - marzec 2007

ANDRZEJ PILIPIUK - urodzony 20 marca 1974 roku w Warszawie. Absolwent Wydziału Archeologii na Uniwersytecie Warszawskim. Pisarz, publicysta, niezależny historyk. Od 2003 mąż, a od 2004 także szczęśliwy ojciec. Zadebiutował opowiadaniem „Hiena”, które ukazało się w czasopiśmie „Fenix” (2/1996). To w nim powołał do życia Jakuba Wędrowycza - pierwszego polskiego świeckiego egzorcystę, postać, która stała się swoistym znakiem rozpoznawczym pisarza. Pilipiuk był dziewięciokrotnie nominowany do nagrody im. Janusza A. Zajdla, w 2002 roku otrzymał ją za opowiadanie „Kuzynki”. Dwukrotne zajął trzecie miejsce w głosowaniu na nagrodę Nautilusa. Na jego dorobek książkowy składają się między innymi: cykl przygód Jakuba Wędrowycza („Kroniki Jakuba Wędrowycza”, „Czarownik Iwanow”, „Weźmisz czarno kure”, „Zagadka Kuby Rozpruwacza”, „Wieszac każdy może”), cykl „Kuzynki” („Kuzynki”, „Księżniczka”, „Dziedziczki”), „Norweski dziennik” (2 tomy, trzeci w opracowaniu redakcyjnym), powieść „Operacja dzień wskrzeszenia”, zbiór opowiadań „2586 kroków”, a także udział w antologiach (m.in. „Małodobry”, „Demony”, „Tempus Fugit”, „Niech żyje Polska. Hura!”, „Deszcze niespokojne”, „Robimy Rewolucję”). Pod pseudonimem Tomasz Olszakowski napisał 19 tomów kontynuacji „Pana Samochodzika”.

NIEBAWEM NAKŁADEM WYDAWNICTWA FABRYKA SŁÓW UKAŻE SIĘ ZBIÓR OPOWIADAŃ ANDRZEJA PILIPIUKA PT.: „CZERWONA GORĄCZKA”.

***

- Horror Online: W zbiorze opowiadań pt. „2586 kroków” uraczył nas Pan kilkoma rasowymi horrorami, ze świetnie zbudowanym nastrojem grozy, trzymającą w napięciu akcją. Czy możemy spodziewać się jakiejś kontynuacji tego typu opowiadań? Może jest nadzieja na dalsze przygody Pawła Skórzewskiego?

Andrzej Pilipiuk: Pociąga mnie to, co nazywa się zazwyczaj fantastyką „bliskiego zasięgu”. Pogranicza horroru też się do tego zaliczają, choć nie jest to mój konik. W przygotowaniu redakcyjnym znajduje się zbiór moich opowiadań pt. „Czerwona gorączka”. Wśród nich jest jeden tekst o doktorze Skórzewskim, oraz horror kolejowy, którego akcja rozgrywa się w latach pięćdziesiątych.

- HO: Czyli, że poza tymi trzema opowiadaniami z udziałem Skórzewskiego nie mamy póki co liczyć na szersze rozwinięcie jego przygód?

AP: Chwilowo nie napisałem nic nowego. To trudna postać, trudne teksty. Nie chcę rozmieniać tego pomysłu na drobne. Będę dłubał sobie przy tym – powolutku i bez pośpiechu. Tak, aby teksty pasowały do pewnej ogólnej koncepcji konwencji, ale zachowały nieszablonowość. Może kiedyś złożę z nich zbiorek, ale to robota na lata.

Może koło 2015 roku...

- HO: Może uchyli Pan rąbka tajemnicy i powie trochę więcej o „Czerwonej gorące”?

AP: Zbiór składał się będzie z 11 tekstów. Objętość standardowa – coś ponad 300 stron. Będą to podobnie jak w tomiku „2586 kroków” teksty różne – każdy utrzymany w innym klimacie. Oprócz wspomnianych wyżej będzie opowiadanie fantasy, historia szujowatego dziennikarza zatrącająca trochę o steampunk, kolejna wizyta w świecie alternatywnym, gdzie Polska jest imperium. I dla równowagi wizja naszego kraju po rewolucji islamskiej. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Ponad połowa objętości to teksty niepublikowane.

- HO: W jakim miejscu na scenie polskiej fantastyki postawiłby Pan siebie? Ma Pan jakiś osobisty ranking polskich pisarzy zajmujących się tym gatunkiem? Niektórzy uważają, że punktem odniesienia jest u nas w kraju osoba Andrzeja Sapkowskiego...

AP: Staram się zbudować sobie pozycję w górnej połowie średniej. Nie na samych szczytach, ale na stabilnej półce skalnej trochę niżej. Rankingów nie układam. Większość tych ludzi znam osobiście staram się więc unikać ocen. Prozy Sapkowskiego nie czytuję. Sądzę, że nie ma specjalnie sensu ustalać kto jest tym jednym najlepszym. Liczy się masa – mamy za mało dobrych pisarzy. Wydaje się u nas za mało książek z naszego gatunku. Grupa odbiorców też jest ciągle jeszcze zbyt szczupła.

- HO: Jaki jest Pański stosunek do amatorskiej sceny literatury fantastycznej w naszym kraju? Interesuje Pana w ogóle ta sfera prozy? Widzi Pan dla niej jakąś przyszłość?

AP: To zależy co rozumiemy przez „amatorską”. Własne próby stworzenia jakiejś fabuły czy fanfiki. Może to być kuźnia przyszłych autorów, boję się jednak, że internet jest tu złym medium. Sieć przyjmuje wszystko i bezkrytycznie. To sprawia, że brak selekcji i zanika konieczność samodoskonalenia i pracy nad tekstem.

- HO: Często jednak to właśnie internet jest tym pierwszym krokiem, który umożliwia młodemu człowiekowi zaistnienie i zainteresowanie pisarstwem. Z kolei np. czasopismo też nie gwarantuje idealnego wyboru...

AP: Teoretycznie tak – jednak czasopisma mimo wszystko wyznaczają pewną poprzeczkę. Żeby zaistnieć na papierze trzeba się już czymś wykazać. Zdobyć pewne umiejętności. Boję się, że wielu nie zrobi tego następnego kroku, zostanie w sieci na zawsze.

- HO: Poza zapewniającym swobodę internetem powstało kilka „wydawnictw”, które za odpowiednią opłatą wydadzą książkę każdemu, kto się do nich zgłosi. Co Pan sądzi o takich przedsięwzięciach?

AP: W zasadzie to samo. To pułapka na początkujących. Płacisz, oni drukują. Redakcji i korekty nie robią. Można wydać u nich i dziesięć książek i nadal niczego się nie nauczyć. Z drugiej strony takie wydawnictwa to pewien wentyl bezpieczeństwa – kanalizują nieuleczalnych maniakalnych grafomanów.

- HO: Na portalu Storytellers pojawiła się jakiś czas temu Pańska „korekta” fragmentu jednego z amatorskich tekstów fantasy. Jaki odsetek amatorskich opowiadań uważa Pan za obiecujące i wartościowe, a jaki uciąłby Pan ostrym mieczem korekty/cenzury i oddałby na wieczne potępienie?

AP: Z tego co do mnie trafia ok. 5% do czegoś się nadaje. Dalsze parę procent może jakoś tam rokuje na przyszłość. Niestety poziom nauczania języka polskiego jest w naszych szkołach żaden. Młodzi ludzie nie potrafią formułować swoich myśli na papierze. Nie bardzo też są możliwości żeby się tego nauczyć. Nie jestem w stanie korektować wszystkiego co do mnie trafia – przeważnie sprawdzam ludziom szczegółowo pierwsze 2-3 strony. Na pewno przydałoby się w sieci jakieś miejsce, gdzie raz na trzy dni dyżurny redaktor robiłby publiczną wiwisekcję tekstu.

- HO: W zbiorze „Wieszać Każdy może” obok Pańskich opowiadań o Jakubie Wędrowyczu pojawił się tekst Michała Smyka pt. „Wieśmin”. Nie patrząc na oczywisty fakt, że tekst ten wygrał konkurs „U nas za stodołą”, jak ocenia Pan opowiadanie Michała i inne opowiadania, które wzięły udział w konkursie? Czy tak właśnie wyobrażał Pan sobie podjęcie zaproponowanego tematu?

AP: Na 150 nadesłanych tekstów do finału weszło 5. Czyli 3% w zasadzie kwalifikowało się do druku. Opowiadanie Michała typowałem na drugie miejsce – ale przegłosowano mnie. Temat pojmowano różnie – niekiedy zupełnie zaskakująco.

- HO: Na przykład?

AP: Były ze trzy opowiadania w klimatach sarmackich, fanfik Harrego Pottera, próbka prozy współczesnej, wspomnienia ślusarza, jakieś wiersze...

- HO: Jaki jest Pański stosunek do horroru w literaturze?

AP: Pozytywny. Na pewno jest to lepsza literatura niż nurt główny.

- HO: Lubi Pan się bać?

AP: To zależy. Inaczej odbiera się horror gdy się go ogląda w kinie inaczej realne sytuacje. Generalnie wolę bać się w kinie.

- HO: Co Pan myśli o osobie Stephena Kinga - internacjonalnego króla gatunku grozy? Niepodważalnie osiągnął chyba najwięcej spośród twórców nie tylko horroru, ale fantastyki w ogóle.

AP: No cóż, wtopił lata pracy i uzyskał niezły efekt. To pokazuje, że wysiłek się akumuluje. Dobry przykład tego, co można osiągnąć.

- HO: Wróćmy do Pilipiuka. Jest Pan absolwentem archeologii na UW - jak ten kierunek przyłożył się do powstawania Pańskich tekstów?

AP: Trochę. Miałem zajęcia ze źródłoznawstwa – nauczyłem się szukać informacji, które są potrzebne. Zdobyta wiedza stricte archeologiczna przydaje mi się sporadycznie. Na pewno studia były dla mnie okresem odpoczynku i formacji intelektualnej. Zwłaszcza po pobycie w liceum które było grobem myśli ludzkiej.

- HO: W wielu opowiadaniach zawiera Pan solidne podłoże historyczne, umacniające opowieść i sprawiające, że czytelnik potrafi przenieść się w czasie do przedstawionej epoki i żyć jej realiami. Zabieg prawie sienkiewiczowski, nie uważa Pan?

AP: Trudno mi ocenić. Staram się opisywać epoki tak, żeby w miarę prawdziwie oddać ich realia. To oczywiście tylko wycinek tamtej rzeczywistości. Milionów szczegółów nie ogarniamy.

- HO: Ile czasu w procesie pisania zajmuje Panu kreacja otoczenia i realiów opowieści, a ile sama opowieść?

AP: Nie potrafię powiedzieć. U mnie się to splata. Tło jest integralnym elementem akcji.

- HO: Nie boi się Pan, że znajdzie się jakiś mądrala, który zacznie wytykać Panu nieścisłości w przedstawionych przez Pana opowieściach? Podważać fakty, postacie, wydarzenia?

AP: Nie boję się tego, jeśli będę miał możliwość się bronić. Większość moich krytykantów nawet nie rozumie jak ośmiesza się nieuctwem...

- HO: Co konkretnie sprawia, że tak bardzo pociąga Pana okres carskiej Rosji, a nie np. Polski za rządów Piłsudskiego, Poniatowskiego, czy jeszcze dawniejszej, szlacheckiej?

AP: Pociąga mnie to co znam i rozumiem. To był ważny okres. Dal nas, dla świata. Dla dziejów cywilizacji i kultury. Polska szlachecka jest niestety martwa. Nasze normy – choćby w sferze biurokracji to spuścizna polityki wewnętrznej zaborców.

- HO: Andrzej Sapkowski firmuje swoją osobą cykl „Andrzej Sapkowski prezentuje”. Jakie książki znalazłyby się w cyklu „Pilipiuk poleca”?

AP: Większość byłaby dziwna i niezrozumiała dla przeciętnego czytelnika.

- HO: Zakładając, że miałby Pan dokonać selekcji dla grona odbiorców szeroko pojętej fantastyki - czyje książki ze spokojnym sumieniem poleciłby Pan, rekomendując swoim nazwiskiem?

AP: Z naszego poletka – Jarosława Grzędowicza i Jakuba Ćwieka. Z tego co lubię np. Aleksandra Grina czy Nodara Dumbadze (Ale to ostatnie to nie fantastyka).

- HO: Pytanie osobiste, bo dotyczy impotencji... twórczej. Znajoma Panu rzecz? Jak Pan sobie z tym radzi?

AP: Jak mam blok - siadam do poprawiania czegoś, co napisałem kilka dni wcześniej. Albo siadam i się dokształcam. Mam, całą półkę literatury fachowej do przeczytania. Nie nudzę się, zawsze jestem w pracy.

- HO: Kwestia wypraw w ciemne zakamarki własnej duszy. Zagląda Pan czasem w tamte rejony? Spogląda Pan w otchłań, o której pisał Nietzsche?

AP: Nie. Po co?

- HO: Może po inspirację?

AP: Nie odczuwam potrzeby szukania większych ilości inspiracji ;-P Jak już muszę stworzyć jakieś ścierwo mam dość przykładów z życia. Mogę pracować bez konieczności badania ciemnych stron własnej natury.

- HO: Często chodzi Pan do kina? Jak często wybiera Pan horrory?

AP: Chodzę sporadycznie. Ale gdy oglądam filmy na DVD, horrory stanowią spory odsetek.

- HO: Jakie jest Pana zdanie na temat coraz większej ilości produkcji z gatunku grozy? Z którego kraju pochodzą najciekawsze propozycje?

AP: Ostatnio Rosjanie w ciekawy sposób pokazują, co potrafią.

- HO: Może jakiś przykład?

AP: „Nocny patrol”. Wybitnie obrzydliwy film – ale na swój sposób lepszy niż amerykańskie popłuczyny po amerykańskiej klasyce, lub amerykańskie przeróbki obcych dokonań.

- HO: A modne ostatnio kino azjatyckie? Blade niewiasty z długimi, mokrymi włosami, duchy z Kraju Kwitnącej Wiśni…

AP: Azjatyckie czy Japońskie? Bo to dwie różne rzeczy. Na Parconie w Czechach widziałem na przykład kawałek filmu SF z Malezji. Problem w tym, że do nas dociera trochę japończyzny, trochę chińszczyzny, o Bollywood w zasadzie się słyszy, a nie widzi, czasem na pokazach pojawia się film irański, bo ostatnio jest na to moda. Jako znawcy horroru zapewne słyszeliście o tym, co kręci się w masowych ilościach w Nigerii, ale zgaduję, że kontakt z tym mieliście sporadyczny? Kino japońskie znam słabo. „Ring” czy „Dark Water” nie są złe, ale jak dla mnie za mało egzotyczne, za bardzo amerykańskie.

- HO: Ma Pan na myśli oryginalne wersje Hideo Nakaty, czy ich amerykańskie adaptacje?

AP: Widziałem te oryginalnie – japońskie (dla mnie amerykańskie wersje obcych filmów to aberracja). I te oryginalne wydały mi się takie ze bardzo zachodnie. Zabrakło jakiejś wschodniej magii.

- HO: Ma Pan swoją ulubioną książkę z gatunku horroru? Od razu zapytam też o książkę z gatunku fantastyki.

AP: „Sześć barw grozy” Siewierskiego, „Człowiek z głową” Bohdana Jaxa-Ronikiera i „Biegnąca po falach” Aleksandra Grina.

- HO: Powiedział Pan kiedyś cyt.: „Widząc w księgarni kolejny tom nowych przygód Pana Samochodzika, który wyszedł spod mojej ręki, albo w kiosku Feniksa z moim nazwiskiem na okładce nie czuję nic. Żadnego szybszego bicia serca, żadnej euforii. Sukcesy przyszły za późno?” Rzeczywiście tak jest? Czy to możliwe, że wpadł Pan w kierat czegoś na kształt bardziej produkcji, niż tworzenia?

AP: Poniekąd tak. Ale nuda i rutyna pojawiają się w każdym zawodzie. Przy pisaniu chyba i tak najmniej. Może po prostu piszę za dużo? 31 książek, w osiem lat. Mam prawo być trochę zmęczony.

- HO: Z popularnym pisarzem chyba tak już jest, że wystawia się na ciągłe zapotrzebowanie czytelników i skazuje na eksploatację?

AP: Trudno ocenić. Mi w głowie ciągle kotłują się jakieś historie. Przelewam je na papier szybciej niż wydawcy są w stanie to wydać. W tej sytuacji to chyba ja ich eksploatuję i gonię do roboty ;-P Co do czytelników - drenuję ich zasoby finansowe, więc mają prawo oczekiwać pewnej jakości produktu i regularności dostaw.

- HO: Jakiś czas temu przeczytałem na jednym z portali o tym, jak to przyklejono Panu metkę grafomana, wykonawcy disco-polo na scenie polskiej fantastyki. Może mały komentarz w tej sprawie, taki „od serca”?

AP: Do grafomanii się nie przyznaję, a że disco-polo – no cóż... Piszę literaturę popularną, dla czytelnika, nie dla krytyków.

- HO: Jak Pan myśli, skąd biorą się takie „życzliwe” opinie pod adresem Pana prozy i czemu mają służyć? Zazdrość, zawiść, czy altruistyczna troska krytyki o czytelnika? Przyzna Pan chyba, że te niewybredne określenia nie są wcale przyjemne, ich zabarwienie jest pejoratywne, a intencje - obraźliwe…

AP: Cóż, to jest takie nasze polskie piekiełko. W tym kraju, gdy ktoś skacze w górę dziesięć rąk go przytrzyma, żeby sobie ze szczęścia głowy o sufit nie rozbił... Dla wielu jestem solą w oku. Odwaga, konsekwencja, pracowitość – to nie są dziś cechy mile widziane. Innych, skarlałych duchem, boli fakt, że swoim życiem i postawą potwierdzam słuszność moich poglądów. Generalnie mogę na to czniać – czytelnicy lubią mnie dużo bardziej niż domorośli krytycy.

- HO: Co Pana podkusiło do kandydowania w wyborach do sejmu w 2005 roku? Naprawdę zamierzał Pan mieszać się w politykę, która w naszym kraju nie stoi na zbyt wysokim poziomie?

AP: Zamierzałem m.in. ten poziom podnieść.

- HO: Miał Pan swoje hasło wyborcze?

AP: „Zakończyć epokę pasożytów”. Wkurza mnie, że w kraju gdzie brak rąk do pracy na budowach, wypłaca się radośnie 400 tyś zasiłków dla bezrobotnych. Albo te 2 miliony fałszywych rencistów. Mało kto mówi o tym głośno, tymczasem przeciętny pracujący Polak oddaje w postaci podatków 2200 zł rocznie na pomoc społeczną – czyli głównie na tanie wino dla meneli. Czy nie lepiej obniżyć podatki i zostawić te pieniądze ludziom, aby poszli na zakupy, a tym samym zasilili kieszeń tym, którym chce się coś produkować?

- HO: Chciałbym spytać o kilka osób. Powiedziałby mi Pan z czym się Panu kojarzą wymienione nazwiska i co myśli Pan o tych osobach i ich osiągnięciach? Zacznijmy może od kobiety: Magdalena Kozak.

AP: Nie czytałem.

- HO: Dorota Masłowska?

AP: Żałosna pomyłka.

- HO: Jacek Piekara?

AP: Przez grzeczność zmilczę.

- HO: Łukasz Orbitowski?

AP: Horror. Chyba niezły.

- HO: A Andrzej Pilipiuk?

AP:?

- HO: Analogicznie do Orbitowskiego - „Fantasta. Raczej dobry”?

AP: Niech oceni np. Orbitowski ;-)

- HO: Czy uważa Pan, że sterowiec, nawet jeden z tych mniejszych, mógłby rzeczywiście zmieścić się w drewnianej szopie Semena?

AP: Nie ta kubatura. Sterowiec zwiadowczy o udźwigu minimum ok. 600 kg (dwu starców, chłopiec, karabiny maszynowe, zbiornik z wodą, silnik, amunicja, bomby i gondola) to 600-800 metrów sześciennych wodoru. Jeśli doliczymy usztywnienie konstrukcji wewnętrznej aluminiowym rusztowaniem objętość grubo przekroczy 1000 metrów. Do stodoły nie wejdzie. Trochę to obszedłem dając zamiast aluminium metal lżejszy od powietrza, ale mimo wszystko te rozmiary to fantastyka...

- HO: No właśnie. Swoją drogą ciekawe - bo nie zastanawia kwestia powrotu Lenina i Dzierżyńskiego na Ziemię, ale ten sterowiec… Ciągnąc dalej wątek „Pola trzcin” - to Pański kopniak w czerwone zady Lenina, Stalina i Krwawego Feliksa?

AP: Gdzie tam. Trafiło się dwu fajnych kretynów to ich wykorzystałem dla pogłębienia nastroju burleski.

- HO: Może Pan ma jakiś pomysł na to czym mogły być u Lema jego tajemnicze sepulki?

AP: Nie cierpię prozy Lema. Może i jest wybitny, ale do mnie to nie trafia. Jego książki na listach lektur to objaw dewiacji umysłowej układaczy list.

- HO: Czy istnieją według Pana jakieś granice w prozie, poza które żaden pisarz nie powinien się posuwać?

AP: Dobry smak i szkodliwość społeczna tekstu.

- HO: Jak Pan uważa, czy w snuciu opowieści lepsze są niedopowiedzenia? Woli Pan niedosyt, czy przesyt?

AP: Nie wiem. To zależy od książki.

- HO: A w swoich opowieściach? Nie korci Pana czasem, by zakręcić fabułę tak mocno, jak się tylko da i zostawić czytelnika z masą domysłów, coś a`la filmy Davida Lynch`a?

AP: Czasem. Ale wolę choć zasugerować wyjaśnienie.

- HO: Którą ze swoich dotychczasowych książek uważa Pan za najlepszą? Z której jest Pan najbardziej zadowolony, albo może nawet dumny?

AP: Sądzę, że naprawdę dobrze rzeczy dopiero napiszę. Może za kolejne 10 lat napiszę coś naprawdę dobrego.

- HO: To dobrze rokuje także dla nas - czytelników! Ale z dotychczasowych książek – która Pana najbardziej usatysfakcjonowała?

AP: W sumie w każdej dostrzegam dziś wady. „Operację dzień wskrzeszenia” uważam za niezłą, choć warto by ze 300 stron dorzucić. Za łatwo im to wszystko poszło.

- HO: Kolejne publikacje powodują u Pana uczucie zadowolenia i satysfakcji, czy mobilizują do następnych działań?

AP: Jedno i drugie. Ale mobilizacja do działań nie wymaga u mnie tego typu „dopalaczy”.

- HO: To co w takim razie Pana mobilizuje do pisania?

AP: Debet na koncie? Konieczność płacenia rat? Szara proza życia? Poczucie nieustannej walki o utrzymanie się w peletonie... Nie wiem. Po prostu jest robota do wykonania to ją wykonuję. Planuję – robię. Planuję – robię. I tak to leci. Obsiewam pole – zbieram plony. W zasadzie bezrefleksyjnie.

- HO: Którego ze współczesnych polskich pisarzy poleciłby Pan czytelnikom portalu Horror Online?

AP: Jarosława Grzędowicza? Tylko, że jego chyba nie trzeba Wam polecać. Orbitowskiego też znacie... Może zatem Pawła Siedlara?

- HO: Czy Jakub Wędrowycz rozprawi się w końcu kiedyś z polskim rządem? Kiedy kolejna odsłona jego przygód?

AP: Aktualny rząd niezbyt mi się podoba ale i tak jest to najlepszy rząd jaki mamy od jakichś 80 lat... Nie przewiduję więc konfrontacji z Jakubem. A kolejny tom? Będzie. Jakoś jesienią 2008.

- HO: Co dobrego nas czeka z Pana strony do tego czasu? W 2007 roku pojawi się „Czerwona gorączka”…

AP: Potem będzie trzeci tom „Norweskiego Dziennika”. Na koniec roku są pewne plany, ale na razie niesprecyzowane. Rozgrzebałem kilka projektów. Zobaczymy co skończę w najbliższym czasie. Może pierwszy tom „Oka Jelenia”, może powieść, nad którą siedzę...

- HO: Podejrzewam, że wielu czytelników naszego portalu pragnęłoby Pana pozdrowić, więc do swoich i redakcji HO pozwolę sobie dołączyć także ich pozdrowienia. Dziękuję za poświęcenie czasu i za udzielenie wywiadu!

AP: Dziękuję.

Wywiad przeprowadził: mihaugal (mihaugal@wp.pl)

http://horror.com.pl/wywiady/wywiad_pilipiuk.php