Polska. Kraj Słowian. Posiadający bogatą, pełną dramatycznych zdarzeń historię. Znajdujący się w strategicznie newralgicznym miejscu. Posiadający własne zasoby naturalne. Średniej wielkości kraj Europy Środkowej. Co takiego może być w nim niezwykle interesującego, wyróżniającego się? Na przykład zjawisko kulturowo-społeczne, jakim jest fakt istnienia postaci „narodowego wieszcza”. Ugruntowany w epoce romantyzmu, XIX wieku – w czasie, gdy Polski nie było na mapie, a tylko dawny jej obszar, rozporządzony między trzy wielkie, sąsiadujące mocarstwa. Takie brutalne doświadczenia oczekiwały swoistej odpowiedzi w naturze, wśród ludzi – już nie niepodległych Polaków. Taką właśnie postacią był wybitny polski pisarz, Adam Mickiewicz.
Młody, wychowany w Polsce poeta, emigrował do Francji, gdzie wśród światowych artystów mógł bez przeszkód rozwijać talent i tworzyć dzieła dla zniewolonych braci w kraju. Przybył, by swoją twórczością pocieszyć skrzywdzonych Polaków, utulić zranionego ducha walki, pokazać sens w świecie bez sensu. Jest to bez wątpienia postać wybitna i warta uwagi. Swoim dramatem „Dziady” cz. III pokazał Polakom, że ich okrutne, bo niezawinione cierpienie ma jakiś sens. Doszukiwał się w tych wydarzeniach wyższej konieczności, to znaczy – mesjanizmu. Pokazał w swoim dziele, że upokorzenie Polski można porównać do męki Chrystusowej, udręka kraju jest powtórzeniem ofiary Jezusa na krzyżu. Taki obraz miał uspokoić Polaków, nadać cel ich cierpieniu. W istocie, jest to niezwykłe dokonanie zrealizowane w iście mistrzowskiej wersji. Jego dramat nie tylko niesie w sobie wielkie przesłanie, ale jest również wybitnym dziełem od strony technicznej – burzy co prawda kilka zasad tradycyjnych, ale jego „zabawę” formą można uznać za udaną. Taki obraz sytuacji można by określić jako „naprawdę niezły”, jak mógłby powiedzieć dowolny przeciętny licealista po omówieniu tej książki. I tak samo uznali Polacy pod zaborami. Wszystko się udało, cierpienie nie było bezsensowne, okrzyknięto Mickiewicza „Wielkim Wieszczem Narodowym”. Jak się okazało, nie ostatnim. Na scenie pojawił się Juliusz Słowacki – Drugi Wieszcz.
Juliusz Słowacki był wybitnym polskim poetą romantycznym. Brzmi mało zachęcająco, ale opisuje to jego osobę, bez wątpienia. Wiele w życiu podróżował. Stąd jego twórczość jest bardzo zróżnicowana i wzbogacona obrazami wielu miejsc w Europie. Słowacki urodził się po Mickiewiczu, ale starał się mu dorównywać. Co więcej, swoją twórczość często traktował jako polemikę z Mickiewiczem, starał się go pokonać. Podobno nawet stoczyli bój na improwizację w jednym z paryskich salonów literackich. Jego wielce udanym, choć jak wszystkie wybitne dzieła krytykowanym utworem, jest „Kordian”. Żeby nie patrzeć na ten utwór tylko jako „kolejny wielki dramat romantyczny” trzeba uwzględnić fakt, że „Kordian” jest celową polemiką z trzecią częścią „Dziadów” Mickiewicza. Po lekturze „wieszczowskiego utworu” Słowacki postanowił w końcu pokazać swoją wyższość nad starszym poetą i napisał dramat, którego treść merytoryczna stanowi opozycję do autorskiego Mickiewiczowskiego mesjanizmu. Jego tezą było stwierdzenie „Polska Winkelriedem narodów”. Jest ono kontrą dla stwierdzenia „Polska Chrystusem narodów” propagowanym w „Dziadach” cz. III. Słowacki uznał, że Mickiewicz próbuje celowo otępić, wyciszyć Polaków – uśpić ich chęć walki i pocieszyć jak beztroskie dzieci. Oczywiście teza Mickiewicza spełniła swoją rolę, została poprawnie umiejscowiona w czasie i rozsądnie argumentowana. Można by przez to uznać Słowackiego za małostkowego, zazdrosnego poetę, który śmie bezpodstawnie stawiać się na równi z wielkim Adamem Mickiewiczem. Zanim jednak postawi się po jednej stronie jakiegokolwiek konfliktu, trzeba wysłuchać obu stron, i to z obu pespektyw. Pomysł Słowackiego też nie jest najgorszy. W skrócie chodzi mu o to: Polacy muszą zrozumieć swoje błędy i na nowo stanąć do walki. Wydaje się to proste, prawda? Niestety dla Polaków tamtych czasów takie nie było. Po klęsce wielkiego powstania, zrywu młodych dla niepodległości, wszyscy Polacy byli rozdarci – powstanie upadło, nastały restrykcje i represje. Co więcej, wielu z nich było przeciwnym temu powstaniu, uważali je za pośpieszne, źle poprowadzone. My, ludzie XXI wieku mamy klarowny obraz zdarzeń i wyraźnie widzimy po upływie czasu, co było decyzją właściwą bądź nie – ale tamci ludzie nie mieli takich możliwości. Dla nich to była rzeczywistość, tu i teraz. Po powstaniu wielu emigrowało, by uciec od prześladowań, kar, śmierci. Kraj stał się miejscem wstydu, boleści, pomnikiem klęski. Według Mickiewicza, tych zdruzgotanych, niewidzących przyszłości ludzi trzeba było pocieszyć, wyjaśnić im cel ich cierpienia – uspokoić. To właśnie tak irytowało Słowackiego. Młody, wspierający powstańców poeta inaczej widział te wydarzenia i znalazł inne lekarstwo dla zniewolonych ludzi. On stawiał sprawę bardzo konkretnie. Pokazał, gdzie zostały popełnione błędy w powstaniu – wytknął wprost ludziom ich pomyłki. Kontrowersyjny pomysł, aczkolwiek po części skuteczny. Wezwanie do walki zawarte w jego dziele obudziło zapał w części ludzi. Oczywiście Kordian nie został od razu przyjęty pomyślnie, ale z czasem, gdy emocje po powstaniu minęły, ludzie dali jego dziełu drugą szansę. Z czasem zaczęto określać Słowackiego „Wieszczem narodowym”, tuż po Mickiewiczu i Krasińskim, ale tak naprawdę spór o wagę twórczości Zygmunta Krasińskiego trwa do dziś, a miano wieszcza jest mu przyznawane i odbierane w zależności od rozmówcy.
No właśnie, trzech Wieszczów. Brzmi to co najmniej wzniośle, ale kim właściwie jest ten trzeci wieszcz? To sformułowanie najefektywniej funkcjonowało, ze względu na wyjątkowe okoliczności, w romantyzmie. Później ludzie szukali artystów, którym można by nadać miano wieszcza, ale okoliczności zwykle były niejednoznaczne i tak dany poeta czy pisarz był wieszczem, ale było to bardziej stwierdzenie subiektywne. Stosuje się to określenie raczej w przypadku, gdy chce się zebrać w grupę trzy wielkie dramaty romantyczne: „Dziady” cz. III, „Kordian” i „Nie-boska komedia”. Są to istotne dzieła, ale czy na tym kończy się myśl o „wieszczach”? Według mojej subiektywnej idei, termin „trzeciego wieszcza” dopisuje się artyście, który w danej epoce przyczynił się swoją twórczością, bądź wybranym dziełem, do „sprawy narodowej” – poruszył aktualne tematy i trafił swoim przekazem do serc Polaków. Jest to trochę jak z przyznawaniem Nobli literackich. Działając wedle tej reguły, chciałbym przedstawić jeszcze jednego pisarza, „trzeciego wieszcza” z epoki Dwudziestolecia międzywojennego – Stefana Żeromskiego.
Stefan Żeromski był wybitnym Polskim pisarzem, urodzonym w roku powstania styczniowego. Swoją karierę pisarską na poważnie rozpoczął pod koniec lat 90-tych XIX wieku, gdy napisał powieść „Syzyfowe prace” Dalej jego kariera nabierała tempa, brał udział w życiu politycznym, jego dzieła rozważały aktualne tematy, za co został okrzyknięty „sumieniem narodu”. Wiele jego dzieł niezwykle dobitnie pokazuje sprawy codzienne zwykłych ludzi, problemy z jakimi zmaga się świat; ważne jego dzieła to z pewnością „Ludzie bezdomni”, czy „Siłaczka”. Ale moją uwagę zwróciła inna powieść. Książką, za którą mam śmiałość określać Żeromskiego „trzecim wieszczem” jest „Przedwiośnie”. Napisana w 1924 roku, idealnie przedstawia polską rzeczywistość po odzyskaniu niepodległości. Głównym bohaterem jest Cezary Baryka, syn Polaków mieszkających w rosyjskim Baku. Poprzez jego młodość Żeromski pokazuje absurd, ale i fenomen młodzieńczej zapalczywości, chęci buntu i mechanizmu rozwoju człowieka, na którego mają wpływ różne źródła kulturowe i polityczne. Później, subiektywne katharsis; młody Cezary, mimo że zaczyna dostrzegać wady przyjętych i wspieranych przez siebie ideałów, nie wyrzeka się ich, a zmienia lekko pogląd na nie. Gdy trafia do Polski, przeżywa gniew i rozczarowanie – mityczne „szklane domy” rzeczywiście okazały się tylko mitem, Polacy, mimo że odzyskali wolność i już mówią o wielkiej, wspaniałej Polsce, cały czas są dopiero na początku drogi do odbudowy państwa. Co więcej, nadal spierają się który pomysł na odnowienie świetności kraju będzie najlepszy. Gdy już ustatkował się w Warszawie, widzimy niesamowite zjawisko – Cezary idzie do wojska walczyć w rewolucji z bolszewikami – tymi samymi, których wspierał w Rosji. Dlaczego tak się dzieje? Prawdopodobnie chłopak chciał poczuć ten zapał, co koledzy Polacy, a przez to – stać się Polakiem. W akcję skupiającą się na miłosnych przeżyciach Cezarego i jego rozterkach związanych z dojrzewaniem, które same w sobie tworzą wybitny obraz człowieka, Żeromski wplata obraz szlachty takiej, jaka żyła w tamtym czasie. Jest to szlachta egoistyczna, hedonistyczna, nie przejmująca się sprawami świata, rozmawiająca o polityce czysto teoretycznie. Są to ludzie, którzy mimo przekonania o swoim miłosierdziu i otwarciu wobec chłopstwa, tak naprawdę cały swój czas i pieniądze poświęcają na urządzanie balów i obiadów. Nie brzmi to ani pozytywnie, ani odkrywczo. Taki obraz zdarzeń wielcy pisarze opisują już od końca XVIII wieku. Stąd można wnioskować, że Żeromski za szlachtą nie przepadał – ja również nie uważał jej za wielce pożyteczną. Na końcu książki wracamy do miasta, gdzie widzimy już tylko dwie rzeczy. Pierwszą są spory polityczne Cezarego, który waha się między komunistyczną a tradycyjną wizją państwa. Drugą, jest poparcie komunistów i marsz na Belweder z protestującymi. Tak kończy się powieść. Ten obraz z jednej strony pokazuje nam rozbicie wewnętrzne Polaków, a z drugiej moc manipulacji. Wykorzystanie słabości człowieka, by zainteresować go własnymi przekonaniami. Tym sposobem widać, jak wybitnym pisarzem, ale i człowiekiem, był Żeromski – potrafił przejrzeć ludzi i struktury społeczne i świetnie je opisać.
Poetów i pisarzy było wielu, a jeszcze więcej będzie. Część z nich zapisze się na kartach historii jako bardziej uznana przez ludzi, a część swoją treścią trafi do nich może setki lat później; takich przypadków było już wiele. Jednak takie kwestie zwykle pozostają sprawą subiektywną - człowiek nie musi lubić wszystkiego. Dzięki odmienności zdań, konfrontacji tez, obserwacji i wyciąganiu wniosków, człowiek może stworzyć naprawdę wybitną książkę. Nie każde wielkie dzieło musi być obiektywne; właśnie dzięki ładunkowi emocjonalnemu, który stara się zawrzeć autor, książka trafia do czytelnika z taką mocą; wydaje się bezpośrednim zwrotem człowieka do drugiego człowieka. Do niektórych bardziej trafi myśl Mickiewicza, innych zachwyci wizja Słowackiego. Mnie najbardziej przekonuje Stefan Żeromski. Dzięki swojej wnikliwości i znajomości ludzkiej psychiki dogłębnie i prawdziwie opisuje rzeczywistość początku XX wieku. W swoich powieściach pokazał prawdziwy obraz ludzi i świata. Dał ludziom „lustro, w którym mogli się przejrzeć”, z dystansem patrzył na rzeczywistość i opisywał ją z niezwykłą przenikliwością. Oczywiście był on jednym z wielu wybitnych twórców tamtego okresu. Przez wybór jednego pisarza, nie można odmówić znakomitości innemu. Wybór swojego wieszcza to sprawa subiektywna, dlatego właśnie tak wyjątkowa. Jest wielu wybitnych twórców, ale dla każdego z nas ważny będzie się kto inny. Na tym polega fenomen literatury. Wieszczem jest ten, kto potrafi pokazać prawdę, a że nie jest to zwykłe sprawozdanie - prawdę przywdzianą w przepiękną kreacje stworzoną z słów. Wieszcz był, jest i będzie rzemieślnikiem słów, psychologiem ludzi i filozofem świata.