Przedświąteczny felieton Anny Czerewackiej

Post date: Dec 21, 2012 8:13:58 PM

- Poprawiny -

Boże Narodzenie zbliża się wielkimi krokami, a my, nie wiedząc nawet kiedy, dajemy się porwać świątecznemu wirowi. Sami nie zdając sobie sprawy, ile „zasad” w naszym świętowaniu jest narzuconych nam przez kulturę, świat zewnętrzny i telewizję. Ot choćby sentymentalno-ckliwe podejście do wigilii. Od 1 listopada „wciska” nam się ten obrazek – sielskiej atmosfery (w każdym filmie czarna owca powraca w TEN DZIEŃ na rodziny łono), bogato ozdobionego stołu (świeczki muszą pasować do serwetek, a ozdoby na stole do ozdób na ścianach i żyrandolach), rozgardiaszu przy choince, i tak dalej… Wigilia przybiera taką rangę i taki poziom, że jest dużo ważniejsza niż samo święto. Pierwszy dzień świąt to jak poprawiny po weselu. Niby fajna impreza, ale to już nie to samo… Z cerkiewnego punktu widzenia wigilia to tylko-aż przygotowanie do święta. To oczekiwanie. Najważniejsze jest samo święto, w tym uczestnictwo w tym dniu w Liturgii i Eucharystii. Ojcowie Kościoła nie jedli w przeddzień karpia, ale na pewno przyjmowali Komunię tego dnia. Warto podpytać naszych rodziców/dziadków, jak wigilie wyglądały za ich czasów? Czy przypadkiem nie były bliższe stylowi, który nie wprost przekazuje nam Kościół?

Wigilie na wsiach były świątecznym oczekiwaniem. Nie było mowy o 12 wykwintnych potrawach – a nawet jeśli w jakiejś rodzinie tyle ich wystąpiło, to ich rodzaj był nieporównywalny do współczesnych dań. Wigilia nazywana była soczelnikiem od socziwa – kaszy. Mamy zatem kaszę z makiem i bakaliami. Postna kapusta z grzybami. Kisiel z owsa i placki drożdżowe - często jako deser. Kompot. Ryba sporadycznie – tylko na niektórych, najczęściej przy-rzecznych stołach. Smażona – żadne wydziwiania. Postne. Śledź w śmietanie? Sałatki? 6 rodzajów ryb w różnej formie? Większości nie było na to stać, ale również nie było takiej tradycji. Wigilia nie służyła do tego, żeby się obżerać. Czy obżarstwo w ten dzień nie przekreśla jego charakteru? Surowy post i wyczekujące przygotowanie do święta – a dziś mamy stado objedzonych żarłoków. Pogryzających makowca (bo w telewizji mówią, że to danie wigilijne).

Do wigilii nie szykowano się jak do wesela. Dziś więcej uwagi poświęca się kolacji w przeddzień niż obiadowi w dzień święta. A potem resztki, których na drugi dzień nikt już jeść nie chce, lądujące w koszu. Jakie to wynaturzenie charakteru tego dnia!

I jeszcze ten sentymentalizm, wzruszenia, płacze, uściski… Same w sobie złe nie są, ale dlaczego takich uczuć nie wywołuje święto – tylko przedsmak święta? Czy to nie jest wdrukowane nam przez otaczający świat?

A prezenty? Czy nie lepiej byłoby przenieść ich na święto? Wigilia, rozpoczęta spokojnie, zmienia się w zupełny rozgardiasz, szczególnie wśród dzieci, które rzucają się na prezenty, jedzą słodycze – a gdzie post? O ile bardziej „akcja prezent” pasowałaby do pierwszego dnia święta?

W hałasie zbliżającego się świętowania warto przeanalizować elementy tradycji w naszej rodzinie. Prosfora? Wprowadzona przez nas kilka/naście lat temu, żeby nie być „w tyle” za katolikami, którzy mają opłatek. Ile jeszcze własnych tradycji zagubiliśmy, zastępując je towarem z importu? Wsłuchajmy się w opowieść naszych rodziców/dziadków i spróbujmy znaleźć w niej elementy współgrające z prawosławną tradycją. Tym mocniej warto odkurzyć stare zasady, nastroje, lokalne tradycje i wskrzeszać je w swojej rodzinie, pokazując, jak rzeczywiście może wyglądać to święto.

I prawdziwie radować się – w dzień święta, w czasie Eucharystii.

Autor: Anna Czerwacka

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Anna Czerewacka, z wykształcenia ekonomistka, z zawodu konsultantka systemów informatycznych. Przez 5 lat szefowała serwisowi www.Cerkiew.pl. Autorka wielu opracowań muzyki cerkiewnej w języku polskim. Prowadzi chór kaplicy św. Grzegorza Peradze w Warszawie – co jest jej pasją i wyzwaniem.

za: cerkiew .pl