Nie ma innej drogi

Post date: Oct 12, 2013 7:28:04 PM

- autor: Anna Czerewacka (za: cerkiew.pl) - Rozmowa z ks. Jerzym Tofilukiem, rektorem Prawosławnego Seminarium Duchownego w Warszawie. Jak mam ojca przywitać? Czy „Sława Isusu Chrystu” jest dobrym powitaniem? W polskiej tradycji prawosławnej ludzie nie wyobrażają sobie innego przywitania. W tradycji greckiej czy rosyjskiej nie ma takiego powitania. To jest tłumaczenie katolickiego „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” i w ramach wymiany kultury wschodu z zachodem na naszych terenach zostało przyjęte - a czasem wręcz się uważa, że jest jedyne i obowiązkowe. W Grecji ludzie zwracają się do duchownego „Dzień dobry, błogosławcie”, w tradycji rosyjskiej mówi się „Dobryj dien”, „Zdrawstwujtie” itd. W tradycji rosyjskiej, jeśli powie się „Sława Isusu Chrystu”, to starszy batiuszka będzie zdziwiony. W tradycji ukraińskiej to powitanie istnieje na styku kultur miedzy Kościołami prawosławnym, grekokatolickim i rzymskokatolickim. Patrząc jednak na dawne tradycje pozdrowienie „Sława Isusu Chrystu” jest nieprawosławne. Można powiedzieć „Dzień dobry”? Czy też „Witam”? Oczywiście, „dzień dobry”, „błogosławcie”, „dobry wieczór”… Czy prawosławni księża będą zdziwieni? Myślę, że wielu będzie. Uważają, że to nas różni od katolików, że my to mówimy po słowiańsku. Tradycje prawosławne w innych krajach nie znają jednak takiego powitania. Czy nosi ojciec obrączkę? Noszę obrączkę na lewej ręce, bo prawą ręką błogosławię. Sakrament kapłaństwa jest traktowany jako sakrament małżeństwa z Kościołem, ale nie unieważnia sakramentu małżeństwa zawartego z moją żoną. Jednym z symboli sakramentu małżeństwa, co wynika z rytu zaręczyn, jest nakładanie pierścieni. Jeżeli symbolem małżeństwa jest obrączka – która jest okrągła i symbolizuje wieczną miłość – a małżeństwo mierzy się wymiarem wieczności, bo ma wymiar eschatologiczny (wieczny, ostateczny) - to dlaczego duchowny nie miałby nosić obrączki? Przyjęcie święceń kapłańskich nie czyni z księdza ani wdowca, ani rozwodnika, dalej jest mężem swojej żony. Uważam, nie ma żadnych przeszkód, aby nosić obrączkę - na lewej ręce, gdyż prawą się błogosławi… Choć na przykład w Finlandii duchowni noszą obrączki na prawej ręce i błogosławią tą właśnie ręką.

Czy obrączka może przeszkadzać w sprawowaniu Eucharystii?

Żadne praktyczne argumenty w tej kwestii nie są mi znane.

Skąd mamy tradycję prosfory na wigilii Bożego Narodzenia? Często mówi się o niej w porównaniu do katolickiej tradycji opłatka.

Opłatek nie jest tradycja katolicką, a prosfora nie jest tradycją prawosławną. Opłatek jest to tradycja polska, w innych krajach nie występuje. W innych krajach prawosławnych nie występuje również prosfora na Wigilii. Prosfora to chleb przynoszony do cerkwi, na którym jest sprawowana Eucharystia – takie jest jej przeznaczenie. Ewentualnie błogosławi się ją jako antidor („zamiast darów”) – który można zabrać do domu dla tych, którzy Eucharystii nie przyjmują. W tradycji Kościoła katolickiego istnieje tradycja dzielenia się opłatkiem, ale nie jest to chleb do sakramentu Eucharystii.

Moim zdaniem dzielenie się prosforą na spotkaniach w szkołach itd. to latynizacja naszej obrzędowości. Zwyczaje nieprawosławne weszły w naszą tradycję na styku dwóch kultur – katolickiej i prawosławnej w polskim wydaniu. To bardzo specyficzne polskie zwyczaje. Podobnie kiedy mówi się o dzieleniu się jajkiem – śniadanie wielkanocne rzeczywiście rozpoczyna się jajkiem, ale nie dzieleniem się nim.

W tradycji chrześcijańskiej sam posiłek jest wspólnotą, nie potrzeba żadnych innych symboli dla wyrażenia tego, że jesteśmy we wspólnocie z tymi, którzy są przy stole. Co może bardziej potwierdzać, że jesteśmy wspólnotą? To, że przystępujemy wspólnie do Eucharystii również oznacza, że stanowimy wspólnotę. To, że siadamy razem do kolacji buduje wspólnotę przez sam fakt wspólnego spożywania posiłku, nie potrzebujemy dodatkowych argumentów tego, że wspólnie uczestniczymy w radości Bożego Narodzenia.

Jak z cerkiewnego punktu widzenia powinna wyglądać Wigilia?

Wigilia jest to przeddzień święta - wtedy obowiązuje post. Post nie polega na wystawności, a na wstrzemięźliwości, przygotowaniu się do święta i sakramentu Eucharystii. Wigilia święta to szczególne przygotowanie. W przeddzień Bożego Narodzenia przez cały dzień się nie je, potem powinien być posiłek, który jest posiłkiem postnym. Jednak poświęcanie zbytniej uwagi temu posiłkowi to wprowadzenie elementów obcych liturgii i przeżywaniu tego święta. Rozumiem, że to spotkanie przy wspólnym stole, ale stało się ono celebracją, zamiennikiem tego, co jest istotne. Jeżeli mamy świętować, to powinniśmy w to święto przystąpić do Eucharystii - to jest wymiar wspólnoty. Teraz pod wpływem kulturowym zastępuje się wymiar wspólnoty eucharystycznej wspólnotą wigilijną. Wigilia święta stała się ważniejsza niż samo święto.

Jakie praktyczne wskazówki dałby ojciec przeciętnej rodzinie?

To ma być niewyszukane jedzenie. Post polega na wstrzemięźliwości w ogóle, nie może być postrzegany jako zakaz – że czegoś mi nie wolno. Polega na tym, że człowiek dobrowolnie się ogranicza. Post, kiedy nie jem mięsa, ale objadam się rybą, to nie jest post. To ja czuwam – przygotowuje się – więc staram się na różne sposoby i cieleśnie i duchowo przygotować się do święta. A nie nasycam się czym innym zamiast mięsa.

Dla tradycji Kościoła podstawowy element to uczestnictwo w Eucharystii, ale to teraz zgubiliśmy. To, że w dni świąteczne nie przystępujemy do Eucharystii, to zubożenie. Człowiek zgubił to, co najistotniejsze. Nie ma nic większego na tej ziemi, co wyrażałoby jedność z Chrystusem, niż sakrament Eucharystii. Zgodnie ze słowami Chrystusa – „kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, we mnie przebywa, a ja w nim”. To jest zalążek życia wiecznego – świętowanie wymaga, żebyśmy razem byli we wspólnocie, także we wspólnocie z naszym Zbawicielem. Nie ma innego sposobu wejścia do tej wspólnoty, niż przez Eucharystię.

Co trzeba zrobić, aby przyjmowanie Eucharystii stało się powszechne?

Dużo pracy wymaga, aby ludzie zrozumieli, jaki jest sens Eucharystii. Jeżeli wyjaśnimy rolę Eucharystii w naszym życiu, wtedy ludzie będą jej pragnęli i będą robić wszystko, żeby do niej przystępować. Duchowny nie może tego ograniczać, a powinien do tego zachęcać.

Pamiętam, że ponad 30 lat temu w Hajnówce na Wielkanoc do Eucharystii przystępowali tylko ci, którzy przyjeżdżali z wojska na przepustkę. Dzisiaj to się zmieniło, dużo więcej osób przystępuje do tego sakramentu sakramentów – i to już jest odnowa życia eucharystycznego. Żeby było to bardziej powszechne trzeba lat. Są parafie miejskie np. warszawskie, białostockie, gdzie ludzi do sakramentu Eucharystii przystępuje dużo, na Wielkanoc w sposób szczególny. Ale to powinno być widoczne i w inne święta. To jest już duże osiągniecie, ale ciągle to za mało.

Czym powinna być Eucharystia w naszym życiu?

Eucharystia dana jest ku naszemu zbawieniu, ku odpuszczeniu grzechów. To wyraz jedności z Bogiem i wyraz naszej miłości do Boga. Ale to też dziękczynienie za miłość Boga do nas. To Bóg nam dał ten sakrament. Bóg jest wyjątkowo miłosierny, bo dał nam sakramenty - spowiedzi, Eucharystii - żebyśmy mogli być w jedności z nim, żebyśmy mogli do Niego powrócić. Bóg nigdy pierwszy nie odwraca od nas swojego oblicza - to my się odwracamy. Ale kiedy my się ku Niemu skierujemy, to Bóg nas oczekuje. Jest gotów nas zawsze przyjąć i wybaczyć po wielokroć.

Wszystkie sakramenty to wyjątkowy dar ze strony Boga, żebyśmy nie zniknęli w tym świecie pogrążeni w nieładzie, żebyśmy mieli nadzieję i możliwość osiągnięcia innego życia. Kto się nie narodzi z wody i ducha, nie może wejść do Królestwa – kto nie przystępuje do sakramentów, wychodzi z Kościoła. Dla nas sakrament Eucharystii to jedność z naszym Zbawicielem, z Bogiem, ale również jedność z tymi, którzy są wokół nas. To wymiar wertykalny, ale również horyzontalny. O tyle jesteśmy prawosławni, o ile przystępujemy do sakramentu Eucharystii.

Przepisy prawa kanonicznego mówią, że jeśli ktoś przez 3 niedziele pod rząd, bez usprawiedliwienia, nie przystępuje do sakramentu Eucharystii, powinien być odłączony od Kościoła. Dlatego duchowny, który 3 niedziele pod rząd nie sprawuje Liturgii i nie przystępuje do sakramentu, powinien podlegać karze. Kiedyś to dotyczyło wszystkich wiernych. Dzisiaj my się sami odłączamy od sakramentu, bo nie chce się nam przygotować, przeczytać modlitw, zastanowić się, pomyśleć…

Sakramenty są dane nam przez Boga i Kościół, żebyśmy się doskonalili. Przystępowanie do Eucharystii nie jest celem samym w sobie - celem jest osiągniecie zbawienia. Jeżeli jesteśmy rzeczywiście miłującymi Boga, to musimy przystępować do tego sakramentu. To jest też wyraz naszej miłości do Boga, gotowości, czuwania, przygotowania i pragnienie bycia razem z Nim.

Wyobraźmy sobie, że przychodzi do ojca zwykły człowiek i mówi, że przystępował do Eucharystii 4 razy w roku, ale chciałby się poprawić. Co by ojciec poradził?

To niech to zrobi, niech przyjdzie. Są ludzie w parafiach warszawskich, którzy co tydzień przystępują do sakramentu spowiedzi i co tydzień przystępują do sakramentu Eucharystii. Są też w naszych parafiach tacy, którzy przystępują do spowiedzi raz na dwa - trzy tygodnie, natomiast do Eucharystii przystępują co niedzielę. Musimy tu zwrócić uwagę na to, czym jest sakrament spowiedzi.

W słowiańskiej tradycji sakrament spowiedzi bardzo mocno został połączony się z sakramentem Eucharystii i to jest dziedzictwo początku XVIII wieku. Jeśli ktoś przystępuje do Eucharystii 4 razy w roku, to musi to poprzedzić sakramentem spowiedzi. Jeśli natomiast ktoś żyje życiem Kościoła, modlitwą, świadomością obecności Boga w jego życiu i jest w nim pragnienie przystępowania do Eucharystii, to jemu sakrament spowiedzi potrzebny jest o tyle, o ile coś szczególnego, niegodnego w jego życiu się wydarzyło. Natomiast sakrament Eucharystii nie może być warunkowany przystępowaniem do sakramentu spowiedzi, jeśli ktoś żyje zgodnie z normami i prawdami chrześcijańskimi.

W tradycji greckiej nie każdy duchowny ma prawo spowiadać. W każdej diecezji są wyznaczeni spowiednicy, jeśli diecezja liczy ponad stu księży, to jest 12 - 15 spowiedników. Fizycznie niemożliwe jest, żeby oni jeździli po wszystkich parafiach i co tydzień spowiadali. Natomiast Grecy przystępują do sakramentu Eucharystii bardzo licznie, ale sakrament spowiedzi nie jest powiązany z Eucharystią. Służy on pojednaniu z Bogiem, kiedy odwróciliśmy nasze oblicze od Boga, wtedy musimy przyjść i przyjąć sakrament pokajania – spowiedzi – metanoi – sakrament obietnicy zmiany swojego sposobu myślenia i postrzegania. Ci, którzy przystępują często do sakramentu Eucharystii, żyją świadomością tego, czym jest ten sakrament.

Ktoś, kto chce zacząć przystępować często, musi porozmawiać ze swoim spowiednikiem. Na początku trzeba taką osobę poprowadzić. „Kto spożywa moje ciało i pije moją krew we mnie przebywa i ja w nim ma życie wieczne”, ale z drugiej strony, „kto pije niegodnie, ten sąd sobie je i pije”. Trzeba mieć zaufanie do wiernych, ale w początkowym okresie nie może to być własne widzimisię. Wtedy łatwo wpaść w pychę. W późniejszym okresie, kiedy ktoś żyje życiem eucharystycznym, sam czuje potrzebę pójścia do spowiedzi. Kiedy coś się wydarzyło w jego życiu, kiedy naruszył przykazania, czuje że musi pójść do spowiedzi. W początkowym okresie nie można przyjść nieprzygotowanym.

Czy trzeba pościć przed Eucharystią, na przykład 3 dni?

Tak ale wtedy jeżeli ktoś przystępuje do sakramentu Eucharystii bardzo rzadko, a są gowienija (rekolekcje) wielkopostne w których chce uczestniczyć, gdyż kiedy człowiek się skupia na walce ze swoimi namiętnościami i słabościami, to wtedy pości, żeby to zwycięstwo osiągnąć. Sakrament Eucharystii jest sakramentem ku jedności, ku nieśmiertelności i w naszej tradycji nie jest przyjęte, że obowiązuje 3- czy 4-dniowy post. Duchowni prawosławni przystępują do sakramentu co niedzielę, albo częściej i nie wszyscy poszczą. Normy obowiązujące wiernych nie są większe niż dla duchownych, właściwie na duchownych jest nałożonych więcej wymogów, bo musi się przygotować do sprawowania sakramentu, a wierny tylko do przyjmowania.

Są modlitwy przed przyjęciem Eucharystii, one mają wymiar pokajania. Jeszcze raz chcę podkreślić – spowiedź to nie jest coś, co daje nam przepustkę do Eucharystii. Sprowadzenie tak wielkiego sakramentu, jak sakramentu pokajania, tylko do wymiaru przepustki do Eucharystii, to zubożenie znaczenia tego sakramentu.

A jak się dobrze spowiadać?

Sakrament spowiedzi jest wyznaniem grzechów. I to grzechów, które nam ciążą. To nie jest wyszukiwanie grzechów z całej listy grzechów często publikowanych, ale tych grzechów, które nam przeszkadzają, dokuczają. Nigdy ze wszystkiego się nie wyspowiadamy. Każdy z nas grzeszy, a świadomość tego grzechu to już jest początek pokajania. Ważnym jest nazwanie grzechu, a nie opisanie sytuacji, zdarzenia które uważamy za niegodne.

Sakrament pokajania oznacza chęć zerwania z tym wyznanym, konkretnym grzechem. Spowiadamy się nie duchownemu, a przed Ewangelią i krzyżem spowiadamy się Chrystusowi. Bóg i tak zna nasze grzechy. Bóg o nich wie. To w nas ma się zrodzić pokajanie. To w nas ma się zrodzić poczucie, co nam ciąży. Duchowny jest tylko świadkiem i my wypowiadamy swoje słowa, a spowiadamy się przed prawdziwym Słowem. Duchowny czyta w imieniu Kościoła - nie w swoim własnym – modlitwę z prośbą o to, aby Bóg wybaczył grzechy i przyłączył ponownie do Kościoła. Mamy taką krótką modlitwę, która pojawiła się w naszym Kościele pod wpływem tradycji zachodniej od św. Piotra Mohyły – „i ja, niegodny sługa rozgrzeszam ciebie” – to nie jest wschodnia modlitwa. Wschodnia modlitwa to taka, którą kapłan zanosi do Boga z prośbą, aby to Bóg wybaczył grzechy.

Często seminarzyści pytają mnie, jak spowiadać. Odpowiadam – słuchać spowiedzi. Kiedyś mówił o tym o. Aleksander Jelczaninow. Jeśli jesteśmy w stanie podczas sakramentu spowiedzi powiedzieć komuś coś, co go umocni i podtrzyma w walce, to możemy to powiedzieć. Może to być jedno zdanie, dwa słowa, dwa zdania itd. Ale jeżeli nie potrafimy, to wystarczy powiedzieć – „pomódlmy się o wybaczenie twoich grzechów”. Duchowny nie musi się silić na pouczenia, szczególnie w takiej formie, jak to występuje u nas. Jeśli ktoś potrzebuje porady duchownego, to może się z nim umówić na rozmowę duszpasterską i wtedy taka rozmowa też może być traktowane jako spowiedź. W naszych cerkwiach zdarza się natomiast, że spowiedź jednej osoby trwa 15-20 minut…

I jeszcze jedna rzecz, którą powiedział metropolita Kallistos. Spowiednik nie powinien doprowadzać do surowego nakazania grzesznika. W dzisiejszym świecie człowiek potrzebuje miłości i wsparcia. Jeśli ktoś przychodzi do spowiedzi to znaczy, że jest w nim pragnienie zmiany. I nie można „dołować”, straszyć ludzi. Trzeba podtrzymać i pokazać, że Bóg jest miłością i, że wszystko jest oparte na miłości, a my, jako spowiadający powinniśmy podtrzymać zamiar bycia lepszym i umocnić w tym zamiarze. Otaczający nas świat tak bardzo straszy, ale że jeżeli, jak mówi św. Apostoł Jan „Bóg jest miłością”, to my jako duchowni nie możemy tej miłości odrzucić, odtrącić.

Niektórzy duchowni uważają, że przystępowanie do Eucharystii bez wcześniejszej spowiedzi to przystępowanie niegodne.

O godności kogoś, kto przystępuje, nie decyduje duchowny. Sakrament Eucharystii nie jest dla świętych, sakramenty spowiedzi i Eucharystii są dla grzeszników. Nigdy nie przygotujemy się tak, żeby powiedzieć „Już jestem gotowy przystąpić do Eucharystii”. W momencie, gdy powiemy, że jesteśmy godni, wtedy jesteśmy najmniej godni, bo rodzi się w nas pycha. Z całą świadomością chciałbym powiedzieć - nigdy nie jesteśmy przygotowani. Godnymi do Eucharystii czyni nas Bóg, nie my sami. O tym, czy Bóg pozwoli nam godnie przystąpić, nie decyduje żaden duchowny ani my sami. Duchowny ma doprowadzić swoją owczarnię do zbawienia, a nie ma innej drogi, niż przez przystępowanie do sakramentów, w szczególności do Eucharystii. Nie ma innej drogi.

A co ze spowiedzią dzieci? Przyjęło się, że do 7. roku życia dzieci przystępują do Eucharystii bez spowiedzi, a potem właściwie przestają przystępować do Eucharystii w ogóle.

Rodzice mają uczyć przystępować do sakramentu Eucharystii. 7 lat to bardzo umowny wiek, który mówi o tym, że dziecko ma świadomość tego, że czyni niedobrze. Ale są dzieci, które mają taką świadomość w wieku 5-6 lat i są takie, które dopiero w wieku 8 lat. Trzeba obserwować, jak dziecko się zachowuje. W zależności od sytuacji, czasem należy dziecko wysłać do spowiedzi, ale nie odłączać. Bo wrażenie rzeczywiście jest takie, że dziecko skończyło 7 lat i skończyło się życie eucharystyczne. Trzeba tak uczyć dzieci, żeby one dalej przystępowały ze świadomością, że mają jakieś swoje obowiązki - w ciągu tygodnia muszą też przygotowywać się do tego. Bodajże u metropolity Antoniego Blooma jest taka historia, że kiedy dziecko było nieznośne w ciągu tygodnia jego mama powiedziała – teraz nie możesz pójść… Ale w następnym tygodniu ono wiedziało, że ma przystąpić i zachowywało się zupełnie inaczej. Dzieci mają pragnienie przystępowania do sakramentu, im bliżej 7 lat, tym większa tego świadomość. Potem trzeba to kontynuować, uczyć, że to jest ważne, ale jednocześnie, że trzeba być odpowiedzialnym za swoje czyny.

Wyobraźmy sobie parę wyznaniowo mieszaną, która chce się pobrać. Co by Ojciec im radził?

Jako duchowny prawosławny mówię, że i ślub powinien się odbyć w cerkwi i dzieci powinny być wychowane w tradycji prawosławnej. Ale uczucie ludzi nie patrzy na konfesję. Miłość pochodzi od Boga – znam małżeństwa mieszane, które są szczęśliwe i małżeństwa prawosławne, które są nieszczęśliwe. Tu nie ma żadnej gwarancji, bo to ludzie przyjmują sakrament. Oni żyją ze sobą i wychowują dzieci.

Czy jest sens mieszać tradycje? Brać na przykład ślub w jednym miejscu, a dzieci wychowywać gdzie indziej, albo dzieci chrzcić raz tu, raz tu…

Myślę, że trzeba się zdecydować na coś i uważam że powinien to być Kościół prawosławny. Chrzczenie jednego dziecka tu, drugiego tam wprowadza zamęt w samej rodzinie. Wtedy to nie jest wspólnota. Rodzina wyraża się również z wymiarze eklezjalnym (kościelnym). Rodzina to mały kościół, a jeśli kościół, to musi to być wspólnota nie tylko miedzy członkami rodziny, ale i z Chrystusem. Mówimy, że małżeństwa monowyznaniowe są lepsze, bo się wpisują w Kościół, kiedy razem przystępują do Eucharystii, świętują itd. Każde małżeństwo mieszane jest ustępstwem. Ale te rodziny muszą też zadbać o to, żeby to był mały kościół. Niech te dzieci wychowują w jednej tradycji, wtedy tworzy się ten kościół. Teraz ten wymiar eklezjalny nie jest zbytnio akcentowany w rodzinach. Często podkreśla się wymiar ziemski, socjalny, ale nie kościelny.

Kiedy powinno się ochrzcić dziecko?

Nie ma potrzeby odkładania chrztu w nieskończoność. W modlitwie na 40 dzień jest powiedziane, że jeśli dziecko jest ochrzczone, to wprowadza się do świątyni, jeśli nie, to się nie wprowadza. Praktyka jest taka, że mniej więcej w okresie do 40. dnia dziecko jest chrzczone. Euchologion mówi, żeby chrzcić bez zbędnej zwłoki, bez odkładania w przyszłość. Sakrament chrztu jest sakramentem włączenia do Kościoła, uczestnictwem w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. Rodzice dają świadectwo swojej wiary. Uważam że okres około 40 dni jest najbardziej odpowiednim momentem.

Jaka jest rola rodziców chrzestnych?

Zawsze powtarzam rodzicom chrzestnym, że kiedyś będą musieli dać odpowiedź na pytanie, jak wychowali to dziecko. Dziś zazwyczaj wychowują je rodzice biologiczni. Rodzice chrzestni nie bardzo mają na to wpływ, często mieszkają gdzieś daleko. Rzeczą najważniejszą jest, żeby imię tego dziecka wpisali do swego „pomiannika” – i żeby nigdy w swoich modlitwach o nim nie zapominali. Być może będą w takiej sytuacji, że będą musieli nauczyć to dziecko modlitw. Jeśli natomiast rodzina jest rodziną chrześcijańską, to rodzina nauczy dziecko modlitw, chodzenia do cerkwi itd. Wtedy to rodzicielstwo nie może się sprowadzić do dawania prezentów, ale oznacza też pewną odpowiedzialność przed Kościołem. To jest wymiar duchowy – zachodzi między nimi pokrewieństwo duchowe, pewna odpowiedzialność za dzieci. Czasem nie możemy dać nic innego niż modlitwa, ale ważne jest, żebyśmy o tym nie zapominali.

Czy rodzicem chrzestnym może być osoba nieprawosławna?

Na zasadzie ekonomii - jedna z osób może być nieprawosławna, ale musi być chrześcijaninem. Przyjmującym dziecko z chrztu, z wody jest osoba tej samej płci, co dziecko. Stąd wymóg, że jeśli chrzczona jest dziewczynka, to matka chrzestna musi być prawosławna, jeśli chłopiec – to ojciec chrzestny. On musi być w Kościele, bo przyjmuje go do Kościoła, kiedy go przyjmuje z chrztu po wyjęciu z wody i on za to odpowiada. Sakrament chrztu jest w Kościele i ten, który przyjmuje z chrztu, musi być prawosławny, tu nie ma żadnego odstępstwa. Wymaga tego świadomość eklezjalna. Natomiast ta druga osoba, na zasadzie ekonomii (jakiegoś ustępstwa), może być nieprawosławna.

Jak powinno wyglądać zaangażowanie ludzi w życie parafii?

Im bardziej parafianie się angażują w życie parafii, tym lepiej. Statut parafialny czyni proboszcza odpowiedzialnym za parafię. Do organizowania życia parafialnego proboszcz ma radę parafialną, którą wybierają wierni. Wierni ze swego grona wybierają swoich przedstawicieli do współzarządzania parafią. Uczestnictwo wiernych powinno się wyrażać w organizowaniu pracy parafii, ale mówimy oczywiście o parafiach, gdzie wierni uczestniczą regularnie w nabożeństwach. We wszystko, co się wydarza na parafii jak katecheza, pomoc charytatywna itd. powinni być zaangażowani parafianie. To może organizować proboszcz lub parafianie – za wiedzą proboszcza – dlatego, że proboszcz odpowiada przed władzami zwierzchnimi.

Im więcej parafianie uczestniczą w życiu parafialnym, tym lepiej. Oni wtedy poczuwają się do jedności z parafią, czują się członkami, a nie klientami tej wspólnoty, czują że to też ich parafia. Wiedzą, co jest potrzebne, co się w parafii dzieje i mogą na to reagować. Oni dbają o świątynię itd. (choć tu musi być zgodność z tradycją Kościoła, jeśli ktoś chce kupić ikonę, to należy ustalić, jak ona ma wyglądać). Podkreślam jeszcze raz, że to duchowny ponosi odpowiedzialność przed władzami zwierzchnimi, ale to nie oznacza, że wierni są pozbawieni prawa do soborowego - wspólnotowego decydowania. Utrzymanie finansowe parafii jest ważnym elementem tego życia. To tak jak w domu – jeśli mamy dom, to ponosimy koszty jego utrzymania, jeśli mamy świątynię – to również musimy ją utrzymać.

Jak powinna wyglądać prawosławna żałoba?

Śmierć ma dwa oblicza. Jedno jest ciemne, bo tu na ziemi utraciliśmy osobę bardzo bliską. Ale Kościół mówi, że śmierć to pewien element życia. Śmierć nie kończy życia i nie możemy rozpatrywać życia w perspektywie śmierci, ale odwrotnie – śmierć w perspektywie życia i to życia wiecznego. Śmierć to możliwość bycia w innym świecie, w innym wymiarze, w Królestwie Bożym, z Chrystusem – to jest radość. Stąd ta dwubiegunowość, z jednej strony żal i smutek, z drugiej radość, że ktoś już jest ze swoim Zbawicielem.

Żałoba to przede wszystkim modlitwa. Musimy uczynić wszystko, aby ten ktoś był razem z Chrystusem. Przez 40 dni ta osoba powinna być wspominana na Liturgii, powinna być za nią przynoszona ofiara eucharystyczna. Kościół naucza, że na 40 dzień odbywa się sąd indywidualny i w tym okresie ten człowiek potrzebuje naszej pomocy. Modlitwę tę wyraża się w naszej tradycji poprzez czytanie psałterza. To jest nasza żałoba. To czas szczególnej modlitwy za osoby, które odeszły i w tej modlitwie wyraża się nasza miłość do tych osób.