Autorką postawionych pytań i problemów jest: bulkazmaslem
Co myślicie o dobrej i złej karmie, czy wierzycie w prawo karmy? /utworzony grudzień 2012/
PRAWO KARMY.. Dobra karma- dobre uczynki, zła karma – złe uczynki.. Cokolwiek zrobimy w naszym życiu, wraca to do nas w następnych wcieleniach. Jeżeli jesteśmy prawymi ludźmi, pomagającymi innym w następnym wcieleniu spotka nas za to nagroda, na którą sobie zasłużyliśmy, jeżeli jednak działamy na szkodę innym, przynosząc ból to nasze następne wcielenie spotka się z cierpieniami!.. Tak więc wszystko co nas spotyka, dobre czy złe, jest skutkiem działań naszych poprzedników.. Czasem myślimy, że prześladuje nas pech, myślimy sobie „ za jakie grzechy”, może właśnie obrywamy za grzechy z naszych poprzednich wcieleń? Mało sprawiedliwe niestety. Jednak wszystko jest ze sobą połączone.. każdy nasz gest ma swoje konsekwencje, które kiedyś odczujemy.. Za każdy nasz uczynek, nawet ten najmniejszy będziemy musieli odpowiedzieć w przyszłości, może w odległej i już po za naszym teraźniejszym ciałem, ale jednak.. I tu też rodzi się pytanie, czy istnieje reinkarnacja? Czy śmierć nie jest końcem a jedynie bramą - początkiem czegoś nowego.
Odp. Poruszyłaś bardzo ważny problem, który interesuje mnie szczególnie. Jeżeli jest nieśmiertelna dusza, to reinkarnacja narzuca się automatycznie i naturalną rzeczą też jest, że musimy odpowiedzieć za nasze złe czyny. Nie ważne tez jest, czy będzie to odpowiedzialność w tym, czy następnym wcieleniu. W kontekście reinkarnacji rozpatrzmy katolickie zmartwychwstanie. Wyobraźmy sobie koniec świata, płyty tektoniczne zderzają się i nachodzą jedna na drugą. Pojawiaja się nowe wulkany, trzęsienia ziemi. W takim otoczeniu powstają z martwych setki miliardów ludzi (licząc od początku świata). Są kompletnie zdezorientowani, nie rozumieją tego, co ich otacza. Wyobrażam sobie, ze poruszają się dość nieskładnie, całkiem jak Jaś Fasola po zesłaniu na ziemię. Taki obraz naszego katolickiego zmartwychwstania kompletnie nie wytrzymuje próby z reinkarnacją Hindusów. Tam widze konsekwencję, w katolickim zmartwychwstaniu tego nie ma. W Hinduizmie podoba mi się jeszcze jedna sprawa- powstanie, trwanie i zniszczenie wszechświata. Brahma jest kreatorem świata, Wisznu podtrzymuje ten świat w trwaniu, Sziva niszczy świat. Cykl odbywa się w nieskończoność. Takie przemyślenia sformułowano, gdy nie znano prawdziwej budowy wszechświata i teorii jego powstania (Big Bang). W tym cyklu wszechświata kręcą się nasze jednostkowe cykle. To mnie przekonuje.
Odpowiedź- ar_koala
Hinduistyczna sansara mnie przekonuje, ale nie bardzo chce mi się wierzyć w wędrówkę duszy w kontekście powrotu do postaci rośliny czy nawet przedmiotu.
Odpowiedź- HK
Stąd może warto być dobrym człowiekiem, by nie odrodzić się jako szczur, albo jakiś robak:) Na marginesie tej sprawy mam inne spostrzeżenie. W katolicyzmie boimy się śmierci, można nawet powiedzieć, że „każdy chce iść do nieba, ale nikt nie chce umierać”. Tam lęk przed śmiercią jest jakby mniejszy. Tam chodzi o to by przerwać ten ciąg kolejnych wcieleń poprzez osiągnięcie nirwany.
Autorka pytań i postawionych problemów jest Barbara Jastrzębska
Człowiek żyje po to aby być dobrym i aby ta dobroć rozdawać innym /utworzony 2011-09-03/
Czy zgadzacie sie z tym tematem. Czy nie uważacie, ze gdyby człowiek dla człowieka był człowiekiem to życie byłoby prostsze i łatwiejsze? Czy to jest możliwe w dzisiejszych czasach?
Odp. No właśnie, ale jest jeszcze "Człowiek, człowiekowi zgotował ten los". Jeżeli nie ma w nas dobra, to wówczas nie mówimy o człowieczeństwie tylko o gatunku rodzaju ludzkiego. Uważam, że są wśród nas ludzie dobrzy, szlachetni i czyniący dobro oraz tylko ludzie.
Błądzić to rzecz ludzka, przebaczać - boska (Aleksander Pope) /utworzony 2011-12-15/
Pamiętam jak moja mama, w czasach mojego dzieciństwa, opowiadała mi o cudzie i tajemnicy Świąt Bożego Narodzenia. Zawsze mówiła, że przy stole wigilijnym spotykają sie nawet najwięksi wrogowie. Bo tajemnica tych świat polega na przebaczaniu. Sobie i innym. Ponieważ milowymi krokami te święta się właśnie zbliżają nie czekajmy aż ci z którymi jesteśmy zwaśnieni zrobią pierwszy krok. Sami dajmy znak przyjaźni lub choćby zainteresowania. Kiedy w sporze zacietrzewiamy sie kto ma racje umyka nam prosty fakt, że do kłótni trzeba dwojga, ale jedno wystarczy by ją przerwać. Nie bójmy sie uśmiechnąć, zagadnąć czy powiedzieć komuś coś miłego. Bo jak twierdził Albert Schweitzer: szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży, jeśli się ją dzieli. I z tym pozytywnym akcentem życzę Wam kochani zdrowych, spokojnych i wspaniałych świąt Bożego Narodzenia. Żeby nikt z nas nie był w tym dniu samotny i dla każdego było miejsce wśród rodziny i przyjaciół. Basia
Odp. Nawet jeżeli mówimy i deklarujemy, że wybaczamy i zapominamy, to tak naprawdę robią to tylko nieliczne osoby. Wybaczanie to długi proces. Błędem jest, gdy najpierw wybaczamy, a następnie próbujemy pracować nad unormowaniem sytuacji (bo dzieci, bliski, etc.).
Tak więc stół, ogromne ilości jedzenia i jakiekolwiek święto nie są w stanie przyczynić się do podjęcia przemyślanej decyzji o wybaczenia. Jeżeli tak myślimy, to jesteśmy w błędzie, bo użyjemy tylko kilku nieznaczących słów dla świętego spokoju, poczym wszystko wraca do normy. Tylko My indywidualnie możemy podjąć decyzję o wybaczeniu, gdy odzyskamy poczucie bezpieczeństwa i stabilności emocjonalnej.
Czy miała prawo wiedzieć? /utworzony 2012-04-18/
Do napisania tej opinii zainspirował mnie niedzielny film "Wróć do mnie". Tym co nie oglądali wyjaśniam, że chodziło o przeszczep serca i informacje kto to serce dostał. Na ostrym zakrecie swojego życia poznałam Marysię. Jej 20-letni syn miał wypadek na motorze. Jakiś czas był podłączony do respiratora a potem komisja lekarska stwierdziła śmierć mózgu i poproszono rodziców o zgode na odłączenie od respiratora i pobranie organów. Zgodzili sie. Chłopakowi pobrano co tylko było możliwe. Nawet rogówki. Połączone w bólu przegadałysmy wiele godzin i wierzcie mi, że w każdej minucie dziekowałam Bogu, że jeśli chciał mnie tak cieżko doswiadczyć to chociaż miał tyle litości nade mną, że ja takiej decyzji podejmować nie musiałam. Uświadomienie swoją drogą ale serce matki ciągneło by mnie ósemką rączych koni w zupełnie przeciwnym kierunku. Nie zgodziłabym sie na odłączenie. Marysia chciała wiedzieć tylko jedno. Czy te organy dostali dobrzy ludzie, czy przeżyli, czy są szczęśliwi? Czy jej heroiczna decyzja nie poszła na marne? Wielokrotnie rozgrzeszałam sie z kłamstwa w dobrej wierze bo na wszystkie te pytania odpowiadałam "tak" a niby skąd to mogłam wiedzieć? Polskie prawo zabrania kontaktów dawcy z biorcą. Żaden z biorców nie zostawił jej listu z podziekowaniem jak to było na filmie. Zastanawiam sie, czy nie powinna być jakaś komórka umożliwiająca przekazanie informacji jeśli biorca wyrazi na to zgodę. Bo według mnie miała prawo wiedzieć. Choć zdaje sobie sprawę, że zaangażowana osobiście w sprawę moge być nieobiektywna. A jak Wy myślicie? Czy miała prawo wiedzieć?
Odp. Programu nie oglądałam, ale sprawy przeszczepu, pobierania organów nie są już tajemnicą.
Basiu, to trudne sprawy, bo z jednej strony mamy przepisy prawnie - kontakty miedzy rodziną dawcy a biorcą organów są zakazane. Jest to zasada obowiązująca w całym cywilizowanym świecie. Podstawową przyczyną takiego postawienia sprawy jest przeciwdziałanie uzyskiwaniu korzyści materialnych przez dawcę lub jego najbliższych (oczywiście od czasu do czasu słyszymy, że do spotkań doszło).
Z drugiej strony, dylematy z udziałem samych zainteresowanych. Człowiek jest tak skomplikowaną jednostką i nie wiadomo jak zareaguje rodzina dawcy/ biorca, właśnie ze względu na psychiczne komplikacje, czasami nie do udźwignięcia przez zainteresowanych. Wydaje mi się, że zostaje naruszony psychiczny spokój głównych uczestników. Rodzina na nowo rozdrapuje rany związane ze śmiercią bliskiej osoby i biorca, który ma w sobie żywą, cząstkę innej istoty ludzkiej. Pamiętam głośną sprawę, gdy rodzice zgodzili się na pobranie organów swojego syna, który zginął w wypadku. Podobnie, interesowało ich tylko, czy biorca (młody chłopak), jest szczęśliwy, jak funkcjonuje? Po kilku latach, gdy tak usilnie szukali informacji o losach tego młodego człowieka, okazało się, że odbywa karę więzienia, za liczne rozboje. Mało tego dowiedzieli się, o jego niechlubnej przeszłości jeszcze sprzed operacji. Ból, rozpacz, zawiedzenie, że serce ich syna (młodego doktoranta), uratowało życie, temu, który pozbawił życia innego w trakcie chuligańskiego rozboju.
Masz rację Basiu, dobrze, że nie musiałaś podejmować takich decyzji. Do końca życia, pozostanie w człowieku strach, niepewność, udręka, czy dobrze zrobił, postąpił, powiedział? Rozwiązaniem tych dylematów, byłoby złożenie przez każdą pełnoletnią osobę, zobowiązania do pobrania lub nie organów w przypadku zgonu. Tylko, czy to załatwi wszystkie niepokoje …?
Nie wiem jak Wy, ale ja jestem w szoku /utworzony 2012-09-20/
Przez przypadek oglądałam wczoraj program żywienia dzieci w szkole. (dn. 19 o9. przed Dziennikiem). Dzieci płacące za obiady miały osobne okienko, dzieci nie płacące osobne. I tu nie mogę wyjść z szoku kiedy zobaczyłam co dostają na obiad dzieci biedne, nie płacące za obiad. Na plastikowym talerzu miały jakąś breje czy też zlewki. Juz na pierwszy rzut oka widać było, ze tego nie da sie zjeść. Jeden z chłopców powiedział, że on nie chce tego jeść bo zaraz po ty wymiotuje. Ale jadł bo był głodny. Widać było, że te biedne dzieci z ukosa spoglądały co dostają na obiad te płacące, bogate. (Te oczywiście miały na normalnych talerzach) I wiecie co? ja sie tak zastanawiam, czy te kucharki już tak sie upodliły, że dzieciom dawały tą breje? Czy ktoś podły wydawał im takie polecenie słuzbowe a one je tylko wykonywały. Czy nastały juz takie czasy, ze jest w Szkole Podstawowej podział na biednych i bogatych? Czy nie wystarczy, że te dzieci różnia sie już strojem, bo przecież nie ma mundurków szkolnych. Czy trzeba je jeszcze upodlić jedzeniem i talerzem? Czy nikt sie nie zastanawia nad tym jak bardzo cierpi psychika tych dzieci? Jasny gwint! Wspomagamy Greków którzy mają dwa razy wiecej niz my, bierzemy udział w wojnach które nas nie dotyczą, a nie myślimy o naszych dzieciach? Ludzie co Wy na to? Czy z tym naprawde nie da sie nic zrobić?
Odp. Ależ Basiu, z takimi podziałami/ segregacjami/ tworzeniem „gett” mamy do czynienia od rządów niekompetentnych polityków, a tak śmiało i ze swadą dzielili nasz naród. Jedni wprowadzali tworzenie osobnych klas z uczniami mającymi problemy w nauce. Inni chcieli pójść dalej, utworzyć szkoły dla niewydolnych społecznie. Mając gdzieś Konstytucję i prawo do nauki i godności. Kiedyś pisałam u jednego tolunowicza, że każdy z nas jest wrażliwy na biedę, i człowiek jest najważniejszy. Oczywiście to jest prawda, ale tylko w teorii. Jest to kolejna piękna figura retoryczna i nie mająca pokrycia w rzeczywistości. Bo tam gdzie „kołderka za krótka” i pustki w kasie; tam widzimy podziały społeczne. Rodzice jednych będą chcieli zaakcentować, że ich stać na sfinansowanie obiadów swoim dzieciom (tak więc jedno dziecko będzie ważniejsze od innego dziecka). Nawet w ochronie zdrowia nie mamy do czynienia ze sprawiedliwością społeczną, bo ten, kto ma pieniądze, będzie go stać na ratowanie życia i kosztowne zabiegi. Każda procedura medyczna ma swoją cenę. Jeżeli zabieg, choroba przekracza te kwotę, to okazuje się, ze ważniejszy od człowieka jest pieniądz. Ludzie bardzo lubią sami tworzyć iluzje. Najnowsza informacja, to deweloper (katolicki) buduje osiedle tylko dla katolików. Czyż sami nie tworzą gett? Bo co? Uważają się za lepszych, godniejszych. A może komuś marzy się Jerozolima i Palestyna. Tak więc Basiu, pieniądze czynią z nas mało delikatnych i bez empatii. Wystarczyło tylko, ruszyć głową! A problemu by nie było. Kolejny raz okazuje się, że dyrekcji zabrakło wyobraźni, kompetencji, etc. Cały czas robi się podziały poczynając od tych małych (obiady), po duże (dzielące cały naród). Na stojących we właściwym miejscu i stojących tam, gdzie kiedyś stało ZOMO. Te podziały na Polskę liberalną i solidarną i ostatni pomysł dzielący Polskę- darwinizm społeczny.
Niezwykłe uzdrowienia - cudowny dotyk rąk /utworzony Barbara Jastrzębska na 2011-10-14/
"-To niezwykłe. Guzki, które miałam na jajnikach, znikły po czterech wizytach u p. Zbyszka. A lekarze twierdzili, że nie obejdzie sie bez operacji. Jednak jakie było zdziwienie, gdy kolejne USG pokazało, że po guzkach nie ma ani śladu. Lekarz powtarzał je dwa razy.... I poprosił o adres uzdrowiciela." Tyle cytatu z lokalnej gazety. A co Wy o tym myślicie? Czy spotkaliście sie już z przypadkami takich uzdrowień? Czy Wy lub Wasi znajomi korzystaliście juz z pomocy bioenergoterapeuty? A w ogóle to co sądzicie i bioenergoterapii? Zaznaczam, że p. Zbyszek w/g artykułu zaleca dalszy kontakt z lekarzem, przeprowadzanie badań i przyjmowanie leków przepisanych przez lekarza.
Odp. Przykro mi, ale w tej materii będę nastawiona sceptycznie. Nikt nie pomógł mojej siostrze! ale wszyscy mieli wyciągnięte ręce. To, że pan Zbyszek zaleca dalszy kontakt z lekarzem- to już świadczy o jego niemocy!!!!. Bo gdyby coś się stało, on zawsze umyje ręce od odpowiedzialności. Jeżeli będzie sukces, to będzie pierwszy, aby spijać śmietankę sławy i zawłaszczyć wyniki uleczenia/ uzdrowienia.
Odpowiedź autorki pytania Utworzone przez Barbara Jastrzębska, Wysłany dnia 2011-10-16
Znam sprawę z Twoją siostrą. serdecznie Ci współczuje. Wiem jak sie poświeciłaś, zeby być z Nia w trudnych dla Was obu chwilach. Nie znam drugiej takiej osoby.Podziwiam Cie za to i szanuję. Pana Zbyszka nie znam i nigdy u niego nie byłam. po prostu wpadła mi do ręki gazeta a artykuł zainteresował. Osobiście boję sie skorzystać z jego pomocy, żeby nie było wznowy lub przerzutu. A ja wiem jak ta energia podziała? Dlatego pytałam co Wy sądzicie na ten temat. Nie gniewaj się, ale gdyby p. Zbyszek zakazywał kontaktu z lekarzem to byłby dla mnie oszustem i szarlatanem.
Na najwyższych obrotach.... /utworzony bozena36 na 2011-08-29/
Mam dla wszystkich dobrą wiadomość_____:"prawdziwe"życie zaczyna się po 50-tce !Młodzież niech się cieszy że wszystko przed nimi ! A ci co przekroczyli tą granicę wiekową niech korzystają na maksa ze swojego doświadczenia,umiejętności i możliwośći............
Odp. Święta prawda, tylko nie zawsze jest tak jakbyśmy chciały. Moja siostra już nie miała szans życia na pełnych obrotach i korzystania ze swoich doświadczeń naukowych i życiowych. Tak więc myślę sobie, że żyć trzeba bardzo intensywnie każdego dnia, tak jakby każdy dzień miał być ostatnim. Przyjmować z dobrodziejstwem etapy naszego życia i cieszyć się ze wschodzącego słońca, uśmiechu naszych najbliższych, zdrowia. Przewartościowałam swoje życie i staram się zauważać to, czego wcześniej nie widziałam lub nie miałam czasu. Teraz smakuję życie i podziwiam wszystkie jego aspekty.
Kolejne porażenia na Giewoncie, czy pod tym krzyżem musi być tyle ofiar? Czy ten krzyż musiał być żelazny?? /utworzony basta15 na 2011-06-26/
Kolejni poszkodowani, kolejne ofiary a wiadomo metalowy krzyż ściąga pioruny. czy musi nadal tam stać taki krzyż powiedzcie sami.
Odp. Każdy posiadający elementarną wiedzę z fizyki, wie że na Giewoncie mamy do czynienia z piorunochronem i podczas burzy przebywanie w jego pobliżu, to narażanie się na niebezpieczeństwo. Montujący ten krzyż parafianie w 1901 roku nie pomyśleli o tym. Wszyscy odwiedzający Giewont mieli zajęcia z fizyki i powinni o tym pamiętać. Nie nawołuję do zmiany krzyża na drewniany, ale nawołuję do zachowania elementarnej ostrożności. Wybierać się na wędrówki po górach, tylko w piękną, słoneczną pogodę. Zwłaszcza, że chcemy podziwiać cudowną przestrzeń, panoramę naszych pięknych Tatr.
Gdybyście mieli zamieszkać za granicą, jakie miejsca na Ziemi byście wybrali? /utworzony Beata 123 na 2011-08-22/
Ja wybrałabym piękne rajskie wyspy Malediwy. A Wy? Macie wymarzone miejsce na Ziemi?
Odp. Mam tylko dwa takie miejsca, ale w pierwszej kolejności postawię na Szwecję, bo to kraj pięknej przyrody. Małego zaludnienia, dzięki czemu słynie z wyjątkowej flory i fauny. Jednak zdaję sobie sprawę, że moja ocena jest bardzo powierzchowna i kierowana tylko zmysłami. Bo czyż RAJEM, może być miejsce, w którym zmagamy się z problemami dnia codziennego. Tak więc nawet najpiękniejsze miejsce, po pewnym czasie stanie się przykurzone, wyblakłe i takie bez wyrazu.Tak sobie myślę, że jednak pozostanę w swoim mieszkanku i będę najszczęśliwszym człowiekiem, który mam marzenia o raju.
Podobno "Nie ma ludzi, którzy nie mogą spotkać swej drugiej połowy. Każdy w swym życiu choć raz spotyka taką osobę." (P. Coelho) /utworzony bssistema na 2011-09-25/
Zgadzacie się z tym stwierdzeniem? Może to dziecinne i idealistyczne, ale myślę, że to prawda. Jeśli ktoś ciągle jest samotny lub zawodzi się na ludziach może to oznaczać, że Tej osoby jeszcze nie spotkał albo, że jej nie docenił, nie zauważył, nie dał szansy, stracił.
Odp. Nie jestem pewna, że każdy spotyka "choć raz" swoją połówkę. Bo co powiedzieć, o ludziach samych i samotnych przez całe swoje życie. Jeżeli para jest bardzo szczęśliwa, czy to świadczy, że są dwiema połówkami? To dlaczego dochodzi do zdrady (fizycznej i/lub psychicznej), rozwodów. Trzeba chyba beczkę soli zjeść, albo stanąć w obliczu śmierci, aby wyznać sobie "że byliśmy jak te dwie połówki jednego jabłka".
donosić w słusznej sprawie? /utworzony Basiek2 na 2011-09-29/
Chodzę na szkolenie zorganizowane z księgowości / nie ponoszę kosztów/. Organizator szkolenia dał mi wyraźnie do zrozumienia, że jeśli coś mi nie odpowiada, nie podoba mi się wykładowca czy cokolwiek to w każdej chwili mogę zadzwonić, przyjść i to zgłosić. Pani prowadząca tak średnio mi się podobała, ale na kolejnych zajęciach zjawiła się inna i o niebo lepsza. Myślę, że ktoś z uczestników skorzystał z tej opcji, ja bym tego nie zrobiła. Po prostu nigdy na nikogo nie donosiłam, może kobieta miałą jakieś gorsze dni, nie wiem. Oczywistym jest, że za szkolenie prelegent birze pieniądze i musi się wywiązać ze swojej pracy, ale ona nie wzięłą się tam z nikąd. Co Wy o tym sądzicie?
Odp. Odpowiem Tobie z punktu widzenia Systemu Zarządzania Jakością. Wszelkiego rodzaju szkolenia, nauka w szkole, na uczelni, kursy, etc. są świadczeniem usługi edukacyjnej. Jak każda usluga musi byc wykonana z zachowaniem jakości. Po zakończeniu zajęć prelegent/nauczyciel, powinien uczestnikom rozdać ankiety ewaluacyjne, w których każdy indywidualnie odpowiada na pytania jakościowe, w tym miedzy innymi jest (ocena strony merytorycznej zajęć, ocena przygotowania merytorycznego nauczyciela, ocena materiałów dydaktycznych i pomocy dydaktycznych, etc.). Jednak uważam, że nieprofesjonalne było stwierdzenie prowadzącej (ze kazdy może zglosić swoje uwagi). Po analizach ilościowych i jakościowych ankiet ewaluacyjnych wprowadza się zmiany
doskonalące.
Czy istnieje miłość do grobowej deski czy ludzie są ze sobą po prostu z przyzwyczajenia, albo z lenistwa - a miłość już dawno się wypaliła? /utworzony betti100 na 2011-09-01/
Obserwując dzisiejszy świat i ludzi miłość ma coraz mniejsze znaczenie -niestety. Dobrze jak po latach zostanie chociaż przyjaźń.
Odp. Sądzę, że takie związki można spotkać, ale wśród starszych ludzi. Jakoś nie widzę u młodych cierpliwości, chęci wzięcia odpowiedzialności za rodzinę. Małe kłopoty, a już pojawiają się wielkie rysy w pożyciu. Każdy etap związku jest cudowny od wielkiej miłości do przyjaźni. Sądzę, że właśnie ta kolejność jest najbardziej trwałym elementem spinającym każdy związek. Pięknie móc polegać na partnerze w każdej słabszej chwili życia. To właśnie te drobiazgi i nasze relacje wiążą nas do grobowej deski, bo czy można zdradzić przyjaciela- takiego prawdziwego, na dobre i na złe.