Wilczek - maj 2020

(Prowadzi Dextron)

Szesnasty wywiad studia odbył się z Wilczkiem (Virtual Wolfy) - jednym z najstarszych stażem członków i dubbingerów studia.

DEXTRON: Są ludzie którzy całymi dniami bujają się w swych drewnianych fotelach patrząc martwo w ogień, wiedząc, że widzianych przez lata obrazów nie zdołają już zapomnieć. Szesnasto-dwunasty wywiad studia odbędzie się właśnie z jednym z nich - jednym z najstarszych stażem dubbingerów i członków studia, jednym z pięciu pozostałych przy życiu weteranów starego zespołu TPS, a tym samym człowiekiem będącym świadkiem tak przeróżnych historii, rozmów i zdarzeń, że melisę musi pić nawet we śnie, przez co niejednokrotnie zapadał już w stan głębokiej podwójnej hibernacji.

Pomimo cięższych chwil pan Virtual Wilczek Wolfy jest tutaj z nami - i to właściwie dłużej niż my jesteśmy z nim, bo jak wiemy z Incepcji rzeczywiste pięć minut to godzina we śnie. Usiądźmy zatem wokół jego bujanego drewnianego fotela i posłuchajmy jego historii.

Jak to się stało sir, że 5 lat temu związałeś się z TPS? Jakie snułeś wtedy plany i marzenia oraz co zrobiła Partia Twierdzy by je zrealizować?


WILCZEK: Ah, tematy o TPS'ie wymagają dodatkowego dzbanka melisy. Daj mi minutkę...

Okay, a więc... Na dobrą sprawę, planów nie miałem żadnych, jeśli chodzi o aktorstwo głosowe bądź machinimę, wzięło mnie to całkowicie z zaskoczenia. Bawiłem się, jak to na młodego człowieka przystało, w nagrywanie filmów na platformie YouTube i tego typu rzeczy. Nagrałem jeden film związany z Gothic'iem, Billy mnie wypatrzył i stwierdził, że brzmię nawet poprawie i zaprosił mnie do TPSu... TPSu? Czy TPSa? E, w sumie nieważne, do studia. Ofertę, oczywiście, przyjąłem, bo co miałem do stracenia?

Nie okłamując się tu wzajemnie, z dubbingiem czy narracją nigdy przyszłości nie wiązałem, tak jak i nie robię tego obecnie, co trochę tłumaczy, czemu tak często idę hibernować, co bardziej odpowiada miśkom, niż wilkom. Jest to dla mnie wszystko raczej jako chwilową odskocznią od szarej codzienności i pewnego typu wyzwanie dla siebie samego. No, i bycie w studiu pomogło mi nieco w nawiązywaniu kontaktów interpersonalnych, biorąc pod uwagę, że byłem osobą bardzo aspołeczną. Poza tym, na dobrą sprawę, nic mnie w studiu nie trzymało; to nie tak że nam za to płacili, czy coś.


Zastanawiam się czy w momencie dołączenia planowałeś by nabyć taki przenośny stołek, przyciemnione okulary i kolorowy szalik czyniący reżyserem? Tak jak wówczas duża część studia? Czy od początku bardziej myślałeś jednak o dubbingowaniu? Czy jest szansa, że owy szalik czyha gdzieś teraz w jakiejś szufladzie, by zaplątać się niebawem na Twej gardzieli?


Nie, zdecydowanie nie. Krzesełko jest niewygodne, szale mają tendencję do duszenia mnie, a okulary już mam i bez tego.

Nie będę jednak zmyślał, machinimą też starałem się zająć, ale nieco później... już za czasu Szlachty, coś mi się wydaje. Tak czy owak, silnik Gothic'a i niepełna znajomość programu do edycji skutecznie mnie wtedy pokonały. Z większą ilością pokory może i by coś z tego wyszło, ale jakoś nie uśmiecha mi się ponownie doświadczać tych bolesnych wspomnień. Zwłaszcza, że mam już nadmiar innych projektów; nie wiem po prostu, czy w tym wszystkim będzie mi na to starczyło motywacji na kolejne duże przedsięwzięcie.


W porządku - chociaż jak to mówią nigdy nie mów nigdy, chyba że akurat używasz tego przysłowia to wtedy można i to nawet dwa razy. Grywałeś różne role, a swego czasu szczególnie u pana Xardasa i Billego. Nie może się więc obyć bez standardowego pakietu pytań dubbingera: którego typu role lubisz najbardziej, w jakich chciałbyś zagrać i promować swój mikrofon oraz jaką przyjemność sprawia Ci ogólnie granie w skali od „o rozkoszy bezkresna miaro” do „smętny powiewie jesiennej słoty”?


Tak, popisać mogłem się w wielu rolach i na wielu mikrofonach, co wcale taką dobrą sprawą nie jest, jak może się to wydawać.

Co do doboru ról, zdecydowanie nienawidzę kwestii krzyczanych, mówionych szeptem bądź piskiem. Jestem osobą w słowie raczej spokojną, takie cyrki źle się potem odbijają na moich strunach głosowych. Dlatego odpowiadają mi role, gdzie nie muszę się zbytnio ekscytować. W końcu jestem bardziej skłonny ku narracjom, mając te kilka lat doświadczenia na różnych frontach.

Co do tego aspektu sprawiania przyjemności, jest to trochę love-hate relationship. Czasami sesja nagraniowa może być naprawdę stresująca i nieprzyjemna, co rzadko odbija się pozytywnie na jakości dubbingu. Innymi razami całość idzie tak szybko i przyjemnie, że kilka razy muszę czytać scenariusz i analizować pliki, bo jestem pewny, że przeoczyłem połowę tekstu. Innym razem sąsiad z wiertarką po prostu nie pozwoli ci zebrać myśli, wtedy to jest naprawdę krucho.

Generalnie jednak całość skłania się bardziej do tego przyjemnego końca spektrum.


Właściwy aktor z właściwą rolą, to korzyść obopólna. Okej! Trzeba nam jednak jeszcze wrócić do tematów studyjnych, bowiem chodzą dość pokaźnie po wsi plotki, że miałeś swój udział w końcowych dniach TPS. Cóż się wtedy wydarzyło? Jak wspominasz preludium SWM? Miłe wspomnienia czy raczej tym pytaniem zaserwowałem Ci tydzień bezsenności?


Będąc szczerym, to nie wspominam tego niemal w ogóle, trochę jednak czasu minęło od tego jakże historycznego wydarzenia, a Xardas zapodział gdzieś Kroniki.

Pamiętam, że byłem czymś bardzo zdenerwowany, wróciłem ze szkoły do domu, czy jakoś tak, wszedłem na konwersację studia... i kilka minut później postawiłem całą Twierdzę w płomieniach. Pewnie im się należało.

Sytuacja w Twierdzy była dość napięta już od pewnego czasu. Wielu z nas, czyli właściwie osobom, które wyzwoliły Myrtanę i rozpoczęły jej pierwsze szlacheckie rody, nie podobały się tyrańskie rządy, jakie wtedy panowały, ale jakoś nikt nie miał odwagi postawić się władzy. Wychodzi na to, że to ja wyciągnąłem wtedy najkrótszą słomkę.

Patrząc na to z perspektywy czasu, może moje metody pozostawiają wiele do życzenia, by być z tego dumnym, ale uważam to za swego rodzaju osiągnięcie życiowe tak czy inaczej.


Czasami więc chyba po prostu lepiej wyłożyć karty na stół, w końcu wygląda na to, że przyśpieszyłeś to co i tak miało nastąpić. Jak wspominaliśmy na początku przez zawiłości czasu jesteś dłużej w studiu niż studio jest studiem. Zdefiniuj zatem czym jest, tudzież czym powinno być takowe studio machinimowe? Jakie odczucia wiążą się z grupą i zmianami zachodzącymi przez ostatnie 5 lat i jak widzisz siebie dalej w grupie?


Tak, jestem w studiu dłużej, niż studio jest studiem, aczkolwiek jak już to napomknęliśmy, mam tendencję do przedawkowywania melisy i systematycznych hibernacji, w efekcie nie najlepiej orientuję się, co się dzieje ze studiem. Póki była to tylko nasza TPS'owa grupka, że tak się nieładnie wyrażę, jako tako się jeszcze trzymałem, ale kiedy dochodziły kolejne osoby, powoli odsuwałem się w cień. Kiedy zaczęły się rotacje ludzi, nowe osoby dochodziły, inne uciekały, i tak dalej, to zacząłem się nieźle w tym wszystkim gubić, zawsze miałem beznadziejną pamięć to imion i twarzy. W końcu zszedłem raczej do pozycji osoby, która jest w studiu, kiedy jest potrzebna. To jeden z powodów, dla których omija mnie większość afer studyjnych.

Wiem jednak, że SWM miało swoje wzloty i upadki i nie będę ukrywał, nie spodziewałem się, że przetrwa tyle, ile przetrwało. Wiąże się to z pewnym odczuciem dumy i spokoju duszy.

Mam szczerą nadzieję, że nasza Szlachta będzie dalej się rozwijała i podołała przeciwnościom losu, jak robiła to do tej pory, przy okazji rzucając mi jakąś rolę do nagrania od czasu do czasu. W końcu, w teorii, ciągle jestem członkiem studio, z konfy mnie chyba jeszcze nie wykopali...


Najwyżej obaj się zaskoczymy widząc zamknięte od zewnątrz drzwi owej redakcyjnej piwnicy. Czy oprócz studyjnych wydarzeń interesujesz się jeszcze machinimową sceną? Powiedz co najbardziej Cię denerwuje w machinimowych produkcjach i środowisku?


Niestety, ale muszę tutaj nieco zawieść czytających. Nie utrzymywałem się zbytnio na bieżąco z nowymi trendami w fanowskiej twórczości przez ostatnie lata. Będąc zajęty swoimi projektami i studiami nie miałem na to zbytnio czasu i chęci. Także nie jestem w stanie się tutaj zbytnio wypowiedzieć.


W porządku! A zatem ostatnie pytanie: powiedz coś o Wolfym z drugiej strony ekranu? Kim jest, czym się zajmuje, czym interesuje, czy po doktorat wędruje?


Informacje o Wolfy czy o Wilczku? Bo w internecie to dwie różne postacie, choć obie należące do mnie i służące mi za swoiste awatary.

Jeśli chodzi o Wolfy, to odpoczywa na Hawajach razem ze swoją dziewczyną. Wilczek z kolei stara się wymyślić odpowiedzi na stertę pytań, jakimi zostaje zasypywany.

Chciałbym powiedzieć, że jestem normalną osobą, ale jest to dalekie od prawdy. I to było kłamstwo. Nie chciałbym tego powiedzieć. Jestem osobą powszechnie uważaną za 'dziwną' i jest mi z tym bardzo dobrze. Jak do tej pory specjalnie nie przejmowałem się opinią innych ludzi i nie mam zamiaru zacząć robić tego teraz.

Zajmuję się głównie pisarstwem w różnej formie: powieści, opowiadania, kampanie rpg, gry planszowe i nie tylko, tego typu sprawy. Od kiedy odstawiłem proscenę CounterStrike'a na bok, w końcu mam czas na rozwój osobisty, co zamierzam wykorzystywać. Dodatkowo poszerzam swoją wiedzę w dziedzinach szeroko pojętych militariów z powód zarówno osobistych (tematyka średniowiecza), jak i pisarskich (tematyka współczesna). Na opisywanie czegokolwiek więcej jestem zbyt leniwy, więc mam nadzieję, że to starczy.

I doktorat, oczywiście, wędruje, ale swoimi ścieżkami, póki co. Kiedyś się go dogoni, stałe zatrudnienie i międzynarodowe certyfikaty mają u mnie obecnie priorytet.


W porządku! Dziękuję Ci za wywiad, radością było dla mnie móc go z Tobą przeprowadzić. Mam nadzieję owa rozmowa nie będzie źródłem dodatkowego przychodu dla jakiejś apteki z ziółkami, a jeśli tak, to coś mi odpalą, tymczasem kłaniam się i wszystkiego dobrego.


Z tej apteki swoją działkę też chcę, ej.

Dzięki za wywiad, było nawet przyjemnie. Ale teraz czas na kolejną dawkę melisy. Także do usłyszenia. 🍞