THINGER - MARZEC 2020

(Prowadzi Dextron)

Piętnasty wywiad studia, a jedenasty z nowej edycji odbył się Thingerem - aktywnym dubbingerem i członkiem studia.

DEXTRON: Kiedyś pewien młodzieniec wiódł życie niewinne i spokojne, zapragnął jednak czegoś… nowego, co dodałoby jego żywotowi nutki marazmu i skrajnej depresji. Próbował na różne sposoby - ogrywał wszystkie DLC do pasjansa, oglądał różne wersje Harrego Pottera, w których owy czarodziej pokonywał panów wszelkiej maści i kolorów

- nie to jednak zmieniło życie naszego pana, a pewien niezwykły incydent, kiedy to w drzwiach swojego pokoju ujrzał niewidzialnego jednorożca z tęczą zamiast kolan. I pewnie można by sobie pomyśleć: „co w tym niezwykłego? Też w końcu mam drzwi”, jednak owy jednorożec zawiesił na klamce owych podwoi wykuty w otchłani tajskiej fabryki mikrofon.

I to ten oto mikrofon spowodował, że życie naszego młodzieńca radykalnie się zmieniło. Może nie jakoś przesadnie radykalnie, bo nie zaczął grać na akordeonie w przejściach podziemnych, aczkolwiek zmiana dała mu na tyle do myślenia, że owy młodzieniec przyjął miano Thinkera tylko, że przez G. Od tej pory owy pan ze spokojnego niewinnego młodzieńca stał się machinimowym dubbingerem, a jego głos gości nam w uszach przy machinimach różnorakich.

I choć historia ta jest już nam znana, pojawia się jedno pytanie - właściwie kilka - ale upchnę je w jedno: Kiedy, gdzie, u kogo i jak snadnie po raz pierwszy pan Thinger skorzystał z owego mikrofonu?


THINGER: No, no, muszę przyznać, że wstęp był iście bajeczny. Co ciekawe, chyba jest w nim całkiem spory zasób prawdy, gdyby porównać go do mojego życia z przeszłości. Ale przechodząc do twojego pytania - jeśli dotyczy ono, kiedy po raz pierwszy użyczyłem dubbingu w jakiejś produkcji - to odpowiedź jest banalnie prosta. Otóż była nią pewna zacna machinima, zwąca się "Szabla Admirała", stworzona przez równie zacnego machinimera, którego z imienia i nazwiska pozwolę sobie nie wymienić. Zagrałem tam króciuteńki epizod Kapitana Jack'a, wtedy jeszcze pod pseudonimem Vulgar.


Pierwsza rola była niewielka, ale rzecz jasna stopniowo następne rozrastały się do rozmiarów coraz to większych i poważniejszych. W zeszłym roku zagrałeś wiele specyficznych postaci, za co swoją również drogą zostałeś wyróżniony srebrnym pucharem SWM w kategorii - niechaj sprawdzę - dubbinger. Co sądzisz o owej nagrodzie? Spodziewałeś się jej? Którą z ról uważasz za najciekawszą lub najbardziej przebiegle udaną? A może najciekawsze role pojawiły się wcześniej? Oceń je w skali od zera do 30 km² przy granicy błędu wynoszącej 13 kg.


Pamiętam, gdy przeczytałem ów werdykt w jej sprawie. Byłem wtedy na dwudziestce znajomego i zrozumiałem wszystko mimo obecnego w głowie szumu spowodowanego ̶w̶y̶s̶o̶k̶o̶ ̶p̶r̶o̶c̶e̶n̶t̶o̶w̶y̶m̶ ̶a̶l̶k̶o̶h̶o̶l̶e̶m̶ włączonym nieopodal odkurzaczem. Czy się spodziewałem?

Na pewno liczyłem na choćby małe wyróżnienie, myślę, że na przestrzeni ostatniego roku całkiem się rozwinąłem. Mój wachlarz umiejętności wciąż nie należy do nadzwyczajnych i tak naprawdę nie ma roli, której nie miałbym nic do zarzucenia, ale bądź co bądź, jest kilka takich, które są w mojej głowie i cieszę się, że dostałem szansę ich odegrania.

Z ciekawych ról - na pewno Darius był rolą, która całkiem mi się udała. Faktycznie wczułem się w bohatera, co zresztą nie było trudne, bo wewnętrznie mocno się identyfikuje z czarnymi charakterami. Oprócz tej jest jeszcze rola, która... Nie ujrzała światła dziennego, gdyż całe przedsięwzięcie jest w fazie preprodukcji, ale, za jakiś czas - mam nadzieję - będę mógł się tym pochwalić. A ocena - moje najciekawsze role oceniam na zero podniesione do n-tej potęgi, co jak wiemy z matematyki - daje nam 10.


Darius był charakterystycznym, komediowym czarnym charakterem i na jego przykładzie zastanawiam czy komediowy gatunek pozwalający na powiedzmy więcej swobody oraz eksperymentu jest milszy do zagrania niż postać „poważna”? Jakie postacie umiejscowione w jakiego rodzaju machinimach dają Ci większą przyjemność i satysfakcje? Jakie są zalety grania w poszczególnych gatunkach? W swej wypowiedzi możesz pominąć sklejanki.


Tak naprawdę gatunek nigdy nie jest najważniejszy. Film ma być ciekawy, jego treść ma przyciągać zarówno widza jak i samego grającego. Jeśli historia chwyta nas za przysłowiowe jaja i trzyma aż do końca - to już połowa sukcesu, żeby dobrze móc się wczuć w bohatera, a reszta zależy już od naszych umiejętności. Jednak, jeśli postać jest źle opowiedziana, to choćby sam Di Caprio brał się za jej ogrywanie, nie będzie z niej niczego bardziej efektownego.

Jestem otwarty na różnorodność, nawet jeśli czerpałbym radość z grania w tylko jednym gatunku, to jest to leniwe zamykanie sobie drogi do dalszego rozwoju. Przyznam jednak, że Darius jest połączeniem rzeczy, które przemawiają do mnie najbardziej - mroczna struktura, w której zawarta jest subtelna dawka humoru. Chyba taki został w moich oczach.


I otóż to. W końcu gra w różnego rodzaju tworach pozwala niekiedy poznać samemu dubbingerowi swe możliwości od zupełnie innej strony. Grasz w różnego typu rolach, lecz jak wiesz dubbinger częsty bywa szufladkowany do jednego rodzaju roli, w której powiedzmy już raz się sprawdził. Jak zatem uniknąć takiego zaszufladkowania? Co poradziłbyś twórcom przy doborze mikrofonów i towarzyszących im opiekunów? Stawiać na znane role i powiązanych z nimi aktorów, kierować się barwą głosów, doświadczeniem? Jak dobierać aktorom rolę, by czuli się w nich jak najlepiej?


Ponieważ robimy to dla frajdy i nie ma z tego żadnych "finansowych korzyści", nie musimy brać co leci i wystarczy, że odmówimy udziału w filmie, ewentualnie możemy spytać o inną rolę, może reżyser akurat ma coś w zanadrzu, co mogłoby nas zainteresować. Podczas wymyślania postaci zazwyczaj ma się już w głowie aktora, który mógłby udźwignąć ten artystyczny balast. Jeśli nie pojawia się nam w głowie mimo dobrze zapisanego w scenariuszu charakteru - należy zacząć eksplorować teren machinimy, pytać innych twórców, czy znają kogoś, kogo można by sprawdzić.

Nie popieram działań w stylu podrzucania np. głównej roli aktorowi, który po prostu sprawdził się w ostatnich dziesięciu filmach, więc teraz dam mu ją, bo jest po prostu obiektywnie dobry, a sami nie wiemy, czego chcemy od tej postaci, napisaliśmy ją na kolanie, ale aktor jest świetny, więc na pewno wszystko ruszy. Nie, wcale niekoniecznie.

Przemyśl sprawę, zanim zlecisz komuś dubbing, poproś o próbkę, nie wciskaj od razu całej roli w stanie kompletnej niewiedzy. Owszem, barwa głosu jest niezwykle ważna, niski, basowy głos niekoniecznie zagra w każdym detalu, należy mieć to na uwadze. Doświadczenie jest ważne, ale należy pamiętać też o dawaniu szans nowo przybyłym, bo może iskrzy w nich coś, co warto wyrzucić na wierzch.

Aktor poczuje się komfortowo wyłącznie wtedy, kiedy poczuje, że rozumie swoją rolę i dokładnie wie, czego chce od niego reżyser. To właśnie jest definicja aktorskiego komfortu.


W końcu chodzi o to by i dubbinger i sam reżyser współpracując miło spędzili czas jednocześnie zyskując ciekawe efekty - a jeżeli stosować się do owych rad to i tak z pewnością będzie. No dobrze, pomówiliśmy o samym dubbingu, pomówiliśmy o Twoich rolach - lecz cały czas mowa o postaciach, które zagrałeś u innych machinimerów, natomiast nie udało mi się znaleźć Twojego głosu, w żadnej z Twoich machinim. Jakie jest tego wytłumaczenie?


Myślę, że ciężko doszukać się czegoś, co nie istnieje. Od dłuższego czasu wraz z SobChuckiem podchodzimy do wspólnej produkcji, pierwsza takowa miała mieć swoją premierę jeszcze w zeszłym roku, wciąż mamy do niej nagrany dubbing od choćby Anonimowego Lektora.

Niestety w międzyczasie okazało się, że nie jest tak prosto o aktora w machinimie. Niektórzy zajęci, niektórzy odeszli, a jeszcze inni po prostu się nie do końca się nadają, a produkcja zawsze ucierpi przy dobieraniu byle kogo, byle był. Ostatecznie tamten projekt wciąż gdzieś leży i kto wie, może kiedyś w końcu i po niego sięgniemy, było tam parę fajnych scen i dialogów.

Obecnie pracujemy nad czymś innym, obsada jest niemalże uzupełniona, należy jeszcze poczekać, aż wdrożę do scenariusza należne poprawki i możemy nareszcie brać się za "zdjęcia".


Wyjaśnienie okazało się zatem prostsze niż można było się spodziewać. Czy na potrzeby wywiadu zdradzisz nam może coś więcej o owych produkcjach czy wolisz potrzymać nas w niepewności? Kto otrzymał miano kapitana przy procesie tworzenia owych machinim?


Hm, myślę, że rąbka tajemnicy można tutaj uchylić. Owe produkcje utrzymane są raczej w cięższym klimacie, nie raz naginają gothicową rzeczywistość, ponieważ lubię przemycać odniesienia do naszego świata.

Nie ma tu więc mowy o sielankowej komedii, a już na pewno nie w obecnie prowadzonej produkcji. Kierownictwo przy tworzeniu leży w moich rękach, Sob jak najbardziej dyskutuje ze mną, bądź doradza, co lepiej mogłoby się nadać w poszczególnych sprawach.

On zajmuje się nagrywaniem, ma swoje słowo w doborze kadrów, siedzi również nad montażem. Ja jestem reżyserem, scenarzystą. Prawdopodobnie będę też dłubał w kwestiach dźwiękowych, ale to już w swoim czasie i zobaczymy, jak to się wszystko ułoży. Obaj też udzielamy się w tym filmie głosowo.


Brzmi ciekawie, pozostaje zatem tylko czekać. W każdym razie na stronie trzeba Ci chyba będzie dopisać status machinimer, decyzję czy to powód do świętowania czy do rozpoczęcia nauki zaplątywania węzła szubienicznego pozostawiam Tobie.

No dobrze, nie wiem, czy wiesz, ani czy ja powinienem to wiedzieć, ale dziś jest 589 dzień Twego pobytu w studiu, powiedz - co Cię skłoniło, by dołączyć do machinimowej grupy, dubbingować machinimy i to dubbingować pod szyldem SWM? Czy jakiś wpływ miał na to pan SobChuck celując ze swojego M1 Abramsa w Twoje okno, jednocześnie śpiewając „Marsyliankę” poprzeplataną słowami zachęty skłaniającymi do dołączenia do studia?


Cóż, nie do końca tak to wyglądało. Początki mojej siermiężnej podróży z głosem sięgają prawdopodobnie końca 2017 roku, kiedy zainteresowałem się pracą lektora. Na początku następnego roku zakupiłem wtedy Novoxa NC-1, na którym zaczynałem pierwsze próby z głosem, czytałem książki, zgrywałem to i odsłuchiwałem. I mniej więcej wtedy (a może nawet już wcześniej?) Sob spytał się mnie, czy nie chciałbym nagrać próbki i podesłać do studia.

Zanim jednak to zrobiłem, dostałem od niego namiar do człowieka zwanego Dextronem, abym spytał o angaż w jego najnowszej produkcji. On zgodził się i tak zainkasowałem swoją pierwszą małą rolę. Pamiętam, że były to okolice lutego, a do studia przybyłem dopiero w sierpniu. Trochę więc mi zeszło na nagrywaniu tej próbki.


Miałeś wcześniej pojęcie czym jest takie studio? Czy interesowałeś się już wcześniej środowiskiem machinimy, a i może bywałeś już wcześniej w tego typu grupach - czy było to pierwsze tego typu doświadczenie? Jak z perspektywy czasu oceniasz ową decyzję, a także swój udział w funkcjonowaniu studyjnej maszyny? Czy są jakieś elementy za którymi mniej tutaj przepadasz? Bez obaw te dziwne płaszcze na wieszakach podejrzanie przypominające sylwetki Billego i Wicebillów to zupełnie nie to co myślisz, a wszystkie kwestie „odpowiednie inaczej” trafią do podziemnej wersji wywiadu.


Dzięki za ostrzeżenie, Billy to brutal i bałbym się konfrontacji z nim. Jedyne studio, o którym słyszałem w tamtym czasie, to była Gildia Chrząszczy, które jak czytam, reaktywowało się w zeszłym roku. Z machinimą pierwszy raz zetknąłem się mając 9-10 lat i nie miałem pojęcia, że to się tak nazywa. Ową produkcją nie mogło być nic innego niż "Gothic: Prawdziwa historia". Nie obejrzałem całości, bo gdybym to zrobił, po dziś dzień leżałbym gdzieś na intensywnej terapii w Otwocku czy innym zadupiu, gdzie naprawia się głowy po ciężkich przeżyciach psychicznych.

Pamiętam jednak, że kody do Gothica bardzo mnie interesowały, przeróżne tricki, które przedstawiał erol18 i inni tego typu twórcy, podobało mi się to. Raz chyba nawet w 2012 roku próbowałem coś zrobić, ale na szczęście zabrakło mi chęci i umiejętności.

Wracając do Gildii, razem z siostrą oglądaliśmy filmy Gelenthara, stąd moja ówczesna świadomość, że istnieją takie studia, które się tym zajmują. Nie sądziłem jednak, że może tego tyle być, że są takie wydarzenia jak Złote Innosy. Ciekawa sprawa.

Z perspektywy czasu uważam, że to był dobry wybór. Uczestniczenie w tych bądź co bądź artystycznych rzeczach jest naprawdę fajne, wiedza, że ktoś cię ceni za to co robisz i widzi cię jako część swojego pomysłu.

Z rzeczy, które niekoniecznie mi podchodzą i zamierzam być tu szczery - wielokrotnie byłem świadkiem sytuacji, kiedy pewna ilość członków studia w jednym momencie mówiła tylko na swój temat i nie liczył się zupełnie z odpowiedzią drugiej osoby, rodzaj jednej wielkiej kumulacji egoizmu. Właściwie było to zabawne, ale mimo wszystko jest w tym zgrzyt, świadomość, że coś jest nie tak. Dzisiaj już tego chyba nie widuję, jednak jeszcze rok temu na pewno zdarzało się to dosyć często. Poza tym chyba nie mam zastrzeżeń.


Teraz ze zgrozą przypominamy sobie czy czegoś się rok temu nie pisało hehe. Okej, Na koniec zatem jak zwykle ostatnie opcjonalne pytanie: rzeknij coś o sobie, kim jesteś, co porabiasz, skąd się na tym świecie wziąłeś i co zamierzasz dalej czynić. Przy okazji możesz rzec do przyszłego pokolenia potencjalnych młodych dubbingerków co zrobić by przywołać do swego domostwa niewidzialnego jednorożca z tajskim mikrofonem i ze zwykłego obywatela przerodzić się w dubbingera. Czy – wbrew obiegowej opinii - nie wiąże się to z trzykrotnym powtarzaniem różnych słów do lustra?


Kim jesteś, dokąd zmierzasz? Obecnie jestem na ostatniej prostej (no, prawie że prostej, bo jednak wirusek pewne plany pokrzyżował) do ukończenia technikum na profilu nagrywania i nagłaśniania. Prawdę mówiąc, po szkole wolałbym się na poważniej zająć grze na 6-strunowcu, któremu poświęciłem najwięcej czasu ze wszystkich innych spraw w życiu. Podobno jestem w tym bardzo umiejętny, także chętnie sprawdzę, jak to będzie wyglądać, gdy wyjdzie się do ludzi. Wiedzy ze szkoły również się trochę liznęło, także nie pójdę z pustymi rękami.

Co do przyszłego pokolenia dubbingerów - jeśli chcesz się tym zająć, to po prostu zakup jakiś w miarę porządny mikrofon i idź się sprawdzić. Raczej rzadko jest się dobrym od samego początku, a wszystko wymaga ćwiczeń, także nic tylko zacząć i się poprawiać. Owszem, nagrywanie wiąże się z masą rzuconych na wiatr kurew i spalonych od wzrastającej temperatury nerwów - ale koniec końców wiesz, że warto.


A zatem dziękuję panie Thingerze za wywiad, prawdziwą przyjemnością było go dla mnie móc z Tobą przeprowadzić!


Również dziękuję za bardzo dobre pytania od bardzo dobrego prowadzącego. c: Serdeczne pozderki dla studia.