ARCHE

ARCHE

Ryszard Dziewulski

**

Wszystkie znane mi opracowania dotyczące problematyki prazasady wszechrzeczy należą do tych interpretacji, których podzielanie przychodzi mi z trudem. W szczególności mam na myśli nie tylko powszechny zwyczaj przeciwstawiania sobie stanowisk Heraklita i Parmenidesa, ale w ogóle podkreślanie niejednorodności postaw zwolenników ARCHE. (Parmenidesa nie zawsze wymienia się pośród zwolenników prazasady, skoro jednak jego filozofia dotyczyłaby czegoś innego - jakiż byłby sens zestawiania jej z Heraklitejską [zgodnie z myślą Arystotelesa, że nie da się porównywać rzeczy, które nie podpadają pod wspólną definicję]).

Pozostawiając na boku walory edukacyjne, zastanowić by się trzeba, czy w tej zgodności ocen większości komentatorów nie czai się aby jakieś interpretatorskie lenistwo, sprawiające, iż – dzięki bezwładności prawd raz uznanych – powiela się osąd, który nie tylko nie wydaje się być oczywistym, ale – z określonego punktu widzenia – wręcz stawia sprawę na głowie. Wydaje się bowiem, iż – chcąc dociec istoty prazasady – w mnogich spojrzeniach na ową istotę winniśmy poszukiwać raczej podobieństw, niż różnic, gdyż – jeśli ARCHE nie jest jedynie hipotezą – musi godzić nie tylko Heraklita z Parmenidesem, ale jednać wszelkie przeciwieństwa.

Szkic problemu

Z zagadnieniem ARCHE – rozumianym jako zasada nadrzędna, a więc niestworzona i niezniszczalna przyczyna wszechrzeczy, obejmująca i rządząca wszystkim co istnieje – spotykamy się w przekazach dotyczących stanowisk wielu starożytnych myślicieli, jednak tylko niektóre z owych postaw wydają się być tworzywem stosownym dla analiz mających przybliżyć istotę prazasady. Za przykład tych niestosownych – posłużyć mogą poglądy Talesa i Anaksymenesa, gdyż oba te stanowiska nazwać by trzeba niedoskonałymi. Po pierwsze, wydaje się, iż w postawach obydwu Milezyjczyków – nad filozoficznym – dominuje pierwiastek wyobrażeniowy. Zarówno Tales jak i Anaksymenes za prazasadę obrali jeden z tzw. elementów, jednak powody obrania któregoś z elementów za nadrzędny w stosunku do pozostałych nie wydają się mieć podstaw innych niż spekulatywne. Po drugie – co wydaje się istotniejsze – elementy obierane za ARCHE nie spełniają podstawowego kryterium, jakiemu powinno „podlegać” pojęcie zasady nadrzędnej, prazasada nie może bowiem mieć zasad ograniczających ją samą, a takimi przecież są definicje wody i powietrza, wraz z wszelkimi wynikającymi z nich własnościami cechującymi. Brak tu więc konsekwentnej konstrukcji myślowej, w sposób rewolucyjny różniącej obie te postawy od postaw mitycznych, z racjonalnego punku widzenia nie ma bowiem znaczenia kogo lub co obiera się za prapoczątek, jeśli ów wybór nie jest wiarygodnie umotywowany.

Spójności nie można natomiast odmówić poglądom trzeciego Milezyjczyka, Anaksymandra, ani też postawom Heraklita, Ksenofanesa i Parmenidesa.

Podrzędność świata wobec ARCHE leży w założeniu, iż wszystko co istnieje – istnieje według niej. Z hierarchią tą doskonale poradził sobie Anaksymander, nazywając najważniejszą z zasad bezkresem, a wybór tejże nazwy – wraz ze wszystkimi przesłankami, jakie owa nazwa w sobie ukrywa – dwa wieki później znalazł swoją aprobatę u Arystotelesa: Twierdzimy wobec tego, że nieskończoność nie ma swej zasady, lecz że ona sama uchodzi za zasadę innych rzeczy. /Fizyka, Księga III, 203 B 10/. Słowo apeiron (a-peras – nie posiadający granic) – już w swej strukturze etymologicznej spełnia kryterium, jakiemu nie podołał żaden z elementów i jakie jest niezbędne, by cokolwiek można było nazwać zasadą, zasada bowiem to coś nieograniczonego, ale ograniczającego; gdyby bezkres posiadał rządzącą nim zasadę, posiadałby w niej swój kres, a to przeczyłoby jego istocie.

Nieco odmiennie ma się sprawa z Heraklitejskim logosem, Ksenofanesową jednią i Parmenidejskim bytem: I żadna może z wczesnych myśli nie była bardziej godna podziwu od tej, że zmienne zjawiska posiadają stałą naturę. Że to Anaksymander był jej twórcą, co do tego są tylko poszlaki; ale jeśli nie on, to ktoś bliski mu czasowo, bo nie ulega wątpliwości, że pierwszym pokoleniom filozofów myśl ta była już znana. /Tatarkiewicz, „Historia Filozofii”, PWN 1970, t.1., str. 15./ Nawet jednak jeśli inspirowali się oni hipotezą bezkresu, każdego z nich trzeba by nazwać nie epigonem a kontynuatorem, gdyż nowe spojrzenia na prazasadę cechuje spójność nie inna niż ta, która przenikała myśl o apeironie.

Każda z przytoczonych nazw opisuje zasadę zajmującą analogiczną pozycję w hierarchii „definiowanego nią” świata: logos jest rozumnością – niedostępną zmysłom, jednak taką, w której wszystko ma swój udział, gdyż przenika ona cały świat jako jego wszechsprawcza zasada; jednia – jedność nieodmienna, cała widząca, cała myśląca i cała słysząca /Diels-Kranz, 21 B 24/, będąca bóstwem, które nigdy się nie zrodziło i trwa wiecznie – jest jedną i tą samą wszystkością / Legowicz, „Historia Filozofii Starożytnej Grecji i Rzymu”, PWN, 1986, str. 62/; i wreszcie – przejmujący schedę po wszystkości byt, obejmujący sobą to, co jest. Tak więc te same cechy, które Anaksymander dostrzegł w bezkresie – z samego swego założenia posiadają też i logos, i jednia, i byt, gdyż ich istotą jest zarówno brak krępującej je zasady wyższej, jak i założenie bycia zasadą wszystkiego.

W świetle takiego podobieństwa wręcz nie na miejscu wydaje się pytanie: czy to możliwe, aby pojęcia logos, jednia, byt i apeiron – posiadające tę samą istotę, a więc spełniające tę samą funkcję i oznaczające tę samą wspólność natury wszechrzeczy – nie odnosiły się do jednej i tej samej zasady?

Rozważania wstępne biegłyby tak: Zasada nadrzędna musi obejmować sobą całość istnienia. Wszystkie z postulowanych zasad nie mogą obejmować siebie nawzajem, stanowiłyby bowiem wtedy swój wzajemny kres. Tak więc – jako że ARCHE może być tylko jedna – każde z wymienionych pojęć musi współoznaczać dokładnie tę samą zasadę, w przeciwnym bowiem wypadku zaprzeczałoby jej istnieniu: jeśli logos nie byłby bezkresem, nie byłby bezkresny; jeśli jednia nie byłaby rozumnością, jakże mogłaby być cała myśląca i jakże można by słuchając logosu głosić, że wszystko stanowi jedno /Heraklit, D 50/; jeśli byt nie byłby wszystkością – cóż by z niego był za byt…? Bez względu więc na to, czy opisując prazasadę, posłużymy się określeniem izolującym któreś ze spojrzeń, czy też spróbujemy ją nazwać od nowa, oddając hołd każdemu z jej „odkrywców”, (np. bezkresna-jednia-rozumności-bytu) – zawsze mówić będziemy o jednej i tej samej ARCHE.

Podobieństwa łączące poszczególne spojrzenia na prazasadę ukrywają się w analogiach nie zawsze dostrzegalnych na pierwszy rzut oka. Najprawdopodobniej skutkiem tejże własności ARCHE (nazwijmy ją enigmatycznością) w opracowaniach porównujących omawiane tu filozofie – owe podobieństwa zwykle są pomijane. Za wielką (dziejową) ironię można by uznać fakt, iż wydaje się, że z takiej właśnie postawy drwił Heraklit, mówiąc: choć logos obowiązuje wszędzie, większość rozumuje każdy po swojemu /D 2/. Zgodnie jednakże z kolejną myślą Heraklita: Jeżeli nie oczekujesz nieoczekiwanego, nieoczekiwanego nie znajdziesz, gdyż trudno je wytropić i objąć” /D 18/ – w mnogości wyobrażeń dotyczących istoty prazasady tkwi pewna pomoc: wpatrując się w ARCHE z takiego dystansu, powinniśmy łatwiej poradzić sobie z jej tajemniczością, na zasadzie podobnej do wydobywania z mroku kształtów doświetlonych pomocniczymi źródłami.

Rozważania

Aby nie dać się ponieść zapałom badawczym i nie podchodzić do zagadnienia zbyt entuzjastycznie, wypadałoby – już na wstępie rozważań – zdać sobie sprawę z wagi omawianego problemu oraz trudności, jakim muszą sprostać wnioski, mające być efektem dociekań: Jeśli dowolną filozofię uznać można za spójną jedynie wtedy, gdy potrafi się ona bronić przy pomocy własnych argumentów, oznacza to, że hipoteza ARCHE – jako hipoteza prazasady wszechrzeczy – powinna być w stanie wytłumaczyć… w s z y s t k o.

O rzeczach najważniejszych nie wyrażajmy sądów pochopnych. /Heraklit, D 47/

**

Opisując Anaksymandryjski apeiron jako odpowiedź na pytanie o ARCHE, Tatarkiewicz wnioskował, że: odpowiedź ta wymieniała tylko ilościową własność pierwotnej materii: jej bezgraniczność. Nie wymieniała jakości, gdyż z bezgranicznością łączyła jakościową nieokreśloność. (…) bezkres tylko traci swoją nieokreśloność w miarę tego, jak kształtuje się zeń przyroda. /Historia Filozofii, PWN 1970, t.1., str. 15/

Otóż… zastanowić by się trzeba, czy ograniczanie bezkresu do czegokolwiek (w tym wypadku do cechy ilościowej materii pierwotnej) – nie kłóci się aby z istotą ARCHE…

Wydaje się, że problem wynikł stąd, iż dotychczas mówiliśmy wyłącznie o bezkresnej naturze samej zasady nadrzędnej, pomijając fakt, że dowolna zasada – aby mogła obowiązywać – musi mieć czego dotyczyć.

Z pierwszego punktu widzenia, to, czego miałaby dotyczyć ARCHE – nie mogłoby być nią samą; materia pierwotna, czy jakkolwiek inaczej nazwalibyśmy owo tworzywo „poddające się” prazasadzie – musiałoby być czymś od niej różnym, czymś posiadającym inną istotę. Możliwy jest jednakże drugi, bardziej liberalny punkt widzenia, który nie stawia bezkresowi takich warunków.

Dochodzimy więc do dwóch ewentualności:

1. Jeśli ARCHE miałaby istotnie być bezkresem/wszystkością/jednym – musiałaby być Parmenidejskim bytem i dotyczyć samej siebie.

2. Jeśli ARCHE miałaby być zasadą władającą nie sobą, ale czymś innym – nie można by jej nazwać ani bezkresem, ani wszystkością, ani jednym, gdyż stanowiłaby zaledwie element bytu – posiadając swój kres w tym, czym włada.

Logos – wydaje się być czymś pomiędzy bytem (wszystko uczestniczy w logos /Heraklit, D 113/) i zasadą (wszystko odbywa się zgodnie z logos /Heraklit, D 1/).

Zagadkę stanowiłaby też Heraklitejska zmienność, która wydaje się stać poza rozważanymi rozróżnieniami. Trudno sobie wyobrazić, by była całością bytu (ogień nie jest tym, co płonie; zmiana musi dotyczyć czegoś), jednakże również utożsamianie jej z samą formą pozostawia niedosyt (ogień nie jest sumą drewna, ciepła i popiołu, ale tym, co je łączy; zmiana wydaje się być nie samą formą, ale raczej zasadą jej przejawiania).

Wydaje się, że możliwe jest rozwiązanie, które łączyłoby stanowiska wszystkich myślicieli. Wymaga ono jednakże uznania harmonii odmiennych sposobów istnienia (to, co jest wewnętrznie sprzeczne, jest ze sobą zgodne: harmonia oznacza odwrotnie strojenie, jak w łuku i lirze /Heraklit, D 51/); zachowanie bezkresnej natury wielu bytów – wydaje się możliwe jedynie wtedy, gdy każdy z nich istnieje na inny sposób.

Najprostszą strukturą, która zapewniałaby zazębianie się różnych sposobów istnienia wydaje się być trójpodział bytu, w którym każde z dwóch elementów – znajdywałyby swoje wspólne oparcie w trzecim; każdy z elementów byłby względnie autonomiczny w stosunku do dwóch pozostałych, gdyż np. niezależność elementu α w stosunku do elementu β, wynikałaby z relacji zależności pomiędzy α i γ, zaś niezależność w stosunku do γ, uzyskiwałby element α dzięki swojej relacji z β; analogicznie autonomicznymi byłyby też elementy β i γ. Jednocześnie, jednakże, żaden z elementów nie byłby samoistny (tzn. nie byłby autonomiczny bezwzględnie), gdyż nie mógłby się przejawiać poza układem trinitarnym – w tym sensie przyznając rację Parmenidesowi.

Powrócić by trzeba do bezgraniczności i wiązanej z nią nieokreśloności, mających stanowić cechy apeironu, wydaje się bowiem, że wobec ewentualności trójpodziału bytu ich relacja byłaby inna: Każdy z elementów, stanowiąc kategorię elementarną tego samego bytu, istniejącą jednakże jedynie na sobie właściwy sposób, byłby – na tenże własny sposób – bezkresny (wypełniałby sobą całość danego sposobu istnienia), co jednocześnie oznacza, że nie byłby czymś ograniczającym dla pozostałych elementów (jako równie bezkresnych w swoich sposobach istnienia). Za „zasadę” każdego z poszczególnych elementów uznać musielibyśmy więc nie to, co go ogranicza (gdyż nic takiego nie istniałoby), a to, co go określa – tym zaś wydaje się być raczej relacja obu pozostałych elementów dopełniających, niż którykolwiek z nich oddzielnie; w tym sensie każdy element stanowiłby jedynie cząstkę (jakby „połowę”) zasady określającej dla każdego z pozostałych elementów.

Prazasadę – tworzyłyby razem trzy relacje cząstkowe, z których każda określałaby każdy z bezkresnych elementów, wspólnie stanowiących byt.

Wydaje się, że logos, rozumiany jako relacja określająca element, a więc niejako „wyłaniająca z niebytu” dany sposób istnienia (reguła, według której wszystko się urzeczywistnia /Reale, Myśl Starożytna, str. 39/) i byt, rozumiany jako niesamoistność elementów (nieautonomiczność bezwzględną odrębnych sposobów istnienia) byłyby czymś, czego – z racji proponowanej tu istoty (praistoty) – nie sposób od siebie odseparować.

Jeśli – doświadczalnie – materię uznalibyśmy za element wiążący zmianę z formą, i analogicznie: formę – za element łączący materię ze zmianą, zmianę zaś, za element łączący formę z materią – otrzymalibyśmy model elementarnej struktury bytu (rzecz).

Forma pierwotna byłaby określana przez relację materii i zmiany (materia zmiany / zmiana materii). (Logos) Spoczywa w zmianie. /Heraklit, D 84A/

Analogicznie:

Zmianę pierwotną określałaby relacja materii i formy (materia formy / forma materii).

Materię pierwotną określałaby relacja formy i zmiany (forma zmiany / zmiana formy).

Wszystkie trzy elementy razem – stanowiłyby Parmenidejski byt, który obejmowałby sobą wszystko, czyli dotyczył samego siebie.

Nazywając jakoś dowolną z cząstek nierozerwalnych, poniekąd nazywamy tak też i całość, która się z owych cząstek składa. W tym sensie ARCHE – byłaby synonimem i logosu, i bytu, i bezkresu, i wszystkości, i jednego, Heraklit zaś i Parmenides nie formułowaliby doktryn biegunowo przeciwnych, ale opisywali tę samą prazasadę.

************************

aktualizacja: 16 X 2011

/Ryszard Dziewulski/

Powyższą konkluzję co do charakteru elementów można by sformułować inaczej, próbując uchwycić różnice sposobów istnienia, co – być może – czyniłoby strukturę bytu nieco „czytelniejszą”:

Forma pierwotna – jako że jej bezkres byłby nieokreślonością – byłaby określana przez relację materii i zmiany.

Zmiana pierwotna – której bezkres byłby trwaniem – przejawiałaby się w relacji materii i formy.

Materia pierwotna – jej bezkres byłby bezgranicznością – byłaby ograniczana relacją formy i zmiany.

************************

aktualizacja: 7 XI 2011

/Ryszard Dziewulski/