Ryszard Dziewulski
**
Swego czasu, w jakimś poradniku promującym walory, zdawałoby się, pozafilozoficzne - natrafiłem na opowieść o spotkaniu dwóch biznesmenów, z których ten gorszy zaprosił na obiad tego lepszego, by poznać tajemnicę jego sukcesu. Najadłszy się do syta, lepszy nabazgrał swoją sekretną formułę na papierowej serwetce, wymienił ją na czek opiewający na wcześniej uzgodnioną kwotę i wyszedł. Gorszy, gdy tylko został sam, łapczywie podsunął serwetkę pod oczy, lecz, ku swemu rozczarowaniu, odnalazł tam jedynie dwa lakoniczne zalecenia:
1. Wyznaczyć sobie cel.
2. Zrealizować go.
Już na pierwszy rzut oka widać, że tajemna formuła nie zawiera w sobie żadnego odkrywczego przesłania, a jedynie skrót myślowy, sprowadzający schemat dowolnego z działań do dwóch kroków elementarnych, nie podlegających już dalszemu uogólnianiu. Można by przypuszczać, iż zależnie od wysokości kwoty, jaka widniała na przekazanym czeku, gorszy z biznesmenów zirytował się w mniejszym lub większym stopniu, zakupił bowiem informację najbardziej oczywistą z oczywistych: wiedzę, którą posiada każde dziecko.
A właśnie!
Z analitycznego punktu widzenia wiedza zawarta w uproszczonym schemacie działania jest tożsama z wiedzą o strukturze świata czynów, a jako że świat czynów nie jest światem różnym od świata w ogóle, wyszczególnione dwa podpunkty - jako najdalej posunięte uogólnienie dotyczące procesu działania - muszą też odpowiadać uogólnionej strukturze bytu (rozpatrywanej w aspekcie prakseologicznym). Byt składałby się tedy z (co najmniej) dwóch niezależnie od siebie istniejących krain: krainy celów i krainy ich realizacji. Pierwsza z nich byłaby dziedziną rozumu, królestwem idei, a więc pojęć, intencji i relacji, druga zaś - krainą rzeczy istniejących materialnie. Aby obie formy egzystencji odróżnić od siebie, istnienie w królestwie idei nazwijmy bytowaniem, istnienie materialne, natomiast, niechże się zadowoli starym (i nieco już wyświechtanym) pojęciem egzystencji. Tak więc - chcąc jednoznacznie uchwycić w słowach strukturę świata czynów stojącą w tle niniejszych rozważań o urzeczywistnieniu - należałoby przedstawić byt jako dwie odrębne sfery: świat bytujący w świadomościach i umożliwiający podmiotom tychże świadomości stawianie celów oraz świat egzystujący przestrzennie - na obszarze którego możliwe są owych celów realizacje.
Zanim odszukamy w powyższym schemacie miejsce dla wartości urzeczywistnienia, trzeba by zastanowić się nad położeniem wartości jako takiej, gdyż problem strony barykady, po której należy się jej spodziewać - jest problemem zasadniczym. Wydaje się, iż dowolna wartość nie może istnieć bez swojego podmiotu (warunkiem jej bytowania jest podmiot ją żywiący). Skoro więc pożywką dla świata wartości jest świadomość, próby lokalizowania wartości po stronie świata rzeczy - zakończą się rozczarowaniem.
Powyższe stanowisko wydaje się być ujęciem subiektywistycznym, przyznającym podmiotowi przywilej tworzenia i żywienia wartości, a więc trwałego utrzymywania jej w granicach świata bytującego. Jednakże (!) odrębnego podkreślenia wymagają dwie równoległe kwestie. Po pierwsze, idee (w tym wartości) bytujące w podmiocie - pomimo tego, iż leżą na płaszczyźnie niewspółmiernej z płaszczyzną rzeczy - mogą posiadać swe źródło również w przedmiotach (dzięki niezależności bytowania - idee mogłyby być wywoływane zarówno przez inne idee, jak i przez projekcje czerpane ze świata egzystującego); po drugie - fakt, iż idee (i ich relacje) rodzą się i bytują w poszczególnych podmiotach, wcale nie musi oznaczać, że każda z idei/relacji jest ideą/relacją niepowtarzalną; skoro każdy z mnogich podmiotów posiada nieograniczoną potencję żywienia idei - nie ma powodów sądzić, by niektóre z owych idei nie były ze sobą identyczne (np. idea trójkąta lub wartości społecznie uzgodnione).
Odrębną kwestią jest pytanie, czy wiele identycznych immanencji można uznać za pojedynczą transcendencję; jeśli tak - transcendencją byłaby też cała sfera projekcji świata egzystującego, on sam zaś byłby - o ironio! - równy w swej wartości idei platońskiej, jako element wspólny i jeden dla wszystkich podmiotów, nadający kształt ich bytowaniom.
Aby umotywować przedstawione stanowisko odwołać się trzeba do istoty wartości. Pomimo tego, iż na gruncie ekonomicznym pojęcie wartości posiada swoje wyraźne, odczytywalne intuicyjnie znaczenie, po "uwolnieniu" go do świata filozofii - zaczęło jednak przybierać tak wiele form, iż generalnie wymyka się ono próbom jednoznacznego upojęciowania. Dzieje się tak być może dlatego, iż definiując wartość, staramy się uchwycić ją jako taką, a więc "przyłapać ją" w jej stanie bezwzględnym, podczas gdy w żywiącym ją podmiocie bytuje ona zawsze jako relacja pomiędzy ukonstatowanymi przez ów podmiot jakościami.
Utożsamienie istoty pojęcia wartości z ideą relacji wydaje się bardziej celne od utożsamienia jej z pojęciem miary - głównie dlatego, że pojęcie miary niesie ze sobą skojarzenie mierzalności, a ta, jak się zdaje, przystoi raczej światu rzeczy. Relację, natomiast, daje się pojmować jako wielobiegunowo rozgałęzioną zależność pomiędzy różnymi jakościami. Tego typu struktura (a raczej tego typu dowolność kompozycji) - tłumaczyłaby bezmiar świata wartości. Jeśli teraz spostrzeżemy, że naszkicowana powyżej architektonika więzi pomiędzy mnogimi jakościami - sama musi stanowić ich jakość wypadkową, dojdziemy do definicji, która każe nam uznać wartość za pewien szczególny rodzaj jakości, zbudowany w oparciu o ustaloną siatkę relacji pomiędzy innymi, określonymi jakościami (przy czym, jeśli owe jakości są ustalone "z góry" - mamy do czynienia z wartościami powtarzalnymi, czyli możliwymi do żywienia wielopodmiotowego). Powyższy model struktury wartości wyjaśnia też mechanizm tworzenia wartości nowych, będących po prostu relacją nowo-ustalonej siatki jakości.
Poszukując zaszeregowania dla wyżej przedstawionego stanowiska, umieścić by je trzeba gdzieś pomiędzy relacjonizmem a subiektywizmem; trudność w systematyzacji wypływa z przyjętej ontologii, wykluczającej możliwość bezpośredniej relacji przedmiot - podmiot jako form "niewspółistnych" (istniejących na różne sposoby). Całość relacji wartościującej dokonywać się musi wewnątrz podmiotu, zaś przedmioty świata realnego - uczestniczą w relacjach za pomocą swoich bytujących równoważników* (czyli projekcji), pełniących rolę odrębnych jakości.
* Jeśli mówimy o wartościach w świecie rzeczywistym (egzystującym), to jedynie poprzez więź projekcyjną; przypisujemy przedmiotowi, którego projekcją jest dana idea, wartość tejże idei.
Jeśli przyjmujemy, że świat materialny [skończony] ma się nijak do niematerialnego [nieskończonego] (o ile za cechę materii uznamy "skończoność" rozumianą jako "mierzalność", cechą świata niematerialnego - byłaby niemierzalność, nieskończoność) - stawiamy sami siebie przed trudnym problemem: jak to możliwe, by materialna egzystencja mogła, oddziałując na świadomość, kształtować w niej swój bytujący obraz, a także aby bytujące niematerialnie cele znajdowały swoje realizacje w świecie egzystowania materialnego? Zasadnym byłoby przypuszczać, iż musi/muszą istnieć ogniwo/ogniwa pośrednie, pozwalające na obustronną projekcję: zarówno statusu świata materii w świat idei, jak i krystalizowanych przez świadomość celów - w świat rzeczy. Posługując się terminologią medyczną - mielibyśmy oto do czynienia z gnozją (odbiór doznań; droga dośrodkowa, dopodmiotowa) i praksją (realizacja dyrektyw; droga odśrodkowa, odpodmiotowa). Wszystko wskazuje na to, że granica pomiędzy światem idei i światem rzeczy - jest tą samą granicą, która dzieli rozum i mózg. Tam też, zapewne, należałoby jej szukać.
**
Pozostawiając na boku rozmyślania gnozeologiczne - jako nie należące do przedmiotu niniejszego opracowania - zwracam się oto w stronę praksji rozpoczynając od analizy pojęcia realizacji. Łacińskie słowo realis oznacza rzeczywisty, realizacja - byłaby więc wprowadzaniem dowolnego zamierzenia (idei) w świat rzeczy, czyli urzeczywistnieniem tejże idei (będącej dla realizacji przyczyną celową). Pamiętając o dwóch wspomnianych formach egzystowania (rzeczywisty=egzystujący oraz ideowy=bytujący), można by powiedzieć, że urzeczywistnienie jest kopiowaniem/translacją bytowania w egzystencję.
Jako że realizacje dokonują się za pomocą czynów, materiału teoretycznego, w oparciu o który będziemy w stanie wejrzeć w istotę urzeczywistnienia, dostarczyć nam może prakseologia, badająca metody wszelkiego celowego działania ludzkiego (gr. praksis oznacza czynność, a więc działanie).
Kotarbiński, definiując prakseologię (Prakseologia, czyli ogólna teoria sprawnego działania, /Traktat o dobrej robocie, str. 7, Ossolineum, 1982./), spośród wszelkich cech działania na samym szczycie stawiał jego sprawność; pozostałe własności, m. in. skuteczność, podporządkowywał sprawności jako jej składowe. Hierarchia powyższa posiada swoje uzasadnienie wtedy, gdy przedmiotem dociekań jest sama metodyka urzeczywistnień, jednakże dla rozważań na temat istoty urzeczywistnienia powinniśmy, jak się zdaje, przetasować przymioty działania, układając je w stosowniejszej kolejności. Najlepiej ją ustalić, zestawiając ze sobą działanie sprawne, ale niezbyt skuteczne oraz działanie skuteczne, chociaż niezbyt sprawne (Zestawienie takie jest możliwe, jeśli pojęcia sprawności nie wiążemy z celowością - która stanowi o skuteczności - a jedynie z metodyką działania). Z punktu widzenia urzeczywistnienia dowolnej idei wydaje się oczywistym, że nawet, jeśli sprawność działania skutecznego (celowego) pozostawia wiele do życzenia, to i tak jest ono wartościowsze od wykonanego z perfekcyjną sprawnością działania o niskiej skuteczności (zaburzenia celowości działań). Wartość urzeczywistnienia odnajduje więc swój pierwszy warunek w skuteczności działania. Mało tego, uznając, że działanie jest urzeczywistniAniem, a więc procesem kopiowania bytującej idei wzorcowej w jej egzystujący realnie odpowiednik, poprzez skuteczność owego działania - rozumiemy formę dokonaną procesu, a więc jego urzeczywistniEnie.
SKUTECZNOŚĆ ≡ URZECZYWISTNIENIE
Przy okazji niniejszych rozważań pozwolę sobie na marginalną uwagę dotyczącą swoistej koligacji: skoro teoria działania konkretnego bywa uzasadniana mocą konkretnej praktyki, a więc skuteczności konkretnej, to w jakiż inny sposób mielibyśmy weryfikować ogólną teorię działania, jeśli nie poprzez wykazanie powszechności jej zastosowań praktycznych, czyli udowodnienie skuteczności absolutnej? Jeśli jedynym możliwym sposobem przeprowadzenia takiego dowodu okaże się metoda "nie wprost" (wykazanie sprzeczności w dowodzie na nieskuteczność), oznaczać to musi, iż wyłącznym sposobem weryfikowania teorii skuteczności absolutnej - jest logika.
Powróćmy teraz do anegdoty, przypominając sobie sugerowaną w niej strukturę świata czynu:
1. Wyznaczyć sobie cel.
2. Zrealizować go.
Z aksjologicznego punktu widzenia powyższa sekretna formuła traktowana jako konspekt działania - zawiera dopiero połowę przesłania. Pozostała jego część leży w kontekście sytuacyjnym: umyślne sprowadzenie istoty sukcesu do tych właśnie dwóch elementów sugeruje, iż za wartość najwyższą w świecie biznesu (wręcz: jedyną!) autor uważa skuteczność działania. Przyznając lepszemu z biznesmenów rację - wyniesiemy skuteczność do rangi wartości warunkującej egzystencję całej aksjosfery. Dlaczego? Ponieważ wszystko wskazuje na to, że historia świata wartości jest historią urzeczywistnień.
Jeśliby rzeczywistość nie była podstawą bytową aksjosfery, cóż by miało nią być?
Załóżmy przez chwilę, że możliwe jest bytowanie wartości - bez urzeczywistnień idei do świata rzeczy. Czym wtedy byłyby wartości, które nazywamy konstruktywnymi? Powstałoby pytanie: skoro konstruktywność odwołuje się do skutków, to czy skutki mogą istnieć wyłącznie w świecie idei? W świetle przyjętej ontologii odpowiedź brzmiałaby: mogą tam tylko bytować - jako idee. Konstruktywność wartości nie odwoływałaby się więc do skutków egzystujących dzięki urzeczywistnieniom (a więc pośrednio i do procesów urzeczywistnień), a jedynie do samej idei skutków. Jeśliby jednak nie było urzeczywistnień, to czego ideą byłaby idea skutku? Ideą idei skutku. A ta ostatnia - czego byłaby ideą? Itd. w nieskończoność. Okazuje się więc, że bez oparcia w projekcjach - znika weryfikowalność idei; dowolna idea musi być, bowiem, ideą czegoś. Warto zauważyć, że zachodzi tu wyraźna analogia ze światem rzeczy, gdzie podobne kłopoty z istnieniem miewa materia pozbawiana formy. Stąd już tylko krok do sugestii, iż świat idei stanowi swego rodzaju lustrzane odbicie świata rzeczy; idea byłaby tu odpowiednikiem materii, i bytowałaby dzięki formie nadawanej jej przez projekcje rzeczy. O ile w świecie rzeczy aktem jest działanie, w świecie idei - byłaby nim immanentyzacja.
**
Skoro cele mogą sobie stawiać tylko indywidua /Kotarbiński, "Abecadło praktyczności", Wiedza Powszechna, Warszawa 1972 - str. 63/ to od chwili, gdy na świecie pojawiły się istoty świadome, bytuje też na nim przyczyna celowa. Obok samorzutności (czy jakkolwiek inaczej nie nazwalibyśmy metodyki, jaką posługuje się apeiron tworząc w przestrzeni wyspy malejącej entropii) - byt zyskał oto nową metodę samorealizacji. Cel, ustalany w formie pozarzeczywistej, jest wzorcem dla starań bytów upodmiotowionych; zamiast dotychczasowej przypadkowości - CEL jest PRZYCZYNĄ malenia entropii w kosmosie. Ustalanie celów dokonuje się w aksjosferze, ich realizacje zaś przebiegają w świecie rzeczy, przez co tworzy się pętla zależności zwrotnych: Warunkiem spełnienia poszczególnych wartości jest urzeczywistnianie bytujących idei, urzeczywistnione idee z kolei zmieniają status rzeczywistości, a nowa rzeczywistość - dzięki swoim projekcjom w świat idei - stanowi punkt wyjścia dla dalszych celów.
Czyż mógłby istnieć solidniejszy fundament dla aksjosfery, niż rzeczywistość? Czyż świat mógłby być skonstruowany inaczej, niż poprzez współegzystowanie dwóch odrębnych (lustrzanych?) sfer, stanowiących dla siebie wzajemną pożywkę i oddziałujących na siebie poprzez pętle naprzemiennych sprzężeń? A wszystko to - dzięki dwóm ogniwom pośrednim umożliwiającym zakładaną już przez starożytnych cykliczność świata - cykliczność urzeczywistnień i projekcji: dzięki aktom działania i immanentyzacji.
Trawestując platońską wizję świata idei z dialogu "Fajdros", można by zaryzykować twierdzenie, iż działanie siedzi okrakiem na grzbiecie nieba; będąc narzędziem aktu urzeczywistnienia, jedną nogą buja w krainie idei, drugą zaś - opiera twardo na ziemskim padole.
***************************************
Przemyśl, 8 I 2009 /Ryszard Dziewulski/
Bibliografia:
T. Kotarbiński, Abecadło praktyczności, Wiedza Powszechna, Warszawa 1972.
T. Kotarbiński, Traktat o dobrej robocie, Ossolineum, 1982.
J. Lipiec, Świat wartości, FALL, Kraków 2001.