Ryszard Dziewulski
**
Poszukiwania istoty prakseologii winny uwzględniać zarówno ustalenia jej pierwszych odkrywców, jak też i to, co w owym procesie wyłaniania istoty zostało, być może, pominięte.
W roku 1947, w artykule opracowanym na prośbę redakcji "Życia Szkoły", mającym być odpowiedzią na pytanie "co to jest prakseologia", Kotarbiński pisze: Dyscyplina to (...) stająca się dopiero, specjalność badawcza in statu nascendi. Zamierzenia jej zdradza początek nazwy, wywodzącej się oczywiście od greckiego πραξιζ (w dopełniaczu - πραξεωζ), co znaczy “działanie”. Ma to być zatem nauka o działaniu, jakaś ogólna teoria działania, czynu, zachowania się sprawczego. (...) prakseolog, jako taki, rozważa wszelkie działanie. [1]
Definicja ta wydaje się bardziej rzetelną od tych konkluzji Kotarbińskiego, w których istotę nowej nauki upatrywał on raczej w analizie jakości działania (najczęściej jego sprawności), niż w badaniu struktury działania jako takiego: O istocie i zadaniach metodologii ogólnej (prakseologii) [2], Prakseologia, czyli zasady sprawnego działania [3], Zadania prakseologii, czyli nauki o działaniu skutecznym [4].
Ogromny dorobek Kotarbińskiego z zakresu prakseologii w swej większej części dotyczy refleksji nad jakościowymi walorami czynu, mierzonymi w skalach sprawności, metodyki, skuteczności, racjonalności, oszczędności, ekonomiczności, celowości, wykonalności itp. Wydawać by się mogło, że sumując wszystkie te aspekty otrzymamy pełne spektrum dziedzin prakseologicznych, tworzących wspólnie naukę ogólną, oznaczałoby to jednak, że termin nauka ogólna rozumiemy w sensie kolektywu nauk ją współtworzących.
Jeślibyśmy przyjęli ten model ogólności, zastanowić by się trzeba, czy nie jest tak, że nawet wyczerpujący zestaw dziedzin cząstkowych dowolnej z nauk – stanowić może jedynie jej wycinek, jeśli zamkniemy go w granicach jednego poziomu emergencji, wydaje się bowiem, że takie niebezpieczeństwo mogłoby zachodzić właśnie w przypadku filozofii Kotarbińskiego. Z punktu widzenia ontologii – większość swoich rozważań prowadzi on na konkretnym, dość wyraźnym poziomie emergencji – poziomie życia codziennego, dzięki czemu przeważająca część jego osiągnięć tworzy dorobek teorii pracy raczej (ew. teorii organizacji pracy), nie zaś dorobek prakseologii w sensie ogólnym, gdyż ta – przy kolektywnym rozumieniu ogólności – musiałaby obejmować wszystkie możliwe poziomy emergencji.
Właściwe znaczenie terminu ogólny jest jednak dokładnie przeciwne: ogólny, to nie "stanowiący sumę odrębnych przypadków", ale "mający zastosowanie do wszystkich przypadków", a więc "stanowiący wspólną strukturę wszelkich ewentualności". Tak więc mimo zwyczaju sprowadzania rozważań do poziomu życia codziennego – w mnogich konkluzjach Kotarbińskiego nt. dobrej roboty doszukać się można także tych, które – dzięki swej naturze ogólnej – przekraczają granice konkretnej emergencji.
Spodziewam się, że powyższe ustalenia wywołać mogą sprzeciw tych, których satysfakcjonuje poziom ogólności rozważań prowadzonych przez Kotarbińskiego, ja jednak sądzę, że działaniem jako takim – zajmował się on niewiele. Przyczyna może być tylko jedna: jako reista somatystyczny nie uznawał on istnienia zmiany, to zaś znacznie utrudnia dywagacje nad metafizyką czynu.
Rozumiejąc prakseologię jako ogólną teorię działania, wypada mi oto poddać krytyce również propozycje jej "ojca chrzestnego", Alfreda Espinasa, który w roku 1890, w pracy Les origines de la technologie [5] prawdopodobnie jako pierwszy użył sformułowania "prakseologia". Nie udało mu się opublikować drukiem pełnego programu postulowanej nauki, ale – jak podaje Kotarbiński – zdaniem Espinasa, miałaby ona badać drogi i sposoby doskonalenia się umiejętności praktycznych w toku dziejów [6]. Trudno zaprzeczyć, że w tym ujęciu byłaby to jedynie dziedzina opisowa, zajmująca się historią technologii użytkowej, a więc i tutaj nie mielibyśmy do czynienia z ogólną teorią czynu, a jedynie z jakimś jej aspektem. W innym opracowaniu [7] podaje Kotarbiński, że terminu "prakseologia" używa Espinas zamiennie z terminem "technologia ogólna", ta zaś ma zajmować się: systematyzacją kunsztów praktycznych, śledzeniem genezy i rozwoju kunsztów oraz dociekaniem praw (!) wyznaczających skuteczność. Wydaje się, że jedynie to ostatnie zadanie zawiera w sobie element godny teorii ogólnej: dociekanie praw.
Kontynuując rozmyślania w powyższym trybie, przychodzi mi przeciwstawić się też Pszczołowskiemu, który nazwę "prakseologia" przypisuje teorii działania skutecznego: W hierarchii nauk bezpośrednio nad prakseologią znajduje się ogólna teoria działania, a jeszcze wyżej teoria zdarzeń, czyli teoria kompleksów. (...) W ten sposób umiejscowiliśmy teorię skutecznego działania na trzecim miejscu w hierarchii pewnych nauk. [8] Zastrzeżeń nie budzi przedstawiona tu hierarchia, ale to, któremu z jej pięter przypisuje Pszczołowski nazwę "prakseologia".
Zachodzi pytanie, które trzeba sformułować explicite: jaką nazwę mielibyśmy przypisać ogólnej teorii działania, jeśli termin działanio-logia zarezerwowalibyśmy dla sprawnościo-działanio-logii (jak czyni późny Kotarbiński), dla techno-działanio-logii, jak chce Espinas, albo dla skutecznościo-działanio-logii, jak postuluje Pszczołowski? (Dowolne dalsze propozycje pomijam, jako kolejne przystanki tej samej drogi donikąd.)
Otóż sądzę, że nie ma najmniejszej potrzeby nazywania od nowa czegoś, co posiada już rzetelną, skrojoną na własną miarę nazwę – szczególnie w przypadkach takich terminów, których zakres stosowalności jest precyzyjnie wyznaczony właśnie przez strukturę etymologiczną owej nazwy. "Prakseo-logia" (działanio-logia) jest najkrótszym, a więc i najogólniejszym z możliwych określeń nauki o działaniu, i jako takie jest najodpowiedniejszą nazwą dla ogólnej teorii działania. To, że poszczególne dyscypliny cząstkowe uzurpują sobie prawo do miana dziedziny ogólnej, uznać trzeba jedynie za deklarację ich podległości, wszystkie one są bowiem szczegółowymi aspektami teorii ogólnej. Za dowód posłużyć tu może fakt, że zakres zainteresowania każdej z nich daje się sformułować poprzez konstrukcję:
teoria działania ........
gdzie w miejsce kropek podstawić można każde dalsze uszczegółowienie, a więc aspekt, w jakim dana dziedzina rozpatruje działanie (np. teoria działania sprawnego, teoria działania skutecznego, teoria działania rozpatrywanego w aspekcie metodyki doskonalenia się kunsztów, itp.).
**
Wszystko przemawia więc za tym, by w rozważaniach nad istotą prakseologii wyjść od definicji z roku 1947, tej cytowanej jako pierwsza, która, nota bene, wydaje się też być tożsamą z definicją Słuckiego, co Kotarbiński komentuje następująco: Autor nie tłumaczy się z użytku nazwy "prakseologia" (...) A jednak z treści artykułu* widać jasno, że idzie mu (...) o jakąś teorię ogólną celowego działania. [9]
* (w cytacie chodzi o artykuł: "Przyczynek do formalnie prakseologicznego uzasadnienia ekonomii" [10]) Mówiąc nawiasem, zamieszczona w Traktacie... recenzja owej pracy Słuckiego jest niezwykle ciekawa, Kotarbiński zauważa w niej bowiem, że elementarne postulaty prakseologii wyprowadza Słucki z założeń ontologicznych, które to założenia substancję ujmują jako system. W świetle rozpatrywanego problemu istoty prakseologii, artykuł Słuckiego jawi się więc dość obiecująco (link: formalizm Słuckiego).
Tak więc:
Prakseologia jest ogólną teorią działania
Najważniejszym pytaniem, na które wypada w tym miejscu odpowiedzieć jest pytanie o stopień ogólności tak sformułowanej definicji. Jeśli uznamy, że jest ona najogólniejszą z możliwych i zakończymy tu rozważania, pozostaniemy na poziomie emergencji życia codziennego, jeśli jednakże uznamy, że taką nie jest – to w tym właśnie miejscu przyjdzie nam się rozstać z tym poziomem uogólnienia, na którym generalnie poprzestaje Kotarbiński.
Powyższy dylemat prowadzić może w jednym tylko kierunku, mianowicie ku pytaniu o istotę samego działania. Nie chcąc popełnić błędu kategorialnego, aż nazbyt często spotykanego na tym etapie rozważań, definiując działanie wypada unikać nie tylko sformułowań w stylu: "czyn świadomy i celowy", "zachowanie się czynne", czy "zachowanie umyślne", ale nawet takich jak "czynność świadoma i celowa". Osobiście nie widzę większej różnicy pomiędzy terminem działanie, a terminem czyn, natomiast pomiędzy terminami działanie i zachowanie się oraz terminami czyn i czynność - występują zbyt daleko idące pokrewieństwa, aby bezpiecznie (tj. nie będąc posądzanym o tłumaczenie idem per idem) posługiwać się nimi w definicji działania. Nie to jest jednak powodem, dla którego nie wolno nam używać przytoczonych sformułowań, ale to, że wszystkie one wydają się należeć do tej samej kategorii poznawczej, do jakiej należy też działanie w ujęciu Kotarbińskiego, a więc rozumiane jako robota.
Poszukując tedy genus proximum, odwołać się trzeba do poziomu wyższego, a więc dziedziny zdarzeń, spośród których niektóre spełnią kryterium różnicujące, i te będą działaniami, niektóre zaś nie. Wydaje się, że w rozpatrywanym przypadku pożądaną differentia specifica jest właśnie celowość. Na koniec wypada pozbyć się ostatniego... uwierającego (przynajmniej w języku polskim) elementu, słowo "zdarzenie" sugeruje bowiem tryb dokonany dowolnego procesu. Niezręcznie jest mówić o zdarzeniu, że się właśnie zdarza lub że się w końcu nie zdarzyło, choć się przez jakiś czas zdarzało (w sensie: trwało). Zamiast tego, wygodniej będzie używać terminu "proces", gdyż wydaje się on bardziej elementarnym (bardziej ogólnym) od terminu "zdarzenie" – właśnie z tej racji, iż i może i nie musi być jałowym.
Działanie jest procesem celowym
więc:
Prakseologia jest teorią procesów celowych
Próbując wyjaśnić terminy "proces" i "celowość" wkroczymy powoli na teren metafizyki, gdyż "elementy pierwsze" dowolnej z filozofii – jako niedefiniowalne – muszą pozostawać w sferze założeń, a więc wynikać z przyjętej a priori kosmologii.
************************
aktualizacja: 22 IV 2012
/Ryszard Dziewulski/
Zacznę od procesu.
Istnieje dość daleko idąca dowolność przypisywania znaczeń terminom "zdarzenie" i "proces", jednakże krytyczna analiza owych przypisań wskazuje na synonimiczność obu terminów. Każda z definicji w taki czy inny sposób rysuje w wyobraźni nić czasu, na którą "nawleczone" są poszczególne – różne od siebie – "stany" jakiegoś obiektu (najczęściej zwanego systemem lub układem), przy czym zastępowanie stanu poprzedzającego przez następujący – zawsze nosi nazwę "zmiany".
Wszystko wskazuje na to, że wyobraźnia dysponująca skąpym zestawem 5 elementów, tj. oś czasu, obiekt, stan 1., stan 2., zmiana – potrafi ogarnąć istotę procesu. Zastanowić by się trzeba, czy powyższy zestaw niczego nie dubluje, być może potrafilibyśmy go bowiem zredukować, a więc uprościć naszkicowany model do jeszcze ogólniejszego.
Pierwszym kandydatem do redukcji jest tzw. "czas", wyobrażany liniowo. Jedynym zadaniem "nici czasu" jest – iście Augustyńskie – uplastycznienie (uprzestrzennienie) fenomenu zmiany; przedstawienie zmiany jako osi pozwala zestawiać obok siebie różne stany obiektu (co jest po prostu powieleniem tego samego obiektu). Zmiana – wydaje się być nieredukowalną składową procesu, a więc bytem elementarnym.
Jeśli wyizolowany powyżej element usunę z rozumowania, pozostaje zastanowić się jedynie nad relacją obiektu do jego stanów. Stany 1. i 2. obiektu – nie są czymś innym od owego obiektu; obiekt jest tożsamy zarówno ze stanem 1. samego siebie, jak i ze stanem 2. Różnica pomiędzy stanem 1. i 2. wynika ze zmiany, nie należy więc do istoty obiektu, a do istoty zmiany. Analizując cechy obiektu – dochodzimy więc do ustalenia, że są one tożsame z cechami substancji Arystotelesa: Wydaje się, że najbardziej swoistą cechą substancji jest to, iż jest zawsze tym samym i będąc liczbowo jedna jest zdolna do przyjęcia przeciwieństw. /Kategorie, 4a 10/ ...dzięki podleganiu zmianie każda rzecz jest zdolna do przyjmowania przeciwnych jakości. /Kategorie, 4a 30/ Obiekt więc byłby tym, co Arystoteles nazywa substancją. Możność podlegania zmianie stanowi jednakże o tym, że obiektu (substancji) nie można uznać za byt elementarny. Wypada tedy powrócić do pytania o naturę obiektu, tzn. wyróżnić w nim co najmniej dwa elementy:
- ten, dzięki któremu podlega on zmianom i
- ten, dzięki któremu zachowuje tożsamość.
Proponowane przez Arystotelesa forma i materia – zdają się być odpowiedzią wyczerpującą.
Zredukowawszy całość elementów budujących proces do obiektu i dotyczącej go zmiany, można sformułować definicję:
Proces jest zmianą obiektu
(zmianą dotyczącą obiektu)
Analizę celowości trzeba by rozpocząć od powołania się na ustalenia Słuckiego [10], który zdarzenia (procesy) podzielił na przyczynowe i celowe. Przyczynowymi nazywa takie, w których kolejny stan obiektu zależy jedynie od jego historii i obecnych współrzędnych, w zdarzeniach celowych natomiast stany obiektów zależą - dodatkowo - od perspektyw układu, a więc zbioru alternatywnych stanów możliwych w przyszłości. Stany alternatywne bytują w przestrzeni pojęciowo-aksjomatycznej, celowość byłaby więc ingerencją owej przestrzeni w dziedzinę zdarzeń przyczynowych.
Proces celowy jest również zmianą dotyczącą obiektu, jednakże zmianą szczególnej jakości - zmianą podległą przyszłym stanom alternatywnym. (Jako że różnica leży w charakterze zmiany, występujące tu i tu pojęcie obiektu - można pominąć.)
Prakseologia jest teorią zmian celowych
Wydaje się, że definicji prakseologii nie da się ująć jako "teorii zmian alternatywnych", gdyż zabrakłoby w niej elementu sprawczego...
W miejscu tym dochodzimy oto do prawdziwej istoty celowości: INGERENCJI przestrzeni pojęciowej w świat rzeczy. Tylko dzięki niej zmiana PODLEGA wpływom stanów przyszłych.
Przyszły stan alternatywny - jest ideą "stanu układu" (obiektu), bytującą w przestrzeni pojęciowej.
INGERENCJA - jest zmianą obiektu idealnego na obiekt rzeczywisty.
Zmianę taką nazywamy urzeczywistnieniem.
Stąd definicja ostateczna:
Prakseologia jest teorią urzeczywistnień
**
*******************************************
Przemyśl, 12 maja 2012 /Ryszard Dziewulski/
[1] – “Życie Szkoły” , nr 11, Toruń, 1947
[2] – “Przegląd Filozoficzny” 1, 1938
[3] – ”Argumenty” , nr 19, 1963
[4] – wykład wygłoszony w uniwersytecie w Sztokholmie, 22 maja 1957; “Sprawność i błąd”, wyd. 2, W-wa 1957.
[5] – ”Revue Philosophique de la France et de l’Etranger”, 1890.
[6] – Kotarbiński, ”Traktat o dobrej robocie. Aneksy”, wyd. 7, Zakł. Nar. im. Ossolińskich, 1982, str. 419.
[7] – Kotarbiński, ”Rozwój prakseologii”/“Kultura i społeczeństwo”, nr 4, R. 5, 1961; “Traktat...” str. 332/
[8] – Pszczołowski, ”Zasady sprawnego działania”, rozdz. “Miejsce prakseologii”, Wiedza Powszechna, 1960, str.164.
[9] – “Rozwój prakseologii”, /“Kultura i społeczeństwo”, nr 4, R. 5, 1961/; “Traktat...”, wyd. 7., str. 336.
[10] - "Przyczynek do formalnie prakseologicznego uzasadnienia ekonomii" /“Zapiski Socjalno-Ekonomicznoho Widdiłu”, tom IV, 1926; polski przedruk: “Prakseologia” 1967./