Jak to oni przynieśli ważną wieść z Gandawy do Akwizgranu

Robert Browning, Jak to oni przynieśli ważną wieść z Gandawy do Akwizgranu


Na koń! Ja i Joris, i Dirck, i ruszamy;

Wszyscy trzej przez dziedziniec i galopem do bramy;

Otworzono podwoje; straż w ryk: nie szczędź koni!

Koni - echem od murów ten ich krzyk nas dogonił.

Zgrzyt wrót. Światła zgasły i pochłonął nas mrok.

Była północ dokładnie, gdy zrównaliśmy krok.


Ani słowa do innych, w jednym gnaliśmy rzędzie,

Strzemię w strzemię, miejscami nie zmieniając się w pędzie,

Poprawiłem się w siodle, popręg mocniej ścisnąłem,

Podciągnąłem rzemienie i na łęku się zgiąłem,

A przed nami w ciemności rozpościerał się szlak

Jeszcze nigdy mój Roland nie cwałował aż tak.


Księżyc właśnie zachodził, gdyśmy w drogę ruszali,

Pod Lokeren koguty piały, gdyśmy jechali,

Pod Boom słońce zza chmury wyszło jeszcze ospałe,

Zaś pod Duffeld na niebie pokazało się całe.

A z dzwonnicy w Mechelen dzwonu dźwięk dognał nas -

Gdyśmy miasto mijali Joris rzekł: jeszcze czas!


A pod Aershot słońce zza obłoków wyjrzało

I pod światło krów stado nieruchomo tam stało,

Wielkie oczy wlepiając w nas gnających przez pole,

I widziałem, jak Roland dobrze gra swoją rolę,

Gdy wysiłkiem dwóch boków naprzód gładko gnał w dal,

Niczym rzeka gwałtowna prąca siłą swych fal.


Jego głowę schyloną, jedno ucho do tyłu,

Drugie wprzód, gdyśmy gnali niecąc obłoki pyłu,

Białko oka, błyszczące, też widziałem, jak rosa,

Którym na mnie raz po raz popatrywał z ukosa.

A na końcu, gdy jeszcze drogi został nam szmat,

Z pyska wielki i biały piany opadł mu płat.


A pod Hasselt Dirck jęknął. Joris rzekł: Dalej cwałuj!

Twoja Roos dobrze biegnie, tylko ostróg nie żałuj!

Czeka na nas Akwizgran! Ale było wiadomo,

Że ostatkiem sił goni, niosąc ważną wiadomość,

Już robiła bokami ciężko dysząc na znak,

Że to koniec jej służby - i upadła na wznak


Więc nas dwóch pozostało, ja i Joris w pogoni,

Przez Looz, Tongres; ni chmurki, co by mogła osłonić

Nas przed słońcem palącym, które tkwiło na niebie,

Gdyśmy gnali przez złote rżysko prosto przed siebie,

Aż pod Dalhem kopuły zobaczyliśmy blask:

To Akwizgran! Jorisa ten się dał słyszeć wrzask.


Tam już na nas czekają! Lecz dokończyć nie zdołał,

Bowiem koń jego upadł głową w przód, sztywny zgoła.

Tylko jeden mój Roland z wszystkich trzech dalej gonił,

Niosąc wieść, która miasto od zagłady ma bronić.

Nozdrza całe miał we krwi, oczu dwoje też miał

Podkrążonych czerwono, ale mimo to gnał.


Wtedy kurtę zrzuciłem, olstra z pistoletami,

I dwa buty wysokie pozostały za nami.

I stanąłem w strzemionach, by mu szeptać do ucha,

Jego wszystkie imiona, by mnie jeszcze posłuchał.

I zacząłem mu śpiewać, gdy na rynek sam wpadł

Akwizgranu, się zachwiał i zatoczył i padł.


I pamiętam jedynie towarzyszy dokoła,

Kiedy wielki łeb koński przyciskałem do czoła.

Jak mojego Rolanda wszyscy w krąg podziwiali,

Gdy poiłem go winem, które wtedy nam dali,

Bo orzekli rajcowie, że należy się cześć

Temu, kto aż z Gandawy taką ważną niósł wieść.

(tłum. Wiktor. J. Darasz, 2001-2014)