Człowiek z fotografii
Kiedy się urodził
wszyscy się cieszyli
anielskie oczy
słodka twarzyczka
rósł w miłości
wszędzie jej szukał
Jego żona Wanda
piękna dzika orchidea
nie karmił jej sercem
podlewał alkoholem
błysnęła i zgasła
zielona gwiazdka
na nieboskłonie
Bezbarwna ciecz
w kawałku szkła
matka bezradnych
sprzedawczyni szatana
przytuliła go
Kiedy się obudził
nie umiał żyć
a tak szukał
miłości
Chciałby teraz
urodzić się na nowo
ze świeżym oddechem
zjeść biały rogalik
pomarzyć zimą
o zielonej łące
pełnej krokusów
Kiedy odszedł
nieznaną drogą
na zawsze zamknął
drzwi domu sierot
tysiąca błędów
jakie popełnił
***
Leżę na ciepłej trawie
łąka faluje kwiatami
oglądam stare fotografie
Nagle czuję woń krokusa
stoi przede mną
uśmiecha się z pogardą
Dobrze wiem co chce
mi powiedzieć