Kożyczkowo 1999

Od lat czterech na obozie w Kożyczkowie

Naprawiamy końskie zdrowie.

Po ciężkiej, całorocznej pracy

Konie wraz z opiekunami jadą na „wczasy”.

Ten obóz to relaks dla zwierząt,

Dla dzieci-praca ale wyjazd się opłaca!

W Kożyczkowie tylko łąki, jezioro, las

I mnóstwo much wokół nas.

W tamtejszej owczarni stacjonują konie,

A ludki śpią na betonie,

Oczywiście są materace i śpiwory,

By nikt nie wrócił chory.

Dzieci same posiłki szykują,

W kuchni codziennie dwie osoby dyżurują,

Pozostałe, porządku na całym terenie pilnują.

W obozowej kuchni Ola - „Żaba” szefuje

I na dyżurnych pokrzykuje.

Nic jej nie wzrusza

I we wszystkich jedzenie wmusza.

Pieczę nad całością sprawuje pani Danka,

Nasza instruktorka, tego obozu organizatorka.

Czujna jak zawsze, koni i dzieci pilnuje,

A jak trzeba, złego słowa nie żałuje.

Ostatnio była też i Marta „Sezamowa’

Czyli medyczna pani Danki podpora duchowa

Wcześnie rano jest pobudka,

Wtedy nocka bywa krótka.

Szybciej śpiochy, dolej lenie!

Czasu brak na marudzenie,

Bo minuta za minutą ucieka,

A każdy koń na owies już czeka.

Więc dzieci ze śpiworów się wynurzają,

Potem z wiadrami do rzeki biegają

I swym podopiecznym wodę dostarczają.

Następnie końskie i nasze śniadanie

I konie tarzają się po polanie.

Do wody wchodzą lub nie,

Już jak tam, który sobie chce.

Skubią trawę leniuchują,

Bądź wesoło baraszkują.

Potem czyszczenie i siodłanie,

Bo dwugodzinny teren jest w planie.

Przeważnie po lesie

Echo tętent końskich kopyt niesie.

Pani Danka między krzakami

Mknie jak strzała,

Tuż za nią ferajna cała,

Skacze przez rowy i zwalone drzewa,

A wiatr jej włosy rozwiewa.

Jest i teren na oklep po jeziorze,

Więc niejeden jeździec spadając,

Wykąpać się może.

Po powrocie „Żaba” obiad serwuje,

Nikomu racji żywnościowych nie żałuje,

A konie piękne i lśniące

Znów buszują po łące.

Natomiast dzieciaki wraz z panią Danką

W karty grają

Lub na czaprakach łaty naszywają.

Wreszcie czas na kąpiel w jeziorze,

Każdy ze swym rumakiem popływać może.

Dlatego przez cały obóz

Rumaki są czyściutkie, pachnące,

No i są w swoim żywiole pasąc się na łące.

Gdy wieczór zapada

Do owczarni podąża cała gromada.

Nadeszła pora czyszczenia i karmienia,

A pani Danka, o stanie kopyt,

Przyjmuje zgłoszenia,

Pyta też o jakieś zranienia.

Dzieci idą sprzęt pastować,

A do akcji wkracza „szefowa”

Jako weterynarz i kowalowa.

Wszystkie otarcia ogląda i smaruje,

Potem kopyta koniom piłuje.

Dzieciaczki też na kolację czekają,

Bo im „kiszki marsza grają”.

Dzień się skończył, nadeszła noc,

Jak przyjemnie wtulić się w swój koc.

Ludzie z końmi tak trzy tygodnie spędzają

I rzadko kiedy narzekają.

Do domu wszyscy niechętnie wracają

I z utęsknieniem na następny obóz czekają.