Tilea

Remas

„Półmaszt”

Wciśnięty w jedną z wąskich alejek w dzielnicy będącej domeną klasy niższej (ale jeszcze nie tak niskiej, by klasyfikować ją jako biedotę), nie był specjalnie popularnym lokalem. Nie, był tym specyficznym typem lokalu o jeszcze bardziej specyficznej klienteli. Do „Półmasztu” trafiali zazwyczaj osobnicy, którzy doskonale wiedzieli co to za miejsce i tacy, którzy znaleźli się tam tylko i wyłącznie przypadkiem, wszedłszy w złą bramę i zbyt najebani, by dbali o to gdzie byli. Był też i trzeci typ, który zjawiał się tam nie tyle w gościnie czy wskutek pijackiej wędrówki, co w interesach. „Półmaszt” był bowiem jednym z lokali, w którym można było spotkać się z kolegami po fachu, należącymi do jakże licznej nieoficjalnej gildii oszustów, handlarzy informacjami, kanciarzy, szalbierzy i innego szeroko pojętego marginesu społecznego.

Źródło: lastinn/Aro

Guccio Armani

Działa w „Półmaszcie". Delikatny i chudy Guccio, na pierwszy rzut oka nie wyglądał jakby mógł stanowić jakiekolwiek zagrożenie, to oni wiedzieli lepiej. Owszem, był pionierem - jak sam to określał - „sztuki impersonacji kobiet”, nocami przeistaczając się w Lapescę i przywdziewając damską personę, ale to w niczym nie ujmowało mu zdolności. Zdolności, które pozwalały jemu samemu i braciom Fontaniere utrzymywać wygodną pozycję w remańskim półświatku - pozycję neutralnych graczy. Co przy monopolizacji kryminalnych działań przez konkurujące ze sobą familie Monteschi i Cappoferro zakrawało na cud. Armani wbrew pozorom zasługiwał na szacunek, uznanie i może nawet kapkę zdrowego strachu.

Guccio, zaprzęgnięty do roboty, sprawdził się jak zwykle. Nie tylko w kwestiach modowych, zapewniając im kreacje, maski i akcesoria (z marsową miną nakazując zwrot wszystkiego), ale i informacyjnych. Armani był zaufanym źródłem z rozbudowaną siatką informatorów i rekomendacjami od braci Fontaniere, wobec czego zawierzyli mu zbieranie danych wywiadowczych. Posłańcy dostarczyli im już parę wiadomości spisanych eleganckim pismem, ale Guccio też przy okazji przymiarek wyciągnął i wręczył im koperty z informacjami.

Źródło: lastinn/Aro

Palazzo Puttanesco

był przeklęty. Przez kogo i jak - tego już miejska legenda szeptana wzdłuż i wszerz Remas nie precyzowała, ale faktem było że rozłożysta rezydencja miała w zwyczaju stawać w ogniu nader często. Czy to przez wrogie siły łupiące Wieczne Miasto, czy to podczas którejś z wojen domowych, czy to z powodów które przepadły w odmętach historii. Budynek był trawiony przez pożogę cyklicznie, przechodząc na lata w pustostan, by w końcu znaleźć nowego właściciela który obejmował go w posiadanie po promocyjnej cenie. I o ile sama ordynarna nazwa utrwaliła się mocno w remańskiej kulturze, mimo starań tego czy innego właściciela by ją zmienić, tak szkielet przeszedł parę liftingów i restauracji, stając się wątpliwym zabytkiem Remas. Rezydencja była amalgamatem i miszmaszem różnych szkół architektury, od tej starożytnej pamiętającej czasy Pierwszego Cesarstwa, przez klasyczną z czasów Drugiego Cesarstwa, z akcentami inspirowanymi Elfim Kwartałem i z najnowszym skrzydłem zbudowanym w myśl importowanego wprost z Bretonni stylu barokowego.

Sebastiano Gentile, najnowszy właściciel pałacu, za nic miał miejskie legendy czy rzekome klątwy. Nie, był człowiekiem nauki, człowiekiem racjonalnym, cynikiem i realistą. Objął w posiadanie Palazzo Puttanesco, odrestaurował rezydencję i doprowadził zarówno wnętrza, jak i ziemie do dawnej chwały. Ozdobił wnętrza obrazami mistrzów, sprowadził artefakty z dalekich krain, zapełnił bibliotekę rzadkimi woluminami. Niektórzy oczywiście szeptali że emerytowany rektor Uniwersytetu Remańskiego i niegdysiejszy Senator postradał zmysły, wyrzucając dukaty w płomienie które prędzej czy później miały strawić Palazzo i... nie mylili się. Historia, jak to historia lubi robić, zatoczyła koło. Sebastiano Gentile nie spodziewał się, że bal maskowy połączony z aukcją miał zapisać się w świadomości remańczyków jako początek końca kolejnego rozdziału Palazzo Puttanesco.

Źródło: lastinn/Aro

Miejsca

  • Tłusty Knur (oberża)

Postaci

Mario Fontaniere rozlewał się w hebanowym krześle, niby personifikacja knura ze świeżo odmalowanego szyldu na zewnątrz. Siorbał, mlaskał i bekał, za nic mając konwenans towarzyski i zwykłą kulturę osobistą, wciągając makaron, wchłaniając pulpeciki i zapijając wszystko ciemnym Lucerrano. Starszy Fontaniere, Luigi, zdawał się być antytezą swojego brata z wydłużoną i tyczkowatą sylwetką, a i apetytem mu nie dorównując, dziobąc jedynie pastę i ledwie co mocząc usta winem. Bracia Fontaniere swoją światłą karierę w Remas zaczęli jako skromni czyściciele latryn, ale przez lata rozwinęli portfolio oferowanych usług, miarowo wspinając się po remańskiej drabinie społecznej. Z czasem przeszli w biznes kanalizacyjny, udrażniając i rozbudowując sieć podziemnych tuneli wijących się pod Wiecznym Miastem, a jeszcze później - gdy już wyrobili sobie renomę i zaczęli patronować mniej fortunnym osobnikom - zaczęli stawiać i budować eleganckie fontanny nie tylko w samym Remas, ale i w okolicznych miasteczkach. Jak to też w biznesie bywa, bracia Fontaniere znani byli i w półświatku - wszak z intymną znajomością podziemi i rozbudowaną siatką kontaktów hańbą i głupotą byłoby ograniczyć biznesowe przedsięwzięcia do jednej tylko strony prawa. Przemyt, kradzieże i wszelkie inne machlojki tylko mnożyły dochody braci.

Źródło: lastinn/Aro