Wypłynęłyśmy promem z miejscowości Corralejo do Plya Blanca.
Powitał nas wulkaniczny krajobraz.
Pierwszym punktem naszego programu było zwiedzanie Bodegi Antonio Suareza. Uprawiają tam winogrona, wkopując winorośl na głębokość 2 metrów. Dzięki związkom jakie rośliny czerpią z pyłu wulkanicznego wino to jest jedynym takim na świecie.
Mówi się, że Lanzarote zaprojektował Cesar Manrique – architekt, artysta i ekolog. Jameos del Agua to pierwsze z dzieł Manrique’a na Lanzarote. To zespół jaskiń i tuneli przekształconych w arcydzieło sztuki użytkowej.
W pierwszej grocie ukryte jest naturalne słone jezioro zamieszkiwane przez maleńkie kraby – albinosy, które normalnie żyją w oceanicznych głębinach. Prawdopodobnie zostały one wypiętrzone w czasie ruchów erupcyjnych.
Obiad zjedliśmy w urokliwej miejscowości Haria.
Następnie pojechałyśmy do restauracji Los Helechos na szczycie najwyższej z gór, gdzie miałyśmy okazję spróbować kaw leche leche oraz barraqito.
Kolejne nasze kroki skierowałyśmy do Parku Narodowego Timanfaya. Jego krajobraz niczym z Księżyca jest wynikiem erupcji wulkanów sprzed zaledwie 200 - 300 lat. Lawa i magma stworzyły scenerię rodem z filmów science fiction, w której pomimo surowości stopniowo rozprzestrzenia się życie.
Miałyśmy okazję przekonać się na własne oczy oraz poczuć na własnej skórze, iż wulkan jest wciąż aktywny. Zaledwie pod 20 centymetrową warstwą kamyczków temperatura wynosi ok 70C, a w głębi waha się od 300 do 500 stopni Celcjusza!
Mam wrażenie, że zdjęcia i tak nie oddają niezwykłości tego miejsca.
Wisienką na torcie i zakończeniem naszej wyprawy było Mirador del Charco de los Clicos.