Co w zamian?

Czytelnik może się zastanawiać, czy jako krytyk esperantyzmu popieram rozwijanie któregoś z innych języków konstruowanych i stosowanie go w takich celach, w jakich proponuje się użycie esperanta. Czytelnik nieostrożny może nawet wyciągać pochopne wnioski – np. że uważam wszelkie języki konstruowane za całkowicie bezużyteczne albo przeciwnie, że gorąco popieram światową dominację ido lub interlingwy. W tej sekcji chciałbym odpowiedzieć na te pytania, rozwiać wątpliwości i zdementować domysły. Być może to zainspiruje kogoś do nauki któregoś języka, do zaprojektowania własnego albo wręcz przeciwnie – odwiedzenie od takich pomysłów.

volapük?

Ten język był tylko i aż cenną próbą. Miał ciekawy system spółgłosek, kompatybilny z wieloma językami w Europie i na świecie, a także nie stwarzający problemów z ortografią. Niestety Zamenhof nie przejął tego rozwiązania. Zamiast tego przejął z wolapiku pomysł sztywnej derywacji za pomocą afiksów. To rozwiązanie jest dla laików bardzo interesujące, ale przy bliższym poznaniu okazuje się wielkim problemem – o czym piszą inne sekcje.

Czy jest sens poznawać język volapük? Na pewno nie w celach propedeutycznych, ponieważ:

  • nie przypomina on żadnego języka naturalnego (ani nawet innego sztucznego), mimo inspiracji słownictwa językiem angielskim,
  • jest prawdopodobnie trudniejszy w nauce od wielu innych języków, nie tylko konstruowanych.

Być może nauka wolapiku miałaby sens w celach naukowych, choć powstało i powstaje chyba mało cennych tekstów dostępnych tylko w tym języku.

Być może nauka tego języka ma też pewien sens edukacyjno-kulturowy – osoba znająca volapük może być żywym pomnikiem Johanna Schleyera i jego ruchu. W ten sposób o tym języku wypowiadał się chyba przewodniczący światowej akademii wolapiku. Takim upamiętnianiem postaci Schleyera mogą być zainteresowani zwłaszcza ludzie związani z jego rodzinną miejscowością i regionem.

Być może powstanie kiedyś społeczność ludzi uczących się wolapiku w celach towarzyskich. Wydaje się to jednak mało prawdopodobne, patrząc na to, że:

  • od początku XX w. wydaje się panować konsensus, że ten język jest dużo gorzej zaprojektowany do bycia GLF niż inne propozycje. Dlatego wokół niego nie wytwarza się żaden ruch ludzi wierzących w GLF – tak jak wokół esperanta i innych propozycji.
  • To nie jest język filozoficzno-naukowy, tak jak lożban, ithkuil czy toki pona – przez co nie przyciąga ludzi zainteresowanych takimi badaniami psycholingwistycznymi.
  • To nie jest język fikcyjnych ludów i krain (artlang), tak jak np. języki tolkienowskie – przez co nie gromadzą się wokół niego miłośnicy konkretnych dzieł literackich, filmowych czy gier. Teoretycznie niewykluczone, że kiedyś wolapik zostanie wykorzystany w tej roli w jakimś dziele, stając się artlangiem.
  • Co również istotne: ten język jest stosunkowo trudny do nauki niezależnie od tego, jakie języki poznało się wcześniej. To może odpychać ludzi, których pchałaby do nauki zwykła ciekawość, nawet pozbawionych takiego powodu jak te 3 wspomniane wyżej.

Te powody sprawiają, że próby budowania diaspory hobbystów wokół wolapiku również można uznać za karkołomne – chyba że ten język zostałby artlangiem w kultowym dziele.

Symbol języka volapük
Johann Martin Schleyer
Flaga języka volapük

Reformowane esperanto?

W 1894 r. Zamenhof zaproponował kilkanaście zmian w swoim języku, w większości bardzo dobrych – ograniczających główne problemy eo, jak system spógłosek, ortografia i słownictwo. Niestety zostały odrzucone w całości przez czytelników „La Esperantisto”, pierwszego esperanckiego czasopisma, i projekt RE94 upadł. Część z tych propozycji została później wdrożona w projekcie języka ido – być może pod wpływem RE94.

Trudno powiedzieć, co jest bardziej karkołomne i naiwne – próby niektórych esperantystów, żeby osiągnąć „ostateczne zwycięstwo”, czy może próby reformowania tego języka i ruchu. Dlatego jeśli kogoś przekonałem o miernocie projektu eo, ale nie przekonałem do rezygnowania z tego ruchu, to chciałbym odwieść od pomysłu reformowania tej niereformowalnej sekty. Można wskazywać, co jest do zrobienia lepiej i sam to robię – ale nie ma co się łudzić, że te zmiany będą wdrożone w samym esperanto. Jego społeczność musiałaby się diametralnie zmienić, co może potrwać co najmniej dekady.

ido?

Tak jak prawdopodobnie żaden język konstruowany, ido nie ma szans na stanie się GLF w przewidywalnej przyszłości (XXI w.). Trudno powiedzieć, czy szanse ido są mniejsze, czy większe niż te esperanta. Z jednej strony ido ma znacznie mniejszą społeczność użytkowników, a z drugiej – jego projekt jest bardziej profesjonalny, co długofalowo mogłoby przyciągnąć więcej entuzjastów. Poza tym ta lepsza konstrukcja dawałaby też ido większe szanse, gdyby GLF było planowane odgórnie (np. przez ONZ, UE czy NATO). Niezależnie od wyniku tej bardzo hipotetycznej kalkulacji – szanse obydwu języków pozostają znikome.

Ido nadaje się na GLF dużo lepiej niż esperanto, ale mimo to nadaje się do tego źle. Rozwiązuje podstawowe problemy esperanta, czyli chaotyczne słownictwo, niepotrzebnie skomplikowaną fonologię, ortografię, a także niektóre mankamenty gramatyczne. Mimo to jego europocentryczna fonologia i gramatyka byłyby przeszkodami w uczynieniu go dobrym GLF.

Te dwa fakty – małe szanse i nieodpowiednia konstrukcja – sprawiają, że pierwotne cele twórców ido można uznać za nietrafione. To rzutuje na inne potencjalne zastosowania tego języka, jak np. budowanie diaspory hobbystów, o czym dalej.

Konstrukcja ido jest też nieoptymalna dla języka o skromniejszym celu: bycia językiem paneuropejskim czy nawet panromańskim. Ten drugi pomysł może podsunąć fakt, że słownictwo ido czerpano głównie z języków romańskich (konkretniej francuskiego, hiszpańskiego i włoskiego). Przykładowo jego fonologia jest dla tych celów odrobinę za trudna – np. zawiera fonem /ts/, który co prawda występuje w j. włoskim i niemieckim, ale nie ma jej w j. francuskim, hiszpańskim czy angielskim. Późniejsze projekty języków paneuropejskich i panromańskich (np. novial, interlingua i elefen) rezygnowały z tego fonemu lub czyniły go allofonem /t∫/. Są też inne problemy głęboko tkwiące w ido, np. jego schematyczność – ułatwiająca naukę, ale ograniczająca zrozumiałość. Ten problem zauważono już w I połowie XX w., co zaowocowało pracami nad interlingwą – która zamiast schematyczności wybrała naturalizm.

Skoro język ido jest nie najlepiej zaprojektowany do komunikacji międzynarodowej, nawet w lokalnym zakresie, i ma małe szanse pełnić tę rolę (nie tylko z tego powodu), to czy ma chociaż zastosowanie propedeutyczne? Nie wykluczam, że tak. Być może sprawdziłoby się jako narzędzie do propedeutyki języków romańskich dla kogoś, kto nie zna żadnego języka romańskiego – zwłaszcza jeśli nigdy nie uczył się żadnego języka obcego lub nigdy nie nauczył się języka sam, ale chce się sam nauczyć języka romańskiego. Ido ma elementy, które nie występują we wszystkich językach tej rodziny (np. fonem /ts/), ale jednak występują w wielu z nich (jak we włoskim). Są też elementy, które nie występują w żadnym języku romańskim, np. schematyczna gramatyka – jednak ten problem dla komunikacji i ewolucji języka może być pewnym atutem w propedeutyce. Uważam ten pomysł za warty przebadania. Miłośnicy języka ido mogą odetchnąć z ulgą.

Czy ido jest dobrym językiem do budowania diaspory hobbystów (DH)? To zależy. Być może wśród kilku tysięcy użytkowników dalej znajdują się fantaści GLF, podobni do twórców tego języka. Oprócz tego przez swoje pokrewieństwo i podobieństwo do esperanta język ido przyciąga esperantystów i eks-esperantystów, w tym finawenkistów. Te czynniki sprawiają, że społeczność ido może dalej mieć nierealne ambicje i przeceniać ten język. Tę naiwność, dla niektórych irytującą, widać na przykład w podręcznikach ido powstałych na początku XX w. Ze względu na małą aktywność tego ruchu często brakuje podręczników dużo nowszych, a za pośrednictwem tych starych mogą utrwalać się złe poglądy. Takie fałszywe przekonania i ewangelizm (gorliwa agitacja) mogą być odstraszające dla kogoś, kto chce poznać ten język w celach towarzyskich.

Z drugiej strony ta społeczność jest na tyle mała, że jej profil opinii może się znacznie zmienić w ciągu kilkudziesięciu lat. Za sprawą nawet małej grupy zdolnych i aktywnych działaczy idyzm „komunikacyjny” może osłabnąć na rzecz idyzmu „edukacyjnego” i „towarzyskiego”. Być może już tak jest – autor tego nie wie i chętnie dowie się więcej od ludzi, którzy mają kontakt z tym środowiskiem.

Na koniec: czy ten język nadaje się do innych ról, w których proponowano esperanto? Jako pośredni język tłumaczeń się nie nadaje, z powodów opisanych w odpowiedniej sekcji. Jako podstawa do innych conlangów – to zależy; to również opisano w innej sekcji.

Flaga języka ido
Louis de Beaufront

Interlingua?

Interlingua wyrosła w połowie XX w. z naukowych prac nad GLF. Mimo że jej finalny cel okazał się skromniejszy (język paneuropejski, w pewnym sensie panromański), to i tak wydaje się utopijny. W tym wypadku już mogę użyć słowa „utopijny” zamiast „karkołomny”, bo powszechna znajomość interlingwy w krajach kultury europejskiej byłaby sytuacją bardzo pożyteczną i pożądaną, a ewentualne skutki uboczne byłyby chyba przyćmione korzyściami. Mimo to w środowisku interlingwy czasami widać pewne niezdrowe ambicje – np. na stronie UMI (Union Mundial pro Interlingua), jak właśnie GLF. Nie znam skali tego zjawiska.

Edukacyjna rola interlingwy wydaje się doniosła. To nie tylko potencjalna propedeutyka języków romańskich, ale też kopalnia słownictwa europejskiego; podobną rolę odgrywa np. nauka łaciny i greki. W przypadku tych dwóch języków kursy jednak skupiają się na ich skomplikowanej gramatyce, a mniej na słownictwie, bo są projektowane tak, jak dla historyków i filologów – są nakierowane na bierne rozumienie i tłumaczenie tekstów źródłowych. Za to w nauce interlingwy gramatyka jest minimalna, a żadne z poznanych słów nie jest zbędne – bo można mieć pewność, że występuje w paru językach europejskich. W podobny sposób naukę interlingwy promuje Paweł Wimmer, polski esperantysta-raumista.

Elefen?

Elefen powstał na koniec XX w., kiedy marzenia o zaplanowaniu sztucznego GLF były już dużo słabsze, nawet w środowisku esperantystów. Może się wydawać, że elefen powstał głównie w realistycznych celach edukacyjno-towarzyskich, być może z ambicją zostania językiem panromańskim. Sugeruje to np. czerpanie słownictwa z innych języków źródłowych niż ido i interlingua. Elefen zrezygnował z rosyjskiego, niemieckiego i nawet z angielskiego, który jest silnie zromanizowany. Zamiast tego autor elefenu wziął do puli język kataloński – w skali Europy i świata malutki, za to wśród języków romańskich dość duży (szósty największy, po rumuńskim).

Niestety oficjalna strona sugeruje ambicje GLF. Twórca języka tłumaczy się z tego, dlaczego nie wziął do puli języków pozaeuropejskich (jak chiński). Nie mówi o tym, że projekt GLF jest nierealny, więc nie powinny być w ogóle brane pod uwagę. Zamiast tego mówi o tym, że to w Europie, być może z udziałem Unii Europejskiej, ma szanse powstać przyszłe GLF. Oprócz tego krytykuje dominację języka angielskiego w taki sposób, jakby próbował z nią walczyć, rzucając się z motyką na Słońce. Nie wiem, jakie nastroje panują w tym środowisku i czy takie opinie są tam częste. Mają spore szanse się zmienić – patrząc na to, że to środowisko:

  • dość małe (kilka tys. osób),
  • młode (LFN powstał dopiero w latach 90. XX w.),
  • szybko rozwijające się (osiągnęło tyle w krótkim czasie).

Czy elefen ma potencjał edukacyjny? Pewnie tak, prawdopodbnie nawet większy niż ido, ale trudno powiedzieć, czy równie duży co interlingua. Elefen wydaje się językiem bardziej schematycznym niż interlingua – naciska na regularność, np. ortograficzną i gramatyczną, nawet tam, gdzie w językach naturalnych jej brakuje. Oprócz tego znaczną różnicą jest odmiana czasownika. W inerlingwie i w głównych językach romańskich odbywa się za pomocą końcówek (afiksów) – takie rozwiązanie nazywa się w lingwistyce syntetycznym (słowo zawiera więcej niż jeden morfem). Za to w elefenie postawiono na słowa pomocniczne – takie rozwiązanie nazywa się analitycznym (liczba morfemów w słowie jest ograniczona). Powodem może być to, że autor czerpie z kreoli i pidżinów. Te czynniki sprawiają, że elefen może być językiem mniej zrozumiałym niż interlingua, za to szybszym w nauce.

Novial? Occidental? Inne auxlangi?

Propozycji GLF i innych auxlangów powstały co najmniej dziesiątki – przynajmniej tyle odnotowuje angielska Wikipedia. Nie licząc „dużej czwórki” (esperanto, ido, interlingua i elefen) ich społeczności są naprawdę znikome, liczące góra po kilkadziesiąt, może kilkaset osób. Nic nie zapowiada, żeby to się miało zmienić. Nigdy nie były duże i prawdopodobnie nie powstało w tych językach zbyt wiele cennych tekstów niedostępnych w innych językach. Trudno powiedzieć, czy ta liczba jest mniejsza czy większa niż dla wolapiku, ale w każdym wypadku pozostaje znikoma. W dodatku żeby zrozumieć teksty powstałe w novialu i w podobnych językach, często nie trzeba ich znać – powinna wystarczyć znajomość któregoś z języków romańskich lub silnie romańskiego języka sztucznego, może jeszcze podstawowych informacji gramatycznych.

To wszystko nie przekreśla jeszcze potencjału edukacyjnego tych projektów. To, co go prawdopodobnie przekreśla, to istnienie innych języków, które:

  1. prawdopodobnie lepiej się nadają na propedeutykę języków romańskich,
  2. mają już znaczne społeczności i dorobek literacki.

Interlingua i elefen spełniają obydwa kryteria, a ido – tylko drugie. Esperanto też spełnia drugie kryterium, ale jest językiem na tyle różnym od romańskich i wadliwym, że nie jest tu brane pod uwagę.

Mimo wszystko wiedza o tych innych językach sztucznych może być pewną cenną lekcją. Przykładowo novial został stworzony przez lingwistę Otto Jespersena – współtwórcę języka ido, który rozczarował się tym projektem. Jespersen zrezygnował między innymi ze wspólnej końcówki dla wszystkich rzeczowników. To znak, że ten pomysł, tak chwalony przez esperantystów i idystów, może mieć swoje wady i stwarzać problemy.

Inne języki sztuczne

Języki sztuczne powstawały, powstają i będą powstawały nie tylko dla ułatwienia komunikacji międzynarodowej i dla propedeutyki innych języków. Znane są też:

  • artlangi – języki fikcyjnych krain i ludów. Najbardziej znane przykłady to chyba języki tolkienowskie ludów Śródziemia, jak quenya, sindarin i czarna mowa (w której napisano inskrypcję na pierścieniu). Inne znane przykłady to język klingoński ze świata Star Trek, język na'vi ze świata filmu „Avatar” oraz języki świata Westeros z serialu „Gra o Tron". Za rodzaj artlangu można też uznać nowomowę superpaństwa Oceania z powieści „Rok 1984” Orwella. Co istotne – artlangi zwykle odgrywają w fikcyjnych światach rolę języków naturalnych, za to orwellowska nowomowa jest językiem sztucznym także w świecie przedstawionym. Języki „fikcyjne naturalne” można by nazwać con-natlangami, za to języki „fikcyjne sztuczne” można by nazwać con-conlangami. Artlangi często są pisane za pomocą specjalnych systemów pisma, niekoniecznie alfabetycznych – tzw. conscriptów.
  • języki filozoficzno-psychologiczne – mające sprawdzać pewne hipotezy lingwistyczne lub dostarczać ciekawego doświadczenia psychologicznego podczas nauki i użytkowania. Najbardziej znane przykłady to lożban (język precyzji), toki pona (język prostoty) oraz ithkuil (język skomplikowania). Tutaj również czasami stosuje się specjalne systemy pisma – toki pona oraz ithkuil mają swoje pisma logograficzne.

Po co o nich wspominać na stronie, która jest poświęcona esperanto i innym auxlangom? To dlatego, że one również mogą dać pewną cenną lekcję ludziom zainteresowanym tymi tematami.

Przykładowo popularne artlangi zwykle są tworzone przez lingwistów, np. na zlecenie producentów filmowych. To ważna wiadomość dla Polskiej Młodzieży Esperanckiej (PEJ), która na swojej stronie internetowej ignoruje problem braku lingwistycznego wykształcenia u Zamenhofa, za to przypisuje mu wielki talent. Nawet największy talent nie zastąpi wiedzy. Oprócz tego PEJ protekcjonalnie traktuje lingwistów i ich prace nad auxlangami – opowiadając, że celem lingwistów jest przede wszystkim opisywanie języków, a nie ich tworzenie. To prawda, ale to nie jest argument. Rynek zweryfikował, że do tworzenia języków, przynajmniej artlangów, najlepiej wynajmować lingwistów, a nie poliglotów. Poza tym esperantyści nie ukrywają, że Zamenhof czerpał z języków naturalnych i często uważają to za pewien atut. Skoro projekt języka pomocniczego powinien opierać się na językach naturalnych, to kto inny powinien nad tym pracować, jeśli nie lingwiści? To oni mają ogólną wiedzę porównawczą o tysiącach języków świata – mimo że zwykle nie mają w głowie słownika kilku języków, tak jak poligloci.

lekcja od Sonji Lang

Języki filozoficzno-psychologiczne również zgromadziły cenne doświadczenia. Przykładowo toki pona realizuje projekt maksymalnie uniwersalnej fonologii. Fonologia w pełni uniwersalna jest prawdopodobnie niemożliwa, ale toki pona wydaje się tu być maksymalnie blisko. Wszystkie języki świata zawierają większość jej fonemów (minimum to 10, a ona ma 14)[1], za to większość zawiera wszystkie z nich (często mając powyżej 20 fonemów)[2]. Biorąc pod uwagę populacje użytkowników danych języków – toki pona jest bezproblemowa w wymowie prawdopodobnie dla ponad 90% populacji ziemskiej na początku XXI w. Czy to nie jest ten cel, w który celowały „neutralne i sprawiedliwe międzynarodowe języki przyszłości”? Conlang Critic, jutuber linkowany w odpowiedniej sekcji, nie ukrywa swojej słabości dla toki pony. Przyznaje, że to nie jest język zaprojektowany jako auxlang, ale ma wiele cech pożądanych u takiego języka – dlatego zestawił go właśnie z auxlangami, umieszczając na pierwszym miejscu subiektywnego rankingu.

Jak pisano wielokrotnie – projekt GLF jest nierealny z powodów socjoekonomicznych. Można za to projektować języki światowej diaspory hobbystów (DH). Esperanto w opinii raumistów ma pełnić właśnie tę rolę. Niestety konstrukcja tego języka sprawia, że w diasporze espranckiej pewne grupy są wyraźnie uprzywilejowane, o czym już pisano. Jeśli diaspora hobbystów ma być faktycznie światowa, neutralna, równa i sprawiedliwa, to powinna być skupiona wokół języka z fonologią podobną do toki pony.

Sama toki pona jest językiem prawdopodobnie zbyt „wąskim” do tej roli. Minimalne słownictwo pozwala komunikować się tylko na wybrane tematy, a miłośnicy TP często posiłkują się innymi językami (jak angielski czy esperanto). To nie jest do końca wada toki pony, tylko przykład na to, że została zaprojektowana w innym celu. Pojawia się pytanie: czy istnieje język (np. sztuczny), który byłby równie uniwersalny, neutralny, równy i sprawiedliwy co TP, a jednocześnie równie rozbudowany co inne języki, tak żeby mógł tworzyć diasporę hobbystów (podobnie jak esperanto)? W roku 2018 odpowiedź brzmi: nie. Jednak Sonja Lang, twórczyni języka toki pona i esperantystka, ogłosiła publicznie prace nad tym, żeby ta odpowiedź brzmiała: tak. Planowany przez nią język umin ma łączyć cechy toki pony i esperanta. Jeśli ten projekt się powiedzie, to Sonja Lang pokaże, że autor strony się myli – i na bazie esperanta da się zbudować sensowny język.

Różne cele, Różne języki

Konstruowany język pomocniczy (auxlang) można tworzyć i poznawać w różnych celach. Te cele bywają ze sobą sprzeczne – np. jeśli język ma być maksymalnie zrozumiały dla pewnej grupy laików (jak interlingua), to nie może mieć cech, które każdemu ułatwiają naukę (jak ido i novial). Jednak można zaprojektować język optymalny pod którymś względem i do jakiegoś celu. Esperanto nie jest optymalne do żadnego z tych celów. Nie jest też żadnym „optymalnym kompromisem” między tymi celami – bo można podać przykład języka, który jest lepszy do każdego z tych celów. Jest nim ido, ale ono również nie jest najlepsze do żadnego z nich.

Do niektórych celów zaprojektowano języki optymalne. Inne cele okazały się niemożliwe lub skazane na pewne rozwiązania częściowe, a w takich wypadkach zaproponowano wiele takich rozwiązań częściowych. Poniżej lista tych możliwych celów i języków, które zostały do tego celu zaprojektowane najlepiej. Taka analiza „cel po celu” jest komplementarna do reszty tej sekcji, będącej analizą „język po języku”.

  • Globalne lingua franca – optymalne rozwiązanie nie jest możliwe. Być może w tej roli spełniałby się język optymalny do innego celu, np. paneuropejski lub panromański. Niektóre cechy pożądane od GLF mają języki zaprojektowane w jeszcze innych celach, np. toki pona i umin.
  • Język paneuropejski – tutaj optymalnym rozwiązaniem może być język glosa, którego słownictwo jest maksymalnie zrozumiałe i łatwe do nauki dla ludzi nieromańskojęzykocznych, ale pozostających w kręgu europejskim. Język glosa pozostaje przy tym zrozumiały i łatwy do nauki dla ludzi romańskojęzycznych. Poza tym izolująca gramatyka jest prosta dla każdego, także dla ludów pozaeuropejskich. Innym dobrym rozwiązaniem języka paneuropejskiego może być jakiś język panromański – ten cel opisano niżej.
  • Język panromański – optymalną opcją może być język naturalistyczny, jak interlingua lub elefen. Te różnice między nimi, które zna autor, są niewystarczające do rozstrzygnięcia, który z nich byłby w tym lepszy. Innymi dobrymi rozwiązaniami mógłby być romański język schematyczny (jak ido lub novial) albo język paneuropejski (jak glosa).
  • Wprowadzenie słownictwa naukowego, łacińsko-greckiego – zdecydowanie glosa, która powstała właśnie na tym gruncie. Inną dobrą opcją może być interlingua. Elefen już mniej, bo jego słownictwo zbudowano na innych językach źródłowych, wyłącznie romańskich. Ido i novial też mogą tu mieć pewną użyteczność – trudno powiedzieć, jaką w porównaniu z elefenem.

Cele propedeutyczne

Tutaj optymalne rozwiązanie zależy od wielu czynników – jakie języki zna już uczeń i czy wie, jakich języków chce się uczyć potem. W tej analizie wyróżniono wśród języków 3 grupy: języki romańskie, europejskie i całego świata. 3×3 = 9 opcji. Można je przedstawić również w formie tabeli.

Pojawia się pytanie, gdzie te różne opcje występują. Dla wielu ludzi na świecie priorytetem w nauce języków obcych jest angielski, a drugi język zależy od regionu. Trudno powiedzieć, co byłoby optymalną propedeutyką angielskiego.

Ogólna propedeutyka języków obcych

  • Dla każdego na świecie – optimum jest znowu niemożliwe, dlatego że zrozumiałość i łatwość nauki silnie zależą od kręgu kulturowego. Pewne zastosowanie propedeutyczne, przy zachowaniu uniwersalności odbiorców, może mieć toki pona. Dotyczy to zwłaszcza tzw. biernych umiejętności językowych, czyli rozumienia tekstu pisanego, rozumienia języka ze słuchu i tłumaczenia go na inny język, np. ojczysty. Umiejętności czynne, czyli tworzenie wypowiedzi i tekstów w języku obcym, może być trudno ćwiczyć przez toki ponę. To dlatego, że jej słownictwo pozwala na ograniczony zakres tematów, dlatego nie każdą myśl można wyrazić precyzyjnie i nie każde zdanie z innych języków (np. naturalnych) da się przetłumaczyć na TP. Język umin ma być podobny do TP, ale mieć rozszerzone słownictwo. Przez to nieźle nadawałby się do propedeutyki w każdym zakątku świata, ale w żadnym nie byłby optymalny.

Być może ktoś, kto marzy o GLF, jest gotów wprowadać na świecie jeden język propedeutyczny – poświęcając przez to efektywność propedeutyki. Osobiście się z tym nie zgadzam i uważam, że nauka innych języków nie powinna być traktowana instrumentalnie, a masowe nauczanie jednego języka propedeutycznego nie musi magicznie uczynić z niego GLF.

  • Dla ludzi „eurojęzycznych” (Eurosfery) – tutaj oprócz toki pony i uminu dobrym, a nawet lepszym rozwiązaniem może być glosa. Nieźle tę rolę pełniłyby też interlingua, elefen, ido i novial.
  • Dla ludzi romańskojęzycznych – tutaj sytuacja jest podobna do powyższej, ale z odwróconym rankingiem. Najłatwiejszy byłby któryś język silnie romański, czyli interlingua, elefen, ido lub novial. Język glosa też byłby tu dobry, ale umin czy toki pona byłyby już dalekie od optymalności – obcość ich słownictwa byłaby utrudnieniem, a jednocześnie niewiele pomagałaby w nauce słownictwa pozaeuropejskiego.

Propedeutyka języków europejskich

  • Dla każdego – tutaj optimum byłaby glosa lub jej modyfikacja, upraszczająca fonetycznie słownictwo, aż do jego niezrozumiałości dla Europy. Trudno powiedzieć, czy pierwsza faza nauki języka (przez propedeutykę) ma być maksymalnie prosta, czy przeciwnie – maksymalnie podobna do docelowych języków. Decyzja zależy od możliwości ucznia, np. fonologicznych. Rodzimemu użytkownikowi hindi stosunkowo łatwo byłoby przyswoić europejskie słownictwo glosy, a jego upraszczanie byłoby zbędne i nawet szkodliwe dla dalszej dydaktyki. Za to dla Chińczyka system spółgłoskowy glosy, tak jak każdego języka europejskiego, może być trudny na start.
  • Dla całej Eurosfery – najpewniej znowu glosa. Być może niezłe w tej roli byłyby wspomniane 4 języki mniej lub bardziej romańskie (interlingua, elefen, ido, novial).
  • Dla ludzi romańskojęzycznych – jak wyżej; być może z odwróconym rankingiem, jeśli język wstępny ma być maksymalnie zrozumiały i prosty w nauce, a niekoniecznie podobny do tych docelowych (które mogą być nieromańskie).

Propedeutyka języków romańskich

  • Dla każdego – optimum wydaje się elefen, a w dalszej kolejności też interlingua i ido. Glosa może tę rolę pełnić tylko częściowo, przez dużo słownictwa greckiego, przydatnego dopiero na dalszych etapach.
  • Dla całej Eurosfery – zupełnie podobnie.
  • Dla ludzi romańskojęzycznych – propedeutyka wydaje się zbędna, chyba że dla kogoś, kto ani nigdy nie uczył się języka obcego, ani nie zna podstawowych pojęć gramatycznych i językowych jak części mowy i zdania. Wtedy nauka wspomnianych języków może jakoś uzupełnić te braki, a dla dziecka być zabawą i przyzwyczaić do faktu, że istnieją różne języki, a różni ludzie znają różne.


[1] Z samego faktu, że język ma 10 fonemów, jeszcze nie wynika, że zawiera większość z 14-fonemowej puli. Te zbiory mogą być zupełnie rozłączne. To nie jest warunek wystarczający, jednak spełniony jest warunek konieczny – liczba fonemów w puli „uniwersalnej” nie może przekraczać 19 (10×2 – 1). W przeciwnym wypadku język 10-fonemowy nie mógłby zawierać większości ze zbioru 20-elementowego.

[2] Samo posiadanie 20 fonemów nie gwarantuje, że występuje tam wszystkich 14 fonemów toki pony – te zbiory mogą być rozłączne. Posiadanie co najmniej 14 fonemów to nie jest warunek wystarczający, ale to warunek konieczny.