Biwak narciarski jest wieloletnią już tradycją ośrodków harcerskich w Północnej Kalifornii. Na przepięknych zboczach gór otaczających Jezioro Tahoe co roku zbieramy się aby zasmakować zimowej frajdy, bo jak wiadomo w innych częściach Kalifornia o zimę raczej trudno. W tym roku pogoda w Tahoe nie zawiodła. Podczas weekendu od 9-go do 11-go marca rozpadał się śnieg. Aczkolwiek trochę mokry to mimo to pokrył górzystą okolicę białą pierzyną, co stworzyło wspaniałą zimową atmosferę. W piątek do naszej kabiny zjechali się harcerze, zuchy i jedna wędrowniczka. Gdy ja w wraz z córką dotarliśmy do domku ukrytego za prawie dwu metrowymi zaspami, od progu przywitały nas śpiewne głosy, dźwięk gitary i akordeonu. Byli to Dh Przemek Ryczkowski, Dh Patryk Grobelny wraz z grupą harcerzy ćwicząca pieśni. Ktoś zawołał: “czy przywiozłeś gitarę?!” No oczywiście, że przywiozłem! Jak miałbym przepuścić taką okazję aby pomuzykować w takim gronie. I tak tym razem harcerska pieśń była, oczywiście oprócz nart, główną atrakcją tegorocznego biwaku.
W sobotę rano, szybkie śniadanie i gimnastyka na śniegu przed domkiem. Po czym wszystkich zaraz wywiało na stoki, gdzie każdy na swój sposób spędzał czas w ośrodku narciarskim Boreal. Czy zjeżdżając na sankach, nartach, snowboardach, czy też ucząc się w szkółkach narciarskich, była to wspaniała zimowa zabawa, tym bardziej, że śnieg padał prawie przez cały dzień i narciarskie gogle tym razem naprawdę się przydały. Warto wspomnieć, że gdy młodzież i rodzice spędzali tak fajnie czas, wielu instruktorów ciężko pracowało aby wszystko przebiegało sprawnie. Między innymi Druhowstwo Urbaniakowie byli już w Boreal od wczesnych godzin rannych aby rozdysponować bilety na wyciągi po czym zaraz zajęli się zakupami i przygotowaniami obiadowymi. Gdy tymczasem Druchowstwo Białkowie przywieźli lunch i zajęli się jego serwowaniem. Kanapki smakowały bardzo po całym poranku spędzonym na stokach narciarskich. A obiad, jak zawsze, to jest coś na co czekamy już wszyscy. Druhna “Moja Mama”, czyli mama naszego hufcowego Dh Grobelnego, była jak zawsze, mistrzynią kuchni. Ze swoją stanowczością kierowałą pracą gastronomiczną i komenderowała grupą instruktorów, którzy z cieknącą śliną spoglądali na znakomite potrawy pojawiającę się w garnkach i piekarniku. Przyznam się, że ja sam wykryłem niesamowitą zupę pomidorową, która ugotowana była już w piątek. I gdyby nie Dh Patryk, który spał tuż przy garażu, gdzie ogromny gar owej zupy był przechowywany przez noc, zakradł bym się tam i ukradkiem spałaszował bym za dwa talerze. Na szczęście podczas sobotniego obiadu zupy nie zabrakło i wszyscy najedli się do syta. Nie tylko zupą ale i wieloma innymi typowo polskimi potrawami.
Wróćmy jednak do muzyki. Gdy większość instruktorów krzątała się w kuchni, ja zająłem się opracowaniem melodii do pieśni na Kurs Instruktorski Stulecia Niepodległości. Kurs ten odbędzie się w lato i przygotowania są już w toku. Dh Ryszard Urbaniak napisał piękny tekst do tej piosenki i poprosił mnie abym skomponował muzykę. Zadanie to nie było proste. Ale poezja Dh Ryśka napisana do tej pieśni od razu trafiła mi do serca! Oto kilka pierwszych wersów:
Polska jest tam gdzie my,
porozrzucana po świecie
uderzeniem gorących serc
I harcerskich przyrzeczeń…
Jakże nie wzruszyć się czytając takie słowa! Od razu z zapałem zabrałem się do pracy i powstało parę wersji melodii. Znakomicie, że podczas biwaku narciarskiego, mieliśmy okazję razem z Dh Ryszardem i Dh Patrykiem doszlifować piosenkę i nawet popróbować z młodzieżą harcerską. Razem ze wszystkimi pośpiewaliśmy jeszcze wiele innych pieśni podczas sobotniego wieczornego kominka. Zebrała się tu cała harcerska brać wraz z rodzicami. Oczywiście były też i pląsy i skecze. Tu trzeba wspomnieć o legendarnym już skeczu (prowadzonym przez Dh. Iwonkę) motocyklowo-ubikacyjnym. Tym razem interpretacja Pana Piotra Filipowskiego była jedna z najlepszych jakie widziałem. Pan Piotr zagrał też na gitarze i poprowadził znakomitą piosenkę o Chlebie z Nieba. A wspominając o gitarze to fajnie było widzieć, że oto i następne pokolenia biorą się za akompaniament. Dh Jonathan Loyd dzielnie przygrywał na gitarze podczas kominka. Gratulujemy wytrwania i oby tak dalej! Dh Jonathan powiedział też trafną gawęde a także wraz z Alexem Wardą, Patrycją Operacz i Natalią Walkowską poprowadził kominek. Ta grupa harcerzy bardzo sprawnie wybierała pieśni i wprowadziła atmosferę zabawy.
Naprawdę szkoda było wyjeżdżać. Ale biwak dobiegł końca i następnego niedzielnego poranka dzieci zostały odebrane przez rodziców a instruktorzy posprzątali kabinę i nastąpił czas rozstania. Biwak zakończył się mała bitwą na śnieżki na podwórku. A potem już gdy wraz z córką zjeżdżaliśmy samochodem z gór na coraz to niższe elewacja ze smutkiem spostrzegliśmy, jak coraz tu mniej śniegu. Aż wreszcie, gdy opuściliśmy tereny Tahoe, był on już tylko wspomnieniem. Tych wspomnień jednak nie zapomina się łatwo. Wrażenia, zabawa, pieśni… będą w nas trwać. Tak samo jak trwa w nas nasza Ojczyzna. Słowami piosenki Dh Urbaniaka: “Polska jest tam gdzie my…”
Wiele podziękowań za całą pracę organizacyjną dla wszystkich instruktorów:
Druchostwo Urbaniakowie, Białkowie, Stachniukowie, Dh. Irena Grobelna (Dh. Moja Mama), Dh. Ania Kusz, Dh. Joanna Walkowska, oraz Druhowie Patryk Grobelny, Przemek Ryczkowski, Adam Warda i Paweł Możdżeń. A na koniec hip-hip hura dla tych co obierali ziemniaki!
Tekst i zdj. : Z. Darski, zdj: E. Kalinowska i E. Wilk