Verne - pasja z dzieciństwa

Z twórczością Juliusza Verne’a zetknąłem się w okolicznościach dość banalnych. Otóż w szkolnych latach bardzo sumiennie podchodziłem do lektur. Starałem się poznawać wszystkie pozycje, nawet te z listy nieobowiązkowej. Nie był to przejaw jakiejś nadgorliwości, bowiem czytanie było moją prawdziwą pasją (aktualną zresztą po dziś dzień). W klasie VI szkoły podstawowej lekturą nadobowiązkową była Tajemnicza wyspa Juliusza Verne’a. Oczywiście nie ominąłem i tej książki, tym bardziej, że jej tematyka wydawała mi się z góry interesująca, bowiem powieści przygodowe, w tym robinsonady, pochłaniałem jak świeże bułeczki.

Tajemnicza wyspa wprost mnie urzekła. Nie umiałem wówczas sprecyzować, dlaczego akurat ta książka wywarła na mnie tak silne wrażenie. Dziś już wiem, że zadecydowała nie tylko warstwa przygodowa, ale także bezprecedensowa tematyka. Bohaterowie powieści, trafiwszy na bezludną wyspę, nie tyle walczyli o przetrwanie, ile budowali od podstaw cywilizację, przechodzili w nierealnym tempie od prymitywnej troski o byt do najnowocześniejszych wytworów ludzkiego umysłu. Pasjonujący był ów pozytywistyczny, optymistyczny akt tworzenia, urządzania się, pokonywania trudności.

Po skończeniu lektury naturalnym odruchem było sięgnięcie po następną książkę tego autora. I po kolejną. We wszystkich, w mniejszym lub większym stopniu, odnajdowałem ten sam klimat, tego vernowskiego ducha. I tak zostałem miłośnikiem Czarodzieja z Nantes. W tym czasie (1987 r.) gazeta „Świat Młodych” zorganizowała akcję „Wakacje z Verne’em”. To była prawdziwa uczta dla takich jak ja. Przez prawie trzy miesiące znajdowałem na łamach tego czasopisma omówienia kolejnych powieści Verne’a (do wielu wówczas nie miałem jeszcze dostępu), artykuły, konkursy. W jednym z nich wziąłem udział i zostałem szczęśliwym posiadaczem legitymacji Klubu Miłośników Juliusza Verne’a (nr 508), założonego przez „Świat Młodych” i redakcję Telewizji Dziewcząt i Chłopców TVP. Klub, niestety, niedługo po tym przestał istnieć, jednak dzięki akcji zacząłem korespondować z wielkim polskim pasjonatem i znawcą Verne’a – Winicjuszem Łachacińskim.

Z czasem nawiązałem kontakt z kolejnymi osobami interesującymi się Verne’em – Andrzejem Zydorczakiem i Wojciechem Jamą. Podejmowaliśmy wspólnie różnego rodzaju działania popularyzatorskie, takie jak wydawanie biuletynu „Nautilus” oraz serii „Prace Verneologiczne”, publikowanie kolejnych tomów kopii powieści Verne’a drukowanych w odcinkach w XIX-wiecznej prasie polskiej, przygotowywanie bibliografii publikacji na temat Verne’a itp. To jednak nie wystarczało. Czułem potrzebę bardziej zorganizowanej działalności. W 1997 r. wstąpiłem do francuskiego Towarzystwa Juliusza Verne’a (Société Jules Verne, leg. nr 942) oraz wszedłem w kontakt z Centrum Dokumentacji Juliusza Verne’a w Amiens (obecnie jest to Międzynarodowe Centrum Juliusza Verne’a – Centre International Jules Verne), którego w 2001 r. zostałem członkiem (leg. nr 713). Marzyłem również o tym, żeby w Polsce też powstało takie stowarzyszenie.

W pewnym momencie pomyślałem, że trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. W marcu 2000 r. powołałem do życia Polskie Towarzystwo Juliusza Verne’a. Napisałem statut, założyłem stronę internetową, opracowałem logo, zarejestrowałem stowarzyszenie. Na początku do PTJV zapisali się znani mi wcześniej verniści, z którymi korespondowałem. Z czasem dołączyły kolejne osoby. Rekrutacja trwa nieustannie. Towarzystwo stało się znakiem rozpoznawczym całej naszej działalności, zwornikiem wszystkich działań. Dzięki PTJV zaczęliśmy występować jako podmiot zdarzeń, tak wobec osób i organizacji vernowskich z zagranicy, jak i w wielu okolicznościach w kraju, że wspomnę tu liczne wystawy, targi książki, czy uroczystość nadania imienia Juliusza Verne’a Szkole Podstawowej w Białych Błotach.

Prowadzenie Towarzystwa to zajęcie czasochłonne. Oprócz wielu przedsięwzięć wydawniczych i popularyzatorskich, podejmowanych już wcześniej, doszły jeszcze sprawy „papierkowe”, takie jak wydawanie postanowień, wystawianie legitymacji, aktualizacja strony internetowej, prowadzenie rozległej korespondencji. Poświęcam temu prawie każdą wolną chwilę. A że mam dwóch uroczych synków, czasu wolnego mam bardzo niewiele. Toteż najczęściej sprawami Towarzystwa i w ogóle tematyką vernowską zajmuję się w okolicach północy. Cóż, jedni zbierają znaczki, inni chodzą na mecze, jeszcze inni spędzają wieczory przed telewizorem, a ja prowadzę Towarzystwo. Sprawia mi to dużo satysfakcji. W ten sposób kontynuuję swą wielką pasję z dzieciństwa.

Krzysztof Czubaszek