Kraków, który zobaczyły klasy 7 i 6

Zaledwie 3 metry pod powierzchnią krakowskiego Rynku przekroczyliśmy granicę czasu. Zegar historii cofnął wskazówki o 800 lat. Przez utkaną z mgły zasłonę, na tle której przemykały cienie dawnych mieszkańców średniowiecznego Krakowa, przenieśliśmy się w ich świat.

Pod stopami mając kamienny bruk pamiętający czasy Bolesława Wstydliwego i jego świątobliwej żony Kingi, patrząc na osmalone ogniem pożarów belki, które niegdyś stanowiły ściany domów i warsztatów, wspierani nowoczesną technologią dotykaliśmy czasów minionych - kiedy kupcy ze stron wszelakich różnymi językami władając swe towary zachwalali, waga miejska w tajemniczych jednostkach je przeliczała, kowal w ciemności wpatrywał się w barwę płomienia , uliczny tłum - jak zawsze ciekawski - towarzyszył skazańcowi na szafot, zmarłych blisko kościołów chowano, a tatarskie strzały nie tylko czujnego strażnika na wieży mariackiej przeszyły.

Wchłonięci przez wir czasu, by łatwiej, bez wstrząsów żadnych odnaleźć się w czasach współczesnych, po opuszczeniu gościnnych Podziemi Rynku odwiedziliśmy Collegium Maius - najstarsze progi szlachetnej Akademii Krakowskiej. Choć to fundacja ostatniego Piasta, miano Uniwersytetu Jagiellońskiego dziś nosi na cześć Jagiełły, który kamienice mieszczańskie kazał wykupić, by w nich sale dla żaków i profesorów pomieścić. I choć surowe w swej prostocie, wykształciły wielkich, którzy oddając hołd uczelni pozostawiają osiągnięte laury - Nagrody Nobla, statuetki Oskara, Lwy Weneckie, Berlińskie Niedźwiedzie. Jeszcze trochę,

a widzielibyśmy się sami w gronostajowych togach profesorskich siedzący w ławach leciwej aulii.

Na szczęście głód w końcu przebił się przez warstwę marzeń i dał o sobie znać każąc wesprzeć nadwątlone siły witalne. I tak oto wróciliśmy do nie tylko gastronomicznej rzeczywistości :)

/Renata Kopeć/