„Prace Verneologiczne” zeszyt 2

Krzysztof Czubaszek

Podwójne życie Tajemniczej wyspy


Ostatnimi czasy kilka wydawnictw, oprócz wznawianych po raz kolejny najbardziej znanych pozycji z dorobku Juliusza Vernea, przypomina także te jego tytuły, które po polsku ukazały się ostatnio kilkadziesiąt lat temu, jak również wydaje utwory nigdy dotąd nie publikowane w Polsce. Miłośnicy twórczości Czarodzieja z Nantes mogą się z tego powodu jedynie cieszyć, gdyż mają możliwość kompletowania zbiorów oraz poznawania szerzej nieznanych dotąd powieści i opowiadań.

Po przejrzeniu kilkunastu wydanych niedawno książek Vernea można łatwo rozpoznać politykę wydawniczą sygnujących je oficyn. Otóż niektóre z nich wznawiają część tytułów na podstawie wczesnych edycji przedwojennych. Czynią tak, by zminimalizować koszty produkcji. Zamiast płacić honoraria tłumaczom oraz właścicielom praw autorskich, sięgają po gotowe teksty, opublikowane dawno, przez wydawnictwa, które już nie istnieją, przetłumaczone przez osoby anonimowe (częste przedwojenne zjawisko) bądź już po prostu nieżyjące.

Nie o piętnowanie tego typu praktyk nam tu chodzi, bo skoro są one zgodne z prawem, nie ma w tym nic złego. Chcemy jednak zwrócić uwagę na jego pewien rzadko uświadamiany aspekt.

Otóż dawniej, aż do początku wieku XX, przekładanie z języka na język traktowano dość swobodnie. Tłumacz mógł, w zależności od rodzaju i przeznaczenia tekstu, oddać go wiernie, bądź też skrócić, przerobić. W ten drugi sposób postępowano dość często w przypadku dzieł nienaukowych. Na życzenie wydawców tłumacze przygotowywali odpowiednie wersje - a to skrócone dla niecierpliwych, a to uproszczone dla niewyrobionych, a to wreszcie zinfantylnione dla dzieci i młodzieży. Weźmy np. takie Przypadki Robinsona Crusoe (1719) Daniela Defoe. Wszyscy, którzy czytali tę szkolną lekturę po polsku, poznali nieskomplikowaną, przygodową opowiastkę. Tymczasem angielski oryginał to poważne arcydzieło literatury powszechnej, ponury obraz ówczesnego kapitalistyczno-kolonialnego społeczeństwa.

Wracając do książek Juliusza Vernea, to ich wczesne przekłady na język polski również bardzo często okazywały się takimi przeróbkami. Eksponowano w nich przede wszystkim fabułę, przygodę, usuwając co cięższe wywody naukowe, czy co dłuższe opisy. Można to łatwo sprawdzić, porównując polskie przedwojenne wydania z oryginałami francuskimi.

Współczesne oficyny wydawnicze, korzystając ze starych przekładów, powielają bardzo często owe niedoskonałe wersje. Lepsze to niż nic. Innymi słowy - skoro nieznający języka francuskiego miłośnicy Vernea nie mogą zapoznać się z danym tytułem w oryginale, dobrze, że mają chociaż okazję przeczytać jego wprawdzie niedoskonałe i mało wierne, ale jednak przekazujące treść, tłumaczenie.

Nie można jednak zaakceptować sytuacji, gdy wydawnictwo posługuje się starym , skrótowym tłumaczeniem, mogąc skorzystać z nowszego i bardziej wiernego oryginałowi. Takiego postępowania nie usprawiedliwia szlachetna chęć udostępnienia czytelnikom danego tytułu. Kierując się jego dobrem, oficyna wydawnicza powinna wybrać wersję najlepszą, choćby ponosząc przy tym większe koszty.

Jednym z kilku dostępnych aktualnie na rynku księgarskim przykładów przedstawionego wyżej postępowania jest Tajemnicza wyspa J. Vernea przygotowana przez wydawnictwo "Siedmioróg". Książka oparta została na przedwojennej edycji Gebethnera i Wolffa w tłumaczeniu Joanny Belejowskiej1. Liczy sobie 312 stron i ilustrowana jest z rzadka reprodukcjami oryginalnych grafik D. Férata. Dla niewtajemniczonych młodych czytelników Verne'a jest to książka w pełni wartościowa i atrakcyjna (ładna szata graficzna, dobry papier itp.). Jednakże ktoś, kto miał już kiedyś w ręku któryś z egzemplarzy często wydawanej przez "Naszą Księgarnię" Tajemniczej wyspy w tłumaczeniu Janiny Karczmarewicz-Fedorowskiej, łatwo spostrzeże, że edycja sygnowana przez "Siedmioróg" różni się znacznie od tej ostatniej pod względem objętości.

Tajemnicza wyspa w wydaniu "Naszej Księgarni" zawierała się zawsze w dwóch tomach po ok. 350 stron. Ta sama książka w edycji "Siedmiorogu" liczy, jak już wspomnieliśmy, zaledwie 312 stron. W grę nie wchodzi tu różnica w grubości papieru, ścisłości druku, upakowaniu tekstu na stronie itp. Przekonać się o tym można przeprowadzając ilościowa analizę słów w obu wydaniach. Otóż wynika z niej, że Tajemnicza wyspa w tłumaczeniu Joanny Belejowskiej zawiera ok. 102 tys. wyrazów, tłumaczenie Janiny Karczmarewicz-Fedorowskiej zaś liczy ich sobie ok. 160 tys. Tak więc odkurzony przez wydawnictwo "Siedmioróg" przekład jest po prostu swego rodzaju skrótem, wersją "chudszą" od tej prezentowanej przez "Naszą Księgarnię" o przeszło jedną trzecią.

Gdy porówna się oba tłumaczenia, widać od razu, że Joanna Belejowska dokonała szeregu cięć, pominęła wiele całych fragmentów. Wprawdzie ilość rozdziałów w każdym z przekładów jest taka sama, jednak ich zawartość często znacznie od siebie odbiega. Już od pierwszej strony możemy obserwować różnice w tekstach tej samej przecież książki.

Oto fragment pierwszego rozdziału Tajemniczej wyspy wydanej przez "Naszą Księgarnię":

"Zapewne wszyscy pamiętają potężny wicher północno-wschodni, który szalał w owym roku w czasie wiosennego zrównania dnia z nocą, kiedy to barometr spadł do siedmiuset dziesięciu milimetrów. Huragan trwał bez przerwy od 18 do 26 marca i spowodował olbrzymie zniszczenia w Ameryce, Europie i Azji, w pasie szerokości tysiąca ośmiuset mil, przebiegającym ukośnie przez równik od trzydziestego piątego stopnia szerokości północnej do czterdziestego stopnia szerokości południowej. Zburzone miasta, lasy powyrywane z korzeniami, wybrzeża spustoszone zwałami wody, które runęły w szalonym pędzie na ląd, okręty rzucone o brzeg, których liczba według danych biura <<Veritas>>* wynosiła kilkaset, całe kraje zrównane z ziemią przez trąbę powietrzną, miażdżącą wszystko na swej drodze, tysiące ludzi zabitych na ziemi lub pochłoniętych przez morze: takie oto świadectwo swej furii pozostawił po sobie ten potworny huragan. Pod względem ogromu zniszczeń przewyższył on huragany, które tak straszliwie spustoszyły 25 października 1810 roku Hawanę i 26 lipca 1825 roku Gwadelupę.

------------

<<Veritas>> - prywatna instytucja międzynarodowa, istniejąca w ub. stuleciu, zajmująca się sporządzaniem i publikowaniem sprawozdań o liczbie i ruchu okrętów na morzach całego świata".2

A oto ten sam urywek w wersji przygotowanej przez wydawnictwo "Siedmioróg":

"W owym roku, koło zrównania dnia z nocą zerwał się straszny huragan, trwający bez przerwy od 18 do 26 marca. Przewyższył srogością trąby i huragany, które spustoszyły Hawanę i Gwadelupę, pierwszą 25 października 1810 roku, drugą 26 lipca 1825 roku".3

W tym miejscu, i wielu innych jemu podobnych, mamy do czynienia ze skrótem. Ale tłumaczka pozwala sobie również na zupełne pomijanie pewnych fragmentów. Oto np. w początkowej partii rozdziału czternastego znajdujemy w wydaniu "Naszej Księgarni" poniższy passus:

"Słońce, wschodzące na bezchmurnym niebie, zapowiadało wspaniałą pogodę, jeden z tych pięknych dni jesiennych, które są jakby ostatnim pożegnaniem lata.

Przede wszystkim należało uzupełnić wyniki wczorajszych obserwacji i zmierzyć wysokość Płaskowzgórza Rozległego Widoku nad poziomem morza.

- Czy nie potrzebny jest panu instrument podobny do tego, jakim posługiwał się pan wczoraj? - zapytał Harbert inżyniera.

- Nie, moje dziecko, zrobimy to inaczej, ale w sposób tak samo dokładny - odpowiedział inżynier.

Harbert, który korzystał z okazji, aby się czegoś nauczyć, poszedł za inżynierem. Oddalili się od podnóża granitowej ściany i zeszli na wybrzeże. Pozostali koloniści byli zajęci swoimi pracami.

Cyrus Smith niósł ostrugany przez siebie, prosty kij długości dwunastu stóp. Zmierzył go przez porównanie ze swoim wzrostem, który znał dokładnie. Harbert niósł sporządzony przez Cyrusa Smitha pion, czyli po prostu kamień przywiązany do giętkiej liany.

Gdy znaleźli się w odległości dwudziestu stóp od skraju wybrzeża i mniej więcej o pięćset stóp od wznoszącej się prostopadle granitowej ściany, Cyrus Smith wbił żerdź na dwie stopy w piasek i za pomocą pionu ustawił ją prostopadle do płaszczyzny horyzontu. Potem cofnął się na taką odległość, że gdy położył się na piasku, koniec żerdzi i szczyt ściany granitowej znajdowały się równocześnie na osi jego wzroku. Wbitym w ziemię kołkiem dokładnie oznaczył to miejsce.

Potem zapytał Harberta:

- Znasz podstawowe zasady geometrii?

- Trochę, proszę pana - odparł Harbert nie chcąc się zbytnio chwalić.

- Czy pamiętasz, jakie są cechy podobieństwa trójkątów?

- Tak, ich odpowiednie boki są proporcjonalne do siebie - odpowiedział Harbert.

- A więc, moje dziecko, zbudowałem właśnie dwa podobne trójkąty, obydwa prostokątne: pierwszy, mniejszy, ma jako boki prostopadłą żerdź, linię łączącą kołek z jej podstawą, i jako przeciwprostokątną - oś mojego wzroku; drugi, większy, ma jako boki prostopadłą ścianę, której wysokość trzeba zmierzyć, linię łączącą kołek z podnóżem tej ściany, i jako przeciwprostokątną - także oś mojego wzroku, czyli przedłużenie przeciwprostokątnej pierwszego trójkąta.

- Ach, rozumiem, proszę pana! - zawołał Harbert. - Podobnie jak odległość kołka od żerdzi jest proporcjonalna do odległości kołka od podnóża ściany, tak samo wysokość żerdzi jest proporcjonalna do wysokości tej ściany.

- Tak jest, Harbercie - potwierdził inżynier - i gdy zmierzymy te dwie odległości, wówczas, znając wysokość żerdzi, będziemy musieli tylko rozwiązać równanie, by otrzymać wysokość ściany bez mierzenia jej bezpośrednio.

Obliczono obydwie poziome odległości za pomocą żerdzi, która wystawała ponad piasek dokładnie na dziesięć stóp. Odległość pomiędzy kołkiem a miejscem wbicia żerdzi wynosiła piętnaście stóp, odległość zaś między kołkiem a podnóżem ściany - pięćset stóp.

Po dokonaniu tych pomiarów Cyrus Smith i Harbert wrócili do Kominów.

Inżynier wziął płaski kamień, przyniesiony z jednej z poprzednich wypraw, imitujący tabliczkę łupkową, na którym można było pisać ostrą muszlą, i wyprowadził następujące równanie:

15 : 500 = 10 : x

500 * 10 = 5000

5000 : 15 = 333,33

A zatem ustalono, że wysokość granitowej ściany wynosi trzysta trzydzieści trzy stopy.

Teraz Cyrus Smith sięgnął po swój wczorajszy przyrząd, którego rozchylone ramiona dawały odległość kątową gwiazdy Alfa od horyzontu. Wymierzył dokładnie rozwarcie kąta na kole, które podzielił na trzysta sześćdziesiąt równych części. Wielkość kąta wyniosła dziesięć stopni. A zatem całkowita odległość kątowa pomiędzy biegunem a horyzontem, po dodaniu dwudziestu siedmiu stopni, dzielących gwiazdę Alfa od bieguna południowego, i po zredukowaniu do poziomu morza wysokość płaskowzgórza, z którego dokonane były obserwacje, wynosiła trzydzieści siedem stopni. Cyrus Smith wyciągnął z tego wniosek, że Wyspa Lincolna położona jest na trzydziestym siódmym stopniu szerokości południowej, a raczej, dopuszczając odchylenie w granicach pięciu stopni ze względu na niedokładność pomiarów - że znajduje się ona pomiędzy trzydziestym piątym a czterdziestym stopniem szerokości południowej.

Aby otrzymać położenie wyspy, należało ustalić jeszcze jej długość geograficzną. Inżynier zamierzał określić ją w południe, to znaczy w chwili, kiedy słońce będzie przechodziło przez południk wyspy".4

W tym samym rozdziale Tajemniczej wyspy w edycji "Siedmiorogu" na próżno szukać choćby skrótu przedstawionych w powyższym fragmencie zdarzeń. Tłumaczka uznała je widocznie za zbędne, nudne itp. Poprawiła pisarza, zadecydowała za niego i za czytelnika. Powinna była przy tym być chociaż konsekwentna. Skoro opuściła m.in. opis mierzenia szerokości wyspy, nie powinna była umieszczać w zapowiedzi owego czternastego rozdziału hasła: "Szerokość wyspy"5. Poza tym w obu wydaniach, w dalszej partii tegoż rozdziału, inżynier mierzy jeszcze długość geograficzną wyspy i określa wreszcie jej położenie. W wersji "Siedmiorogu" nie powiedziane jest jednak expressis verbis, że chodzi o ustalenie właśnie długości geograficznej. Są to jakieś obserwacje astronomiczne, zapewne wszechstronne, skoro po ich przeprowadzeniu dowiadujemy się o wyspie, że:

"Rzeczywiście, z jej szerokości i długości geograficznej okazywało się, że leży najmniej o tysiąc dwieście mil od Tahiti i archipelagu Paumotu, więcej niż tysiąc osiemset mil od Nowej Zelandii i przeszło cztery tysiące pięćset mil od wybrzeża Ameryki".6

Widzimy więc, że czytelnicy Tajemniczej wyspy w edycji "Siedmiorogu" zostali w tym jednym miejscu wprowadzeni dwa razy w błąd. Najpierw pozbawiono ich bardzo interesującego fragmentu tekstu, później zaś wmówiono im, że czynności w istocie zmierzające do ustalenia długości geograficznej umożliwiły zmierzenie również szerokości.

Gwoli ścisłości wspomnieć należy w tym momencie o jeszcze jednym drobnym błędzie rzeczowym dającym się zauważyć w owym czternastym rozdziale w przekładzie Joanny Belejowskiej. Czytamy w nim, że:

"pamiętać trzeba, że koloniści Wyspy Lincolna, z powodu, że ich wyspa leżała na półkuli południowej, widzieli gwiazdę dzienną zakreślającą swój łuk ponad widnokręgiem południowym".7

Otóż słońce widzieli oni nad horyzontem nie południowym a północnym, i tak też czytamy w tłumaczeniu Janiny Karczmarewicz-Fedorowskiej, które znów okazało się lepsze.

Przykłady powyższe nie wyczerpują oczywiście repertuaru zaniechań, skrótów, przeinaczeń, jakich dopatrzyć się można w tym nienajszczęśliwszym wydaniu ostatniej części verne'owskiej trylogii, zwłaszcza gdy w czasie lektury posiada się pod ręką jej francuski oryginał bądź o wiele lepszą polską wersję "Naszej Księgarni".

Powielony przez wydawnictwo "Siedmioróg" przekład Joanny Belejowskiej jest z trzech powodów nie do zaakceptowania. Po pierwsze traci w stosunku do oryginału ok. 36 proc. tekstu. Autorytet w dziedzinie tłumaczenia, Karl Dedecius, twierdzi natomiast, że "do 15 proc. strat przy przekładzie jest dozwolone, 25 proc. - to już kryminalna sprawka, a ponad 50 proc. - to już przestępstwo".8 Po drugie, odrzuca to wszystko, co stanowi klimat powieści Verne'a - wtręty naukowe, fragmenty świadczące o pedantycznej dbałości o szczegóły itp. - czyniąc tym samym tej książce niedźwiedzią przysługę, podobną do tej, którą swego czasu tłumacze uczynili dziełu Daniela Defoe. Tajemnicza wyspa w edycji "Siedmiorogu", podobnie jak popularne wydania Przypadków Robinsona Crusoe, to tylko przygodowa książka dla młodzieży, reklamowana na okładce jako lektura. Po trzecie wreszcie trudno zaakceptować wersję gorszą, gdy można korzystać z lepszej. Dlaczego "Nasza Księgarnia" mogła posłużyć się nowym, wiernym oryginałowi przekładem Janiny Karczmarewicz-Fedorowskiej? Przecież, wydając Tajemniczą wyspę zaraz po wojnie, równie łatwo było jej sięgnąć po edycję Gebethnera i Wolffa. Nie uczyniła tego jednak i przez dziesięciolecia mogliśmy czytać Tajemniczą wyspę w całości. Wydawnictwo "Siedmioróg" natomiast, minimalizując koszty własne, dało nam tekst okrojony i podzielony w dodatku nie wiedzieć czemu jedynie na dwa nie zatytułowane tomy9.

Można oczywiście dyskutować z przedstawionym wyżej stanowiskiem. Każdy kij ma dwa końce. Przecież to właśnie uproszczenie Przypadków Robinsona Crusoe zapewniło im taką popularność i literacką nieśmiertelność. Może więc i zinfantylnienie Tajemniczej wyspy wyszłoby jej na dobre. Zresztą, w tłumaczeniu Joanny Belejowskiej poznało ją już kilka pokoleń czytelników.

Nie w tym jednak rzecz. Dla każdego znawcy i miłośnika twórczości jakiegokolwiek pisarza liczy się obcowanie z jego dziełem w jak najczystszej postaci. Jeśli nie może to być oryginał, dobrze jest, gdy zastępuje go wierne tłumaczenie. Dla przeciętnego czytelnika może nieważne są zasygnalizowane wyżej uchybienia w sztuce translatorsko-edytorskiej. Dla vernisty mogą być solą w oku.


Przypisy:

1 Joanna Belejowska jako pierwsza przełożyła Tajemniczą wyspę na język polski.

2 Juliusz Verne, Tajemnicza wyspa, tłum. Janina Karczmarewicz-Fedorowska, "Nasza Księgarnia", Warszawa 1968, t. I, s. 8-9.

3 Juliusz Verne, Tajemnicza wyspa, tłum. Joanna Belejowska, "Siedmioróg", Wrocław 1997, s. 5.

4 Juliusz Verne, Tajemnicza wyspa, "Nasza Księgarnia", op.cit., s. 147-150.

5 Zob. Juliusz Verne, Tajemnicza wyspa, "Siedmioróg", op.cit., s. 70.

6 Ibidem, s. 74.

7 Ibidem, s. 73.

8 Sztuka tłumaczenia (rozmowa z Karlem Dedeciusem) [w:] "Dziennik Polski", nr 1. z 2 stycznia 1998 r., s. 12.

9 Tekst Tajemniczej wyspy w wydaniu "Naszej Księgarni", opublikowany w dwóch tomach, dzieli się na trzy części: Rozbitkowie powietrzni, Porzucony, Tajemnica wyspy.