Nautilus nr 35-36

Adolphe Brisson

Juliusz Verne

Tytuł oryginału Jules Verne

Z francuskiego przełożyła Iwona Korzeniowska


Z początkiem nowego roku powziąłem myśl, aby odwiedzić pana Juliusza Verne’a. Winienem mu był wdzięczność za piękne chwile, które dzięki niemu niegdyś przeżyłem. Byłem niezmiernie ciekaw spotkania i rozmowy z człowiekiem, którego zaskakujące wizje oczarowały miliony młodych Francuzów.

Upewniłem się, że Juliusz Verne nie wyjeżdżał z Amiens, gdzie się na stałe osiedlił. Poinformowałem go o moich zamiarach i w odpowiedzi otrzymałem miły liścik, w którym była wyznaczona data spotkania...

Adolphe Brisson

„Jestem tylko zwykłym człowiekiem z prowincji – pisał pan Juliusz Verne – ale znam doskonale moją prowincję. Pokażę panu naszą ukochaną katedrę”.

Dotarłem do Amiens w wyznaczonym dniu. Zapytałem na dworcu o adres pisarza. Kiedy pracownik kolei dowiedział się, przez kogo jestem oczekiwany, przyjął wobec mnie postawę pełną szacunku i gorliwości, czym obdarzany jest w Amiens ojciec Michała Strogowa. A wysokie uznanie pisarza równe jest co najmniej sławie, jaką cieszą się wieże miejscowej katedry, malowidła Puvisa de Chavannesa1 i sławetny pasztet z gęsi, z których stolica Pikardii ma słuszne prawo być dumna.

– Ulica Charles’a Dubois, piękny dom z ogrodzeniem, bramą, proszę pana, wystarczy iść wzdłuż torów kolejowych.

Mój dzwonek do drzwi zmącił spokój ulicy Charles’a Dubois. Rozchyliła się brama i stanąłem pośrodku podwórka wysypanego piaskiem, którego przedłużeniem po lewej stronie był przyjemny ogródek. Przed sobą zobaczyłem rozpalony piec kuchenny z lśniącą miedzianą blachą, skąd dochodziły do mnie słodkie zapachy. Po prawej stronie znajdowała się zamknięta weranda w formie oranżerii. Jakaś postać zeszła śpiesznie po schodach ganku. To on... Pan Juliusz Verne, prawie siedemdziesięcioletni2, urodzony wiosną 1828 roku; świetnie się trzyma jak na swoje lata i o ile utyka na nogę po dawnym wypadku, to jego umysł zachował młodzieńczą żywotność. Zaprosił mnie do salonu, gdzie spotkaliśmy panią Juliuszową Verne. Poczułem się tam od razu swobodnie, rozgrzany ich sympatią. Pani Verne pełniła wobec mnie z wdziękiem honory pani domu, w którym dekorację stanowią meble i cenne bibeloty, i poprowadziła mnie do niedużego pomieszczenia, w którym stał nakryty stół.

– Nasza jadalnia jest za obszerna, to tutaj jadamy, w przytulnej atmosferze, sam na sam. Nakryliśmy tutaj i dla pana.

Pan Juliusz Verne jada tylko jajka i warzywa jakby był wegetarianinem. Pani Verne jada bardzo mało. A ja, tak z grzeczności, jak i z łakomstwa, próbowałem wykwintnych potraw przygotowanych na mój przyjazd. Rozmawialiśmy o teraźniejszości, o przeszłości, o urzędowaniu w Amiens i o wspomnieniach paryskich, jakże już odległych. Pan Juliusz Verne został wybrany radnym miejskim. Jest radnym bardzo gorliwie wypełniającym swoje obowiązki. Pani Juliuszowa Verne dzieli swój czas na obowiązki związane z działalnością charytatywną i na przyjemności płynące z teatru. Ma w nim lożę, która bardzo rzadko bywa wolna. Gustuje w solidnych i długich sztukach teatralnych, mających po dwanaście, piętnaście aktów: La Tour de Nesle3, Bébé4, La Mascotte5, które impresario rezerwuje dla swoich stałych abonentów.

O piątej rano pan Juliusz Verne zasiada w swoim gabinecie. Ich życie upływa bez zmartwień, bez rozgorączkowania, pośród pracy i przyjemności. Już prawie pół wieku trwa ta sielanka. Mają nadzieję, że żadne niespodziewane wydarzenie jej nie zakłóci i że umrą tak spokojnie jak żyli. Zaledwie dwie godziny podróży dzielą Amiens od Paryża, ale oni nie odczuwają pragnienia, aby wsiąść do pociągu, by podziwiać szczyt wieży Eiffla.

– Po co! – śmiejąc się, wykrzyknął pan Juliusz Verne. – Powietrze tu jest zdrowe, koi nerwy, orzeźwia umysł. A poza tym, żeby pan wiedział, jak jestem mało ambitny!

Obserwowałem pana Juliusza Verne’a, gdy tak mówił o sobie. Zaskoczyła mnie wówczas niezwykła delikatność jego rysów twarzy. Ten człowiek, który wymyślił tyle niezwykłych przygód, w niczym nie przypomina wymyślanych przez siebie bohaterów, ani kapitana Hatterasa, który odkrył biegun, ani Michela Ardenta6, który podróżował na Księżyc, ani kapitana Nemo, który odbywał podmorskie podróże, ani Hectora Servadaca, ani szybkiego Phileasa Fogga. Ma czułe niebieskie oczy, dyskretny głos, jest uważny w gestach, ma postać dystyngowanego i zapracowanego inżyniera, bądź wysokiego urzędnika administracji finansów...7

– Tak, drogi panie. Zrezygnowałem z życia w Paryżu. I jestem z tego niezmiernie kontent.

Juliusz Verne ok. 1894 r.

W ten oto sposób się mi zwierzył. Poprowadził mnie do swojej sypialni, która jest niewielka niczym kajuta na statku, ale za to rzęsiście oświetlona strugami światła z obu niezasłoniętych okien. Poczęstował mnie cygarem, sprowadzonym dla niego z Hawany, które wytwórca nazwał Le Rayon Vert [Zielony Promień] na cześć jednej z jego powieści. Zaczął opowiadać o początkach swojego pisarstwa. Jako student napisał pół tuzina sztuk teatralnych, gdy wyjechał z Bretanii do stolicy, gdzie mgliście myślał o wzbogaceniu się. Nie przepadał za naukami prawniczymi, które studiował. Kochał poezję i muzykę. Kawaler d’Arpentigny8, znany z chiromancji, rywal Desbarolles’a9, wprowadził go do kręgu znajomych Aleksandra Dumasa. Znajomość z de Bréhatem10 otworzyła mu drzwi u wydawcy Hetzela. To była podwójna ścieżka do popularności młodego Juliusza Verne’a. Napisał we współpracy z Aleksandrem Dumasem synem jednoaktową sztukę Przełamane słomki, która przy poparciu Aleksandra Dumasa ojca została wystawiona w Teatrze Historycznym i bardzo entuzjastycznie przyjęta. Pracowali nad sztuką w prywatnych ogrodach Monte Christo, gdy w porze kolacji schodzili się goście, a Dumas w przerwach między jednym a drugim rozdziałem przygotowywał wyszukane majonezy. Brakowało srebrnej zastawy, co nie wydawało się zaskakiwać gości, jednak nie brakowało szampana i pięknych kobiet. Następnie Juliusz Verne został sekretarzem generalnym Teatru Lirycznego, którego dyrektorem był Emile Perrin. Jego uposażenie nie było wysokie, ale w zamian spotykał codziennie znakomitych twórców: Scribe’a11, Adolphe’a Adama12, Aubera13, Clapissona14. W owym czasie wprawiał się w krótkich nowelach inspirowanych utworami Edgara Poe, które wydawało gratis „Musée des Familles”. Jedna z nowelek, Dramat w przestworzach, została dostrzeżona. Bohaterem jej jest szaleniec, który przez przypadek znalazł się w koszu balonu i który chciał zabić swego współtowarzysza podróży15. Widząc, że pomysł z lotami w balonie sprawdził się i jest chętnie czytany, Verne napisał swą pierwszą powieść Pięć tygodni w balonie, która zyskała wielki rozgłos. Upojony sukcesem podjął ciężką pracę, pretendując do zasług na miarę Balzaka. Potrząsnął aż do głębi współczesnym społeczeństwem dzięki nowatorstwu, odwadze i niemal okrucieństwu swych obrazów. Jego wydawca Hetzel ojciec skwitował z mądrością rodzącą się sławę:

– Moje dziecko, proszę zaufać mojemu doświadczeniu. Proszę nie trwonić swych sił i umiejętności. Właśnie dotarł pan do źródeł i umocnił gatunek literacki, który był na wyczerpaniu, wzbogacając go swoistą pikanterią. Proszę pracować nad tym, co, albo dzięki przypadkowi, albo pańskiemu geniuszowi, sprawiło, że odkrył pan te pokłady pomysłów. Dosięgnie pan szczytów, osiągnie sławę i wzbogaci się, pod warunkiem jednakże, że nie zbłądzi pan i nie pójdzie na przełaj. Poczynając od dzisiaj, daje mi pan dwie powieści rocznie i podpisujemy jutro kontrakt...

Juliusz Verne podpisał umowę i rozpoczął bardzo płodną twórczość. Była tak regularna jak dojrzewanie jabłek w jego rodzinnej Bretanii. Była nawet bardziej obfita, bo dostarczała plonu dwa razy do roku: wiosną i jesienią. Żadne wypadki jej nie przeszkodziły; ani wojna, ani rewolucja, które wstrząsnęły Francją, nie wyrwały pióra z tej niezmęczonej, dzielnej dłoni. Właśnie ukazał się siedemdziesiąty siódmy tom twórczości pana Verne’a, siedemdziesiąty ósmy tom zakwitnie wraz z różami, siedemdziesiąty dziewiąty będzie dojrzały wraz z winogronem, a setny ukoronuje całą serię za jakieś dwanaście lat16. Tegoż dnia budynki Amiens zostaną udekorowane flagami na cześć pisarza, a wydawnictwo Hetzela będzie świętować triumf i cieszyć się ze stanu posiadania, którego najlepszą część przyniosła mu płodność pisarska pana Verne’a.

Kiedy gratulowałem powieściopisarzowi jego wspaniałej twórczości, odpowiedział prostodusznie:

– Proszę mnie tak nie chwalić. Praca jest dla mnie źródłem prawdziwego szczęścia. Kiedy kończę książkę, jestem tak długo nieszczęśliwy, dopóki nie rozpocznę następnej. Bezczynność jest dla mnie męczarnią.

Rozkład dnia pana Verne’a jest niezwykle uregulowany. Wstaje o świcie, pracuje do jedenastej, po obiedzie udaje się do siedziby Towarzystwa Przemysłowego, gdzie przegląda codzienną prasę i czasopisma, wszystko w odpowiedniej kolejności: „Le Temps”, „Le Figaro”, „Le Gaulois”. W dni kiedy obraduje rada miejska, pisarz odmawia sobie przyjemności płynącej z lektury, w tym czasie wypełnia z wielką starannością obowiązki wobec miasta. I w ten oto sposób upływa, pogodnie, chociaż w pewnym zamknięciu, życie wielkiego twórcy tylu wspaniałych przygód. Skąd bierze pomysły, skąd czerpie inspiracje? Pisarz szybko zaspokaja moją ciekawość:

– Proszę nie myśleć, że moje powieści są całkiem improwizowane. Kosztują mnie sporo wysiłku: piszę, skreślam i przepisuję po kilka razy, zanim oddam je do druku.

Na dowód pokazuje swoje zapiski do powstającej powieści. Do każdego rozdziału ma wiele notatek dotyczących charakteru postaci, ich dialogów. Potem pisze powieść ołówkiem. Następnie przepisuje brudnopis atramentem, jeszcze go modyfikując. Nie przerywa pracy, dopóki nie znajdzie rozwiązania akcji i nie wypełni założonego scenariusza. By powieść się spodobała, trzeba, by miała optymistyczne i pomysłowe rozwikłanie akcji i by, rzecz jasna, czytelnik jej zbyt łatwo nie odgadł. Pan Verne czerpie pomysły z prasy, telegramów, kroniki wypadków, które czasem dostarczają nieoczekiwanych powiązań i rozwiązań. I tak na przykład z pewnego ogłoszenia Agencji Cook zaczerpnął temat do powieści W 80 dni dookoła świata. Kiedy pomysł zostaje ustalony, zbiera wówczas dokumentację geograficzną miejsc na świecie, w których potoczy się akcja. Prawdziwą pomoc stanowi Geografia Elisée Reclusa. To jest najtrudniejszy i najbardziej żmudny etap pracy, a reszta to gra wyobraźni...

– Jestem wdzięczny George Sand. Zainspirowała mnie do napisania 20 000 mil podmorskiej żeglugi. Chcę panu pokazać list, który do mnie napisała w 1865 roku.

Georges Sand w 1877 r.
(fot. Nadar)

Juliusz Verne ma dokładnie uporządkowaną korespondencję, którą otrzymuje z czterech stron świata. Od razu znajduje list od pani z Nohant:

„Dziękuję Panu za pańskie miłe słowa zawarte w dwóch zachwycających rozdziałach, które mi ulżyły w przeżywaniu bólu i które rozproszyły na chwilę mój niepokój. Jedynie żałuję bardzo, że przeczytałam je, nie mając chwilowo nadziei przeczytać jeszcze kilku tomów. Liczę na to gorąco, że wkrótce zabierze nas Pan ze sobą w podmorskie głębiny, pozwoli Pan swoim bohaterom podróżować w niesamowitych statkach morskich, które Pana wiedza i wyobraźnia będzie wciąż doskonalić. Jak tylko wyda Pan Anglików na biegunie północnym, proszę o przysłanie mi jednego egzemplarza17. Ma Pan szczególny dar pocieszania i podnoszenia na duchu tym, co Pan pisze. Dziękuję po tysiąckroć za przyjemnie spędzone chwile pośród mych smutków. G. Sand”.

Na sąsiedniej wieży zegar wybił czternastą. Mój gospodarz zaprosił mnie do odwiedzenia osobliwości Amiens. Przy bramie wyjściowej dostrzegłem przyczepioną do ogrodzenia mapę z siecią przeplatających się linii.

– Zacząłem bawić się w zaznaczanie trasy podróży wszystkich moich bohaterów. Ale musiałem zrezygnować, bo się już w tym pogubiłem.

Zauważyłem jeszcze jedno, w bibliotece pana Verne’a znajduje się wiele starannie poukładanych jego książek przełożonych na wszystkie języki. Tajemnicza wyspa po japońsku, Z Ziemi na Księżyc po arabsku, z oznakowaniem wydawnictwa Hetzela! Co za szczęście i spełnienie dla pisarza móc znaleźć w każdej księgarni swą książkę, a nawet w tych zakątkach świata, gdzie nie ma księgarni!

Spacerując tak spokojnie z Juliuszem Verne’em, nie mogę go nie spytać o powody mojego zdziwienia: jak to możliwe, że człowiek, który tak doskonale poznał nasz ziemski glob, nie pokusił się, aby go zwiedzić, przemierzyć zamiast jedynie poszukiwać informacji geograficznych tylko w książkach.

Wyznał mi więc, że niegdyś miał mały jacht „Saint Michel”, którym pływał po kanale La Manche i po Morzu Śródziemnym.

– I nigdzie dalej?

– Mój Boże, nie!

– I nie widział pan ludożerców?

– Stroniłbym od nich!

– Ani Chińczyków?

– Nie! Nigdy!

– Nawet nie odbył pan podróży dookoła świata?

– Nie, nie popłynąłem dookoła świata!

Czy oprócz niezwykłych i niebezpiecznych przygód miał pan Verne ulubione zajęcia, jakieś hobby, sport, futbol, polo, łowienie ryb, polowanie, jazdę konną? Wyjawił mi z prostotą, że łowienie ryb to dla niego zajęcie nieco barbarzyńskie, a polowanie napawa go wstrętem. Jeden raz zdarzyło mu się uczestniczyć w polowaniu, wystrzelił nad głową żandarma, który wezwał go do stawienia się przed sądem poprawczym. Od tego momentu przysiągł, iż więcej nie spróbuje.

Długo spacerowaliśmy ulicami Amiens. Dokładnie o trzeciej po południu Juliusz Verne wstąpił do cukierni, jak miał w codziennym zwyczaju, na filiżankę mleka. Potem pokazał mi kościół, muzeum z cudownymi malowidłami Puvisa. Oczarował mnie swą niezwykłą dobrocią, solidnością, różnorodnością wiedzy, wyczuciem, z jakim wydawał osądy i przez cały czas mnie odrobinę zawstydzał. Kiedy za dawnych czasów podążałem za jego podróżami wokół słońca, planet, do wnętrza Ziemi czy do głębin Atlantyku, pomiędzy wodorostami czy wielkich rozmiarów stworzeniami morskimi, myślałem o ich autorze jak o gigancie o zdolnościach, żywotności i umiejętnościach nadludzkich. Tymczasem ten konkwistador pija mleko, jest delikatnym marzycielem, filozofem i przykładnym radnym miejskim.

I jak tu myśleć, że pisarze są odbiciem swej twórczości!


Przypisy:

1 Pierre Puvis de Chavanes (1824-1898) – malarz francuski, jeden z przedstawicieli symbolizmu. Z jego twórczości najbardziej cenione są murale znajdujące się w Amiens, paryskim ratuszu, Panteonie i na Sorbonie, w Poitiers, Marsylii i Bostonie.

2 Jeżeli rozmowa odbyła się pod koniec 1898 r., to Verne skończył 70 lat już kilka miesięcy wcześniej.

3 La Tour de Nesle – sztuka Aleksandra Dumasa ojca (1802-1870) i Frédérica Gaillardeta (1808-1882); z roku 1832.

4 Bébé – komedia Émile’a de Najaca (1828-1899) i Alfreda Hennequina (1842-1887); z roku 1877.

5 La Mascotte – operetka Edmonda Audrana (1842-1901); z roku 1880.

6 Powinno być: Ardana.

7 W wersji opublikowanej w „Revue Illustrée” Brisson dodaje: „Jestem też zaskoczony szczupłością jego sylwetki”.

8 Casimir Stanislas d’Arpentigny (1798-1865) – żołnierz napoleoński (kapitan), „ojciec” nowoczesnej chironomii i chiromancji („nauki” o gestykulacji i czytaniu z dłoni), autor pracy La Chirognomie (1839), a wcześniej wspomnień z pobytu w Rosji i Polsce, spisanych w latach 1813-1814 w obozie jenieckim w Gdańsku (Voyage en Pologne et en Russie, 1828).

9 Adrien Adolphe Desbarolles (1801-1886) – twórca nowoczesnej chirologii („nauki” o dłoni), autor m.in. sztandarowego dzieła Les Mystères de la main [Tajemnice dłoni] (1859).

10 Alfred de Bréhat (1826-1866) – Bretończyk, autor książek dla dzieci i młodzieży.

11 Augustine Eugène Scribe (1791-1861) – francuski dramaturg, którego utwory wystawiane były w teatrach przez ponad trzydzieści lat.

12 Adolphe Charles Adam (1803-1856) – francuski kompozytor oper i baletów.

13 Daniel François Esprit Auber (1782-1871) – francuski kompozytor, autor wielu oper.

14 Antonin Louis Clapisson (1808-1866) – francuski kompozytor i nauczyciel muzyki.

15 „Musée des Familles”, sierpień 1851 r.

16 Wspaniałe Orinoko (1898). Dwa następne tomy to Testament dziwaka (1899).

17 Chodzi tutaj o I tom książki Przygody kapitana Hatterasa, która ukazała się w maju 1866 r. po wcześniejszym opublikowaniu w odcinkach w „Magasin d’Éducation et de Récréation” w latach 1864-1865 pod tym tytułem.


Pod koniec 1898 r. dziennikarz Adolphe Brisson złożył wizytę Juliuszowi Verne’owi. Ich rozmowa, opublikowana początkowo w „Revue Illustrée” z 1 grudnia 1898 r., ukazała się w nieco zmienionej formie w Portraits intimes. Quatrieme serie (Promenades et visites) [Portretach intymnych. Czwartej serii (Spacery i odwiedziny)] (Paris, 1899, str. 111-120). Przekład niniejszy oparty został na przedruku w zbiorze Entretiens avec Jules Verne 1873-1905 [Rozmowy z Juliuszem Verne’em 1873-1905] (Genève 1998, str. 133-139).