Pierwszą siostrę zbudowała na swoje siódme urodziny.
Gdy ciocie i dziadkowie już sobie poszli, wszystkie prezenty zostały rozpakowane i ustawione na półkach a tort zjedzony, rodzice rozsiedli się przed telewizorem, a ona, umyta i w nowej piżamce w króliczki, została sama w pokoju.
Żałowała, że jeszcze nie poznała w szkole nowych przyjaciół, nie ma kuzynek ani rodzeństwa i że nie ma kogo zaprosić na urodziny. Pobawiła się trochę misiami, ale samotna zabawa nie była aż taka fajna. Przydałaby się jej siostra, choćby na ten jeden dzień. Wyjęła z szafki starą piżamkę, wypchała ją kocykiem i koszulkami i posadziła na krzesełku przy stoliku. Po cichutku przekradła się do przedpokoju i wróciła z tenisówkami. Wepchnęła w nie końce nogawek. Rękawy ułożyła na stole i dodała dłonie z zimowych rękawiczek. Zamiast głowy przywiązała urodzinowy balon, na którym dorysowała flamastrem oczy, nos i uśmiech.
Bawiły się świetnie. Opowiedziała siostrze o nowej szkole, o przeprowadzce, o piesku, którego znalazła w parku, ale mama nie pozwoliła go wziąć. Przeglądały książki o kucykach i astronautach. Pokazała siostrze album z ptakami i nauczyła, czym różnie się sikorka modra od bogatki. A potem zgasiła światło i poszła spać.
Śniły jej się szepty, szelesty i czyjś radosny śmiech.
Rano znalazła na stoliku laurkę z życzeniami 100 LAT i odciskiem dłoni. Siostra siedziała na innym krzesełku niż wieczorem, a piżamka i jedna z rękawiczek była ubrudzona plakatówkami.
Przeczytała jeszcze raz laurkę, delikatnie szturchnęła siostrę — nie powodując żadnej reakcji — po czym poszła zobaczyć, co jest na śniadanie.
Jadła właśnie kromkę z masłem i serkiem, gdy usłyszała z pokoju okrzyk mamy: – Aaaa! Aleś mnie przestraszyła tą lalką. – A potem – Mówiłam ci, że nie wolno brudzić farbkami ubranek!
Zjadła śniadanie, wyszorowała zęby, umyła ręce i twarz, ubrała się i gdy wróciła do pokoju, siostry już nie było. Mama rozmontowała ją i pochowała do szafek.
Przywiesiła laurkę nad łóżkiem. Przyglądała się jej przez dłuższą chwilę, zamyślona. Porównała swoją dłoń z tą odciśniętą na laurce. Były inne. Zupełnie inne. Uśmiechnęła się szeroko i, podskakując, pobiegła pobawić się na podwórku.
Tak minęły siódme urodziny.
* * *
Drugą siostrę zbudowała na swoje dziewiąte urodziny. Urodziny nadzwyczaj nieudane, które spędziła w domu, bez gości, cioć, babć, koleżanek, za to z ospą wietrzną i setkami swędzących strupków. Dostała prezenty od rodziców, dostała ciasto, ale to zupełnie nie było to, czego chciała. Na dworze była piękna pogoda, słyszała przez okno śmiechy i okrzyki bawiących się dzieci i nawet nie mogła wyjść. Musiała siedzieć w pokoju, smutna i samotna. I się nie drapać.
Wieczorem wzięła miotłę, przywiązała do niej wieszak i zrobiła siostrę-stracha na wróble, z dresu, tenisówek i czapki z daszkiem. Do wiechcia miotły przypięła klamerkami twarz namalowaną na kartce z bloku: błękitne oczy, nos, skrzywione usta i masę czerwonych kropek.
Postawiła siostrę przy oknie i poważnym tonem wytłumaczyła jej, że nie można wychodzić na dwór, bo ma się ospę i się pozaraża inne dzieci, a to by było niegrzeczne.
– Chcesz być niegrzeczną dziewczynką? – spytała surowym tonem.
Przez chwilę miała nadzieję, że siostra będzie chciała, ale siostra nie odpowiedziała, patrzyła tylko skrzywiona przez okno. Może była smutna, a może zła?
Usiadła przy niej na podłodze, poopowiadała trochę o szkole, o koleżankach, tych fajnych i tych głupich, o tym że chłopaki są dziwne, poza takim jednym, który jest chyba fajny. A potem poszła spać.
Rano zobaczyła, że siostra stoi oparta o szafę i zamiast się krzywić, uśmiecha się, szeroko i łobuzersko. Tenisówki były całe zakurzone. Na stole leżał wianek z piwonii. Założyła go na głowę, spojrzała do lusterka i też się uśmiechnęła. Mimo swędzących strupków.
Tak minęły jej dziewiąte urodziny.
* * *
Trzecią siostrę zbudowała na jedenaste urodziny.
Od rana tyle się działo, przyjechał wujek i przywiózł jej komplet Barbie i różową kuchenkę — nikt w klasie takiej nie miał — byli na spacerze, jadła lody i ciasteczka. Potem przyszli goście, babcia, ciocie i koleżanki. Grały w klasy na podwórku i goniły się na wrotkach, i rodzice pozwolili im zająć cały salon, i jedna z koleżanek nie chciała bawić się Barbie, i się pokłóciły.
Uciekła do swojego pokoju, trzasnęła drzwiami, zastawiła je krzesłem i czekała aż przyjdą i będą ją prosić, żeby wróciła.
Nikt nie przychodził, więc wyjęła z szafy nieprzemakalny płaszcz i założyła go na wysokie oparcie krzesła, pod płaszczem ustawiła kalosze, kaptur wypchała poduszką i zrobiła dużą, starszą siostrę.
Wdrapała się na siedzeniem za jej plecami i czekała, aż rodzice wejdą do pokoju i się wystraszą. Siedziała skulona na krześle i szeptała siostrze do ucha, że wcale nie chciała tej Barbie, że koleżanki są durne i podłe, że jej najlepszy kolega wyprowadził się do innego miasta, że dziadek dziwnie pachnie i że ani rodzice, ani nikt inny na świecie, jej nie rozumie. I że chciała ptaszka, chomika dżungarskiego, królika miniaturkę albo jakieś inne zwierzątko.
Tak szeptała i szeptała, aż jej przeszło i postanowiła, że już nie jest obrażona i pobiegła pobawić się z koleżankami.
Bawiły się tylko chwilę, bo już zrobiło się późno i goście musieli iść.
Nakrzyczała więc na mamę, że to jej wina i na tatę, że po nią nie przyszedł i pobiegła z powrotem do pokoju, popłakać sobie.
I tak zasnęła.
Obudziła się z czymś malutkim, cieplutkim, mięciutkim i mruczącym, wciśniętym w dołek między jej szyją a ramieniem. Powoli otworzyła oczy i zobaczyła najpiękniejszą na świecie kotkę, białą, w czarne i rude łatki, z najbardziej różowym noskiem na świecie.
Popatrzyła na siostrę. Ta stała nieruchomo, poduszka pod kapturem nie zdradzała żadnych emocji. Tylko kalosze były ubłocone.
Chwyciła kotkę i pobiegła do mamy poprosić o mleko i spodeczek.
Było trochę krzyków, ale gdy kotka otarła się mamie o nogi i zamruczała, wiadomo było, że zostanie. I została. Dostała na imię Kotka.
Tak minęły jedenaste urodziny, a potem kolejne kilka lat.
* * *
Kolejną siostrę zbudowała wściekła na matkę, która dała jej szlaban na wyjście. W jej szesnaste urodziny! Tylko dlatego, że ta durna dyrektorka nakryła je na paleniu w szkolnym kiblu. Za coś takiego szlaban? A miały iść do klubu!
Zatrzasnęła drzwi do pokoju i przekręciła klucz w zamku. Otworzyła szeroko okno, wygrzebała ukrytą na czarną godzinę paczkę fajek, wyjęła zza szafy puszkę piwa i, zrozpaczona, usiadła na parapecie. Paliła, piła piwo i patrzyła na ptaki krążące nad drzwiami na skwerku.
Wrzuciła dopalonego papierosa do pustej puszki i, żeby się do końca dobić, wyjęła z szafy kreację przygotowaną specjalnie na tę okazję. Wygodne pantofle, takie do tańczenia, pończochy, małą czarną kieckę, czarną, cekinową kurtkę i kolorowy jedwabny szal. I tę nieszczęsną, koronkową bieliznę, którą zamówiła przez internet. I na co to wszystko?
Włączyła muzykę, na tyle głośno, żeby wkurwić matkę, ale nie na tyle, żeby przyszła walić w drzwi. Ustawiła na krześle konstrukcję z pudełek i książek, zwieńczoną fryzjerskim stojakiem na perukę, tę z sylwestra. Ubrała siostrę w wyjściowe ciuchy, delikatnie rozwijając leżące na siedzeniu krzesła pończochy i upychając je w pantoflach. Poprawiła zadziorną, neonowo niebieską perukę. Na drewnianą, gładką twarz założyła wenecką maskę, którą przywiozła jej ciocia. Pod maską, karminową szminką, narysowała tajemniczy uśmiech. Rękawy kurtki położyła na stole i przytrzymała je puszką piwa — miała za szafą cały sześciopak, zorganizowany specjalnie na ten dzień.
Otworzyła drugą puszkę i zaczęła urodziny.
Jadły paluszki, piły piwo, ona paliła w oknie a siostra patrzyła i słuchała. Gadały o marzeniach, planach, dalekich krajach, serialach, książkach, studiach i kursie na prawo jazdy. Dla beki czytały kolumnę „mój pierwszy raz” w BRAVO GIRL.
Nie zauważyła, kiedy zasnęła.
Obudziła się o świcie. Przez okno wpadał poranny, gryzący chłód. Pokój śmierdział alkoholem i dymem. Peruka siostry była przekrzywiona, szminka rozmazana. Kurtka leżała na podłodze, poplamiona czymś lepkim. Przed siostrą leżał otwarty pamiętnik.
Jej prywatny, o którym nikt nie wiedział.
Otworzyła i zaczęła czytać, powoli brnąc przez nieznany charakter pisma. O imprezie w klubie, o tańcu z chłopakiem, o wpadaniu na siebie i śmiechu, o pocałunkach i piciu — dla odwagi — wściekłych psów. O kolejnych tańcach, wolnych, z przytulaniem, ocieraniem się i rękami błądzącymi w dół pleców. O obcym języku w ustach i jego kwaśnym, tajemniczym smaku. O przytulaniu się w ciemnym kącie i rękach dotykających nieznanych miejsc.
Spojrzała na siostrę. Pończochy miały puszczone oczko. Jej najlepsze pończochy. Z kieszeni kurtki wystawała koronka majtek.
Przeczytała wszystko jeszcze raz. Zapisane wspomnienia w ogóle nie przypominały listów do BRAVO. Były szorstkie, porwane i niepokojące.
Słyszała tylko walenie własnego serca. Płonęły jej policzki.
Wyrwała zapisane kartki, podarła je na najdrobniejsze kawałeczki i wyrzuciła przez okno.
A potem zebrała brudne ciuchy i wrzuciła je do pralki, żeby matka nie poczuła smrodu fajek i wypoconego piwa.
* * *
W osiemnaste urodziny nie planowała robić siostry. Wróciła do swojego mieszkania, małego ale własnego — no dobra, wynajętego przez rodziców — pijana i ubawiona po pachy. Przyjaciółki pomogły jej wnieść wszystkie absurdalne prezenty, które wręczyły jej w pubie i z którymi musiała włóczyć się po barach, delikatnie ale stanowczo wepchnęły ją do środka, poczekały aż zamknęła od wewnątrz drzwi i poleciały, bo taryfa czekała.
Została sama, z kolorowymi torbami i męskim manekinem, którego dała jej najlepsza przyjaciółka — żeby w końcu miała jakiegoś faceta. Manekin był zrobiony z lekkiego, białego plastiku, nie miał twarzy, miał za to olimpijski sześciopak, niepokojąco anatomicznie poprawne sutki i nad wyraz słodki tyłek. Postawiła go w kącie i zaczęła wypakowywać prezenty.
Chwilę później, tłumiąc histeryczny chichot, wyjęła z jednej z toreb realistyczne, silikonowe dildo. Żarówiastoczerwony penis kiwał się obscenicznie. Miał duże, zwisające jądra i przyssawkę u podstawy.
Przewracając się ze śmiechu, polizała przyssawkę i zamocowała penisa na gładkim kroczu manekina. Zrobiła sobie zdjęcie, patrząc na gumowego kutasa z karykaturalnie przerażonym spojrzeniem, zasłaniając dłonią szeroko otwarte usta, i wysłała je do reszty gangu.
A potem rozebrała się i zasnęła jak kamień.
Siostra przyszła do niej w środku nocy. Było zupełnie ciemno a ciężkie zasłony tłumiły szum ulicy. Obudziła się, czując, że ktoś się do niej przytula. Łamiący się, skaczący między oktawami głos łkał w panice. Po co tu jest? Co ma robić? Czemu to ciało jest jakieś zupełnie nie takie? Siostra była zmarznięta i rozedrgana. Przytuliła się i płakała, zasmarkując jej włosy.
A ona leżała, mrucząc, że wszystko będzie dobrze i czuła się dziwnie. Słodko-gorzko. Smutno i wzniośle. Jakby zaczynała rozumieć o co chodzi w dorosłości. Zasnęły.
Obudziła się przed świtem, czując przy sobie ciepłe, męskie ciało. Biodro dotykało biodra, udo uda. Głowa leżała na jej ramieniu. Gdzieś, w nogach, kotka mruczała przez sen.
Położyła dłoń na powoli unoszącej się i opadającej piersi, czując pod palcami drobne włoski. Przesunęła dłoń w dół, muskając udo, wyczuwając pod gładką skórą leniwie rozluźnione mięśnie. Wciągnęła powietrze, pachnące snami obcej osoby. Przesunęła palce przez gęstwinę włosów łonowych i dotknęła, nieśmiało, penisa. Był malutki i pomarszczony. Pod jej dotykiem drgnął. Cofnęła dłoń, jednak on, rosnąc, sam dotknął jej palców. Chwyciła go w garść. Był gorący i aksamitny i o wiele twardszy, niż się spodziewała.
Siostra mruknęła coś przez sen, a ona, zawstydzona i zagubiona, puściła penisa i chwyciła śpiące obok ciało za dłoń. Przez długi czas nie mogła zasnąć, z głową pełną kotłujących się myśli i obrazów.
Gdy obudziła ją kotka, leżała z twarzą niewygodnie wciśnięta w bok manekina. Gumowy penis leżał w nogach łóżka, zaplątany w prześcieradło.
Tak minęły osiemnaste urodziny.
* * *
Siostrę na dwudzieste urodziny zrobiła, żeby pogadać. Złożyła prostą konstrukcję z dresu wypchanego ręcznikami, tenisówek i piłki do siatkówki ubranej w modną czapkę.
Czegoś brakowało.
Założyła na piłkę okulary przeciwsłoneczne i posadziła siostrę w kącie pokoju, przy kaloryferze, a sama umościła się obok, na gęstym, miękkim dywanie.
Kotka ocierała się im o nogi i przynosiła strzępki papieru, by jej rzucać, a one gadały. To znaczy, gadała ona, a siostra słuchała. Chodziło o tatuaże.
Temat chodził za nią od paru lat. Zbierała się, żeby zrobić sobie tatuaż. I nie potrafiła się zebrać. Miała na oku parę świetnych wzorów — pokazała je siostrze na stronach wybranych tatuatorek. Czasem marzyła, żeby dać sobie zrobić całe plecy. Czasem, żeby wytatuować oba rękawy. A czasem bała się nawet małego znaku zodiaku na nadgarstku.
I może kolczyki? Chyba chciałaby mieć więcej kolczyków. Być tajemnicza i seksowna.
Kończyło się jednak zawsze na planowaniu. Bała się, że za parę miesięcy się rozmyśli, że tatuaże przestaną się jej podobać, że mama to jakoś skomentuje. Bała się na stałe zmienić swoje ciało. Próbowała wytłumaczyć sobie, że jest rozsądna. Czuła, że jest tchórzem.
Siostra słuchała, chyba ze zrozumieniem. Zapytana wprost nie odpowiadała.
W końcu rzeczy same poukładały się w głowie. Siostra miała rację, nie było się co spieszyć. Może za rok. Może dopiero jak znajdzie dobrą pracę.
Rankiem siostra siedziała w tym samym miejscu co wieczorem. Gdy rozkładała ją na części pierwsze, z dresu wypadły kolczyki. Dwie poprzeczki do noszenia w sutkach, kółeczko z diamencikiem z pępka i kołatka, do noszenia jeszcze niżej.
Pokręciła z uśmiechem głową i wrzuciła kolczyki do szuflady z biżuterią, obiecując sobie, że kiedyś da je sobie założyć. Może za rok?
Tak jej minęły dwudzieste urodziny.
* * *
O kolejnych urodzinach zapomniała. Wróciła z pracy po dwudziestej drugiej, zmęczona, wkurwiona i upokorzona nieprzyjemną rozmową z szefem. Otworzyła wino, siadła do laptopa i zaczęła pisać do niego maila. Jak ten skurwysyn śmie ją tak traktować? Jak to ona nie pozwie go o mobbing. Jest specjalistką, a nie dupą do robienia kawy. I że ze zdrobnionkami , to on sobie może do swoich koleżków przy piweńku, ale do niej, w pracy, to pełnym imieniem! I w ogóle, morda w kubeł i niech da jej robić robotę, za którą jej płaci. Mikromanagementem to sobie do dupy na raki dojedzie, a nie do realizacji celów na ten kwartał. Pisała i kasowała. Pisała i kasowała. W końcu, ze łzami upokorzenia w oczach, zatrzasnęła kompa, zdjęła garsonkę i ułożyła ją na krześle, żeby się nie pogniotła i poszła dokończyć wino pod kocem, przy serialu i lodach.
Rano zobaczyła, ze laptop jest otwarty a garsonka leży zmięta, wyglądając prawie jak ktoś śpiący na klawiaturze. W wysłanych był mail do szefa. Ostry, wyważony i bezwstydnie asertywny. Pobiegła zwymiotować do ustępu.
Do pracy szła jak na ścięcie, z ciężką, betonową kulą pod żebrami. Dostała swój zespół. Jak jest taka twarda, to niech się wykaże.
Prezent na dwudzieste pierwsze urodziny.
* * *
Siostra na dwudzieste drugie urodziny, to był błąd. To był wielki, koszmarny błąd.
Od miesięcy chodziła za takim jednym typem. Typ jej się podobał. Bardzo. Znajomy znajomych. Spotkali się parę razy, na czyiś urodzinach, na wyjściu na kręgle, na jakiejś imprezie.
Lubił jej zdjęcia na Insta, gdy komentowała jego wpisy na fejsie, zawsze odpowiadał. Raz ją otagował, wrzucając mema z opisem „patrz, będzie ci się podobać”. Wymieniali okazjonalne SMSy.
Chciała pójść z tym dalej, ale się bała. Zadręczała się pytaniami. A jeśli on tylko był uprzejmy? A jeśli mu się nie podobała? A jeśli on okaże się bucem? Czemu sam nie zagada? Może czeka na sygnał od niej, że to OK. żeby wykonał ruch? Jak będzie czekała na kolejne urodziny wspólnych znajomych, to przecież jakaś zdzira sprzątnie jej go sprzed nosa.
Zrobiła siostrę-żyletę. Najwyższe szpilki. Jedwabne pończochy z podwiązkami. Super bielizna. Przygotowywała się do tego pół roku. Specjalnie skombinowała manekin sklepowy. Ubrała go w to wszystko, w zabójczą kieckę, taką z klasą i seksem. Założyła siostrze swoją ulubioną biżuterię. Perukę, tym razem podobną do jej naturalnych włosów. Umalowała manekinowi twarz. Spryskała drogimi perfumami, ciężkimi, z nutami kadzidła i skóry. Wydała na to kupę kasy, ale było warto. Siostra wyglądała szałowo.
Opowiedziała jej wszystkie swoje rozterki.
Poszła spać z mocno bijącym sercem, marząc o dzieciach, wspólnym starzeniu się i kimś, kto będzie przy niej zawsze, gdy tylko będzie go potrzebować.
Rano siostry nie było. Nie wróciła ani tego dnia, ani przez kolejne.
Typ przestał odpowiadać na komentarze, skończyły się serduszka pod zdjęciami, kontakt smsowy się urwał. W końcu, zmienił status na „w związku”.
Ktoś znajomy otagował go na zdjęciu z imprezy. Tańczył z piękną kobietą, której ubranie i biżuteria były boleśnie znajome. Twarzy nie było widać, zasłaniały ją rozwiane w tańcu włosy. Zza nich, lśniące oko patrzyło prosto w obiektyw.
Siostra na dwudzieste drugie urodziny to był błąd.
Głupia kurwa.
* * *
Rok później, przyjaciele wyciągnęli ją na miasto. Było w porządku.
* * *
Przed jej dwudziestymi czwartymi urodzinami typ zmienił status na „żonaty” i wrzucił zdjęcia ze ślubu. Siostra, w prostej i eleganckiej sukni, wyglądała tak pięknie, że aż bolało. Twarz miała zasłoniętą welonem. Zdjęć było zbyt wiele. Co jedno, to piękniejsze.
Rzuciła laptopem na łóżko, czując jak łzy ciekną jej po gorących policzkach. Otwarła szafę i zaczęła z niej wyrzucać ubrania. Wybrała dżinsy, bluzę i zaczęła je napychać bielizną i tiszertami. Trzęsącymi się rękoma próbowała postawić kukłę przy szafie, ale, bez usztywniaczy, konstrukcja się gięła i łamała. Rzuciła ją na podłogę i przeciągnęła do kuchni. Zamiast głowy położyła dojrzałego arbuza.
Popatrzyła na leżącą postać, dysząc ze zmęczenia. Starła pot lecący do oczu i zaczęła kopać, deptać krzyczeć, płakać. Kurwa! Kurwa mać! Aż kotka uciekła pod szafę. Uniosła nogę i opuściła ją, z całej siły, rozdeptując arbuza. Rozbryznął się po całej kuchni. Zmęczona, poszła spać.
Sprzątała do południa.
Kafelki w kuchni musiała wyszorować trzykrotnie, wybielaczem. Ubrania chyba będą do spalenia – myślała. Były sklejone w jedną masę, krwią.
Zablokowała typa na fejsie i jej ulżyło.
* * *
Na dwudzieste szóste urodziny miała pojechać na urlop.
Zapakowała walizkę. Ułożyła na łóżku ubranie na podróż. Świeżo kupione, solidne, wygodne buty, lniane spodnie, sportowy stanik, przewiewną bluzkę, chustę na szyję, okulary słoneczne i słomkowy kapelusik. Sprawdziła rezerwacje i bilety.
Gdy wychodziła spod prysznica, rozdzwonił się telefon. Kluczowy klient zagroził zerwaniem kontraktu i największy projekt roku stanął pod znakiem zapytania. Sytuacja awaryjna. Wszystkie ręce na pokład. Urlopy odwołane. Gdyby teraz wyszła, nie miałaby do czego wracać.
Tego dnia zasnęła na kanapie w salce konferencyjnej. Gdy wróciła do domu, o dwudziestej kolejnego dnia, ubrań na łóżku nie było. Nie było też walizki.
Wpadła na nią w przedpokoju, pół roku później. Walizka była zdezelowana i wyblakła od słońca. Ubrania, pełne piasku, leżały na podłodze w łazience. Kotka tarzała się w nich, zadowolona jak nigdy.
W kieszeniach były drobne monety z dalekich krajów, a na karcie pamięci aparatu setki zdjęć ze słonecznych miejsc, w których nigdy nie była.
* * *
Kilka miesięcy przed jej dwudziestymi siódmymi urodzinami kotka odeszła.
Na urodziny kupiła więc puszeczkę mokrej i saszetkę suchej karmy i ustawiła w kuchni pełne miseczki. Napełniła żwirkiem zdjętą z szafy kuwetę. Z ręczników, szalików i żółtych karteczek zrobiła kota. Poszła spać.
W nocy, ciepłe, włochate ciałko ułożyło się w zagłębieniu między jej szyją a ramieniem, szorstki język liznął w ucho, wybudzając ją na chwilę. Zasnęła ukołysana miarowym ugniataniem pazurzastych łapek i głębokim, zadowolonym mruczeniem.
Rano wtuliła się w ręcznik, pachnący jeszcze kotką, i długo płakała.
Sprzątnęła kuwetę, wsadziła do zmywarki puste miseczki i zaczęła żyć dalej.
* * *
Minęło kilka lat.
* * *
W trzydzieste trzecie urodziny zaskoczył ją dzwonek do drzwi. Otworzyła. Na progu stała jej siostra, ta od typa, wciąż elegancka, z włosami spiętymi w ciasny kucyk. Twarz jej, ale nie jej. Podobna, ale zupełnie odmienna.
– Wpuścisz mnie? – spytała siostra. – Przyniosłam ci czekoladki. Nie wiedziałam, czy pijesz, a mnie nie wolno.
Siostra była w zaawansowanej ciąży. W ręku trzymała wypchaną sportową torbę.
Wpuściła ją bez słowa.
Usiadły w salonie. Siostra, nic nie mówiąc, podwinęła bluzę i odpięła rzepy trzymające na miejscu wypchany worek.
– Sztuczny brzuch – wyjaśniła, – zamówiłam w internecie. Typ chce dziecka, a ja nie mogę zajść w ciążę, bo nie jestem prawdziwa. Musisz mi pomóc.
Skrzyżowały wzrok. Odwróciła oczy jako pierwsza, zerwała się i uciekła do sypialni. Zatrzasnęła za sobą drzwi i oparła się o nie, jakby bała się, że siostra zacznie je szturmować. Po chwili opadła na ziemię i zwinęła się w kłębek na dywanie.
W głowie, w sercu, w brzuchu kotłowały się słowa, myśli, obrazy, serce waliło jak po biegu. Leżała z zaciśniętymi powiekami, wyobrażając sobie, że w salonie nikogo nie ma, że nic z tego się nie wydarzyło.
Obudziła się wciągając gwałtownie powietrze. Policzek przywarł, lepką śliną, do dywanu. Ostrożnie otworzyła drzwi. Cisza.
Na fotelu w salonie półleżał sklepowy manekin w dresie. Na stole stała, w połowie opróżniona, bombonierka.
Niepewnie zajrzała do sportowej torby, którą siostra przyniosła ze sobą. Wewnątrz znalazła krążek szarej taśmy montażowej, zwiniętą folię bąbelkową i lalkę — realistycznego, gumowego niemowlaka.
Siedziała długo na podłodze, obracając lalkę w dłoniach i patrząc na przewróconego manekina. Rzuciła niemowlakiem o ścianę. Podniosła. Chwyciła manekina za klapy, jakby chciała nim potrząsnąć, zawahała się i delikatnie opuściła na podłogę. Otwarła okno i, po raz pierwszy od lat, zapaliła papierosa. Potem drugiego.
W końcu, owinęła starannie lalkę folią i przymocowała taśmą w dole brzucha siostry, zwracając uwagę, żeby główka skierowana była w dół. Zakryła brzuch elastycznym podkoszulkiem, podciągnęła spodnie z poszerzonym stanem i starannie zapięła bluzę. Sztuczną ciążę wyrzuciła do śmieci. Było już ciemno, więc zjadła coś, umyła się i poszła spać.
W środku nocy obudził ją odgłos zatrzaskujących się drzwi na korytarz.
Parę tygodni później, ktoś wrzucił jej do skrzynki pocztowej kopertę ze zdjęciem uśmiechniętego niemowlaka. Przypięła je magnesem na lodówce.
* * *
Na trzydzieste piąte urodziny jej chłopak urządził jej imprezę-niespodziankę. Zjawiła się cała stara ekipa.
Siedziały do rana plotkując, gadając, wspominając dawne przypały i wspaniale się bawiąc. Gwoździem wieczoru była opowieść o rajdzie po barach z manekinem pod pachą i sztucznym fiutem w garści. Z perspektywy piętnastu lat, historyjka była wręcz histerycznie śmieszna.
Nocną część tamtych wydarzeń zachowała dla siebie.
* * *
Trzydzieste siódme urodziny spędziła z mężem na Kanarach. Siedziała z drinkiem w dłoni, w fotelu na tarasie, patrzyła na zachód słońca nad morzem i myślała, że pierwszą miejscówkę z tamtego urlopu, na którym nie była, ma już odhaczoną.
* * *
Trzydzieste dziewiąte urodziny rozpoczęła podpisaniem papierów rozwodowych. Historia była tak odpychająco banalna, że aż wstyd byłoby ją opowiadać.
Wieczorem, z ponurą determinacją, zrobiła siostrę z podkutych glanów, ciemnych spodni, czarnego polaru, gumowych rękawic do sprzątania i wypchanej papierem kominiarki, zrobionej z czapki narciarskiej.
Na noc poszła do przyjaciółki, pogadać o życiu, napić się i wypłakać. Było ich w sumie pięć, co bardzo pomogło, gdy policja przyszła sprawdzać alibi.
Nigdy nie udało się ustalić, kto spalił jej ex-chujkowi samochód i wrzucił przez okno, do salonu, podpaloną butelkę z benzyną. W pożarze nikt nie zginął, ale dom podobno nadawał się do generalnego remontu.
* * *
Ostatnią siostrę zrobiła w swoje czterdzieste urodziny.
Rozebrała się i owinęła kartonem łydki, potem uda, miednicę, brzuch, przedramiona, ramiona i klatkę piersiową. Karton mocowała owijając go szczodrze szarą taśmą. Założyła gumiaki i wełniane rękawiczki. Wciągnęła na siebie luźną letnią sukienkę. Głowę owinęła, szczelnie, wieloma warstwami czarnej folii pakunkowej. Po omacku założyła perukę i słomiany kapelusz.
* * *
Siedzi teraz w fotelu, łapiąc w płuca coraz gęstsze hausty powietrza, i czeka aż zaśnie.